Początek końca, upadek nadziei. [X4]

Cienie objęły wszystkie oczodoły a czarny ogień rozchodził się od niebios po otchłanie Abysu. Stąd począł się mrok mając jeden cel, pochłonąć każde żywe istnienie w swe objęcia.

-Djakon z III Świątyni.

 

Raz, raz działa to czy nie.

Dobrze! Nadal nie mogę uwierzyć w osiągnięcie mojego przyjaciela z uniwersytetu w Menu, urządzenie nagrywające co mówię a potem to odtwarzające, no genialne! Ale już dobrze wróćmy do siebie materiał sam się nie zrobi. A więc, drodzy czytelnicy, wiadomym jest że od niedawna z miast rybackich i portowych zniknęło mnóstwo osób. Są też wzmianki o coraz to większej ilości szaleńców i opętanych w szpitalach psychiatrycznych. Moje badania doprowadziły mnie do piramidy majów w Palenque, obecnie rozbiłem obóz na pagórku z widokiem na budowle. Klucze do świątyni we wnętrzu musiałem uzyskać z opuszczonych miast Tikal i Quiringe. Muszę przyznać że boje się odkrywać rzeczy mogących mieć związek z porwaniami. Ostatnim razem gdy nadepnąłem na pięty kultowi Czerwonych Płacht, niemalże nie skończyłem jako ofiara dla ich krwi żądnego bóstwa. No ale taki mój zawód i pasja. No dobrze, gaszę ognisko i ruszam do wejścia. Pogoda i atmosfera jest dość mocno przytłaczająca nie wiem co jest cholera z tym deszczem bo przysięgam że pada gęsto bez przerwy nawet jak wyjeżdżałem z Aryentu. Do tego ten wiatr ciągnący leżące liście ze sobą jak kostucha swoje ofiary, chodzę w błocie mam zabrudzone spodnie i do tego chyba złapało mnie przeziębienie. No cudownie. W każdym razie zbliżam się do wejścia, parę kroków i… jestem. Stoję przed ścianą, na której widnieje rysunek boga Quetzalcoatla, przedstawiany jako przedziwna istota w ludzkiej postaci, ciekawe… z tego co pamiętam różnie interpretowano jego człowieczą formę, hmmm… czy ma on jakiś związek, zobaczymy. W miejscu oczodołów kładę dwa kluczę. Ściana rozwiera się na boki za pomocą jakiegoś niedzisiejszego mechanizmu. Powitał mnie zielony odór gęsty i śmierdzący wychodzący z wnętrza świątyni jak wąż. Zasłaniam nos i wchodzę, szczypie w oczy, chmura odoru przenika przez moje ręce, oh… co za smród boże, jakby nie wiem co drzemało w głębiach świątyni. Mam nadzieje że urządzenie na moim uchu nie dozna uszkodzeń. Idę przed siebie jest ciasno, ciemno i śmierdzi. Myślę że zaraz… ahhh… Cholera! Oh co to za maź w czymże wylądowałem, ała moje plecy, ugh… Wziąłem ze sobą zapałki mam nadzieje że nie zmokły bo definitywnie czuje wilgoć. No dobrze zapalam i… O Jezu. Wiem że ceniono moje odkrycia za dokładne opisy tego co przed sobą mam ale, no dobrze. Powoli przemieszczam się w gęstej pełnej martwych robali zgniliźnie, ludzkie oczy pływające w czerwono zielonej breji. Muszę znaleźć stąd wyjście bo zwymiotuje od tego smrodu. Chyba widzę zgaszoną pochodnie na jednej ze ścian, tylko kawałek brakuje mi do niej, podskakuje i, mam! Ahh!

<Odgłosy krztuszenia>

W porządku, w porządku! O nie cały jestem ubabrany, nigdy jeszcze nie strącałem z siebie ludzkich żeber czy wątroby, na szczęście nie zamoczyłem pochodni, zapalam ją teraz zapałką, niech stanie się światło! O wiele lepiej. Widzę przejście dalej, wypluwając jakiś dziwny materiał, lepki i miękki, wychodzę z morza zgnilizny na twardy grunt. Światło pochodni daje mi widok na wszystkie te rysunki na ścianach, niestety muszę zginać plecy ponieważ przejście jest ciasne, oh, a to ciekawe. Rysunki nie przedstawiają bogów wierzenia majów… Czemu poświęcona jest ta świątynia? O nie… Rozpoznaje ten wizerunek. Bożek z głębin. Nzamq'nab'ga,ta'ga'ghta. Paskudne bóstwo, z tego co się dowiedziałem materiał z jakiego jest zrobiony pochodzi od pradawnego podwodnego miasta Quelatarathara. Gdy jakakolwiek istota patrzy na niego, zostaje przeniesiona do innego wymiaru. Do miejsca, w którym kontrole sprawują najciemniejsze moce. Ofiara traci zmysły, zaczyna się okaleczać. Sam wydłubałem sobie oko… Czy spojrzałem w Nzamq'nab'ga,ta'ga'ghta? Tak. Byłem tak blisko… Nie wiem co się stało, był tylko mrok a potem obudziłem się w swoim domu. No ale mniejsza, zgodnie z moimi podejrzeniami świątynia ma związek z kultem pradawnych bogów stojącym za porwaniami i innymi okropieństwami. Idę dalej by znaleźć się w komnacie z czterema kolumnami i studnią po środku. Wokół leży co najmniej pięć szkieletów, aż dziw że jeszcze w dobrym stanie. Tak… Wiedziałem że cię usłyszę. Mówisz mi że Ngytrgy Haghta Blaghte’Gragraghta. Myślisz że dam się tak łatwo zmylić? Wiem że stoję wam na drodze do zniszczenia świata, przeżyłem spotkanie z bożkiem z głębin, z tobą też przeżyje. Durughytraghatagataganan, największy z największych, pokaż mi moją przeszłość! Kim byli moi rodzice?! Dlaczego mnie porzucili?! Myślisz że nie wiem jak zmusić cię do gadania? To patrz.

<Odgłos uderzania kamieni o wodę>

<Wrzask>

<Szaleńczy śmiech>

Stop! Powinniśmy cię zabić gdy mieliśmy okazje. Głupia Valerih i jej współczucie do waszego rodzaju. Ardenie Franku, nie walcz, twoja walka jest bez sensu. Krew w Zaqu’la,quarth’ta już niemal dosięgła szczytu, bożek z głębin przejął w swe bezgłowe oddziały niezliczaną ilość ludzkiego ścierwa. Zostałeś sam w tej walce. Uważaj na swe słowa, bo wiedz że może i okiełznałeś mnie chwilowo, za parę minut ściągnę na ciebie plagę Blightu. Mam powiedzieć ci kim jesteś? Jesteś błędem, żałosnym owocem rządzy, głupoty i słabości. Twój anielski ojciec oddał się pokusom sukuba z piekieł, oczarowała go swym demonicznym pięknem a ten głupiec poleciał za nią na koniec świata. Myślisz że nie polowaliśmy na nich? Oczywiście że tak. I zabiliśmy obu. Twojego ojca zagoniliśmy jak psa pod kąt gdzie został zakatowany biczami Reghatagananu, żebyś widział ile anioł potrafi krwawić, jego serce smakowało wyjątkowo tyle ci powiem. Dlaczego żyjesz? To Valerih ta sucz z piętnastego kręgu, dała ci ochronę ale spokojnie jej moc opadła już dawno temu. Co? Co zamierzasz zrobić? Ahahaha. Myślisz że zabijesz mnie wyłączając moją studnie w tej świątyni? Żałosny człowieku jestem bogiem rozkładu i agonii, przeżyje choćby w tobie. Jesteś przecież mięsem. Cóż zamierzasz począć Aidenie Franku, jedyna nadziejo ludzkości. Idź, spróbuj zabić nasiona, krew w Zaqu’la,quarth’ta została przelana. To koniec.

<Odgłos kroków>

Wyszedłem na zewnątrz i ja… nie wiem co powiedzieć drodzy czytelnicy jeśli dalej ze mną jesteście, nie uciekajcie i tak was znajdą. Ja… nie wiem dlaczego jestem jedyną nadzieją, czuje się bezradny. Moi rodzice… Może moje życie rzeczywiście jest żałosne, tak mi źle, czuje cały swój organizm jakby się ruszał. Myślałem że sprostam spotkaniu z jednym z nich. Nawet bożek z głębin nie był tak przytłaczający jak prawdziwy pradawny bóg. Pozostaje nam… śmierć.

<Odgłos zrzucanego urządzenia na ziemie>

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

-I co teraz?

-To wszystko co udało się dowiedzieć na jego temat?

-Tak, urządzenie znaleziono przez przypadek przez jednego z agentów.

-Czy naprawdę to już koniec? Nie możemy sprzeciwić się tym plugawym mocom?

-Pozostał trop Edwarda Pierce’a . Jego możemy… O mój boże, spojrzy pan za okno!

-A więc, zaczęło się.

 

Bójcie się ludzie oto Zaqu’la,quarth’ta wyciągnięta z podziemi, krwawiąca Nekropolia waszą krwią, niech szczątki spadną na was a w zachorujcie wieczną plagą, nie długo będziecie z rządzą w oczach spożywać własne dzieci, starsi padną pierwsi, z ich wyniszczonych, słabych ciał narodzą się larwy, wyjdą i wyżrą wam mózgi. Reghataganan opuści niebyt by ukazać wam prawdziwy ból, szarańcze powoli zakatują wasze ciała. Z pod ziemi nadejdzie Traglatagahatganan, nieskończony żer niewinnych. NIE MACIE DOKĄD UCIEC.

 

W ostatnich momentach swojego życia pragnę przekazać że darzyłem moich rodziców nienawiścią za to że pozwolili mi narodzić się w tak okropnym świecie, który spotka się ze swym paskudnym końcem.

-Djakon z II Świątyni.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania