Piętno
Przyszedł i wziął ją za rękę. Przytulił, jak się tuli chore dziecko albo umęczoną sobą duszę. Na jeden oddech, jedno zamknięcie oczu.
Nie, to nie ona patrzyła jak zachodzi słońce. On to widział. Kolory, gra kolorów. Gody dnia z nocą. Wirowanie.
Współczuł, bo jak nikt rozumiał czym jest zaćmienie, wieczny mrok. Tułaczka cieni. Dotyk zimna na rozpalonej skórze.
Tak często widział tatuaże, rozebrane ze słów głębokie rany. Tak głębokie jak przepaść, jak zamknięta pustka. Szepty, które zdarły struny.
Krzyż i czołganie byle dalej od bólu. Na chwilę. Na moment, w którym umrze zbrodnia. Później można śnić. Zapomnieć. Przekląć słabość i upaść niżej. Chwycić za kolana tego, który bliżej ziemi. Który też weźmie za rękę i zaprowadzi jak dziwkę pod pierwszą latarnię. Włączy muzykę i śmiech. Wepchnie w błoto i zdepcze butami. Wszystko przy sztucznym świetle i teatralnej widowni. Dopóki nie popłynie w żyłach magma, nie wypali piętna.
Przyszedł ponownie, znowu wziął za rękę. Nie miała czasu nawet spojrzeć w oczy. Tańczyła...
Komentarze (13)
Pozdrawiam.
z jednej strony kawał emocji, szarpiesz rożne uczucia, w większości te bolesne, z drugiej tekst otwarty i szczery.
Porusza serce i wyobraźnie.
Dobrze, niech porusza... w końcu moc słów, co nie? ;-)
Pozdrawiam!
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania