" Piękne istoty " 41
Rano było wielkie zabieganie. Wszyscy latali po całym domu i zbierali swoje rzeczy. Oczywiście Łakotka i Louis dziwnym trafem cały czas na siebie wpadali i posyłali sobie uśmiechy. Kiedy wszyscy już byli na dole, prawie gotowi do wyjścia, Collins przypomniała sobie, że zostawiła książkę na jednej z półek w swoim pokoju. Szybko pobiegła na górę, chwyciła powieść i biegiem puściła się na dół. Tak się rozpędziła na schodach, że nie zdążyła wyhamować w holu i gdyby nie czyjeś silne ręce, upadłaby.
- Uważaj kochanie – powiedział rozbawiony Louis, podtrzymując ją. Po chwili jednak ten uśmiech znikł z jego twarzy, bo uświadomił sobie, co zrobił. Spojrzał niepewnym wzrokiem na kolegów, którzy w osłupieniu się im przyglądali.
- „Kochanie”? – powtórzyła zdezorientowana Marcela – Czy my o czymś nie wiemy – uniosła jedną brew.
Szatyn spojrzał na niebieskooką i zaczął mówić:
- Otóż… Jesteśmy parą – wydusił, obejmując blondynkę ramieniem i przyciągając do siebie.
Miny przyjaciół? Bezcenne. Harry’emu ze zdziwienia opadła szczęka. Niall wydawał się nie wzruszony, jakby dowiedział się, że ktoś jest głodny. Reszta natomiast zrobiła wielkie oczy.
- Oh – odezwał się w końcu Liam – no to gratulacje.
- Tak – zawtórowali mu inni.
- Dziękujemy – Tomlinson zaśmiał się nerwowo, po czym dodał – Idziemy? – wskazał wyjście.
- Jasne – odparli. Po kolei zaczęli wychodzić z domu. Zayn zakluczył drzwi i wsiedli do samochodów. Tym razem postawili na pary. W aucie Liama był on sam z Danielle, Harry z Darcy i Zayn z Livi. Natomiast w drugim pojeździe jechali Niall z Marcelą i Louis z Łakotką. Tommo prowadził, Collins siedziała z przodu, a zakochani z tyłu. Prowadzili, miłą pogawędkę na różne tematy. Po jakimś czasie blondyn i jego dziewczyna, usnęli wtuleni w siebie.
- Dobrze, że się dowiedzieli – szepnęła niebieskooka.
- Tak. Teraz przynajmniej nie musimy się ukrywać – zaśmiał się.
- A tak właściwie to kiedy masz urodziny? – zapytała nagle.
- Dziewiętnastego grudnia – odparł. Nie zapytał jej o to samo, bo wiedział to już od dawna.
Dziewczyna wydawała się zamyślona. W końcu się odezwała.
- Jak zamierzasz spędzić te ostatnie dni wakacji?
- Jeszcze nie wiem. Może po prostu odpocznę w domu. A ty?
- Cóż, za kilka dni są zawody w skokach, w których biorę udział, więc najbliższy czas poświęcę treningom.
- Rozumiem. Może po zawodach mogłabyś mnie trochę poduczyć jazdy? Polubiłem konie. Nawet bardzo – mówił lekko zakłopotany.
- Jasne. – posłała mu szczery uśmiech – Właściwie to nie ma co czekać. Teraz codziennie będę w stadninie, więc jeśli chcesz, możesz wpadać.
- Ale nie chce ci przeszkadzać w treningach.
- To żaden kłopot. Naprawdę. Będę zaszczycona, jeśli się zgodzisz – jej piękny śmiech zabrzmiał w samochodzie.
- Takiej ślicznotce się nie odmawia – powiedział i posłał jej całusa w powietrzu.
Reszta drogi upłynęła im bardzo szybko. Po południu byli już na miejscu. Łakotka opuściła ich jako pierwsza. Pożegnała się ze wszystkimi, podziękowała za ten czas spędzony w ich gronie i skierowała się do domu.
- Mamo, tato już jestem! – krzyknęła, wciągając walizkę i zamykając drzwi.
- Ah, moja córcia wróciła – ojciec jako pierwszy wyszedł ją przywitać. Przytuliła się do niego, tak samo, jak do mamy.
W przejściu do salonu ujrzała swoją ciotkę Ingrid.
- Ciociu, bardzo miło cię widzieć – podbiegła do niej i ją także przytuliła.
- Ciebie też, moje dziecko. – uśmiechała się – Dziękuję, że tak szybko wróciłaś.
- Dla cioci wszystko – zaśmiała się.
Reszta dnia upłynęła jej na rozmowie z rodziną. Kiedy kobieta już wyszła, zjadła z rodzicami kolację i poszła do swojego pokoju. Wykąpała się, przebrała w piżamę, wyciągnęła telefon, który był cały czas w walizce i położyła się na łóżku. Odblokowała urządzenie, a jej oczom ukazało się czterdzieści nieodebranych połączeń od przyjaciół, z czego pół od Louisa i multum smsów, typu: „Gdzie jesteś?”, „Wszystko ok?”, „Odbierz ten telefon!”.
Ciężko westchnęła i zadzwoniła do Tomlinsona. Odebrał prawie natychmiast.
- Cholera Łakotka, co się z tobą dzieje?! – wykrzyczał w słuchawkę.
- Lou, przepraszam – zaczęła spokojnie – Zostawiłam telefon w walizce, która była w pokoju i nie wiedziałam, że ktoś dzwonił – tłumaczyła.
- Jezu, wiesz, jak ja się martwiłem?
- Wyobrażam sobie. Przepraszam, po prostu rozmawiałam z ciocią i rodzicami i w ogóle.
- Nie, to ja przepraszam. Za bardzo panikuję, jednak kiedy nie odbierałaś, to aż coś mi się robiło.
- Co robisz? – zapytała, chcąc zmienić temat.
- Teraz się uspokajam.
- Naprawdę przepraszam. Wiesz, chyba muszę oddzwonić do reszty, bo pewnie też panikują.
- Zdecydowanie – usłyszała jego śmiech, który tak uwielbiała.
- Dobra kończę. Całuję i ściskam.
- Kocham cię – powiedział.
- Ja ciebie też – odparła i się rozłączyła.
Po kolei zaczęła obdzwaniać znajomych. Byli naprawdę zdenerwowani i zmartwieni. Zayn powiedział, że jeśli jeszcze raz powtórzy się taka sytuacja, to jej ten telefon na szyi zawiesi. Było już późno, więc napisała tylko do Lou wiadomość:
- „Jeszcze raz przepraszam. Słodkich snów. Kocham cię :*”
Nie zdążyła odczytać odpowiedzi, ponieważ sen zabrał ją do Kariny Morfeusza.
Następny dzień zaczął się od śniadania z rodzicami. Potem szybko się ogarnęła i pojechała do stadniny. W międzyczasie Luis poprosił, aby podała mu adres stajni. Kiedy weszła do budynku, przywitało ją rżenie koni i znajomi z jazd.
- Oh Łakotka, miło cię widzieć – odezwał się wysoki, dobrze zbudowany blondyn o niebieskich oczach, podchodząc do dziewczyny, która czyściła swojego rumaka. Anielica wyszła z boksu, na długi korytarz i przytuliła się do chłopaka.
- Tommy, stęskniłam się.
Nagle usłyszała czyjeś kroki, więc odsunęła się od niego i spojrzała w tamtą stronę.
- Cześć kochanie – zaczął Louis, który był dziwnie zdenerwowany i pocałował ją w policzek.
- Hej wam. – przywitała się z nim i jego kolegami – Nie wiedziałam, że i wy przyjdziecie.
- Niemieliśmy co robić – wytłumaczył Niall.
- Poznajcie Tommy’ go – wskazała na blondyna i zaczęła ich przedstawiać.
- Czy ty przypadkiem nie chodzisz do akademii? – zapytał Zayn.
- Tak, jestem na drugim roku – odparł nowo poznany.
- Mogę jeździć razem z tobą? – zmienił temat Louis, spoglądając na blondynkę.
- Tak. Wybierz sobie konia. Pamiętasz, jak się siodła?
- Tak – uśmiechnął się i ruszył korytarzem wzdłuż boksów.
- Będziesz dzisiaj jeździł? – zapytała Tommy’ go.
- Tak, waśnie idę po sprzęt.
- No to do zobaczenia na ujeżdżalni – powiedziała i wróciła do czyszczenia czarnej maści konia.
Kiedy osiodłała swojego wierzchowca, poszła szukać chłopaków, którzy byli na samym końcu stadniny. Ich śmiech dało się słyszeć z bardzo daleka.
- Co wam tak wesoło? – zapytała.
- Nic, nic – wydukał Harry.
- Hariet, ja wiem, kiedy kłamiesz – ty razem ona się zaśmiała.
- Nie nazywaj mnie tak – oburzył się.
- A kto mi zabroni, Hariet? – uśmiechnęła się cwaniacko.
Nagły wybuch śmiechu zagłuszył irytacje loczka.
- Gotowy? – popatrzyła na Luisa.
- Tak – posłał jej szeroki uśmiech, chwycił za wodze tuż przy pysku konia i wyprowadził zwierze z boksu. Ruszyli tym samym długim korytarzem w stronę ujeżdżalni. Nastolatka po drodze zgarnęła swojego czworo kopytnego przyjaciela. Oboje szli blisko siebie, prowadząc swoje konie. W pewnym momencie Tomlinson ujął dłoń swojej towarzyszki. Szli tak, trzymając się za ręce i prowadząc wierzchowce. Chłopaki byli tak zauroczeni tym widokiem, że aż robili im zdjęcia od tyłu.
Weszli na piaskowatą powierzchnię i zaczęli się rozgrzewać. Po paru minutach dołączył Tommy, który wtarabanił się pomiędzy nich. Jechali obok siebie we troje, wykonując różne ćwiczenia. Potem Łakotka wytłumaczyła szatynowi, jak poprawnie galopować. Kiedy w miarę załapał, zaczął galopem przemieszczać się po hali. Ona zaś zajęła się skokami. Tak samo, jak Tommy. Po każdym udanym skoku chłopaki bili im brawa. Spędzili tak około trzech godzin. Kiedy postanowili, już kończyć, rozsiodłali konie i zaprowadzili na padok.
- Idziemy coś zjeść, bo jestem strasznie głodny – narzekał Niall.
- Tutaj jest taka dobra knajpka – odezwał się Tommy.
- Ok. No to idziemy – zadecydował Liam.
Po piętnastominutowym spacerze, byli już w małej restauracji. Wystrój był ciekawy i przytulny, co zachęcało turystów, bądź po prostu głodnych ludzi. Zajęli jeden z wolnych stolików i zamówili jedzenie. Louis odkąd poznał tego blondyna, zachowywał się bardzo dziwnie. Cały czas się na niego gapił złowrogim wzrokiem i obejmował Collins. Tak jakby chciał pokazać, że ona należy do niego. Nawet kiedy siedzieli i jedli Tomlinson jedną rękę miał na kolanie niebieskookiej. Dziewczyna była już tym wszystkim naprawdę zmęczona.
- Lou, możemy porozmawiać? – chwyciła do za rękę, kiedy wychodzili z knajpy.
* * *
Przepraszam za ten nudny rozdział jednak nie miałam czasu wymyślić nic lepszego, a bardzo chciałam już go wstawić, bo poco niektórzy żyć mi nie dają (hahahahahaha) :*. Bardzo dziękuję wszystkim czytającym, zostawiającym komentarze i ocenę.
Byłabym bardzo szczęśliwa, gdy ktoś kto zostawia oceny np. niższe ujawnił się i wytłumaczył mi dlaczego jest taka a nie inna. Takie komentarze pomagają mi ulepszać moje opowiadania. Ale wiem, że nie tylko ja mam taki problem. Według mnie to jeśli czyjeś opowiadanie komuś się nie podoba i zostawia to 1 czy 2, to powinien napisać dlaczego tak ocenił.
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję :*. Pozdrawiam bardzo gorąco :*
Komentarze (24)
Lubię konie. I teraz chyba zapiszę się na jazdy. Zaciekawiłaś mnie jak to jest. Tylko gdzie ja tu znajdę koniki... ;)
Loulou uspokoj się! Rozumiem Łakotka to twoja, nareszcie, dziewczyna, ale dla niej to trochę uciążliwe! Za to pozwalam Ci przywalić Tommy'iemu (nwm czy dobrze napisalam), bo widać że się zakochał w Łakotce.
Do opowiadania nic nie mam. Mogłaś opisać ciotkę Łakotki.
Ujawniam się! Daję 5 ;D Czekam i czekam i czekam znów na kolejny wspaniały rozdział ;)
Nie ma za co. Czytanie tego opowiadania to taki relaks po jazdach.
Tak żyją, a omijałam 2 roweżystow. Jutro też ide jak się śmieje moja kumpela ludzi mordować.
Oby nie było pieszych i roweżystów. I dzięki za wiare.
Mogą wychodzić kiedy już zdam na prawko. Czyli za tak może miesiąc.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania