Pierwszy września

Gdy promienie słońca zaczęły zaglądać nieśmiało do sypialni Ani i Piotra, budzik zadzwonił, wyrywając małżonków ze snu. Zegar pokazywał szóstą rano, a kalendarz – pierwszy poniedziałek września w tym roku. Zarówno Ania, jak i Piotrek z trudem wygramolili się z łóżek, aby zacząć się szykować. Ania prasowała granatową sukienkę, tą samą co rok temu (i, szczerze mówiąc, co pięć lat temu). Dom był wysprzątany, obiad zapakowany do pudełek śniadaniowych. Piotrek naszykował jajecznicę. Zjedli ją w pełnej zmęczenia ciszy.

Wszystko było dokładnie tak jak rok temu. Jak dwa lata temu. Jak dziesięć lat temu.

Wsiedli w końcu w rozklekotany, mały samochód, który pamiętał jeszcze poprzednie tysiąclecie. Ze względu na wczesną godzinę – nie było jeszcze ósmej – udało mi się dotrzeć do pracy bez stania w korkach. Zaparkowali, jak zwykle, przy blokach, w których najpewniej mieszkała większość ich uczniów.

Po wejściu do szkoły niemal od razu wpadli w wir wydarzeń – dyrektor miotał się po korytarzach w poszukiwaniu nauczycielki biologii, historyczka i geograf próbowali naprawić wiekową kserokopiarkę, a nauczyciele techniki i informatyki wspólnymi siłami przestawiali ławki tak, żeby dzieci, które za godzinę przyjdą na rozpoczęcie, miały gdzie usiąść. Piotrek natychmiast ruszył im na pomoc, zostawiając Anię samą w tym rozgardiaszu.

- A ty co tak stoisz? – warknął dyrektor, przechodząc koło niej – ta kserokopiarka chyba nie ożyje już dzisiaj, zabierz plany zajęć i biegnij do najbliższego punktu ksero.

Ania wytrzeszczyła oczy. Nie miała pojęcia, gdzie może być jakikolwiek punkt ksero i przez chwilę rozważała powrót do domu, aby skorzystać z domowej drukarki. Przypomniało jej się wówczas, że w pobliżu jest Politechnika, a tam na pewno będzie mogła skserować plany zajęć.

Gdy wróciła z setkami kartek, spocona i zdyszana, została poinformowana, że kserokopiarka jednak zadziałała. Ania przygryzła wargę, domyślając się, że na pewno nie dostanie przez to zwrotu pieniędzy za skserowanie planów zajęć gdzie indziej.

Piotrek odebrał od niej papiery, krzywiąc się jednocześnie z bólu. Przy przenoszeniu ławek coś mu strzeliło w plecach i przewrócił się. Koledzy pomogli mu wstać, po czym doradzili wizytę u ortopedy, ale Piotrek tylko wzruszył ramionami. Kolejki do ortopedów z NFZ były tak ogromne, że nie było sensu w ogóle się do nich zapisywać.

W końcu do szkoły zaczęły wlewać się fale uczniów w galowych strojach. Ania była zaskoczona tym, jak niektórzy wyrośli, wydorośleli, schudli albo przytyli. Klasa, której była wychowawczynią, zaczynała już swój ostatni rok nauki w podstawówce. Niektóre z uczennic uśmiechnęły się do niej, gdy tylko złapała ich spojrzenia.

„To będzie dobry rok”, powtarzała sobie w myślach, „lepszy niż poprzedni”. Starała się nie myśleć o tym, że jak dotąd każdy był tylko gorszy. Kątem oka zerknęła na Piotrka, który stał z pozostałymi wuefistkami i oczarowany rozmawiał z Ewą, nauczycielką, która dołączyła do ich grona dopiero w tym roku. Była świeżo upieczoną absolwentką AWF-u. Wzbudzała żywe zainteresowanie zarówno pośród męskiej części uczniów, jak i nauczycieli, choć ci ostatni przynajmniej próbowali udawać, że jest inaczej.

Ania poczuła się strasznie zirytowana. Wygładziła nerwowo sukienkę na brzuchu i biodrach, po czym poprawiła także włosy uczesane w loki. Wreszcie rozpoczęcie roku szkolnego dobiegło końca, a uczniowie zaczęli się witać i rozmawiać. Tłumy rodziców podeszły bliżej do ławek, wypatrując swoich pociech, niektórzy z nich już zaczęli zaczepiać nauczycieli z pytaniem o dodatkowe zajęcia lub kółka tematyczne. Ania czym prędzej czmychnęła do pokoju nauczycielskiego. Wiedziała, że i tak będzie musiała wrócić tam i znaleźć rodziców chętnych do „trójki klasowej”, ale czuła, że nie jest na to teraz gotowa. Rozbolała ją głowa. Miała ochotę płakać.

- Anka, co ty tu jeszcze robisz? – do pokoju wparowała Ida, nauczycielka historii – masz już rodziców do „trójki”?

Ania szybko przetarła oczy, spoglądając z przerażeniem na Idę. Nie przepadały za sobą. Szczerze mówiąc – po prostu się nie cierpiały. Ida nie mogła Ance wybaczyć tego, że taka szara, niewyraźna myszka wyrwała najlepszego wuefistę spośród kadry nauczycielskiej.

- Nie – odrzekła kobieta – ale już wychodzę. Słabo się poczułam.

- Ach, rozumiem, kombinujesz, jak tu przejść na rentę – warknęła Ida ze złośliwym uśmiechem na ustach – i tak powinnaś się cieszyć, że masz tylko jedną klasę na wychowaniu. Ja mam dwie. To koszmar.

Ania pokiwała głową, po czym jak najszybciej opuściła pokój nauczycielski. Zanim jednak udało jej się złapać rodziców, którzy rok temu byli w Radzie, dopadła ją pani Drzazgowska, matka jej ulubienicy.

- Pani Aniu – zwróciła się do niej komicznie błagalnym tonem – to już ostatni rok mojej Tosi w tej szkole. Niech ją pani namówi, żeby zmądrzała i wybiła sobie z głowy te bzdury.

Anka tylko uniosła brwi.

- Pani Drzazgowska, od tylu lat pani próbuje namówić Tosię do porzucenia pasji – oznajmiła spokojnie, widząc, jak na twarzy jej rozmówczyni malowało się coraz większe niedowierzanie – i nadal ponosi pani klęskę. Nie sądzi pani, że czas się poddać?

- Ale pani nic nie rozumie, pani nie ma dzieci! – krzyknęła Drzazgowska, załamując ręce – co za wstyd, że moje dziecko nie chce zarabiać pieniędzy, nie ma ambicji! Jak ja to powiem innym ludziom! Jak ja będę mogła pójść do kościoła po tym, jak ona pójdzie do tej… klasy humanistycznej! – te ostatnie słowa Drzazgowska wyrzuciła z siebie, jakby mogły ją zatruć.

- Uważa Pani, że bycie pisarzem oznacza brak ambicji? – zniecierpliwiła się Ania – pani córka ma wielki potencjał. Już teraz pisze świetnie, z wiekiem będzie tylko coraz lepiej. Uważam…

- Niech pani już nic nie mówi – odrzekła wściekle Drzazgowska – moje dziecko straci szansę na Nobla i przyniesienie zaszczytu swojej rodzinie, jeśli nie zostanie chirurgiem albo co najmniej sławnym fizykiem. Przez takich nauczycieli jak pani, którzy wmawiają jej jakieś bzdury o pasji, dzieci marnują swój potencjał. Mam tylko nadzieję, że moja Tosia nie skończy tak jak pani. Już nawet McDonald’s jest lepszy.

Ania nie mogła się ruszyć, zbyt oniemiała po tej wymianie zdań. Drzazgowska w końcu odeszła, nie doczekawszy się odpowiedzi. W końcu kobieta doszła do siebie i w ostatniej chwili zauważyła, że rodzice, z którymi chciała porozmawiać, właśnie zbierają się do wyjścia. Szybko ich zagadała. Okazało się, że tylko jedna z mam chciała pozostać w Radzie – dwie pozostałe zdecydowanie odmówiły. Ania zaczęła biegać po rodzicach, którzy jeszcze stali w korytarzu, aż w końcu – purpurowa od wstydu i wysiłku – namówiła jeszcze dwie inne matki na dołączenie do „trójki”. Po południu dopiero znalazła czas na to, żeby usiąść do dokumentów. Musiała także iść na zebranie ciała pedagogicznego, które było nudne, nieprzyjemne i bezproduktywne, ale przynajmniej mogła przez trochę pobyć koło Piotrka. Zauważyła jednak, że był jakiś nieobecny i zdecydowanie częściej patrzył na nową wuefistkę niż na własną żonę.

W końcu zrobiło się późno, było już dobrze po osiemnastej gdy udało się Ani i Piotrkowi wyjść ze szkoły. W drodze milczeli, oboje zbyt zmęczeni, żeby w ogóle się odzywać. Piotrek po powrocie niemal natychmiast poszedł spać – Ania zdążyła tylko zobaczyć, jak najpierw znika za drzwiami łazienki, a potem sypialni. Zazdrościła mu tego, że uczył takiego przedmiotu. Ona nie mogła się teraz położyć. Mimo zmęczenia usiadła przy biurku, zapaliła lampkę i zaczęła opracowywać scenariusze na najbliższe zajęcia z uczniami.

Teoretycznie, mogła ponownie wykorzystywać te same scenariusze, ale niemal w każdym roku szkolnym były wprowadzane jakieś zmiany w programie nauczania (a już szczególnie w przypadku języka polskiego). Nie chciała, żeby jej uczniowie byli w tyle. Co roku więc pisała scenariusze od nowa, zapełniając kolejne kartki notatkami, pomysłami, zadaniami i analizami. Było bardzo późno w nocy, nim Ania położyła się spać. W planie zajęć miała lekcje o dziewiątej z czwartoklasistami, a potem jeszcze pięć innych lekcji tego samego dnia.

I tak codziennie. Co rok. Aż pozwolą jej przejść na emeryturę.

O ile pozwolą, oczywiście.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • jesień2018 05.09.2019
    Hej:)
    Przeczytałam, narracja płynie gładko, ale całe opowiadanie wygląda raczej jak wstęp do czegoś niż skończona całość. Przedstawiasz monotonne życie bohaterki (prawie sama się zmęczyłam czytając:) a potem pstryk i koniec.
    Tekst aż się prosi o coś, co przerwie tę rutynę. Zapowiedź romansu męża nie wystarczy.

    Co bym poprawiła:
    - tą samą co rok temu - tę samą

    - co za wstyd, że moje dziecko nie chce zarabiać pieniędzy, nie ma ambicji! Jak ja to powiem innym ludziom! Jak ja będę mogła pójść do kościoła po tym, jak ona pójdzie do tej… klasy humanistycznej! - przesadzone, groteskowe, wywołuje raczej zdziwienie niż oburzenie.
    Pozdrowienia:)
  • Aleksadu 06.09.2019
    Dziękuję za uwagi. Miało być groteskowe ;)
  • Wrotycz 05.09.2019
    Mam wręcz identyczne odczucia i uwagi, co przedmówczyni.
    Jako rozdział pierwszy - bdb.
    Pozdrawiam:)
  • Aleksadu 06.09.2019
    Dziękuję :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania