Po burzy jest pogoda 1

W samotnym i smutnym życiu pani Anieli nieoczekiwanie pojawił się młody i przystojny Henryk. Życie znów nabrało barw. Była szczęśliwa, a ślub wydawał się być kwestią miesięcy. On jednak zwodził, kręcił i coraz natarczywiej przyglądał się jej dorastającej córce.

Dominika była panieńskim dzieckiem Anieli, to dla niej rezygnowała nie raz z kolejnych znajomości, obawiając się, że ten, który ją

wybiera, nie będzie chciał jej dziecka.

Teraz starała się zapewnić swojej jedynaczce ciekawe zajęcia, miłe towarzystwo, by była jak najdalej od swego przyszłego ojczyma. Za nic w świecie nie chciała stracić Henryka - a córka - no cóż, jest prawie dorosła.

Dominika coraz częściej przebywała poza domem, później nie zawsze wracała na noc - a matka, zajęta narzeczonym - na wszystko przymykała oczy.

Minął rok i drugi, i skończyło się na tym, że Henryk odszedł, a ludzie wzięli na języki Dominikę, która czuła się wolna, niezależna nie posłuszna żadnym zasadom.

Odeszła od matki mając osiemnaście lat. Wróciła do domu po trzech latach chora od alkoholu i narkotyków - brzydka i postarzała.

Matka przyjęła ją z otwartymi ramionami, ale było im razem bardzo źle.

Wzajemne żale o pustkę i nieudane życie psuły każdą rozmowę. Dominika nie mogąc już dłużej słuchać narzekań matki, wyjechała nad morze do ciotki, pomagała obsługiwać klientów w smażalni ryb.

Ku zdziwieniu i poniekąd zadowoleniu wujostwa, nie wdawała się w żadne znajomości, nie interesował ją zupełnie męski ród. W duszy postanowiła sobie bowiem, że nie będzie się z nikim wiązać ani na trochę, ani na stałe.

Któregoś wieczoru przyszedł do wujostwa ich dawny przyjaciel - Grzegorz, który znał się na pralkach. A właśnie stara pralka zaczęła cioci szwankować.

Pan Grzegorz był dużo starszy od Dominiki – był nieśmiały i bardzo zamknięty w sobie. Miał swoje mieszkanie i trochę uskładanego grosza, ale żadnego pomysłu na własne życie.

Dominika od razu wpadła mu w oko, ale, ze się trochę bał kobiet, nie zrobił żadnego kroku , by się poznali. Dziewczyna jednakże z miejsca oceniła wartość tego mężczyzny i przejęła inicjatywę. Wciąż miała do niego jakieś nie cierpiące zwłoki sprawy: żeby naprawił, żeby sprawdził, bo słabo działa ta , czy tamta patelnia elektryczna, albo podgrzewacz do wody - słowem, Grzegorz był jej ciągle do czegoś potrzebny.

Inny by się niecierpliwił, inny miałby tego naprawiania po dziurki w nosie - ale nie on! Tym bardziej, że Dominika była wciąż o krok.

Takim to sposobem zawarli bliską znajomość i lato zeszło im na spacerach po plaży, przeważnie późnym wieczorem, kiedy to smażalnię można było nareszcie zamknąć.

Jesienią Dominika zamiast wrócić do matki, przeniosła się do Grzegorza. Byli bardzo szczęśliwi - dlatego zdecydowali się na szybki ślub, jakby się obawiali, że coś może się wydarzyć i nie będą mogli być ze sobą.

Zawarli związek małżeński w Sylwestra, oprócz wujostwa nikogo nie było, nawet matka nie przyjechała, gdyż ciężko zachorowała na kręgosłup.

Grzegorz gorąco pragnął dziecka, Dominika obawiała się, że dzieci mieć nie będzie. Ukrywała przed mężem, jak bardzo niechlubną przeszłość ma za sobą.

Chodzili po lekarzach. Zaprzyjaźnionego ginekologa Dominika przekupiła, by powiedział mężowi, że dziecka nie będzie z powodu wady wrodzonej. Nie przewidziała reakcji Grzegorza - wiadomość ta po prostu zwaliła go z nóg.

Coś się skończyło między nimi. Ona płakała po nocach, on milczał albo wychodził raz do tych, raz do innych znajomych.

Tak minęły trzy niezbyt szczęśliwe lata.

Matka chorowała coraz poważniej w końcu doszło do tego, że poruszała się tylko z balkonikiem. Napisała do córki, jak jest i prosiła, by zamieszkali z nią. Dominika panicznie bała się powrotu. Wszak tam ludzie pamiętali jej przeszłość. Obawiała się, że mąż pozna prawdę i odejdzie - już wszystko wisi na włosku - a tu jeszcze takie nowiny... Jednakże przyszedł następny list tym razem od sąsiadki, że z matką jest coraz gorzej i postanowili po długich naradach, że zamieszkają z nią. Dom był jeszcze solidny, ale już od dawna prosił się o remont .To było wezwanie dla Grzegorza. Zajmował się renowacją pomieszczeń tak, jakby szukał w tym ucieczki.

Nie lubił wychodzić, nawiązywać znajomości, bo faktycznie znaleźli się tacy, którzy chcieli mu opowiedzieć o burzliwej przeszłości Dominiki. Tylko, że on patrzył tak jakoś dziwnie, że milkli w pół słowa. W domu nie było komentarzy tylko coraz więcej milczenia.

Toteż, gdy pewnego wieczoru Grzegorz chciał rozmawiać - Dominika była bardzo poruszona i szczęśliwa. A on wpierw kluczył tędy, owędy, aż zaproponował

A może byśmy wzięli dziecko z Domu Dziecka? – To była ostatnia rzecz, której by się w tym momencie spodziewała. Już chciała wykrzyknąć:

- Teraz? Mama prawie nie chodzi, remont rozgrzebany i jeszcze dziecko?- Te słowa cisnęły się na usta, ale ich nie wyrzekła .- -Tak długo czekałam, by się odezwał, by miał do mnie jakąś sprawę i teraz mam się nie zgodzić, zniecierpliwić? Przecież w ten sposób stracę go na dobre - pomyślała i odrzekła skwapliwie

- Oczywiście możemy się popytać jaka to jest procedura z tą adopcją.

- No to jedź jutro i zorientuj się- zakończył rozmowę bardzo ucieszony

Następne częściPo burzy jest pogoda 2

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Wrotycz 26.02.2019
    Tytuł sugeruje finał:)
    Wiara w ludzi buduje.
    Zapis troszkę kuleje, warto przejrzeć.
    Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania