Pewna mrówka (1)

-Część pierwsza, w której mrówka zaczyna pierwszą w życiu harówkę-

 

Nie wiem, co się stało, ale nagle jakbym obudziła się z letargu. Do tego czasu pamiętam tylko, że leżałam sobie leniwie z tysiącami innych larw i zanudzałam się na śmierć. Mój cykl życiowy był niemiłosiernie nudny. Jedzenie, spanie, jedzenie, spanie. Ale nagle wyrosły mi nogi i wypełzłam z mojego kokona. Byłam wolna!

No, może przez jakieś pięć sekund zanim nie przylazła ta wredota, strażniczka i zaciągnęła mnie gdzieś wysoko. Po trzydziestu dziewięciu tunelach, dwudziestu set szczelinach i ośmiuset tysiącach napotkanych siostrach i jednego brata, którego widziałam przez ułamek ułamka sekundy, dotarłyśmy do centrum mrowiska. Tutaj to dopiero było tłoczno. I wtedy dostrzegłam królową, moją mamę, która rządzi w tym ponurym królestwie. Wtedy też postanowiłam, że jej nie lubię, bo przez nią zanudzałam się przez całe dwieście pięćdziesiąt dziewięć tysięcy dwieście sekund, a co za tym idzie - nie mam zamiaru jeszcze dla niej harować, jak jakaś...! Nieważne.

Miałam za zadanie odebrać od niej jedno z larwich jaj. Istna porodówka! Jedna mrówka na sekundę. Brrr!

No to chwyciłam pierwszą lepszą z brzegu larwinkę i pobiegłam drogą powrotną, minęłam jednak mój korytarz i wpadłam jak burza na oddział jajęcy... Zadyszana latałam tak przez pół dnia. Całe szczęście, co jakiś czas ktoś podrzucał mi do szczęk coś na strawę.

Pod koniec dnia miałam już kompletnie dość takiego życia. Jakby tego było mało porobiły mi się pęcherze na całym ciele! Całe szczęście, że na następny dzień dostałam awans, ha! Szykuję się na stanowisko zbieraczki. Cudnie. Idealny dzień do ucieczki, mwahahahahaha.

 

-Część druga, w której dostrzegamy romantyczną czułkę mrówki-

 

Pierwsza faza ucieczki.

Kiedy wreszcie przecisnęłam się przez ochroniarzy i kontrolerów głównego wejścia, słońce tak mnie oślepiło, że na moment przystanęłam i przez przypadek wpadłam na jakiegoś gostka. Po krótkiej rozmowie stwierdziłam, że wydaje się całkiem miły. Jebłam go czułkiem po łbie, aby go jakoś oznaczyć, bo zaplanowałam, że wciągnę go w mój genialny plan i, że to z nim ucieknę. Będzie tam strasznie romantycznie, lepiej, niż w Romerze i Dżulii. W skrócie go o tym powiadomiłam, a on natychmiast się zgodził. Wspaniaaaale. Miły gość!

Umówiliśmy się na następny dzień z rana. Ah, żegnaj praco, witaj przygodo! Kurcze! Zapomniałam zapytać go o jego numer identyfikacyjny!

Druga faza ucieczki.

Dobra. Ta praca jest jeszcze gorsza niż poprzednia. Chyba stępiłam sobie żuwaczki, gdy - "nieumiejętnie" - jak to stwierdziła jedna z robotnic z fachu, rozgryzałam kawałek czegoś tam. No, przecie same mówiły, że mam wnosić do mrowiska wszystko, co popadnie...

Poszłam z pretensjami do starszej rozgryzaczki i poprosiłam o dymisję. Nowa praco, przybywam!

 

-Część trzecia, w której poznaje prawdziwy smak nudy i złamanego serca-

 

Do jasnej ciasnej borówki!

Siedzę na tym cholernym krzaczku już kilka dobrych godzin i pilnuję mszyce. No wiecie, to jest takie małe dziadostwo przypominające zminiaturyzowane owieczki, co hodują ci płaskostopi wielkoludy. Niby mszyce są fajniejsze, tylko zaciupię tego kto to powiedział. Kij z tym.

Przez jakiś czas się nie ruszają, tylko słyszysz jak coś przeżuwają, potem nagle wszystko cichnie i wpadasz w panikę, że to może z nudów zdechły, ale okazuje się, że skupiają się na produkowaniu mlecznych bąbli, które wyzyskiwaczki zbierają...

Tak, więc siedzę sobie jakoby jakaś groteskowa pasterka i zbijam bąki. No, prawie, że dosłownie. A poza tym zachodzę w głowę, skąd przyszedł mi ten idiotyczny pomysł, aby zacząć pracować? Teraz tak myślę, że jednak to nie ode mnie zależało, czy pójdę, czy nie. Po prostu to na mnie wymuszono, oh! Straszne, a ja myślałam... no, nawet już nie wiem, o czym.

Spoglądam na inne pilnujące, które chyba nudzą się prawie tak samo, jak ja i głowię się nad wczorajszym dniem. No i co najgorsza - chyba się zakochałam! Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale czuję takie dziwne wibracje w odwłoku...!

Chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że się rano nie pojawił w umówionym miejscu o umówionej porze. Nie rozumiem tych facetów, raz mówią to, raz tamto, myślą o czym innym robią, co innego. Denerwujące to. Ta niewiedza, czy przyjdzie, czy nie, a potem to uczucie, kiedy zostawia cię na lodzie!

Wystawił mnieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.

Dobra, weźmy głęboki wdech... wydech. A teraz pomyślmy nad tym z jego punktu widzenia. Właściwie to nie pomyślałam, czy jest zajęty, czy ma dziewczynę, a może po prostu coś ważnego mu wypadło w mrowisku?

 

-Część czwarta, to jest...-

 

Dzień następny, czyli kolejne godziny z życia mrówki.

O rany boskie! A ja nawet zapomniałam się przedstawić, widzicie, głupol ze mnie, tak jak i z mojej najbliższej siostry Oralii, gehehehe. Bo w ogóle bardzo niewiele mrówek zna swoje imiona, nawet nie mają czasu ich poznać, tylko po prostu rodzą się i chwilę wolnego i do roboty, do roboty! A powracając do tematu. Oczywiście moich rodziców, ee, mamusi, nie stać było, aby wymyślić nic genialniejszego, więc pozostało mi imię Like. Zajedwabiście, c' nie?

Dobrze, że nie słyszeliście o mojej bliskiej koleżance Ultramarynie, ona to dopiero wydziwia! Więc nie chcecie o niej wiedzieć więcej niż to jest potrzebne, czyli nic. Zakończmy ten bezsensowny temat, bo aż mnie odnóża świerzbią, aby się stąd zmyć i przestać znowu myśleć o NIM. Bo jak już wcześniej wspominałam zakochałam się w Tym-Którego-Imienia-Mi-Nie-Wyznał. Aaaah.

A na dziś mam dosyć. Za dużo się ostatnio dzieje w mrowisku, wciąż, a wciąż coś nowego. Ja się po prostu zaczynam BAĆ. Bo to wszystko robi się CHORE. A tak w ogóle straciłam WĄTEK i nie mam pojęcia o czym ja PISZĘ!

Wpadłam na pomysł. Idę zajrzeć do Wielkiej Dziury w Padole, tam jest taka wielka kartoteka, którą sporządza cały sztab mrówek spisywaczek, które zapisują liczbę urodzeń i zgonów w mrowisku Wielkiej Królowej, czyli mojej .... M. No wiecie.

ZW. To znaczy, zaraz wracam.

Dobra, eeeh, eh, tylko złapię oddech. Huuu. Już wróciłam, ueeeeh, uh, ah. Huu. Się zmęczyłam. Musiałam biec chyba ze sto centymetrów na sekundę, w życiu nie biegłam tak szybko. A.

Tak więc, wybrałam się do Wielkiej Dziury, a tam... naprawdę była wielka dziura, nie miałam pojęcia gdzie moje oczyska podziać i w dodatku tak się tam ciemno zrobiło, że aż wyrżnęłam czołem w ścianę. Gdy moje oczy już przyzwyczaiły się do tej ciemnej ciemności, ciemniejszej niż wszystkie inne ciemne zakamarki gniazda, musiałam znowu wyrżnąć się o coś bo straciłam przytomność. Kiedy się ocknęłam ujrzałam... JEGO.

- Jak masz na imię?! - musiałam od razu wypalić. Przez to wszystko nie mogłam spokojnie spać po nocach i w dodatku śniły mi się koszmary.

- Mordre McKee - odparł i zaszczebiotał żuwaczkami.

- No, może bez tego McKee - dodał po namyśle, lecz zasępił się trochę. Lecz wtedy przypomniałam sobie, że ostatnio się umawialiśmy, a on mnie tak po prostu wystawił! Chlasłam go więc czułkiem po łbie.

- Tyyyyy, gnoju ty, jeden!

- Ałaa, czemu to zawsze mnie się obrywa!

Ponowiłam atak czułkiem, lecz ten nawet nie próbował się bronić. Oczywiście przekrzywił nieco głowę, lecz dalej przyjmował moje furiackie ataki. Tak mnie to zbiło z pantałyku, że przestałam i wytrzeszczyłam na niego oczy.

- Zepsułeś się czy co? Co jest, czemu nic nie robisz???

- A co mam robić? Skoro masz taki powód, wal do woli i tak nic gorszego mnie dzisiaj nie spotka. A właściwie i tak natknąłem się szczęśliwie na CIEBIE! - wydawał się uradowany tym odkryciem, ale mina mu szybko zrzedła, kiedy zobaczył moją niezadowoloną minę, w stylu "księżniczka nie dostała tego co chce, więc będzie buczeć".

- C-cooo?! - wybąkałam z wielkim zdziwieniem. Podałam mu odnóże, a ten pomógł mi się podźwignąć na nogi.

- No tak, próbowałem się wtedy stąd wyrwać, ale ta praca... nigdy nie ma jej końca, wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że z każdym dniem jest jej coraz więcej!

Tylko spokojnie. Niczym nie da się naprawić tej, najładniej mówiąc, niesubordynacji. Jednakże teraz przynajmniej wiedziałam, gdzie się przede mną skrył. Ha! I tu cię mam!

- A co ty tutaj robisz? - spytałam podejrzliwie i łypnęłam na niego spode łba.

- No mówię właśnie. Ja tutaj pracuję. A zwalniają mnie z pracy dopiero o północy, więc nie miałem żadnej szansy. Próbowałem się nawet urwać, w ogóle nie przyjść, ale tutaj - prychnął. - Nic się takiego nigdy nie udaje!

- Czyżby? - spytał jakiś obcy głos.

Automatycznie nasze głowy odwróciły się ku niemu.

 

-Część piąta, w której mrówka podnosi oskarżycielskie odnóże-

 

Męski ton zawirował mi w w głowie.

Czekaj, czekaj... męski? Przecież tam stała moja siostra Oralia, o której już kiedyś wspominałam! Wytrzeszczyłam na nią oczy i oskarżycielsko wskazałam na nią odnóżem.

- Co ty tu robisz? - fuknęłam na nią, lecz z takim niemym lękiem, jakbyśmy z Mordre zrobili coś niezgodnego z mrówczym prawem.

- Cicho bądź, głupku! - syknęła w naszą stronę Oralia i rozejrzała się z przestrachem za siebie.

- Dobra, słuchaj. Te twoje pomysły zaczynają mnie doprowadzać do szału, więc... - zaczęła, lecz do mnie nie docierały jej słowa. No, może nie do końca.

Nie miałam pojęcia o czym ona ględzi, więc tylko gapiłam się na nią i wsłuchiwałam się w klekot jej żuwaczek, a poza tym Mordre wciąż trzymał mnie za odnóże, więc byłam trochę nieprzytomna i otumaniona, no.

Kiedy zapadło milczenie, zamknęłam wreszcie żuwaczki i uwolniłam się, a raczej moją łapkę z uścisku mojego księcia z bajki.

- Ale co to ma do tego? - odparłam wreszcie i skrzyżowałam ręce w wyzywającej pozie.

- Słyszałam co knujesz - odparła podstępnym tonem, a ja przestraszyłam się trochę.

- C-co niby takiego?

- No... - zacięła się na moment. - Chodzi o to, że mogę ci pomóc. Może i dlatego, że mam ciebie dość, ale to też pomoc prawda?

- Pomóc w czym?! - Mordre spoglądał raz na nią raz na mnie, a mi włoski stanęły na karku. Niezbyt przyjemne.

- Yyy, no nie pamiętasz, no, jak ci kiedyś mówiłam, eee no o tym, żeby, no wiesz, stąd uciec? - wydukałam nie patrząc na niego.

- Uciec? - zasępił się na chwilę, a jego czułki zadrgały nerwowo. - Myślałem... myślałem, że chcesz coś upiec... - zawstydził się widocznie.

- Hę?!

- No wiesz, był wtedy straszny gwar, a ja prawie nic nie słyszałem, co mówiłaś, więc tylko... - przełknął z trudem ślinę. - No, co ja mogłem robić, kiwałem tylko potakująco...

Wciągnęłam ze świstem powietrze. Poczułam, się tak lekko i nawet nie zauważyłam, kiedy znowu wylądowałam w jego ramionach.

- Hej, wszystko w porządku? - zapytał ze zmartwieniem, a jego czarne oczy zabłyszczały niebezpiecznie blisko mnie.

Z prędkością mrówki wyrwałam się z jego ramion i wbiegłam na ścianę Wielkiej Dziury, tak że kilka drobinek kurzu spadło mu na głowę.

Ha! Dobrze mu tak! Otrzepał się automatycznie i jak zahipnotyzowany spoglądał na mnie.

- Zdrajca - fuknęłam na niego tylko i warknęłam coś jeszcze pod nosem.

Nic nie powiedział tylko z miną winowajcy spojrzał na swoje odnóża.

Miałam straszny zamęt w głowie i nawet zapomniało mi się o obecności Oralii. Oczywiście ta zwróciła na siebie uwagę donośnym beknięciem. Aż z wrażenia spadłam z sufitu. Całe szczęście, że pode mną stał akurat Mordre, bo zwaliłam mu się na głowę. Przynajmniej zamortyzował upadek.

- Auuuuu - jęknął donośnie, a na koniec sapnął ciężko. Zeskoczyłam z niego i otrzepałam odwłok z kurzu.

- Dobra, zgadzam się. Gadaj jak się stąd wydostać. Sama czy nie, co za różnica - prychnęłam i wysunęłam brodę.

- No więc tak...

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania