Pilot

DAWNO

Noc.

W jednej chwili metal rozciągnął się, wygiął się, nagiął się, odgiął się, oderwał się, wbił się, zakleszczył się i nagle ucichł, jakby opadł z sił po tej krótkiej acz intensywnej robocie. Wspomnieniem po tej nieoczekiwanej erupcji energii i dźwięku było tylko ciche chlupotanie płynu, wylewającego się z jakiegoś układu i para unosząca się nad pojazdem.

 

 

TROCHĘ PÓŹNIEJ

Głosy.

Dużo pytań. Początkowo, nie było płaczu, liczyły się tylko wyjaśnienia, które miały zahamować pracującą na najwyższych obrotach wyobraźnię i rozluźnić duszący uścisk na gardle.

Odpowiedzi pojawiły się szybko. Najpierw nastąpił wybuch radości, za którym jak skrytobójca, czaiło się ubrane w swoje plugawe szaty cierpienie, które w jednej chwili potrafi wyssać wszelkie ciepłe kolory z życia, a w miejsce słońca wstawić lunę, której światło faworyzuje czerń i szarość.

Ktoś stracił przytomność.

 

Pilot wiedział, że wszystko, co słyszy dotyczy jego. Zdawał sobie sprawę, że jeśli w najbliższym czasie nie uda mu się uruchomić maszyny, w której został uwięziony, będzie musiał zdać się na wolę tych na zewnątrz. Nawet nie próbował się oszukiwać, szansa, że zostanie zdezaktywowany bez możliwości zreperowania wehikułu wynosiła pięćdziesiąt procent, albo i mniej. Znał dobrze takie sytuacje. Różnie to bywało w przeszłości z jego kolegami i koleżankami.

 

Jednak tym razem do kokpitu zapukało szczęście. Pilot odetchnął z ulgą.

 

OBECNIE

Poczuł, że pozycja wehikułu się zmienia. „Mamy nowy dzień” – skonkludował. „Mój team pracuje nad karoserią.”

Pilot lubił swój zespół i szczerze podziwiał tych ludzi za upór, który w ich przypadku musiał karmić się jedynie niezachwianą wiarą w ostateczny sukces. „Kiedyś im podziękuję” – zapewnił sam siebie. Nie umiał, niestety, powiedzieć, kiedy to się wydarzy. Póki co, był uwięziony w zepsutej maszynie, paradoksalnie najdoskonalszym wynalazku, jaki widział świat. „Znajdę sposób, może już dzisiaj!” – dodał sobie otuchy.

Miał niewyczerpane pokłady cierpliwości i napędzał się nadzieją, graniczącą z pewnością, że uda mu się ponownie zapanować nad całą tą maszynerią.

Od katastrofy upłynęło już kilka tygodni, miesięcy, a może lat? Nie interesowało go to, bo miał inny cel. Zresztą, jeśli jego zespół nie poddawał się terrorowi Chronosa, to czemu on miałby się nim przejmować? Postanowił, że upływający czas nie może na niego wywierać żadnej presji. Najważniejsze było zadanie – odzyskać panowanie nad zniszczoną w wypadku jednostką.

„Horší už to být nemůže” – pomyślał, przypominając sobie to czeskie zdanie, które kiedyś usłyszał od kolegi w czasie gry w piłkę, kiedy jego drużyna wysoko przegrywała i nie było ważne, czy przegrają dwa do zera czy dziesięć do zera. Pozostała im wtedy jedynie walka i wiara w cud. Bardzo go to rozbawiło i zainspirowało. „Pewnie, nic gorszego mnie już nie spotka. Do dzieła bo przecież, dobre rzeczy przychodzą do tych, którzy na nie czekają. Ale nie siedzą bezczynnie na dupie” – dodał do znanego sobie cytatu i uśmiechnął się.

Paweł, bo tak na imię miał pilot, jak co dzień, z zapałem początkującego, zaczął przegląd podstawowych systemów i jak co dzień odkrył, że nic się nie zmieniło. Przystąpił więc do bardziej szczegółowego przeglądu kolejnych części komputera, w nadziei, że dzisiaj uda mu się wykryć usterkę i ją naprawić. Takich miejsc były jednak miliony i, o czym dobrze wiedział, oprócz uporu potrzebny mu był jeszcze niesamowity łut szczęścia. Nie deprymowało go to jednak, ufał, że całą życiową pulę pecha już wykorzystał. Teraz mogło być jedynie lepiej. Wierzył, nie, był przekonany, że sukces będzie jego udziałem.

 

PRZYSZŁOŚĆ

– I jak tam Pawełku się dzisiaj mamy? Dobrze? – zapytała wesoło Ania przechodząc koło łóżka. – Spadł pierwszy śnieg, wiesz? Jest ślicznie – dodała patrząc jak za oknem grube płaty białego puchu równomiernie pokrywają zielono–szary dywan trawy w ogrodzie.

–Si-a… – rozległ się cichy głos, kogoś, kto próbował powiedzieć „zima”, a nie robił tego od wielu lat i wyraźnie sprawiało mu to trudność.

Ania odwróciła się zaalarmowana i w mgnieniu oka doskoczyła do łóżka.

– Pawełku – powiedziała wyraźnie poruszona i podekscytowana głaszcząc po głowie autora komunikatu, który przed chwilą usłyszała.

Paweł uśmiechnął się lekko podnosząc lewy kącik ust. „Działa!” – wykrzyczał do siebie w myślach, próbując otworzyć oczy…

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Edis Rehto 22.11.2015
    krótkie, ale mocne :) Fajny styl, ale przede wszystkim świetna metafora. 5
  • Artman 22.11.2015
    Pomysłowe. Bardzo mi się podoba.
  • Rasia 22.11.2015
    "za którym, jak skrytobójca" - bez przecinka, bo porównanie proste
    "Nawet nie próbował się oszukiwać, szansa, że zostanie zdezaktywowany bez możliwości zreperowanie wehikułu wynosiła pięćdziesiąt" - od "szansa" zaczęłabym nowe zdanie + przecinek po "wehikułu" + zreperowania*
    "pięćdziesiąt procent, albo i mniej" - przed "albo" nie dajemy przecinka
    Oczekiwałam podobnego zakończenia. Ciekawie pomyślane, błędów niewiele i samej spójności tekstu nie można niczego zarzucić :) Zostawiam 5 ;)
  • alfonsyna 22.11.2015
    Pomysł bardzo dobry i ciekawie przedstawiony. Kłopot widzę głównie w interpunkcji, poza tym było parę literówek.
    "opadł z sił po tym tej krótkiej acz intensywnej robocie" - bez "tym"
    "miały zahamować, pracującą" - bez przecinka
    "w miejsce słońca wstawić lunę" - nie miało być "łunę"?
    "wszystko(,) co słyszy"
    "bez możliwości zreperowanie wehikułu" - zreperowania
    "który w ich przypadku, musiał karmić się" - bez przecinka
    "Nie umiał, niestety(,) powiedzieć, kiedy to się wydarzy"
    "wynalazku(,) jaki widział świat"
    "nie poddawał się terrorowi Chronosa(,) to czemu on"
    "Wierzył, nie, był przekonany, że sukces będzie jego odziałem" - udziałem
    No, ale i tak tekst zasługuje na 5, pozdrawiam :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania