Pływanie pod lodem
#od autorki: Wiem, że na portalu pojawiam się i znikam. Wybaczcie.
Ciemność na wyciągnięcie ręki, opływająca ciało z każdej strony, zimna i wilgotna. Jest we mnie i czai się wciąż, wybuchając szlamem jak gejzer na środku niczego i wszystkiego jednocześnie. Myśli w ogóle się nie składają, choć tak naprawdę tworzą doskonałą całość. Opowiadają o mnie wyrywkowymi jękami, jedni mówią, że to poezja, inni, że bełkot, a ja myślę, że to zwykłe neuronowe wymiociny. To one są na wyciągnięcie ręki, brudzą dłonie i zalepiają oczy.
Śpij.
Śpij – szepcze ryba do ucha, spogląda na mnie i odpływa. Machając ogonem, rozgania muł z dna, jest żywotna i nie dba o nikogo. Silna samotnica, nie złapie haczyka.
Śpij.
Spij – szepczą żaby przy powierzchni. Schroniły się przy brzegu, gdzie tafla lodu ustępuje wiośnie. Myślą o rodzinie, dzieci to ich przyszłość. Rechoczą.
Śpij.
Śpij! – krzyczę o czwartej nad ranem. –Śpij, do cholery! Zimno. Jest mi bardzo zimno i wszędzie jest mokro, mijają mnie bezgłośne ryby, pełne pustych myśli, ciężkich od wartości, których nigdy nie pojmę. Ogon w lewo, ogon w prawo, a moje nogi sztywne jak dwa kije, co przypadkiem utknęły w dnie i zazdroszczą giętkim wodorostom falistych ruchów.
W górze jest światło, dociera do mnie przytłumiona łuna, ale te ryby wciąż wzbijają muł. Chwilami nic nie widzę. Ciemność na wyciągnięcie ręki. W ustach piasek. Smak wodorostów. Już nigdy nie zjem ryby. Ich ogony są zbyt zgrabne.
A teraz w górę. Uwalniam przemarznięte stopy. Ryby nie zauważają, że teraz ja wzbijam muł. Żal mi ich. Chwytając się brudu jak drabiny, docieram do powierzchni. Uderzenie w głowę przypomina mi, że tam jest wciąż zbyt zimno. Lód jeszcze nie stopniał. Chyba tracę przytomność. Ściska mnie w gardle, w żołądku. Czy zamknęłam za sobą drzwi? Czy zgasiłam światło? Czy mam klucze? Przeszukuję kieszenie. Robi mi się gorąco. A żelazko? Czy je wyłączyłam? Czy byłam dziś miła i uśmiechnięta na tyle, by wyrażały to oczy? Nic teraz nie zjem. Niedobrze mi.
Śpij.
Śpij – szepcze butelka. Szukam w szkle odbicia, ale etykieta przeszkadza. Nie ma mnie, gdy piję. Ciepło w żołądku rozluźnia gardło. Krzyczę i obserwuję bąbelki powietrza, rozbijające się o tafle lodu. Czuję się jak dziecko ganiające za mydlanymi bańkami. Biegając wzbijam w powietrze tumany kurzu. Ale zaraz… to nie bańki. To ryby. Przynoszą z prądem smak wodorostów i spokój. Przeszywające zimno przypomina mi o oddechu. Woda wlewa się do płuc, uwalnia ukryte skrzela, łączy nogi. Jestem rybą, pełną rybich myśli. Wciąż jednak uderzam głową o lód.
Pływam pod lodem. Nie jestem rybą…
Komentarze (9)
Mam nadzieję, że nie zalewasz smutków.
Sam podwodny świat pełny fajnych opisów. :)
Dziękuję za odwiedziny!
Odczuwa się prawie namacalnie "zimno"
Jakby ten cały przytłaczający lód , był w "śpiącej", mimo, że na zewnątrz
''Śpij – szepcze ryba do ucha, spogląda na mnie i odpływa''↔To np: zdanie, jest takie nie wiem jak rzec.
Już samo, że szepce . Taki dziwny klimat. Nie to środowisko. Obce. Tak jakoś w skrócie:)↔Pozdrawiam:)↔%
Niesamowicie, precyzyjnie i jednocześnie nie, bo oniryczne. Toń nocy płynie innym trybem niż dnia. Wszystko inne, wtedy logiczne, za dnia wydaje się dziwne.
Wspaniale napisałaś. Podziwiam i żal mi, że miałaś o czym w tym wypadku, wolałabym, żebyś nie znała tego.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania