Paradoks Avatara

Na wstępie muszę wyjaśnić dwie rzeczy. Po pierwsze pomysł na ten temat nie jest mój, kilka lat temu na jednym z portali rzuciła mi się w oczy publicystyka na ten temat. Przypomniała mi się ona jakiś czas temu, przy okazji odświeżenia serii Camerona. Muszę wyjaśnić także sam tytuł materiału, historia Na’vi opiera się na pewnym paradoksie, mianowicie pomimo sukcesu pierwszego filmu, księżyc Pandory nie przyjął się w mainstreamie.

 

Ten sposób dość płynnie przeszliśmy do głównej części materiału, czyli rozważań co nie wyszło w rozwoju Avatara. Jakim sposobem film, który przebił wszelkie rekordy w box officie, otrzymał sequel po ponad dekadzie? Jakim sposobem tak popularny film, ma tak mały fandom?

Oczywiście, rzeczy do przemyśleń jest więcej, ale po kolei. Osobiście zacząłbym od roku 2009, czyli premiery filmu. W materiałach promocyjnych do drugiej części reżyser oraz Sam Worthington (Jake Sully) spodziewali się o wiele gorszych ocen widzów. Krytyki obawiali się do tego stopnia, że nie dość, że przez pierwszy tydzień nie przeglądali internetu, to dodatkowo wyjechali z kraju na urlop. Moim zdaniem nie ma tu ani krzty zdziwienia, w końcu sam film promowany był przede wszystkim wykorzystaniem technologii 3D (ówcześnie bardzo popularnej, ale jeszcze raczkującej), a nie fabułą czy światem. Zresztą do tego jeszcze wrócimy. To właśnie ta technologia miała 20th Century Fox dać zastrzyk gotówki, wierzyli oni w sukces do tego stopnia, że budżet filmu wyniósł 237 mln dolarów, przy czym niektóre źródła szacują nawet 310 mln zielonych. Jest to jeden z niewielu przykładów, gdzie budżet przewyższył koszty marketingu - 150 mln.

Co ciekawe film mógł powstać o wiele wcześniej. W roku 1994 James Cameron napisał scenariusz do Avatara liczący 80 stron (przyjmuje się, że na minutę filmu, przypada strona scenariusza). Podsumowując wstępna historia Na’vi, była gotowa trzy lata przed premierą Titanica. Jeszcze przed premierą filmu o ostatnim rejsie niezniszczalnego wycieczkowca, James ogłosił plany stworzenia filmu science-fiction wykorzystującego aktorów generowanych komputerowo (teraz brzmi to dość zabawnie, kiedy Hollywood przechodzi kryzys związany z AI). Niestety ówczesna technologia nie pozwalała na tego typu film, a reżyser oszacował budżet na 100 mln. Te czynniki poskutkowały faktem, że James Cameron skupił się na doskonaleniu technologii oraz kręceniu innych filmów np. otchłań z 1989 roku.

Pierwsze kroki w kierunku premiery pojawiły się w 2005 roku, kiedy Fox przekazało kanadyjskiemu reżyserowi 10 milionów na pilot filmu Avatar. W październiku tego samego roku decydenci zobaczyli owoc pracy reżysera i dali zielone światło na rozpoczęcie zdjęć, jednocześnie dając produkcji nazwę kodową Project 880. Przy okazji James Cameron musiał wycofać się z realizacji filmu Battle Angel (ostatecznie wyreżyserowany przez Roberta Rodrigueza, James Cameron został producentem).

 

Trylogię Władcę Pierścieni oraz Avatara, łączy język stworzony na potrzeby produkcji. Wyzwaniu stworzenia języku Na’vi podjął się językoznawca z Uniwersytetu Południowej Kalifornii dr Paul Frommer. Na potrzeby filmu stworzono ponad 1500 słów (aktualnie jest ich kilka tysięcy) zaś wszelkie zasady gramatyki zostały udostępnione do domeny publicznej. Reżyser chciał języka obcego, ale miłego dla ucha. Łatwego do nauczenia i prostego w wymowie. Podstawą języka miał być “polinezyjski posmak”.

Na nauce języka się nie zakończyło. Aktorzy do roli przygotowywali się poprzez naukę strzelania z łuku i broni palnej, jazdy konnej oraz walki wręcz. Wszystko przypieczętował wyjazd do hawajskich tropikalnych lasów deszczowych.

Fabuła opowiada historię żołnierza-kalekę Jake’a Sully’ego, który pod postacią stworzonej przez ludzi kopii Na’vi. Miał on przeniknąć do mieszkańców księżyca Pandory i namówić ich na opuszczenie swojego domu. Oczywiście mój opis fabuły jest uproszczony. Jednak ja chcę się skupić, na trochę innym aspekcie. Mianowicie pewnym komentarzu, reżysera co do tego, kim jest człowiek. Ludzie w filmie to analogia europejskich kolonistów, którzy przybyli na ziemię Amerykańskich kontynentów. Porównując brak zainteresowania losem tubylców, lokalną fauną, a ich działania skupione na szybkim i dużym zarobku.

Fabuła jest dość prosta na zasadzie “od zera do bohatera”.

Mamy również drugą stronę medalu, czyli opowiadanie za pomocą świata. Avatar dość mocno korzysta z opowiadania przy pomocy narratora tzw. off-top w tym wypadku oczami Jake’a. Dodatkowo na oko około 20% filmu pokazuje nie fabułę, a świat. To jak wyglądają poszczególne elementy przyrody, czy zachowania poszczególnych zwierząt.

 

Nikt jednak nie zaprzeczy, że Avatar największy sukces osiągnął dzięki wykorzystanej technologii. Oprócz wykorzystania technologii IMAX pojawia się nowoczesna technologia 3D, która prócz trójwymiaru, naśladuje sposób, w jaki oczy widzą przestrzeń dostosowując odległość obiektów do perspektywy. Największą rolę odegrała firma Weta Digital, która stworzyła ponad 800 postaci wygenerowanych komputerowo (przypominam, że mówimy o pierwszej dekadzie XXI wieku). Największy projekt firmy wykorzystywał tak dużo mocy obliczeniowej, że o pomoc zwrócono się bezpośrednio do NVIDII, która pomogła opracować nowy silnik przed obliczeniowy - PantaRey. Moc nowego narzędzia pozwalała na render ujęcia helikoptera w zalesionej i pełnej wody scenie pełnej różnych postaci w ciągu półtora dnia. Dodatkowo do scen motion capture (technologia przechwytywania ruchu aktorów) wykorzystywano nowoczesną technikę Image Metrics (technologia uszczegóławiająca mimikę twarzy). Sam film to w 60 procentach CGI, jednak produkcja osiągnęła coś jeszcze, połączyła komputerowe postacie ze zwykłymi postaciami w taki sposób, że w połączeniu nie wygląda to topornie, ani jak kicz.

 

Piętnaście lat produkcji, za kamerą twórca kultowego Titanica, zdobywca dwóch złotych globów, trzech oscarów, dwóch nagród BAFTA oraz ADG za najlepszą scenografię w filmie fantasy, a to wszystko za niecałe 500 mln dolarów. Sukces był tak ogromny, że w ciągu 17 dni przebił miliard dolarów w box office (90% przychodów pochodziła z seansów 3D). Zachwyt krytyków przyniósł 82% na Rotten Tomatoes oraz 83/100 na Metacritic. Opinie widzów pokrywały się z nimi do takiego stopnia, że młodzi ludzie z tęsknoty za Pandorą i chęcią bycia jednym z Na’vi rozważali samobójstwo. Mając nadzieję, że znajdą się w miejscu podobnym do tego wykreowanego przez Camerona. Reżyser, gdy usłyszał o tych doniesieniach powiedział, a właściwie zalecił, aby iść na spacer i przypomnieć sobie otaczającą przyrodę.

 

Sukces porównywalny do chociażby do gwiezdnych wojen, ponad dekada od premiery, a fandom milczy. Kiedy mowa o ulubionym uniwersum, rzadko kiedy mówi się o Avatarze. Piękny świat, który powinien być pełen różnych historii jest pusty. Ilość fanfików praktycznie równy zeru, wyjątkiem są dość duże ilości fanowskich rysunków. Tutaj jednak mamy dobry przykład cichych fanów. Co mam na myśli? Przypomnijcie sobie, kiedy potwierdzono powstanie kontynuacji. Pierwszy zwiastun Istoty wody osiągnął kilkadziesiąt milionów wyświetleń w ciągu godziny. Nagle znaleźli się fani serii. Druga część zaczęła też sprzedaż marki. Powstanie zestawów lego, czy tworzenie gry przez Ubisoft. Gry, która będzie całkowicie nową historią w świecie Avatara. Oczywiście, duży wpływ na to miało przejęcie Fox przez Disneya, a wraz z nim praw do produkcji Camerona.

To czy kierunek, w którym idzie seria jest dobra? Czy zapowiedzenie czterech kolejnych części było dobre? Moim zdaniem nie. Avatar był filmem, który przede wszystkim pokazał, że technologię 3D da się opanować i wykorzystać. Teraz staje się on blockbusterem, a właściwie animacją, która nadal zachwyca wykonaniem i wykorzystywaną technologią. To właśnie jest kluczem sukcesu Avatara, z resztą sam Cameron powiedział, że jeśli trzecia część nie okaże się sukcesem, kolejne części nie powstaną. Co za tym idzie, ostatecznym powodem, dla którego produkcja nie ma tak dużego grona fanów, jak chociażby gwiezdne wojny czy Marvel. Jest fakt, że nie jest ona dojną krową, na której można zarabiać z gadżetów i innych akcesoriach dlaczego? Ponieważ reżyser tego nie chce (tak, wiem, że to nie zależy od niego).

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Vespera pół roku temu
    Retelling Pocahontas z kosmicznymi dekoracjami - tym był dla mnie pierwszy Avatar. Sprzedał się tak dobrze, bo po pierwsze, ludzie chcieli zobaczyć to głośno zapowiadane 3D i mistrzostwo realizacyjne (udało się je osiągnąć), a po drugie: to film dla ludzi, którzy nie oglądają filmów. Nie że w ogóle, tyko po prostu nie interesują się kinem, nie znają dorobku reżyserów, nie potrafią (albo nie chcą, bo ich to nie bawi) szukać tropów i nawiązań. Dla nich była to fajna, miła historia, w której łatwo można utożsamić się z bohaterami i kibicować im - to się udało Cameronowi osiągnąć znakomicie. "Niedzielny" widz był usatysfakcjonowany, bo dostał coś fajnego i ładnego. Ja widziałam mistrzostwo techniczne i sztampową, przyjemną fabułkę, której punkty zwrotne przepowiadałam ze stuprocentową skutecznością - i nie było to złe, po prostu dość płytkie. A płytkie historie nie są w stanie zawładnąć wyobraźnią ludzi na tyle, by powstawały do nich wielkie fandomy.

    Drugi Avater był dla mnie filmem przyrodniczym o wodnych stworzeniach obcej planety i - znowu - mistrzostwem technicznym, ale to chyba temat na następny odcinek felietonu.
  • Maksimow pół roku temu
    Temat Avatara jest na tyle ciekawy, że spokojnie można by stworzyć kilka materiałów. Zgodzę się z płytkością fabuły, ale dla mnie jest to dość dziwne, że tak bogaty świat nie ma żadnego fandomu
  • Vespera pół roku temu
    Maksimow Właśnie dlatego, że nie jest bogaty, w gruncie rzeczy nie oferuje niczego nowego. Było trochę niebieskich cosplayerów i to wszystko.
  • Maksimow pół roku temu
    Vespera opowiada światem, pokazuje jaki jest. Jego kształty i kolory. Nie przedstawia bohaterów tylko właśnie świat
  • Vespera pół roku temu
    Maksimow Tylko jaki to świat? Zróbmy dżunglę taką jak u nas, tylko niech się światełka świecą. Zróbmy góry jak w Chinach, tylko niech lewitują w powietrzu. Zróbmy mieszkańców, których kultura będzie oparta na dawnych ziemskich kulturach. Wszystkie zwierzęta są tak inspirowane ziemskimi, że jestem w stanie nazwać inspiracje. Ta magiczna więź wszystkich ze wszystkimi jest dla mnie rodem z napędzanej LSD i poglądami hippisowskimi literatury SF późnych lat 60. i 70. Wszystko to już było, widziałam to. No, tylko tu jest większe i świeci w ciemnościach.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania