Pocztówka z wakacji

Leżę wyciągnięta na plaży. Szum morza działa kojąco na wszystkie moje zmysły. Od lat mam dylemat czy wolę góry ze zdobytymi szczytami czy morze z jego szumem. Podobno ludzie dzielą się na dwie grupy: tych, co odpoczywają nad morzem i tych w górach. Ja chyba cierpię na permanentną schizofrenię albowiem mój dylemat nie jest rozstrzygnięty od lat. Leżę na plaży w Łebie, umownie przypisanej do Neptuna. Z pewnością nie jest to hotel, który powali na kolana najzasobniejsze portfele, ale dla mnie osobiście wiąże się ze wspomnieniami z młodości. Najpierw przez klika lat wzdychałam patrząc w jego stronę z moją pierwszą miłością w życiu. Kilka lat później zaś spędziłam w tym hotelu niespełna tydzień. Za wyjazd zapłacił ojciec mojego ówczesnego chłopaka zdziwiony, że zamiast zagranicznego wyjazdu wolę jakiś hotel na polskiej plaży. Wtedy pierwszy raz dotarło do mnie znaczenie powiedzenia: „Kochać, to znaczy patrzeć w tym samym kierunku”. Pokój wybierałam ja, do mnie należał wybór miejsca wyjazdu, a co za tym szło hotelu, oczywiście faworyzując te z balkonem od strony morza. Takich pokoi jest tylko kilka, albowiem Neptun to bardziej wspomnienie minionych lat niż świeżo ukończony rezultat nowoczesnej myśli architektonicznej. Weszliśmy do pokoju, ja na balkon (w końcu od lat chciałam się na nim znaleźć), a on na łóżko z pilotem w ręku sprawdzał dostępne kanały. Stałam na drewnianym balkonie, oparta o balustradę, podziwiałam zmieniające się w każdej sekundzie fale i myślałam o tym, że to jakaś dziwna ironia, że w końcu jestem w tym hotelu, na tym konkretnym balkonie (drugie piętro z widokiem na morze) tylko nie mam z kim podzielić moich emocji. Pierwszy raz pomyślałam wtedy, że to ważne, by z osobą, z którą się jest, patrzeć w tym samym kierunku…

Dziś leżę na plaży i przywołuję na myśl wspomnienia. Tym razem jestem tu z przyjaciółką. Namówiłam ją na wyjazd, w zasadzie zaprosiłam, bo ja dostałam właśnie honorarium za moją książkę, a ją i tak nie byłoby stać na tydzień urlopu tutaj. Od wczoraj absorbuje nas para, która przyjechała wieczorem. Nie wiem czy moją uwagę bardziej przykuła ta kobieta czy samochód, którym przyjechali. Grafitowy beż z metalicznym odcieniem. Już wracając chodnikiem do hotelu odprowadzałam go wzrokiem. Bentley Mulsanne, o tym samochodzie mój przyjaciel wiedział chyba wszystko. A ja przebywając z nim za każdym razem dowiadywałam się coraz więcej. Wiedziałam więc, że pali średnio 17 litrów na 100 kilometrów i do 100 kilometrów potrzebuje tylko 5,3 sekundy. Taka masa w takim krótkim czasie! Nigdy nie rozumiałam zachwytów akurat tymi parametrami, ale przemawiało do mnie, że za ten samochód mogłabym kupić kilka moich mieszkań. Wszyscy wiemy, że mózg mężczyzny i kobiety różni się, zapewne w kwestii samochodów dość istotnie. Wtedy, kiedy dochodziłyśmy do hotelu – oni zaczęli się wypakowywać. Oni oznacza małego chłopca wyglądającego niczym model z ostatniego katalogu Tommiego Hilgfigera dla dzieci, on – dość wysoki, ale zupełnie przeciętny mężczyzna w granicach prawie 50 lat i ona. Ją wymieniam na końcu, bo oniemiałam, gdy ją zobaczyłam. Wysoka, szczupła, zgrabna, w rozłożystej, zwiewnej, długiej do ziemi, białej sukience. Mały wyglądał jak z żurnala, ale ona jakby dopiero udawała się na sesję. Moja rozbudzona do granic nieprzyzwoitości ciekawość musiała przegrać z zasadami dobrego wychowania i udałyśmy się do hotelu nie czekając na dalszy rozwój wypadków. Na szczęście cała trójka nie należała do skowronków i na śniadanie zeszli chwilę po nas. Moja zjawiskowa blondynka ukazała się w pełnej krasie. Już poprzedniego dnia towarzyszka wakacyjnego wyjazdu zwróciła mi uwagę, że patrzę się na nich dłużej niż powinnam. Na szczęście dziś obiekt moich zainteresowań sam wybrał najlepsze z możliwych miejsce. Długonoga piękność usiadła na linii mojego wzroku, dokładnie na przedłużeniu linii kontaktu wzrokowego z Moniką. Ona już wczoraj zauważyła, że obiekt zachwytu jest stałym klientem dobrego chirurga plastyka. Zawsze miałam problem z takimi detalami, ale ona znała się na tym świetnie. Po kilkuminutowej analizie skłonna byłam przyznać, że usta są powiększone, a nos jest nienaturalnie idealny. Co do biustu obie byłyśmy zgodne. Perfekcyjne C było z pewnością osiągnięciem chirurgii plastycznej i stanowiło powód do dumy właścicielki, bo prezentowała go chętnie, wczoraj w sukni do ziemi z dużym dekoltem, przy śniadaniu i teraz w skąpym bikini, jakieś 5 metrów od nas.

Teraz ja celowo ułożyłam się na plaży tak, żeby mieć ich na linii wzroku. Ciemne, przeciwsłoneczne okulary dodatkowo maskowały moją starannie skrywaną chęć wdarcia się w cudze życie. On czytał gazetę, za daleko, żeby dojrzeć tytuł, jej rozkoszne wylegiwanie się w pełnym słońcu przerywane było od czasu do czasu przez małego chłopca. Dziwne, przeszkadzał głównie jej, choć przy śniadaniu do mężczyzny wyraźnie zwrócił się „tato”. Kolejna łopatka piachu wylądowała na hybrydowym, czerwonym lakierze jej stopy. Ależ koparka! Kto daje dziecku na plażę zdalnie sterowaną zabawkę? Zaraz wejdzie w nią piach i po zabawie, daję jej czas najdłużej do obiadu. Patrzyłam na moją długonogą piękność i zastanawiałam się czy jest szczęśliwa. Wczoraj, kiedy wysiadała z samochodu pomyślałam o niej, że ma wszystko, a dostatnie życie powoduje, że nie ma żadnych trosk. Podczas kiedy ona roztaczała wokół siebie podziw i zachwyt, mężczyzna wyjmował z ogromnego bagażnika olbrzymie walizki. Przyszło mi wtedy na myśl, że chyba zmieniają miejsce zamieszkania, a nie tylko wypakowują torby zapakowane z myślą o wakacyjnym wyjeździe. Gdy siadali do stolika odsunął jej krzesło, gdy wstawała, by przynieść ze szwedzkiego stołu kolejne składniki śniadania – odprowadzał ją wzrokiem. Nie rozglądał się za nikim innym. Zresztą, nie było takiej potrzeby. Ona po prostu nie miała tam konkurencji. Jednak teraz, kiedy drugą godzinę leżeli na plaży nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. On czytał (jak długo można skupiać uwagę na jednej gazecie?), ona opalała się lub zajmowała się małym chłopczykiem. Ale nie zajmowała się nim cały czas, tylko wtedy, kiedy jakaś z rozstawionych zabawek przestawała działać lub mały nudził się z braku towarzystwa.

Ups, co to? Monika za śmiechem oblała mnie wodą mineralną z butelki. „Halo, tu ziemia, idziemy się kąpać”. No tak, wiedziałam, że to koniec moich podziwów, albowiem już rano usłyszałam uwagę, że przyjechałam tu kilkuletnim Saabem, a nie nowiutkim Bentleyem i mam się pilnować, gdzie jest moje towarzystwo.

Wracamy na koc, mojej idealnej rodziny już nie ma. To było do przewidzenia. Roześmiana Monika daje mi do zrozumienia, że osiągnęła swój cel, ja natomiast pobiegłabym najchętniej za nimi, w poszukiwaniu dowodu na istnienie idealnych związków, niczym młody desperat poszukujący nieistniejącego kwiatu paproci w świętojańską noc. Pozostały mi na ten moment dialogi z własnymi myślami. Jak to jest, że jedne kobiety potrafią przyciągnąć i zatrzymać przy sobie zaradnych mężczyzn, inne nie? Temat był dla mnie o tyle absorbujący, że Monika zawsze twierdziła, że kobiety te muszą iść na niezliczoną ilość kompromisów i że ja wytrzymałabym tylko do pierwszej sytuacji, w której nie mogłabym postawić na swoim. Potem spakowałabym jedną walizkę, trzasnęła drzwiami i wyszła. Znam się z Moniką od lat, ale mam całkowicie odmienne zdanie w tym temacie. Uważałam się za osobę łatwą we współżyciu, często ustępującą i unikającą konfrontacji. No, może z zewnątrz wyglądało to troszkę inaczej.

Dziś wieczorem jest impreza w restauracji na dole. Siedzimy przy barze (ja wolałabym stolik, tu czuję się jak małolata wystawiona na podryw, ale dla świętego spokoju odpuszczam). Sączę drinka i rozglądam się za moją idealną parą. O jest! No tak, zaczynam rozumieć, co kryły w sobie ogromne walizki. Jest ona i on. Mały chłopiec pewnie ma wynajętą opiekunkę, dlaczego nawet w hotelach bogaci ludzie mają lepsze warunki do pielęgnowania swojej miłości? Na zewnątrz wiele par zapewne przeliczyło, że zajmując się swoim dzieckiem sami oszczędzą na jutrzejszy obiad. Teraz jednak patrzyłam na idealną blondynkę. Jej doskonały balejaż w tym świetle dopiero rozwinął wszystkie swoje odcienie. Blondynka znowu w sukience z dużym dekoltem, dla odmiany wyjątkowo krótkiej. On – jak zawsze – reklama topowych marek, ale wyglądał tylko jak tort, wisienką i dekoracjami zawsze i niezmiennie była ona. Wielokrotnie przychodziło mi na myśl, że gdyby go rozebrać z tych wszystkich marek i założyć mu bermudy sprzed kilku lat i koszulkę w palemki nie odróżniał by się niczym szczególnym od tysięcy mężczyzn utrzymujących się ze średniej krajowej. Ale jednak te wszystkie marki na sobie miał. No i ta śliczna blondynka. Oczywistym było, że ona właśnie będzie dziś królować na parkiecie.

Wracam do pokoju, Monika wróciła już godzinę wcześniej, ja zostałam dłużej, ale moja idealna para opuściła już parkiet i dopiwszy drinka opuszczam to siedlisko próżności. Idę schodami, słyszę jakąś sprzeczkę, wyraźny damski i męski głos. Pierwsze piętro, w końcu korytarza mężczyzna uderzył kobietę. Głośny niecenzuralny epitet, para znika w pokoju.

Leżę na łóżku i zastanawiam się czy to możliwe, żeby bohaterami zajścia na pierwszym piętrze była moja perfekcyjna para? „Idź już w końcu spać, przestań o nich myśleć. Ciesz się, że nie jesteś tu z facetem. Już dawno miałabyś sceny zazdrości o nich. Mówiłam od zawsze, że takie kobiety muszą znosić więcej kompromisów niż ci się wydaje”.

Na śniadanie schodzę wcześniej niż zwykle, tak, jakby miało to mieć wpływ na decyzję mojej podziwianej od kilku dni rodziny. Oni dla odmiany schodzą później niż zwykle. W zasadzie przed samym końcem. Nadmiar fluidu i pudru na jej twarzy utwierdza mnie w przekonaniu, że to oni byli bohaterami wczorajszego zajścia. Przebijający przez kosmetyki inny odcień skóry ukazuje uważnemu obserwatorowi, że to nie słowa były narzędziem komunikacji. Blondynka wydaje mi się jakoś mniej olśniewająca. Mały chłopiec ubrany już jakby tylko w niskobudżetowe ubrania podrzędnego domu wysyłkowego. Mężczyzna tak przeciętny, jak wielu na ulicy. Wychodzimy z hotelu, dziś mamy dzień pieszej wycieczki po okolicy. Grafitowy beż z metalicznym odcieniem Bentleya wydaje mi się jakby już mniej odbijający słoneczne promienie…

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania