Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Parazit Nocturna

Spacerowałem nocą po parku.

 

Przyjemny letni wiatr miło łaskotał mnie w twarz, zalotnie głaszcząc kosmyki moich już zdecydowanie za długich włosów.

To nie tak że omijałem fryzjera - atrakcyjny wygląd był dla mnie rzeczą ważną, niejako fundamentem początku każdej relacji - jednakże jakoś nie mogłem się zmusić by do niego zawitać.

Więc spacerowałem sobie nocą po parku, a ćmy wesoło latały wokół latarnianych słupów obijając się o powierzchnię szkła.

Pac, pac, pac - pomyślałem że to głupie, że to głupie być taką ćmą wiecznie krążącą wokół celu, jednak nigdy go nie osiągając, gorzej - gonić jakąś mętną iluzję, złudzenie, mimo tak jawnych i solidnych podstaw by w nią nie wierzyć, zrezygnować z absurdalnej czynności walenia głową o szkło.

Jedna z nich, najbardziej puchata, podleciała i usiadła na moim palcu - sympatyczne stworzenia - pomyślałem - choć głupie.

Spojrzałem na zegarek, wskazówki pokazywały godzinę za dwadzieścia drugą. No tak, nie ma takiej godziny.

Potarłem lekko już lepiące się oczy - byłem zmęczony po całym dniu roboty, jednak mimo wyraźnych zachęt ciała by położyć się spać i odpocząć - udałem się na ten nocny spacer po parku.

Po co? Cóż, po pierwsze był, a raczej skończył się już piątek i byłem wolny by robić co chcę - po drugie, cholera miałem na ten spacer straszną ochotę.

To był taki mój sposób na czystą głowę: iść, przejść się, wyprostować nogi - zwykle przeganiało to wszystkie pochmurne myśli jakie zbierały się w moim umyśle po intensywnym dniu czy też tygodniu.

Wziąłem głęboki wdech - tak, powietrze o tej porze było znacznie czystsze, w sam raz można by rzec na taką piękną porę.

Dziwiło mnie trochę że w parku prócz mnie nie ma żadnej żywej duszy, wiadomo że normalni obywatele śpią o tej godzinie - jednak zawsze można było napotkać jakąś napitą młodzież demolującą ławki czy też bezdomnych wyruszających na nocny obchód z wózkiem, poszukując Graala butelek.

Obok mnie przeleciał nietoperz - wzdrygnąłem się nieco, mając w pamięci że stworzenia te lubią zaplątywać się znienacka we włosy niczego nie spodziewających się przechodniów.

Takich jak ja - na tyle nie rozsądnych by wybrać się na spacer podczas ich żerowej pory. Ludzie powinni wtedy spać - zdawały się mówić takim zachowaniem.

Ziewnąłem - w sumie przydało by mi się trochę snu, jednak nie przemyślałem jeszcze tego co miałem przemyśleć, jak zwykle marnując czas na jakieś pierdoły.

Prychnąłem - bez sensu go marnować na jakieś trele morele, kogo w końcu obchodzą cholerne nietoperze czy wszechpolska młodzież?

Zwróciłem uwagę na nieprzerwany dźwięk koncertu cykad - ...cykcykcykcykcyk.... - cudne, naprawdę cudne. Niesamowite że wokół nas - ludzi - żyje wokół tyle różnych gatunków o tak odmiennych życiach.

Tak niepodobnym nam - zdobywcom tego świata! - zaśmiałem się do siebie, kręcąc w niedowierzaniu głową.

- No tak... - westchnąłem ciężko, wypuszczając nagromadzone powietrze. - Tak się nadymamy, napinamy w sobie by wyglądać na bardziej groźnych niż jesteśmy w rzeczywistości. A jak jest naprawdę?

Wszyscy się boimy tego co będzie jutro, lub czego nie będzie - lub czy w ogóle jutro będzie bo przecież to że będzie jutro to wcale takie pewne nie jest.

Usiadłem na ławce, była zielona i odrapana a farba schodziła z niej płatami. Wszędzie popisana była flamastrem w dziwnych słownych kombinacjach, prawdopodobnie młodocianych gangów palących tu marihuanę.

Przydało by mi się troszkę marychy - pomyślałem - w sumie dawno nie paliłem, a w noc taką jak ta, dobrze by było sobie trochę pomyśleć... tak - ...zdecydowanie popadliśmy w pychę jako gatunek, tak pewni swojej pozycji, a jednak dalej bijąc się o nią, zaciekle rywalizując o ten wyimaginowany stopień między sobą - szaleństwo, szaleństwo, zabijamy świnki, które później śmieją się radośnie z kolorowych opakowań. Tak jakbyśmy nie chcieli wcale myśleć o śmierci! Trywializowaniem jej, udawać że nie istnieje oraz nas nie dotyczy - dopóki to my zabijamy a nie nas - to uważamy że jest dobrze.

Choć zawsze mogłoby być przecież lepiej... - ziewnąłem, tym razem bardziej przeciągle. Ławka była całkiem wygodna, mógłbym się w sumie nawet na niej zdrzemnąć... ale co jeśli ktoś wziąłby mnie za jednego z okolicznych bezdomnych lub co gorsza okradł lub wykorzystał w jakiś ohydny sposób? Nie, spanie tu odpada.

W kieszeni bluzy wymacałem prostokąt papierowego opakowania i wyjąłem go, żółtawe światło latarni odbijało się w nierozpakowanej jeszcze folii.

Z zadowoleniem rozerwałem paczkę by dostać się do mojej małej codziennej dawki śmierci - odwracając jednego na szczęście - przesąd jeszcze z lat szkolnych.

 

Pokręciłem głową na widmo wspomnień i odganiając ćmy, pstryknąłem płomieniem.

O tak, nie ma to jak siedzieć sobie w parku piątkową nocą i ćmić fajka przy żywej zwierzęcej orkiestrze.

Nagły powiew wiatru zaszumiał okolicznym rzędem płaczących wierzb - wyglądały jak moje włosy. Szary dym leniwie uniósł się w czarne przestworza ku nielicznie błyszczącym do mnie gwiazdom.

Pomyślałem sobie że to wszystko bez sensu. Że po co siedzę tu sam, w nocy na ławce i przyglądam się gwiazdom podczas gdy wszyscy smacznie śpią, za pewnie regenerując się pogrążeni w ciepłych ramionach swoich partnerek, nawet jeśli mieszkając w jakiejś klitce gdzie bezdomni srają na wycieraczkę - to i tak są razem, chronieni od tego całego syfu który atakuje dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Zacząłem kaszleć, bo zaciągnąłem się za mocno.

Ze łzami w oczach popatrzyłem krytycznie na ten cienki rulonik z uzależniającym suszem w środku - boże, jak to śmierdziało. Paliłem jednak dalej, w końcu była to przyjemna noc i byłem tu sam i miałem przecież myśleć o ważnych sprawach a nie jakichś pierdołach.

Tak, zdecydowanie powinienem się zrelaksować, ostatnio chodzę taki jakiś spięty. W robocie też w sumie ostatnio na mnie dziwnie patrzą... nie, wydaje mi się, znów coś sobie wmawiam...

- Wtem, gdy tak pogrążony w swoim zwyczajnym pogrążaniu się, pogrążałem się coraz bardziej w odmętach swojej nadgryzionej życiem psychiki - dostrzegłem Ją.

Ją, tak piękną i niemal wyśnioną - kobietę.

Szła sobie spokojnie jedną z uliczek, z wolna mijając wyłączoną fontannę w której od dawna nie pływały żadne ryby.

Długie blond włosy, niemal całkowicie białe - powiewały jej elegancko gdy z gracją stawiała stopy na tym popękanym starym chodniku.

Boże, jaka ona była piękna, zjawiając się w moim życiu tak nagle, tak okazale cudownie materializując się dokładnie w tym wymarzonym momencie.

Oniemiały patrzyłem na nią tak, gdy zbliżyła się do mnie.

- Hej, miałbyś fajka? - Zapytała głosem błądzącym gdzieś na granicy brzmienia drapieżnej seksownej kocicy a zagubionej dziewczyny potrzebującej przytulenia.

Zaskoczony i nieco oszołomiony zaoferowałem jej jednego z moich ultra cienkich mentorów silver extra.

Usiadła obok, sadzając swój zgrabny tyłek troszkę za blisko mnie bo zacząłem się lekko pocić z nerwów.

Mając nadzieję że nie zauważy drżenia moich palców podsunąłem jej zapalniczkę z ogniem.

Nachyliła się ku ogniu z papierosem w zębach a płomień zamigotał w jej ogromnie rozszerzonych źrenicach. Była piękna, jednak zastanowiło mnie to czy nie jest naćpana.

- Jesteś naćpana? - chciałem jej zapytać, jednak powstrzymałem się w porę.

- Jestem Angelika - rzekła, wypuszczając dym jak diva nocy na niewidzialnym wybiegu.

- Paweł, miło poznać - odpaliłem następnego, chociaż wiem że mi to szkodzi.

- Co tutaj robisz Paweł, co? - z uśmiechem odgarnęła grzywkę spadającą na jej drobną słodką twarz.

Miała piercing w kącikach policzków, zastanowiłem się ile mogła mieć lat.

- A wiesz, w sumie nie wiem, spacer - zaśmiałem się nerwowo - tak, lubię spacerować w nocy, wiesz jak nikogo nie ma...

Zachichotała

- Wiesz co Paweł? Ja też lubię takie nocne spacery.

Boże, wyglądała tak słodko i niewinnie w blasku latarni, lekko skulona jakby z zimna, w za dużych rękawach swojej bluzki, gdy wokół krążyły ćmy, a cykady tak intensywnie uderzały w swoje skrzydełka, niemal tłukąc się tak jak w tej chwili o żebra tłukło się moje serce.

- A, a, nie boisz się że może ci się coś stać, w końcu wiesz, to niebezpieczna dzielnica a dziewczyny nie powinny same spacerować same po nocy bo...

- Bo co? - Przerwała, niemal agresywnie a jej oko błysnęło złowrogo. - Bo kobiety są słabsze od mężczyzn, tak? Na prawdę tak myślisz, co?

Podałem jej następnego papierosa.

- Spokojnie Angelika, spokojnie. Roześmiała się ukazując podniebienie i zęby... Jezu... - przeszło mi przez myśl. Nie, znów sobie wyobrażam, luz człowieku luz. Wyluzuj.

- Wiesz co Paweł... to miła noc, a ty wydajesz się miłym gościem. Poczułem jak krew napływa mi do twarzy a rumieniec zakwita na piękny czerwony kolor.

- Mam przy sobie coś z czym nie poradzę sobie sama... - wyjęła z kieszeni bluzy, mocno pachnącego skręta.

Liczę na twoją pomoc - szepnęła mi do ucha a ja poczułem jak krew napływa mi również do dolnych części ciała.

- Có..cóż, nie odmówię, w końcu taka piękna noc i w ogóle, ty.. eee, ty też.

- Słodki jesteś, Paweł. To odpalaj, nie ma na co czekać.

Zapaliliśmy, dałem jej pociągnąć pierwszego bucha - dziewczyna wiedziała co robi, jej pełne usta chciwie wyssały dziewiczość holendra.

- Ooo tak... - wzdychając, zamknęła oczy, zapadając się lekko do tyłu na oparciu ławki.

Dyskretnie zerknąłem na zegarek - była niemal trzecia za piętnaście. Uspokój się, stary - powiedziałem sobie, biorąc solidnego bucha.

Wdech za wdechem, jedna słodko - lepka chwila za chwilą, i znaleźliśmy się w stanie który można by określić jako "nieźle napaleni".

Angelika patrzyła na mnie zalotnie zza swojej uroczej grzywki, trącając swoim butem o mój but.

Pomyślałem sobie że Bóg, jednak mnie kocha. I że dobrze zrobiłem nie idąc grzecznie spać jak reszta społeczeństwa.

Tak, tak, skończyliśmy skręta a ona zabrała się za mnie, bez ostrzeżenia wepchnęła mi język do ust. Cykady chyba chciały rozwalić mi serce.

Ślepa ćma rozsądku właśnie definitywnie roztrzaskała się o szło i chyba nie pragnęła już niczego więcej...

Angelika była rozpalona, impulsywna i coraz bardziej niegrzeczna. Mimo takiego stanu, w nielicznych przebłyskach trzeźwych myśli zastanawiała mnie dziwna lodowatość jej skóry.

Jej szybkie ruchy, błysk w oczach i niepokojący śmiech. Boże, była taka seksowna - pomyślałem że to chyba sen, potrącił mnie samochód gdy wracałem z pracy i teraz leżę gdzieś na szpitalnym łóżku, pogrążony w śpiączce, podczas gdy moja rodzina przynosi mi wiązankę sztucznych kwiatów w milczeniu patrząc co też ze sobą zrobiłem... Jezu, w sumie dawno nie byłem w kościele i....

- AUĆ! Co jest kurwa! Angelika.!

Angelika zaśmiała się nieprzyjemnie ochrypłym głosem. Zamrugałem, bo nie mogłem uwierzyć co widzą moje sćpane oczy.

Z kącika jej ust ciekł strumyczek krwi - oblizała wargi swoim długim językiem, nie marnując ani kropli.

- Co, Paweł? Wymiękasz?

Starałem się ją od siebie odepchnąć, jednak zawróciło mi się w głowie.

- Co ty uskuteczniasz dziewczyno!? - zapytałem drżącym głosem. Spojrzałem na zegarek - dochodziła trzecia, a ja przypomniałem sobie co w dzieciństwie o tej godzinie opowiadała mi moja chora, nawiedzona babcia.

Angelika poprawiła włosy.

- Paweł, ty to chyba pedał jesteś.

- Jesteś pojebana.

Miałem dość, chciałem wracać do domu. Krwawiłem z szyi tak mocno że zastanawiałem się czy dziwka nie przegryzła mi arterii, choć do końca nie wiedziałem gdzie jest arteria.

- Dość tego, spierdalam stąd. Spojrzałem na dłoń - była cała czerwona.

- Oj, Paweł, właśnie miały przyjść koleżanki - powiedziała, stukając tipsami w różowy telefon.

Zacząłem biec - kurwa, czułem że koszulka przesiąkła mi już krwią, kręciło mi się coraz bardziej w głowie, dodatkowo byłem nieziemsko spizgany i padałem ze zmęczenia.

Spojrzałem za siebie, Angelika nieśpiesznie podążała moim śladem, najwyraźniej rozmawiając przez telefon.

Wbiegłem na schody do wyżej położonej części parku, ciężko dysząc oparłem się o barierkę.

Zegar pokazywał trzecią trzy.

Pomyślałem że jak wyjdę z tego cało to pójdę do kościoła, wyspowiadam się ze wszystkiego. Będę na powrót dobrym człowiekiem i...

Ni stąd ni zowąd poczułem na twarzy pięść i dziwne wrażenie nieważkości gdy jak długi, runąłem w dół.

Widząc tysiące wirujących gwiazd, zapomniałem pomyśleć o życzeniu.

Nade mną stały dwie uderzająco urodziwe panny. Jedna z nich, ruda - zaśmiała się zwracając do swojej koleżanki.

- Mamy go Zuźka, niezłe ciacho nam się trafiło.

- Wiesz że to niezdrowo jeść po osiemnastej Nina...

Zaśmiały się chórkiem, za ich plecami pojawiła się Angelika.

- To co dziewczyny? Zaczynamy babski wieczór?

- Dawaj Angela, ja zawsze byłam tą nieśmiałą. Poczułem jak drętwieją mi członki, i to nie z podniecenia a z utraty sporej ilości krwi.

Spojrzałem na swoje czerwone palce, ledwie tylko oświetlane mętnym, żółtawym światłem latarni.

Motyle nocy dalej rozbijały się o szkło.

I nie zamierzały przestawać...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Szudracz 06.07.2018
    Gdzie się włóczysz po nocach. ;) Dobrze, że można coś od Ciebie tutaj poczytać. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania