Płomień 

 29 Październik 2019 r. 

 

23:17 

 

Jak ja kurwa nienawiedzanie ludzi. Tych panoszących się, zmęczonych, przepoconych, dyszących niczym spragnione psy kreatur. Dlaczego. Dlaczego oni dotykają zewnętrznego świata wokół mojego (nie) życia? 

 

Przepocone cielska z wykoślawionymi i przekrwionymi oczodołami, pędzą bezwiednie niby to na przód, niby w poszukiwaniu lepszego. Lepszego, kurwa czego? W odpowiedzi słyszę życia. Jakiego kurwa życia? 

 

Kiedy wreszcie zasypiają marząc o cudach dnia następnego, rozsychając swoje usta zatruwają nocne powietrze śmierdzącym oddechem minionych godzin życia. Przyglądam się temu miłosnemu rytuałowi w  ciszy i absurdalnej pokorze. Śledzę ich sny. Muskam lodem ich twarze. W pół domkniętych oczach ich domów ogrzewam się przy palących  się w ich pokojach małych lampkach. Blask niektórych strzeże czytających plotkarskie barachła, inne lampki zaś pilnują całą długą noc aby dzieci nie zlękły się własnych spoconych i niemrawych cieni pełzających po blado brudnych ścianach własnych pokoi zaraz po przebudzeniu w środku nocy. Jak ja nienawidzę ich rodzin, pozostawionych samych sobie w przepoconej, brudnej pełnej zakłamania nocnej pościeli. Ci samolubni gnijący ludzie to całość dzisiejszego społecznego marazmu. Jestem pod ich domami. Co noc. Kiedy tylko zechce, co rusz w innym pokoju, w innym śnie. 

 

 

00:24 

 

To co zastała na miejscu nie mogło przyśnić jej się w najgorszym koszmarze. Jej koleżanka, z którą jeszcze trzy godziny temu rozmawiała przez telefon o najnowszych trendach mody, leżała teraz z rozdziawioną gęba, w pozycji ciała, które na pierwszy rzut oka przywodziło na myśl coś w rodzaju szmacianego, wymaglowanego miśka. Kawałek czerwonej szmaty zwisał z jej sinej szyi. Na pierwszy rzut oka, była to zapewne jej ulubiona apaszka, którą zawsze perfumowała przed otuleniem jakże nie ludzko chuderlawej szyi.   Jedną drżącą dłonią podeszła do denatki aby zamknąć jej oczy i wyszeptać nieśmiertelne spoczywaj w spokoju, drugą zaś zasłaniała usta. Czyżby bała się pośmiertnego zarazku stężenia pośmiertnego? 

 

Jakie kurwa to jest życie? - wypowiedziała patrząc na swoją jakże tragicznie zmarłą przyjaciółkę. 

 

 

06:14 

 

Tomek zostaw ścielenie pościeli i zabierz małego do szkoły – krzyczała z kuchni Monika. Za niedługo musicie wyjść z domu. Nie możecie się znowu spóźnić. Okay, okay, już kończymy – dobiegło z pokoju sypialnego. Zaraz wychodzimy. 

 

Przy drzwiach wyjściowych pocałował ją w usta. Trzymał synka za małą rączkę kiedy schodzili po schodach. Taka to prostacka, normalna morowa rodzinka i tak to też zwykły ludzki dzień. 

 

Przyznam szczerze, że nudziło mnie obserwowanie tych wszystkich ludzkich zachowań, ale co miałem lepszego do roboty, biorą pod uwagę fakt, że tym oto sposobem mogłem podglądać ludzkie zwyczaje dzięki czemu z łatwością przenikałem w schemat tej plugawej społeczności, a nagrodą było życie. Wieczne życie. Życie o którym oni, stojący i przechodzący obok mnie nie mieli najmniejszego pojęcia.   

 

 

 

7:09 

 

 

Młode małżeństwo mieszkało na trzecim piętrze kamienicy dla klasy średniej. Na klatce schodowej dało się odczuć przeszłość tego miejsca. Liczne zadrapania na ścianach, wulgarne graffiti i tynk odchodzący od ścian. Taki sam marazm jak w ich życiu codziennym.   

 

Zapukałem pod nr 75. Po chwili ciszy usłyszałem szmer za drzwiami i przekręcający się zamek w drzwiach. W progu stanęła około 30 letnia przeciętna blondynka, z wyrazem twarzy jak by właśnie skończyła się onanizować. 

 

O co chodzi – spytała. Bez przedstawienia się. Ot, kultura całej tej klasy. 

 

Nazywam się Sebastian Astre. Jestem architektem i konserwatorem budynków. To właśnie na państwa klatce schodowej muszę przeprowadzić inspekcję stanu kamienicy. Czy będzie to dla Pani nie zręczne, jeżeli zajmę pani kilka minut? 

 

A co właściwie chciałby Pan zrobić – zapytała niezbyt chyba rozumiejąc co do niej przed chwilą powiedziałem. 

 

Proszę Panią, jestem tu aby ocenić czy Pani lokal spełnia odpowiednie warunki do dalszego mieszkania w nim. Czy nie ma w nim żadnego niebezpieczeństwa np. gazem, lub od strony architektonicznej. To nie zajmie dużo czasu. Mogę wejść? - wyjaśniłem. Patrzyła na mnie przez sekundę po czym odsunęła się na bok i pokazała wnętrze mieszkania, bez kulturalnego – zapraszam do środka. 

 

 

Przechodząc przez ciasny i szary przedpokój zastanawiałem się czy wyjawić jej prawdziwy powód mojej wizyty od razu, znienacka, czy pobawić się z tą młodą Panią domu. Chociaż w aspekcie Pani domu to było tu dużo do powiedzenia, sądząc po ogólnym bałaganie panującym w pomieszczeniach. Najważniejsze, że jestem w środku w jej świątyni ofiarnej. W jej „gniazdku bezpieczeństwa”. Sam na sam z esencję życia, które za niedługo przepłynie przez moje wygłodniałe żyły. 

 

Nawet nie zdawała sobie sprawy z myśli jakie w tych chwilach głodu czaiły się w moim umyśle. Zalegały gęsto niczym czarne chmury nad młodym pragnącym blasku istnieniu. 

 

Czy lód może zadawać większy ból od ostrza? Czy zimno, które otula, może przybrać formę śmierci i czynić człowieka niewolnikiem wydzielając porę dnia lub nocy, kiedy opadnie ostrze gilotyny - myślałem wpatrując się w jej oczy. To ekscytujące. Wyobrażenie śmierci. Czy ta czysta, nie zakłócona niczym samotność może być boleśniejsza od faktu umierania, czy rozstania? Ja wiedziałem, czułem to. Ona nie. Nie wiedziała, że wszystkie moje filozoficzne przemyślenia poznawcze stanowią o pustce i samotności człowieka. Widzę jedynie samotność bieli. Czerń to marna pozostałość. To kształt liter na białym papierze. To ostateczna, uznaniowa i jakże symboliczna prostota dowodu, że “kiedyś”, “ktoś”, “gdzieś” był. To właśnie widziałem w jej oczach. Wiedziałem, że czuła, jak przemija, że czas się kończy. Zastanawiałem się jedynie nad tym, czy ona wie, że śmierć jest kształtem w samej swojej naturze.  

 

“Śmierć jest w każdym oddechu i spojrzeniu. Przemawia z każdą przemijającą sekundą” - wyszeptałem do niej, po raz ostatni patrząc ze wściekłą czerwienią w oczach  na jej drobne ciało.  

 

​ 

 

14:11 

 

 

Na niebie widać było unoszący się czarne, kłębiaste i duszące opary dymu. Syreny Straży Pożarnej przebijały się gdzieś w harmidrze tętniącego życiem miasta, miasta, które właśnie przed chwilą straciło kolejne błahe i melancholijne w swej prostocie i egzystencjalizmie istnienie.  Krzyki ucichły. Spłynęły do mojej duszy wraz z marzeniami i jej życiem. Ostatnie tchnienie zabrał czarny płomień... 

 

 

Kilka dni później 

 

13:00 

 

 

Na pogrzebie lokatorki spod numeru 75 było dużo gapiów. Była sensacja, że niby samobójcza śmierć z przemęczenia wychowawczego. Że warunki życia ciężkie. Słuchałem w uwagą, starałem się dostrzec choć jedno słowo które mogło by dać dowód na to że umysły ludzi w chwili, kiedy stykają się z obecnością śmierci myślą inaczej niż na co dzień. Nie, nie jest tak. Niestety. Apatia i zamazywanie faktu, że śmierć była blisko, jest blisko i będzie już dziś. Nie widziałem łez. Może dlatego że sam płakałem, w ciszy i ostatnich promieniach październikowego słońca. 

 

 

1 Listopad 

 

 

Tego listopadowego dnia czułem jak ludzie przechadzają się późnym wieczorem po rozświetlonych alejkach tego starego przyulicznego cmentarza. Czułem ich drgania kiedy szli aleja w górę. Jeden z głosów mówił coś że tu odkąd pamięta stoi ten grób z wyrywnym imieniem i nazwiskiem  Sebastian Astre… 

 

 

 

 

Przemysław „Valefor” Wnętrzak 

 

25.09/25.10.2019 

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Aisak 26.10.2019
    Jak ja kurwa nienawiedzanie ludzi. - ?

    Proszę poprawić błędy, bo nie da się czytać.
    Tymczasem bez oceny.
  • sisi55 26.10.2019
    Jeśli jakiegoś tekstu nie rozumiem to znaczy ,że jest dobry
  • kalaallisut 27.10.2019
    Jest w tym Twoim pisaniu coś dziwnego, niepokojącego, ale na swój sposób wciąga. Widać, że piszesz na szybko, wręcz jakbyś tutaj dopiero co zapisywał myśli, bez przeczytania ponownego, taki tylko wyrzut w wolnej chwili.
  • pkropka 27.10.2019
    "29 Październik 2019 r. " - października. 29 październik był w roku 29 ;)
    06:14 - w tym akapicie zrób coś z dialogiem. Albo żadnych kresek i chaos, albo podziel jak należy. Bo się miesza kto co mówi, a kiedy nie mówi
    "Proszę Panią," - proszę pani. Panią można prosić o coś.
    "niebezpieczeństwa np. gazem" - ?
    " z esencję" - esencją
    "Kilka dni później " - myślę, że dokładne określenie daty bardziej by pasowało, biorąc pod uwagę, że przed i po masz dokładną. Plus między 29.10, a 01.11 jest raptem kilka dni. Zrobisz oczywiście jak uważasz, to tylko sugestia ;)
    "1 Listopad " - w akapicie 3x tego
    Ogółem ciekawe, w jakiś sposób niepokojące. Dopowiedzenie na koniec ładnie zamyka to, czego czytelnik domyśla się od pierwszych zdań. Zostawiasz też niedopowiedzenia, które intrygują.
    Ogółem podobało mi się :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania