Pełnia nad Millbank

Tekst zainspirowany obrazem Williama Turnera ,, Moonlight, a Study at Millbank” z 1797 roku.

 

 

John Hurt usiadł ciężko na rufie swojego kutra rybackiego, który kołysał się leniwie na spokojnych wodach Tamizy w okolicach Millbak. Rozluźnił mięśnie po całodziennej pracy i pozwolił żeby przeszył go dreszcz, wywołany przez lekki październikowy wiatr. Uśmiechnął się, kiedy uświadomił sobie, że wreszcie, po prawie dwóch tygodniach, nie pada deszcz i że nie będzie wracał do domu przemoczony do suchej nitki.

Było już późno, kiedy John Hurt wrócił wreszcie do przystani Millbank. Księżyc wisiał w pełni nad Londynem, oświetlając miasto swoim bladym światłem. Kontury budynków rozmywały się niewyraźnie między nim a ciemnością nocy, sprawiając wrażenie znacznie wyższych, niż były w rzeczywistości. Rybak opuścił żagiel i pozwolił łódce być niesioną z prądem rzeki, samemu przyglądając się odbijanemu przez jej powierzchnię blaskowi księżyca. Fascynowały go załamujące się na wodzie odbłyski, z których każdy podążał w swoją stronę.

Mężczyzna spojrzał na sieci rybackie, w których znajdował się cały połów i mruknął z zadowoleniem. Dzięki tym rybom mógł pozwolić sobie na odpoczynek przez następne dwa dni, zanim wyruszy w kolejny rejs. Kto wie, może nawet wystarczy mu na nowe buty, bo stare były w naprawdę opłakanym stanie. Oderwana podeszwa w lewym i kilka dziur w prawym sprawiały, że przestały prawie całkiem spełniać swoją rolę. Miał już nawet upatrzone nowe, grube i porządne w kramie pewnego szwedzkiego rzemieślnika, który przywoził do Londynu buty zrobione z foczej skóry i wykonane w ojczyźnie.

Pozwolił, żeby nurt rzeki pchał łódkę do przodu, samemu zaś manipulował sterem tak, żeby nie wpłynąć w słabo widoczny, w pół zatopiony i przepróchniały pomost, po którym od lat nie stąpała żadna ludzka stopa, może prócz bawiących się tam dzieci portowej biedoty. John Hurt ziewnął, po czym splunął za burtę. Skrzywił się, kiedy poczuł w ustach smak krwi. Od kilku tygodni zdarzało mu się pluć krwią, ale nie przywiązywał do tego wagi. Jego ojciec też cierpiał na tę przypadłość i też raczej się tym nie przejmował.

Wyminął zacumowane przy brzegu łódki innych rybaków, kiedy pierwsze dźwięki wciąż jeszcze nie śpiącego miasta zaczęły docierać do jego uszu. Zawołał do chłopca portowego, kiedy dopływał do miejsca cumowania i uśmiechnął się pod nosem, gdy okazało się, że ten nie śpi. Przebiegł po pomoście i złapał łódkę Johna Hurt’a, żeby ta weń nie uderzyła. Później chwycił podaną mu monetę i uciekł na swoje miejsce, czekać na kolejne łodzie. Rybak w tym czasie przywiązał własną, zakrył ją starym, podziurawionym żaglem, a następnie ruszył w stronę portu.

- Johnny! – krzyknął gruby, spocony mężczyzna stojący przed tawerną.

- Dobry wieczór, Adamie – odparł rybak.

- Późno dziś wróciłeś. Jesteś ostatni.

- Wiem, ale miałem niezły połów. Wyślij proszę swoich chłopaków, żeby wyciągnęli ryby z sieci i je zważyli. Jutro rano wpadnę do ciebie, żeby odebrać pieniądze.

- Właściwie dałem im już wolne, ale dla ciebie wszystko.

- Dzięki. Co z Anną?

- Wydaje mi się, że czuje się trochę lepiej. Może nawet się wyleczy… zapłaciliśmy takiemu jednemu lekarzowi z bogatej dzielnicy. Wydaje się znać na rzeczy.

- Wie, co to jest?

- Powiedział, że… zaraz, pozwól mi sobie przypomnieć… Wiem! Powiedział, że to suchoty.

- Suchoty… Dalej pluje krwią?

- Chyba rzadziej niż wcześniej, dlaczego pytasz?

- Bez powodu, z czystej ciekawości.

- Świetnie. Dość już gadania, chodźmy się napić.

- Nie mam ani grosza. Ostatnią monetę dałem chłopakowi, który złapał mnie przy cumowaniu.

- Daj spokój, ja stawiam.

- Nie, naprawdę muszę wracać do domu. Co z moim synem? Widziałeś go dzisiaj?

- Nie, pewnie biegał gdzieś z dzieciakami.

- Mam nadzieję, że już wrócił. Do zobaczenia jutro.

- Trzymaj się, Johnny.

Rybak skierował się w stronę drewnianej szopy, w której mieszkał razem z synem. Znajdowała się ona kilkaset metrów od portu, strasząc posępnym wyglądem gnijących desek. John Hurt wszedł do środka, krzywiąc się, kiedy stanął dziurawym butem w kałuży. Zdziwił się, kiedy zauważył, że drzwi są uchylone. Nie raz zwracał swojemu synowi, Jimmy’emu, uwagę, żeby zamykał je za sobą.

Mężczyzna przekroczył próg i zamarł, kiedy ujrzał zakrwawione ciało swojego syna oświetlane przez nikły blask księżyca wpadający przez dziurę w dachu. Podbiegł do niego i uklęknął, tuląc zimny policzek do siebie. Później przyszedł tylko atak krwawego kaszlu przebijającego się przez łkanie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (25)

  • Elizabeth Lies 04.09.2016
    Aż obczaiłam ten obraz i powiem Ci, że jest naprawdę ładny i wzbudza jakieś dziwne, uczucia, które nie do końca umiem nazwać, ale nie o tym. Dobre opowiadanie, przyjemnie się je czyta, ale najbardziej podobały mi się opisy. Świetnie ubrałeś je w słowa. A co do gruźlicy, nie jest ona przyjemną chorobą.
  • Wierzę na słowo, że nie jest, bo nigdym jej nie doświadczył :) Dziękuję bardzo!
  • Elizabeth Lies 04.09.2016
    Szymon Szczechowicz No ja na szczęście też nie, ale tak mi się wydaje.
  • Elizabeth Lies raczej nie, skoro tak wielu pisarzy decyduje się o niej pisać. Hemingway, Dostojewski... :D
  • Lotta 04.09.2016
    Szymon! Żartujesz sobie? Ehhh, masz tu 5. Cholera, śmiałam się czytając ten tekst. Nie rób tak więcej, bo to nie jest śmieszne.
  • Widzisz, co suchoty potrafią zrobić z człowiekiem! Złe Suchoty, złe! :D
  • Lotta 04.09.2016
    Sam jesteś zły. Jak zobaczyłam te suchoty... padłam :D
  • Lotta Śmiać się z czyjegoś nieszczęścia... okropna jesteś!
  • Lotta 04.09.2016
    To moje nieszczęście. Tylko i wyłącznie moje nieszczęście ;D
  • Lotta I tego rybaka! I żony zarządcy portu! Twoim nieszczęściem jestem ja.
  • Lotta 04.09.2016
    Szymon Szczechowicz dokładnie to miałam na myśli. A tym co sobie pomarli zapewne jest znacznie lepiej niż tym którzy się tu nadal męczą...
  • Lotta na pewno to lepsze niż męczyć się na suchoty...
  • Lotta 04.09.2016
    Szymon Szczechowicz komu Ty to mówisz?
  • Lotta tej, która jest winna ich choroby... :D
  • Lotta 04.09.2016
    Szymon Szczechowicz tak, tak. Ja cierpię na życie, inni na suchoty.
  • Lotta inni cierpią przez Ciebie i na życie i na suchoty.
  • Lotta 04.09.2016
    Szymon Szczechowicz nawet nie wiesz jak bardzo im współczuję :D
  • Lotta własnie widzę... :D
  • Lotta 04.09.2016
    Szymon Szczechowicz czyżbyś mi nie wierzył? ;D
  • Lotta ja nikomu nie wierzę :D
  • Lotta 04.09.2016
    Szymon Szczechowicz i bardzo mądrze ;)
  • Lucinda 04.09.2016
    Woda i żagle skojarzyły mi się trochę z ubiegłoroczną wycieczką szkolną na Mazury, gdzie pływaliśmy na jachtach. W sumie tam też trochę padało i było chłodno, więc... Natomiast główny bohater na początku, zanim jeszcze pojawiło się to plucie krwią, przypominał mi jednego starszego mężczyznę, z którym między innymi miałam okazję płynąć, niektórzy nazywali go wilkiem morskim :D Ale do rzeczy, faktycznie, jak można było się sugerować tytułem i inspiracją, o której wspomniałeś, często nawiązywałeś do blasku księżyca, osobiście lubię takie nawiązania, ten księżyc zawsze tworzy pewnego rodzaju klimat. W sumie tekst bardzo krótki i niewiele jest do analizy, ale czytało się przyjemnie. Zakończenie wydaje się takie... urwane, niewiele wiadomo o samym chłopcu, bohaterze czy jego żonie, miałam przez to wrażenie, że coś jeszcze mogłoby się tam pojawić. Poza tym bardzo dobrze.
    ,,na spokojnych wodach Tamizy, w okolicach Millbak" - bez przecinka;
    ,,Rozluźnił mięśnie, po całodziennej pracy" - bez przecinka;
    ,,żeby przeszył go dreszcz, wywołany przez lekki październikowy wiatr" - bez przecinka;
    ,,Kontury budynków rozmywały się niewyraźnie między nim a ciemnością nocy (przecinek) sprawiając wrażenie znacznie wyższych (przecinek) niż były w rzeczywistości";
    ,,Jego ojciec też cierpiał na tą przypadłość" - ,,tę";
    ,,Wie (przecinek) co to jest?";
    ,,Nie raz zwracał swojemu synowi, Jimmi’emu, uwagę" - mi by bardziej pasowało ,,Jimmy'emu", chociaż zapisu imion się raczej nie czepiam;
    ,,ujrzał zakrwawione ciało swojego syna, oświetlane przez nikły blask księżyca" - bez przecinka;
    ,,atak krwawego kaszlu, przebijającego się przez łkanie" - bez przecinka. Za całość 5 :)
  • Dziękuję, już poprawiłem :)
  • Nazareth 08.09.2016
    Opowiadanie fajne ale brakuje mi czegoś na końcu, rozwinięcia, wytłumaczenia. Zacząłeś wątek gruźlicy i jakoś nie wydał mi sie on wykorzystany. Nie wiem, może czegoś nie zrozumiałem
  • Nazareth O, witaj! Dawnom Cię u siebie nie widział! :D Tak, koniec ewidentnie jest niedopracowany, niedokończony. Byłem tego świadom już wrzucając opowiadanie, ale nie miałem siły na nic więcej :) Dzięki bardzo!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania