Horror zupełnie mnie nie interesuje. Ale zerknełam i muszę przyznać, że wszystko masz poukładane w każdym calu. Bardzo dobrze się czyta, wspaniałe pustynne opisy no i Imiona bohaterów strzał w dziesiątkę. Bracia Oleju i Merlin – bohater legendy arturiańskiej. Stąd czarodziej. Weteran wojenny ze skrzywioną psychiką. Nazwy gangów motocyklowych też koloryzują emocjonalnie. No i ten Saracen, chłopiec z Pueblo. Magia. Pewnie będę dalej czytać. Pozdrawiam 5:)
Od autora (Mnie) :D
"nieudolnie zabarwionych humorem niskiego lotu" aha, jasne, jasne
"Nie no, żartuję. Bez trylogii nie zrozumiesz nic a nic." :D Już wstęp fajny, no patrz.
Jej! Mocniejsze niż Rura! Widzi mi się, oj widzi. Jest dynamika, jest ekspresja, nie pieprzysz się, elegancko. Już lubię Merlina. Mam ulubione fragmenty, ale wstydziłam się skopiować xD Serio. Czyta się samo. Czuć nochalem jakiś dobry pomysł na to opko. Ciekawam... Więcej, gdy się wgryzę.
Co dzień myślałam o twoim opowiadaniu i nie znajdowałam czasu, ale wreszcie dotarłam :)
Podoba mi się ta ucieczka przed, jak myślą, nieuniknionym. Czy się uda? Daleka mają drogę. Słownik przedni, porównania super, obrazowe.
Gwiazdek 5 :) pozdrawiam :)
Witam :)
Zjawiam się po "chwili" przerwy, a ty już tyle części natrzaskałeś...? ;)
"...Nic zatem dziwnego, że jego bandzie przypięto etykietkę "pizdowatej". Merlin jednak wykładał na to fujarę. ..." - taki tekst zaraz na wstępie i już padłam, zanosząc się śmiechem o jakże straszliwym :)
Na razie się akcja obrazowo rozkręca. I bardzo dobrze :)
Rodzynków trudno wymienić. Ale super! Wszystko na miejscu i jak należy. Dopiero dziś znalazłam czas, by ruszyć i nie żałuję. Z miejsca ruszam dalej - "...to z maszyny pędzącej dobre sto mil na godzinę trudno w locie się zesrać czy odeszczeć. - genialne!
Tego nie ogarniam:
"...ale w maczecie nie było większego kota." - kota?
Jedziesz awanturniczo i nadąża za tym język, nie wiem czy narrator też jest jednym z bohaterów, bo opowiada bardzo, lekko mówiąc, potocznie. Tylko przy całym słownym "mięsie", jakoś nie pasują mi wtręty typu: "O paralitach, co to się spierniczają z cholernych skarp." - dajesz po bandzie, jest wulgarnie i względnie "twardo", a tu nagle "spierniczają się", jakby nagle mama weszła do pokoju w trakcie opowieści narratora. No, "się gryzie".
Generalnie jestem bardzo na tak. W tekst się wchodzi jak w masło i leci człowiek bez przystanków aż do końca. Klasa sama w sobie. Mięsnie, gawędziarsko, wciągająco.
Pozdrawiam ;))
Cześć;) Tekst przekomentowany na wylot, więc niewiele można dopowiedzieć. Fajnych fragmentów od groma, więc i kopiowanie większego sensu nie ma. Zresztą, co myślę o Twoim pisaniu, również wiesz. Na recenzentkę się raczej nie nadaję, ale napominam, że dotarłam i powoli przemknę;) pzdr.
CAN!
Zanim się za to zabiorę, czy faktycznie bez przeczytania Rury, nic nie zrozumiem?
Wzięłam sobie bardzo do serca Twoje przemówienie z samego początku :D
Przeczytane wczoraj, na komentarz przyszedł czas dzisiaj.
Z jednej strony/ spodziewałam się czegoś mocnego, z charakterem, no i mrocznego (nie ma co udawać, że wszyscy motocykliści to mili i serdeczni mężczyźni), i dostałam to wszystko, więc się nie rozczarowałam.
Z drugiej: między tym wszystkim był humor. Merlin jak Merlin - łebski gość, ale moją uwagę przykuł Saracen. Ta jego obojętność... i samo bycie Indianinem.
Czekam na poznanie reszty ferajny, no i czekam na Wiwata :)
Pozdro, Can.
Podobało mi się.
Heh. No cóż. Powiem tak. Takie mam ją odczucia i takie są odczucia przekrojowe.
Tekst zyskuje od 9 cześci.
Jak się przecisniesz przez pierwsze 8 powinno być ok.
Dzięki Elołapku, bo nie każdemu by się chciało tak cofać.
Pozdrawiam
Zero dialogów... Ty potworze...
Czytając to przypomniało mi się moje starcie z ,,Mechaniczną pomarańczą" (rzuciłam po przeczytaniu pierwszej strony). Tekst dość zrozumiały (w przeciwieństwie do tej pieprzonej pomarańczy), ale bywały momenty, że taka prosta istota, jak ja musiała przeczytać fragment dwa razy.
Póki co ujdzie i będę czytać dalej.
Grubo zrysowana akcja, nie jestem pewna czy to do końca moja bajka, ale po pierwszej części nie można ocenić. Język super, mimo że przekleństw sporo to tu pasują jak ulał. Podoba mi się Twój konkretny styl.
Pozdrawiam:)
Ooo, proszę. :)
Powtórzę się, bo już pisałem, ale opko się jakby rozwarstwia (chcę wierzyć, że polepsza) po VIII części. Początek pisany dość dawno, potem przerwa i od IX dalej.
Jeśli nie podejdzie, nic na siłę. :)
Ale miło niezwykle takie zastrzyki z rana.
Dzienks
No, dotarłam i tutaj. Wreszcie, enfin.
Moja pierwsza refleksja? Czas porzucić Twoją Apokalipsę. I wziąć się za to, bo (z całym szacunkiem dla Apo) to opowiadanie już od pierwszego zdania kładzie na łopatki. Styl jest tutaj bardziej męski niż tam czy gdziekolwiek indziej. Lakoniczne, ostre zdania, choć nie ostrzejsze niż w "Balecie...". Ciekawie i klimatycznie, widać Autor albo zrobił research, albo bywał w tamtych stronach ... Albo naczytał się czegoś kingopodobnego ;)
Wrócę tu jeszcze. To znaczy do opowiadania wrócę, w sensie kolejnych części. Zapowiada się intrygująco.
Wow, Ench. Cudnie by było, gdybyś przecwałowała przez to ;)
Ależ niespodzianka.
Ps. do 8 części, tak, wypada o tym nadmienić, może być średnio strawne, bo jest kapkę chyba gorsze jakościowo. No, ale witam, witam ;)
Wow.
Canulas wobec tego spodziewaj się mnie o każdej porze dnia i nocy :)
Właściwie to nie powinno mnie tu być, ale co tam. Przeraża mnie tylko nieco ilość części. Więcej weny nie miałeś? ;)
Merlin jest czarodziejem zupełnie, jak ten filmowy hi fajne określenie dość oleju w swoim siwym łbie. Ha, ha, ha, ha pizdowata banda w okropnym skwarze przemierzali Arizonę. Bardzo fajna część. Pięć
Wisz co, wlazłam se tu w ramach luźniej inspiracji, powąchania klimatu itp. i pacz, po pirsze babola jeszcze znalazłam:
„Żadnego handlu bronią, sprzedaży kurew czy wymiana ich na twarde dragi” – wymiany*
Po drugie obczaiłam datę publikacji i jest dokładnie rok temu :D
„Wszyscy byli kurewsko zestresowani. Karki aż cierpły od ciągłego odwracania się i zerkania przez ramię. Łby napuchły od jebanego rozmyślania. Od rozważań.
Bycie piekielnie bogatym to bardzo zły czas, by umierać” – to ładne
„Saracen był w połowie Indianinem” – lol, nie pamiętałam tego
Nie byde zżynać, tak se chciałam poniuchać jeszcze raz :)
Rury w ziemie nie czytałam, ale co mi tam. Ciekawie zarysowane to wszystko. Ja kiedyś lunatykowałam, ale to zamierzchłe czasy; kiedyś nawet wzięłam poduszkę, poszłam do pokoju brata i mu przypieprzyłam, no ale wszyscy wiedzieli, że potrafię lunatykować. Somnambulizm mam już za sobą. Drażniło mnie słowo "przeto" w pewnym odcinku tekstu. No i taki milion z kawałkiem na 6 osób to trochę bida, jak to jakieś szychy. Na razie fajnie to wszystko zarysowane, poczytam później albo jutro, bo mi się strasznie oczy męczą przy czytaniu z ekranu.
Tak, to takie trochę moje oczko w głowie. Choć z perspektywy czasu widzę, że pierwsze części będę musiał "udynamicznić" - Seria powstawała dwuetapowo. Części 1-8 w jednym przedziale czasowym, od dziewiątki już później. Stąd na początku styl jeszcze koślawy. W każdym razie cały czas dziergaw w tym, bo - patrz pierwsze zdanie. Super, że tu zawitałaś. Mamy dopiero czwartek, ale to najmilsza niespodzianka w tym tygodniu.
Canulas widząc, że komentowanie jest niezmiernie potrzebne, próbuję swoich sił. Przestrzegam również, że moje wywody mogą być nieco kulawe, choć nadal z serducha, a to też ważne myślę :)
Zabiłeś mi ćwieka z trzech powodów.
1.) złapałeś mnie piętnaście sekund przed zaśnięciem.
2.) opko było sprawdzane ze 40 razy, co tylko dowodzi, że kwestia niedopracowanie nie leży w przeoczeniach, a w elementarnych brakach jako takich.
3.) wtorek, najpóźniej środa, miało spaść, gdyż raczej się nie spodziewałem, by ktoś miał zamiar jeszcze się przez nie przedzierać.
Dziś już nie, ale późniejszym dziś, z masochistyczny oblubieniem poprawię wskazane błędy jeszcze raz.
Ciekawe.
Komentarze (58)
Dzięki za wizytę, Pasja. :)
"nieudolnie zabarwionych humorem niskiego lotu" aha, jasne, jasne
"Nie no, żartuję. Bez trylogii nie zrozumiesz nic a nic." :D Już wstęp fajny, no patrz.
Jej! Mocniejsze niż Rura! Widzi mi się, oj widzi. Jest dynamika, jest ekspresja, nie pieprzysz się, elegancko. Już lubię Merlina. Mam ulubione fragmenty, ale wstydziłam się skopiować xD Serio. Czyta się samo. Czuć nochalem jakiś dobry pomysł na to opko. Ciekawam... Więcej, gdy się wgryzę.
A, i jeszcze "horrorów, typu, uuu, duchy" xD
Podoba mi się ta ucieczka przed, jak myślą, nieuniknionym. Czy się uda? Daleka mają drogę. Słownik przedni, porównania super, obrazowe.
Gwiazdek 5 :) pozdrawiam :)
Zjawiam się po "chwili" przerwy, a ty już tyle części natrzaskałeś...? ;)
"...Nic zatem dziwnego, że jego bandzie przypięto etykietkę "pizdowatej". Merlin jednak wykładał na to fujarę. ..." - taki tekst zaraz na wstępie i już padłam, zanosząc się śmiechem o jakże straszliwym :)
Na razie się akcja obrazowo rozkręca. I bardzo dobrze :)
"...ale w maczecie nie było większego kota." - kota?
Jedziesz awanturniczo i nadąża za tym język, nie wiem czy narrator też jest jednym z bohaterów, bo opowiada bardzo, lekko mówiąc, potocznie. Tylko przy całym słownym "mięsie", jakoś nie pasują mi wtręty typu: "O paralitach, co to się spierniczają z cholernych skarp." - dajesz po bandzie, jest wulgarnie i względnie "twardo", a tu nagle "spierniczają się", jakby nagle mama weszła do pokoju w trakcie opowieści narratora. No, "się gryzie".
Generalnie jestem bardzo na tak. W tekst się wchodzi jak w masło i leci człowiek bez przystanków aż do końca. Klasa sama w sobie. Mięsnie, gawędziarsko, wciągająco.
Pozdrawiam ;))
Dziękować bardzo.
Pozdrawiam.
"dostającemu" - dostającego.
Czytam dalej.
Dawaj chociaż cynk jednym wyrazem, jeśli chcesz.
Pozdro
Zanim się za to zabiorę, czy faktycznie bez przeczytania Rury, nic nie zrozumiem?
Wzięłam sobie bardzo do serca Twoje przemówienie z samego początku :D
Okej, przekonaliście mnie, że ogarnę temat.
Dzienks.
Z jednej strony/ spodziewałam się czegoś mocnego, z charakterem, no i mrocznego (nie ma co udawać, że wszyscy motocykliści to mili i serdeczni mężczyźni), i dostałam to wszystko, więc się nie rozczarowałam.
Z drugiej: między tym wszystkim był humor. Merlin jak Merlin - łebski gość, ale moją uwagę przykuł Saracen. Ta jego obojętność... i samo bycie Indianinem.
Czekam na poznanie reszty ferajny, no i czekam na Wiwata :)
Pozdro, Can.
Podobało mi się.
Tekst zyskuje od 9 cześci.
Jak się przecisniesz przez pierwsze 8 powinno być ok.
Dzięki Elołapku, bo nie każdemu by się chciało tak cofać.
Pozdrawiam
Czytając to przypomniało mi się moje starcie z ,,Mechaniczną pomarańczą" (rzuciłam po przeczytaniu pierwszej strony). Tekst dość zrozumiały (w przeciwieństwie do tej pieprzonej pomarańczy), ale bywały momenty, że taka prosta istota, jak ja musiała przeczytać fragment dwa razy.
Póki co ujdzie i będę czytać dalej.
Pozdrawiam:)
Powtórzę się, bo już pisałem, ale opko się jakby rozwarstwia (chcę wierzyć, że polepsza) po VIII części. Początek pisany dość dawno, potem przerwa i od IX dalej.
Jeśli nie podejdzie, nic na siłę. :)
Ale miło niezwykle takie zastrzyki z rana.
Dzienks
Moja pierwsza refleksja? Czas porzucić Twoją Apokalipsę. I wziąć się za to, bo (z całym szacunkiem dla Apo) to opowiadanie już od pierwszego zdania kładzie na łopatki. Styl jest tutaj bardziej męski niż tam czy gdziekolwiek indziej. Lakoniczne, ostre zdania, choć nie ostrzejsze niż w "Balecie...". Ciekawie i klimatycznie, widać Autor albo zrobił research, albo bywał w tamtych stronach ... Albo naczytał się czegoś kingopodobnego ;)
Wrócę tu jeszcze. To znaczy do opowiadania wrócę, w sensie kolejnych części. Zapowiada się intrygująco.
Ależ niespodzianka.
Ps. do 8 części, tak, wypada o tym nadmienić, może być średnio strawne, bo jest kapkę chyba gorsze jakościowo. No, ale witam, witam ;)
Wow.
Jeszcze raz, dzięki
Ale serio. Wyczuwam w tym Kinga.
Właściwie to nie powinno mnie tu być, ale co tam. Przeraża mnie tylko nieco ilość części. Więcej weny nie miałeś? ;)
I spadam, żeby nie nabijać Ci sztucznie statystyk :D
napisałam wiersz Pachnące bzy
„Żadnego handlu bronią, sprzedaży kurew czy wymiana ich na twarde dragi” – wymiany*
Po drugie obczaiłam datę publikacji i jest dokładnie rok temu :D
„Wszyscy byli kurewsko zestresowani. Karki aż cierpły od ciągłego odwracania się i zerkania przez ramię. Łby napuchły od jebanego rozmyślania. Od rozważań.
Bycie piekielnie bogatym to bardzo zły czas, by umierać” – to ładne
„Saracen był w połowie Indianinem” – lol, nie pamiętałam tego
Nie byde zżynać, tak se chciałam poniuchać jeszcze raz :)
Czwartek, prawda?
I tak, to jestem ja, Marok :)
"co to spadają na mordy [z] cholernych skarp."
"nadzieję na ich uniknięcie A, jako że" - tu się miało zaczynać zdanie, czy co?
"Wszyscy ruszą na żer się" - nażreć się?
Narracja bardzo ironiczna.
1.) złapałeś mnie piętnaście sekund przed zaśnięciem.
2.) opko było sprawdzane ze 40 razy, co tylko dowodzi, że kwestia niedopracowanie nie leży w przeoczeniach, a w elementarnych brakach jako takich.
3.) wtorek, najpóźniej środa, miało spaść, gdyż raczej się nie spodziewałem, by ktoś miał zamiar jeszcze się przez nie przedzierać.
Dziś już nie, ale późniejszym dziś, z masochistyczny oblubieniem poprawię wskazane błędy jeszcze raz.
Ciekawe.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania