Pies

Prawda była okrutna, choć prawdziwa. Zostawili go i dobrze o tym wiedział. Już dawno pozbył się wszelkich złudzeń. Nie kochali go. Nie... nienawidzili. Nienawidzili go za to, że się urodził. Nienawidzili go za to, że żył. Nienawidzili go za to, że nie zdechł. Tak, nie zdechł. On nie był człowiekiem, lecz psem. Psem, który miał odwagę żyć. Psem, który powinien zdechnąć. I zdechł. Nie dosłownie, ale równie realnie. Zdechła bowiem jego dusza. Zdechła i w przeciwności do Chrystusa nie zmartwychwstała. Zgniła w niebycie i śmierdziała. Unoszący się jej swąd unosił się na olbrzymią odległość. Wiedział o tym. Nie wierzycie. To uwierzcie. Sami wyczuwacie ten swąd, pomimo różnicy czaso-przestrzeni, jaka nas dzieli. Swąd jego zgniłej duszy. Widzę to w smutku, który macie w sercu czytając to, co mam do powiedzenia o tym psie ze zgniłą duszą. Smutku, który jest tak bardzo realny, że wyczuwam go na odległość.

Po raz pierwszy zrozumiał tą prawdę, kiedy patrzył na matkę trzymającą na dłoniach swoje dziecko. Uśmiechała się do swego syna. Jego matka nigdy się nie uśmiechała. Tylko krzyczała wyzywając psa od ,,parszywej świni''. Świnia, pies co za różnią. Może był i świnią? A może był hybrydą psio-świnią albo świnio-psem. Może...

Tak więc kiedy po raz pierwszy zrozumiał swoją naturę, przyglądał się jak kochająca matka, przytulała swoje dziecko. Kochająca matka... Miłość... Co za pusty frazes. Działanie hormonów na układ limbiczny. Nic więcej. Złudzenie powodowane działaniem skomplikowanych molekuł na mózg człowieka. Nic więcej... Nic więcej...

Siedział wówczas na ławce w bidulu. Samotny... Samotny... I kiedy tak patrzył na tę matkę, poczuł to po raz pierwszy. Olbrzymią siłę wychodząca z niego. Pochłaniającą go całego. Komórka po komórce. Ścisnął z całej siły łańcuch huśtawki, na której siedział. Ścisnął tak mocno, że czuł jak metalowe ogniwa łańcucha, wbijają się mu w dłoń. Siedział tak i bratał się z nienawiścią. Bratał, obiecując sobie, że nigdy nikomu nie zaufa. Nigdy nikogo nie pokocha. Nigdy nikt go nie skrzywdzi. Z psa postanowił zmienić się w wilkołaka. W bestię z najgorszych ludzkich koszmarów. I stał się. Tak, stałem się...

 

 

SŁOWNIK:

bidul- ze slangu używanego przez dzieci z placówek wychowawczo-opiekuńczych: Dom Dziecka

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • BreezyLove 13.03.2015
    Myślę, że słownik był chyba zbędny ;) a opowiadanie dobre, 4 :)
  • Jan Mieszaniec 13.03.2015
    Nie każdy wie, co oznacza bidul. Zresztą, gdybym zaczął mówić samym slangiem, prawdopodobnie nic byś nie zrozumiał. No, chyba że...
  • KarolaKorman 14.03.2015
    Dużo w tym opowiadaniu było emocji i to tych na ,,nie'' nawet z miłości zadrwiłeś, ale całościowo wyszło super. Błędów nie zauważyłam, więc daję 5 :)
  • BreezyLove 14.03.2015
    Jan jak już coś to zrozumiała ;)
  • Jan Mieszaniec 14.03.2015
    :-) :-) :-) :-)
  • Jan Mieszaniec 14.03.2015
    Karola, ja nie piszę tekstów z pozytywnym przesłaniem. Nie wiem, po prostu taki jestem. Inaczej nie potrafię. Więc we wszystkich moich opowiadaniach będzie wiele emocji na ,,nie''. Pozdrawiam :-)
  • KarolaKorman 14.03.2015
    Takie teksty też się sprzedają i to nieźle, a może nawet lepiej niż te cukierkowe. Sam widzisz po ocenach. Również pozdrawiam i będę śledzić :)
  • bibitutu 14.03.2015
    Mi się podobało.
  • Angela 14.03.2015
    Bardzo ciekawie napisane. Tylko smutne tak, że przesyłanie w komentarzu uśmiechniętej
    minki wydaje mi się nie na miejscu. 5
  • Jan Mieszaniec 14.03.2015
    Dziękuję Angela:-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania