Początek apokalipsy przesiedziałem w kiblu #4 Walka

Po wyjściu z kibla usłyszałem wiadomości o zamieszkach, a krótko potem do mojego mieszkania wdarło się łaknące krwi monstrum. Starałem się wyrwać z pozbawiającego mnie życia uścisku i wtedy uratował mnie dzierżący kij bejsbolowy mężczyzna skryty w ciemnym płaszczu. Mieliśmy się wydostać z bloku i zejść do kanałów, ale od wykonania tego planu dzieliła nas grupa trupów...

2-ego dnia apokalipsy...

 

__________________________________________________________________________________

Wybiła północ. Staliśmy w bezruchu pośrodku korytarza i leniwie określaliśmy beznadziejną sytuację, w której byliśmy. Pewnie niewielkie skupisko tych trupów było następstwem ataku tamtej kobiety-potwora. Z tamtego jednorazowego dadoświadczenia wiem, że potwory te mają niesamowicie wyostrzony słuch, toteż otworzenie którychkolwiek drzwi z pewnością zwróci ich uwagę.

– Będziemy musieli się przez nie przebić. – szepnął mi do ucha mężczyzna, chwytając oburącz kij bejsbolowy i idąc przed siebie.

Walka z tamtą kobietą była bardzo wyczerpująca, także perspektywa stoczenia bitwy z kilkoma trupami na raz niespecjalnie mi się podobała. Przykucnąłem i skryłem się za jednym z kartonów i widząc to, mężczyzna pokręcił głową i rozpęcił oraz przygotował się do zadania zamachu. Drewniany kij uderzył jedno ze stworzeń z takim impetem, że jego, a raczej tego głowa otrzymała wgniecenie i w rezultacie to coś upadło bezwładnie na ziemię. Moje oczy same z siebie było coraz to bardziej otworzone, zapewne nie mogąc pojąć co się właśnie stało, natomiast ciało chciało samoistnie wywołać wymioty. Z innymi, mężczyzna poradził sobie w ten sam sposób i gdy padł ostatni z nich, cała podłoga pokryta była w krwi i częściach zgniłego mięsa. Okropnie nieprzyjemny dla nosa fetor roznosił się zaledwie dwie minuty po zdarzeniu.

– Co tu się właśnie stało? – powiedziałem.

– Jak to "co się stało"? – odparł ze zdziwieniem. – Załatwiłem je wszystkie, podczas gdy ty siedziałeś sobie spokojnie za kartonem i robiłeś pod siebie...

Z tym robieniem pod siebie to się spóźnił trochę, pomyślałem. Tak czy siak było relatywnie bezpiecznie więc zeszliśmy schodami na dół i eliminując pojedyncze zagrożenia dotarliśmy do piwnicy, gdzie panowały egipskie ciemności. Na jednej z beczek znajdowała się podarta koszula, a za ową beczką były ukryte drewniane sanki. Zniszywszy je, zabraliśmy po kilka desek i owlekliśmy podartą koszulą, robiąc w ten niestaranny sposób dwie pochodnie.

– To nie wystarczy. – zawołałem z otępiałą miną. – Te kanały rozciągają się wzdłuż i wszerz; jeszcze się zgubimy i wtedy całkowicie będziemy mieli przerąbane...

– Lepszego wyjścia nie mamy... Na zewnątrz są ich setki, a może i nawet tysiące...

Przytaknąłem i obaj zeszliśmy po schodach do podmiejskich kanałów i zanim zdążyłem poczuć się niepewnie - nasze pochodnie zgasły i staliśmy gdzieś pośrodku ciemności...

 

________________________________________________________________________

Od Autora.

Kolejny rozdział naszej historii został napisany. Niestety rozdziały nie będą się systematycznie pojawiać, gdyż mam sporo prywatnych spraw do załatwienia.

 

Dzięki za przeczytanie : )

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania