Piąta jutrzenka
Obudziłam się o piątej jutrzence,
spoglądając na świat przez szyby
z myślą o słodkiej kochance;
gwiazdy mrugały życzliwie
tonąc w basenie różowych chmur znienacka,
a ty najdroższa,
barwiłaś wschodem gładkie usta...
7.11.2012
(Zapisane na lekcji języka polskiego w liceum)
Komentarze (38)
Całość mi osobiście się podoba, ale ja lubię takie „słodziaki”, poza tym wyjątkiem o którym wspomniałem. Troszeczkę mocy w puencie dołożyć i byłoby super ok, a tak jest ok :)
Nie obiektywnie skomentowałem, tylko ze swojego punktu widzenia, ale zawsze :)
Pozdrawiam
pozdrawiam:)
Umysł jest wtedy chłonny, a budzący się dzień powoduje,
że czuję potrzebę, by podzielić się słowem.
Po przeczytaniu Twych myśli, doszedłem do wniosku,
że w listopadzie bardzo łatwo jest ją zauważyć. Wstajemy
bowiem gdy noc wciąż pokazuje swoje panowanie ale już
z każdą minutą przy kolejnych kęsach śniadania, możemy
zaobserwować powrót, jej powrót.
Pewnie nie ma już czasu na opisanie tego, co czułaś, gdy
zagarniała kolejne cienie, gasiła blask gwiazd, ale od czego
jest pierwsza lekcja.
W tym wypadku nie miałem innego wyjścia jak się rozmarzyć o tym
poranku, który czaił się gdzieś w tle, by diametralnie odmienić nasz
stosunek do kolejnych obowiązków, porcji życia, że tak z patosem pojadę.
Nie wyczułem tu jeszcze tej brutalnej rzeczywistości, która nakazuje się przebudzić,
stąd może tak nostalgicznie-lirycznie.
I to prawda, że podczas pisania wychodzi z nas prawdziwa, ta wewnętrzna natura,
którą czasem w ciągu dnia lekceważymy, ale gdy zasiadamy do klawiatury...
Dokładnie tak, to wręcz enigma, taka tajemnicza moc, uwalnia się z nas, a my
po wszystkim nie możemy uwierzyć, że takie myśli, słowa są w nas.
zastąpiła twarda rzeczywistość? Nie ma czasu na fruwanie, kontemplacje
bo wszystko trzeba mieć pod kontrolą a wszelkie partnerskie znajomości
to bardziej przedsionek rutyny? Mam nadzieję, że nie, bo troszeczkę za wcześnie
w wieku 24 lat być tak ogołoconym z tej pierzynki domniemań, niepewności,
wizji urokliwej wyjątkowości.
A skąd wiadomo, że ten legendarny pierwiastek już nie został odnaleziony?
Może każdy jak Ty uważa - daleko im ( Twoim ) do tworów konkursowych.-
Wielu poetów, malarzy, przymierało z głodu, by po ich śmierci wspomniana
kastra z tej niszy jednak dochodziła do olśnienia i wydzierała sobie z dłoni
owe nic nie znaczące wypociny.
Mnie osobiście interesują refleksje, słowa o podwójnym dnie, niedopowiedzenia.
Jestem laikiem, nie znam się na budowie, schemacie, ekspozycji itp.: dlatego
wszystko, co napisałem możesz uznać za komunały, ale jak za iks lat coś się
sprawdzi z tego, to....ech!!! pomarzyć
Być może kiedyś nastanie czas, że w konkursach zaczną pojawiać się od nowa sylwetki zrymowanych metafor, zmysłowe imitacje romantyzmu, który jednak przez dłuższy okres czasu potrafił porwać ludzkie serca nawet jeśli określone wersy niosły jedynie banalne a jednak wyjątkowy w swej naiwności nośnik emocjonalny. Współcześnie, mamy drapać słowami i stawiać naszą indywidualność pod ścianą - zaprzeczyć swojej psyche i równocześnie, stać się oratorami słów na miarę kosmopolitycznego świata.
Ci życzę, byś jeszcze nie raz doznała takiego uczucia, gdy Cię połamie,
każe wszystko przeanalizować, zdruzgota marzenia. To jak głosi wieść
pozwala dojść do własnego "ja", zapomnieć o swoim egoizmie.
Aby być dobrym pisarzem, trzeba ( wybacz dosłowność) zgwałcić samą
siebie, zapomnieć o czytelniku, wyrzucić z siebie, to o czym boisz się
myśleć przed snem, to czego nie chcesz pamiętać.
I sama sobie odpowiedz na pytanie, czy mimo wszystko, ten powrót
przez ciernie nie byłabyś dalej jak piszesz " oślepiona", a może widziałaś, ale
nie tak jak dziś?
Czy szczęście mierzy się ilością zwycięstw, bez zadrapań i spojrzeń na
innych, którzy są słabsi.
Bo mnie jakoś bardziej cieszy, jak zdobędę coś, dojdę po wielu latach.
Jak mój pragmatyczny świat ktoś kopnie to nie będę oszukiwał, buntuje się,
czasem poddaję, mówię Bogu, że koniec, wali mnie takie życie,
ale wreszcie wstaję i jest, mniej, nie takie jak może sobie wymarzyłem,
ale moje i nawet czasem lepsze niż zakładałem.
Tak jak Ci pisałem, dla mnie wiersz to wyższy poziom, nie szukam więc
wzorców, poprawności, a lubię zabawę w buszowanie między słowem.
Nie lubię pisania na konkurs, pod publiczkę, dla mnie to traci wiarygodność.
To powinno być czystym spontanem. Niech to nie będą szachy, gdzie
mamy zmanipulować przeciwnika, niech czysty umysł triumfuje, niech zwycięży
to, co w nas. Nie liczmy się z innymi do póki nie stukniemy ostatni klawisz.
By skończywszy dziwić się, że aż tak mnie poniosło.
A jeśli w tym wyczytają imitację, nośnik, albo banalność, która w prostocie
jest wyznacznikiem trendu, który psychika za rok odrzuci jako kicz.
Czy to nie jest warte by się zapomnieć w szaleństwie oddania jakim jest
pisanie.
Pewnie nie, bo ty szukasz w sobie dyrygenta kolejnych psalmów, wierzysz
w doskonałość, która jak powiedział Tołstoj jest ułomna w swej formie i to
ją czyni wyjątkową.
Uczyniłaś chyba z czegoś, co ma być Twoją enklawą, wspaniałą przygodą
sport wyczynowy. Nie rozumiem dlaczego tak do tego podchodzisz?
Czemu ci decydenci, sfiksowani maniacy schematów, propagujący
klucze, widełki, w jakich maja się mieścić słowa, bezczelnie narzucają
Ci skojarzenia, de facto wpływają na sens Twych myśli.
Sama to czujesz, pisząc: -" z góry są odrzucane przez swą delikatność..."
Wytłumacz mi laikowi, jak można z czegoś tak subtelnego, czystego,
- czym zapewne jest wiersz-
gdzie każda głębsza myśl, refleksja jest zawarta w perełce, wręcz sentencji,
wskazywać palcem na czcionkę, mówiąc: " to mało komercyjne, nie wstrząśniesz światem.
Dokładnie tak, zabija się kreatywność, zniechęca do otwartości.
Czy nie czujesz przez taki stan rzeczy, że to, co wyjdzie z pod Twego pióra,
po części jest utworem, ale i w jakiejś mierze tworem, czymś sztucznym?
By dopieścić erudytów, zlepiłaś swą myśl z ich oczekiwaniami i w zasadzie
wszystko się zgadza, jest wiedza przyswojona, czytelnik zakręcony, nisza z wyższością
przytakuje, konkurs wygrany, publikacja poszła w eter.
Tylko czy pan/pani autor patrząc na biurko nie szuka oryginału, kartki
na której było to, co jej/ jego, przed selekcją, to, co jest genezą,
a nie pra formą.
między czcionką, wznoszę na falę zakotwiczoną już przez przedmówcę
myśl, by mi wyłożył swoje bóle. Dlatego w żadnym wypadku nie możesz
brać winy za moje domniemania.
Wybacz, ale celowo napisałem komentarz, który był arbitralnym, stawiającym
Cię w świetle pchających się na piedestał, nie zważającej na ustępstwa,
byle zaistnieć, kosztem własnego jestestwa.
Nie powiem, że byłem pewien, że aż tak jaskrawo wyłuszczysz mi swoje stanowisko,
zwłaszcza to wręcz odcięcie się patriarchalnego reżimu ( bo tak odczytuję słowa :
- " ..wyrównanie rachunków.) wyprostowało mi mój kręgosłup moralny.
Cieszę się, że masz tak humanitarne podejście, gdzie przyporządkowanie, podział,
czy jakakolwiek wybiórczość kojarzy Ci się z poza boiskowymi zagrywkami.
Będę to powtarzał jak mantrę, że ni w ząb nie rozumiem poezji, ale mam możliwość
dostrzegania dobra i wiem, że nie jest to polemika o warsztat literacki, obrona
wartości nadrzędnych, czy choćby konserwatywnego nastawienia danego oponenta.
Nie mogę Ci przyznać racji, ani zaprzeczyć, czy to już jest ustawianie oręża, a
każdy autor o miękkim karku jest potencjalnym kandydatem na wodzireja kunsztu
zwrotki zamkniętej w "ich" urojonej imitacji romantyzmu. Bo nigdy nie interesowała
mnie rywalizacja a samo przesłanie, podwójne dno (" ja "czy ego to kot, czy też róża
w tym samym momencie) e tego się nie chce dstrzec, bo
prawdopodobnie, zmusiłoby to do ustępstw o których pisałaś( homo....schema...)
Kiedyś to jednak musi się zmienić i mimo upadku moralności, ludzie przestaną
gardzić ulotnością, powrócą do wsłuchania się w siebie, jak porzucą teksty sms-owe
na rzecz głębszych refleksji pisanych na papeterii. Naiwny jestem? Być może, ale
z przekory Ci nie przytaknę
tylko i wyłącznie subiektywne, bo raczej nikt tak tego nie widzi
To jak z wirtuozami uwertur, siadają, przeżywają, wkładają w to, cały
swój kunszt, kładą dosłownie i w przenośni nacisk na dany akord i
wybierz tego, co powielił Szopena. Chyba sam protoplasta miałby
ból głowy, by odszukać swych pragnień, które wybrzmiewają wśród tylu
uczestników.
Poruszyłaś tu zagadnienie gustu, który jest zarówno obrońcą dzieł, jak
i przekleństwem dla przegranych. Zawsze znajdzie się rewers danego wyboru
lub jego zaniechania, które będzie łatwo wytłumaczyć. Więc teoretycznie
powinno być łatwiej usiąść i przeczesać dane prace, utwierdzając swoje
wybory, czytelnym pragmatyzmem, nie dającym się zaszufladkować.
Ale pewnie zasiadając do takiego jury i tak wciąż miałabyś wiele prac w dłoni
i nim odrzuciłabyś jakąkolwiek dziesiątki razy byś ją czytała, by znaleźć to coś,
co czyni jej przekaz nazbyt oczywistym. Piszę to dlatego, by stanąć tak po środku
i raz jedyny im przyznać rację, że to też ludzie i mają prawo to coś dostrzec,
ale mogą i w tym dniu wśród podobieństw formy dostać takie antidotum na te
oryginały i w swej lekkiej odmienności, nawet lekka ułomność będzie świeżym
oddechem, taką tlącą się nadzieją nowej myśli.
I wybierają to po wielkiej debacie, a zainteresowani wietrzą nepotyzm, nakreślają
swoje wizje, porównują wiersze i zauważają, że nawet w detalach jest zbieżność,
więc czemu nie ja, on, a ten odmieniec.
Nikt jeszcze nie dogodził wszystkim, więc daleki byłbym od nagradzania multum prac
traciłoby to na prestiżu, ba! Nawet na wiarygodności. To jak z tym portalem, nawciskane
gwiazdki a człowiek szuka w komentarzach potwierdzenia, czy aby x, naprawdę
napisał coś, co rzuci mnie na kolana jak w tamtym tygodniu pan/i y.
Ale na szczęście tu na portalu żadna grupa się przez to nie rozpadnie, więc śmiało
róbmy swoje stawiając bonusy, one tak naprawdę niczego nie zmieniają.
do stawania się lepszym. Musi być konkurencja, skala porównawcza choćby dla tych,
co chcą poznać swoje możliwości. Jednak taki Coubertin to chyba się w grobie przewraca,
gdy widzi dzisiejsze olimpiady, a zwłaszcza te medykamenty, kontrole dopingowe i tych
pół zawodowców z trzeciego świata, którzy mogą jedynie pomarzyć o równych szansach
w starciu z hegemonią potęg.
I w takim aspekcie widzę, te nominacje, gdzie właśnie poplecznictwo jest głównym atrybutem.
Gdzie liczy się poszczególne sympozja, zabieranie głosu i odpowiednie pytania mające
zdyskredytować nieobecnych są jednoznaczne z umacnianiem swego kapitału. Im więcej
wymieniamy uścisków dłoni, pytamy wodzirejów o tajniki pracy, tym bardziej stajemy się
bezpieczni dla kapituły.
Z tym mam dylemat, czy nagły dopust do enklawy bez przymusowego posłuchu jest wskazany
i czy może przysłużyć się, czy stanowić początek końca. Wbiłaś mi ćwieka i nie odważę się
umieścić takiej persony jako nominowanego, bo gdzieś z tyłu potylicy siedzi chochlik i każe
mi wpisać podwykonawca. I do czego to doszło, że człowiek miast jednoznacznie wyglądać
pozytywów a w zwycięzcy kolejnego prekursora, którego biografię już sprzedają na pniu,
niemal współczuję kolejnych lat. Które być może nigdy nie będą już takimi jak jeszcze wczoraj
gdy popijając herbatkę miał idee, oczyma wyobraźni widział swoje starania uwiecznione sukcesem.
Tylko, że nie przewidział, że zdanie - miarą sukcesu jest ilość wrogów - to nie oksymoron a jego...
przekleństwo?
scenopisu w którym każdy niuans, propozycja i wreszcie sama polemika stanowiłaby
nieopisane źródło wiedzy. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że to wręcz stanowiłoby
kompendium wiedzy.
Tak, wywiady, coś, co ma być zrobione dla mediów, społecznie unormowane by taki laik
jak ja mógł być pewny, że zrobili co w ich mocy, by docenić pracę, jakoś tak pośrednio mnie
przekonuje. Ale dokument, to zmienia postać rzeczy, tam nie ma miejsca na przefiltrowanie
słów, jeśli jest to nawet improwizowane, to nie może być do końca kontrolowane, bo gdzieś wśród
wielu minut, znajdzie się moment zapomnienia, że jestem filmowany. Przytrafi się emocjonujący
moment, werbalnie wypowiedziana refleksja, czy spór czy to o celowość, interpretację, czy
wiele innych pomniejszych kwestii.
Mam nadzieję, że to gremium jest wybierane niezawistnie i jest tam różnorodność gustów i
jak zaznaczasz rozterki są ich chlebem powszednim. Bo chyba najgorsze, co może się
przytrafić ( uczestnikom - autorom ) to jury, które już wszystko ma za sobą i w zasadzie
nie czują już tej podniety czy choćby dreszczyku emocji, że dostąpił zaszczytu.
a co za tym idzie ich doświadczenie, praktyczny wkład w tej dziedzinie
sztuki, czy teorię, która ma przełożenie na wiele tomów.
Jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy na temat takich tajników jak esencja
poezji, czyli wszelkich zastosowań ( wybacz, ale nie umiem użyć adekwatnych
nazw jak metafora itp.") technicznych, które tymże wykładowcom od razu
pokazują, kto zać. Innymi słowy wiedzą czy ktoś jest wykształcony w tej dziedzinie,
czy tylko "liznął " powierzchownie, ale, że chce to nie zważa na przeciwności i
idzie wręcz w zaparte. Ale nie wiem, czy nie bardziej mnie zaskakuje fakt, że
śledzisz takie strony od kuchni, że oprócz arkana, stricte literackiego, również
te podsumowania, widać jest to naprawdę ważna sfera twego życia. Z drugiej
strony, jak się coś kocha, to jest jak oddychanie, sen, konsumpcja. Wiem,
zabrzmiało to trywialnie, ale często najprostsze porównania najlepiej obrazują
dany stan rzeczy.
To - " trzymanie przy życiu" - jest nagminne w każdym aspekcie życia.
Prozaiczny przykład to aktor, reżyser, który by zaistnieć w Stanach musi
być lepszym niż rdzenny obywatel. Przebić się, to odwieczny wręcz slogan,
sprzedać coś, na co inni się nie zdobyli. Bo jak czytam tych zainteresowanych,
znających od podszewki literackie niwy, już wszystko zostało odkryte. Trzeba więc
chyba zaszokować. Choć Ty się na to denerwujesz, negujesz takie zdobywanie
świata przez wstrząsanie, a bardziej zwracasz uwagę i liczysz na ten pierwiastek
zmiany językowej. Tylko ta jego legendarność, czy aby nie jest czymś takim owiana,
że teraz nikt już nawet nie śmie twierdzić, że jakikolwiek autor choćby się zbliżył do
tego? Żeby nie było jak z Żydami, że oni wciąż czekają na przyjście Zbawiciela,
bo tamten to był tylko syn cieśli.
mogę jedynie liczyć na ostatnią ławę bez możliwości zadawania
pytań, no chyba jedynie by wykładowca był uprzejmy i definiował
z przykładami, najlepiej przypowieści z morałem.
Powoli do mnie dochodzi, że tak naprawdę nie ma tu wręcz miejsca
na jakiekolwiek spontaniczne nie tyle ruchy, co wręcz odruchy.
Prawdopodobnie nie śledząc na bieżąco każdego z "oponentów "
(poetów) stoi się na straconej pozycji. Trzeba wręcz swoje pragnienia
celebrować w wolnym czasie, by mieć jeszcze szansę włączyć się w tę -
nie waham się użyć tego słowa - batalie. Tu nie zostaje się w miejscu,
tu się dany młody gniewny cofa, będąc zapatrzonym w swoje życiową
ekspozycję. Wychodzi na to, że nawet wybranie z elity takiego powiedzmy
Herberta jako swego mentora i tylko jego" dekalogu" wiąże się z wielkim
ryzykiem strzelenia sobie w kolano.
Z powieścią to chyba jest prostsza sprawa, jak twierdzi nasza królowa suspensu
K. Bonda, Skandynawowie wprowadzili nowy przekaz. Zwykle szare codzienne
życie i naturalnie opowiadana historia, czysta epicka, z rozterkami i planami,
co kupić, naprawić w tle, a śledztwo tak czasem wypływa na 1 plan.
Chyba tego nam brakuje, takiego poczucia, że ten człowiek jest jak my,
że to nie właśnie elokwentnie spisany przekaz, a historia, która go
zafascynowała, przeżył i on to mnie przekazuje siedząc przy ognisku,
nad rzeką czy w poczekalni dworca.
Gra słów ,ekwiwalentne oddanie treści, umiejętność interpretacji mniej
dosłowności - Tak właśnie większość chce i częściowo robi, tylko
umówmy się, że to mieszanka zaczytania, wpatrzenia w protoplastów
i własnych domniemań. Początkujący ryzykują, nie maja nic do stracenia,
więc się hiper wentylują, swoimi pomysłami, własnym rozmachem, byle
pokazać, że już w tym momencie wie, co nam czytelnikom trzeba.
Doświadczeni, zwłaszcza ci docenieni, ostrożnie, więcej doktryn,
powielania i stąd pozostaje ten środek. Bo jedni za bardzo ekwiwalentnie
podchodzą, że nie wiemy czym się kierują, inni asekurują się tymi "dinozaurami"
I może i dobrze, bo każdy ma nadzieję, ze on go zapełni, wiedzą od innych
tylko mądrzej przekazana, tak po epicku dla chwały prozy?
Nieodzowne będzie przypomnienie, że schemat, rutyna, prowadzą do
stagnacji. Jak w zdrowym ciele potrzebny jest odruch serca, tak i tu
trzeba by połączyć to, co uwielbiane z czymś nowatorskim. Niech to
będą tylko - jak piszesz - próby, ale czy starzy mistrzowie nie kombinowali,
Czy ich pierwsze nieśmiałe zapiski nie przyjmowano z dezaprobatą?
Idzie postęp, wszystko przyśpiesza, skracamy naszą mowę na rzecz
krótkiego zapisu, symboliki, więc i poezja została temu poddana.
Jestem sceptycznie nastawiony do tego, bo i tak większość poetów
żongluje synonimami, pochodnymi w czym już tkwi wiele skrajnie różnych
domniemań, gdzie następny czterowiersz odrzuca część z nich na rzecz
...następnych. To oczywiście cieszy, ( najbardziej autora) ale dodać do tego
ideogram. To już zupełnie by ograniczyło moje szanse na zwycięską analizę.
Choć zapewne fantazja podpowiadałaby by podróżować p bezdrożach.
Sentencje to perełki, dla mnie to drogowskaz, więc zawsze będą mile widziane,
ale pozostałą przestrzeń proszę bardzo, niech zajmują nawet cyfry i to
nie tylko pierwsze.
pisał najbardziej osobisty tekst, gdzieś podświadomie wplatam myśli swoich
znajomych ich spostrzeżenia, ba! Czasem ich fakty losowe.
No dramat to jednak jest przedsięwzięcie, jak zaznaczasz połączenie poezji i
prozy, czyli nie przymierzając mat-fiz. Mnie właśnie kojarzy się z czymś zamkniętym
w aktach, salonie, werandzie, przy stole, czyli teatr. Więc nie bardzo rozumiem
czym piszesz mówiąc:- " udziwnienia logistyczne" Jakbyś była tak uprzejma i
wyjaśniła w kilku słowach byłbym zobowiązany. Ale na pewno rekwizytów jest wiele,
i nie wiem dlaczego, ale w dramatach mimo, że akcja osadzona jest w nieodległej
przeszłości wyposażenie, umeblowanie jest wiekowe, niesie już ten smaczek tajemniczości.
Oczywiście, że nie musi być wystawiany, choć jak wspomniałem, jest przez wielu zaszufladkowany
przypisany dla koneserów, którzy będą jednak wczytywać się z punktu eksperta i
oczyma wyobraźni umieszczać go na deskach, a może i zastanawiają się, który
reżyser lepiej to przedstawi?
Wszystko dziś związane jest z reklamą, trzeba sobie kupić widza, więc Twój zamysł
by to nagłośnić, puścić w ruch, jest takim wyjściem z zaścianka. Dobrze napisany,
a w zasadzie rozpisany, bo to dla reżysera jest ( chyba) ważniejsze, stanowi podwaliny
sukcesu. Zwizualizowana - czyli te udziwnienia logistyczne mogły by tu wieść prym?
Tak, tego nigdy za wiele, sceneria, magia, mroczność, nic z potoczności, aby
zatopić się w tym i zapomnieć na kilkadziesiąt minut, albo i dłużej.
Wszystko jest do osiągnięcia. potrzeba niestety tylko chęci, których brak przynajmniej na razie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania