Pod łóżkiem

Tomek spędzał pierwszy letni wieczór na leżeniu w łóżku i obserwowaniu małego pajączka wędrującego niespiesznie po suficie. Chłopiec założył się sam ze sobą, że pająk dotrze do ściany i z niej rozpocznie wędrówkę za biurko. Ten jednak zatrzymał się na środku sufitu jakby nie mógł się zdecydować, co ma robić dalej.

Chłopiec podciągnął się nieco wyżej na poduszkach i spojrzał ponuro na okno. W normalnych okolicznościach widok konarów starej jabłoni sennie kołysanych na wietrze działałby kojąco... ale nie w sytuacji, kiedy Tomek był skazany na więzienie w tym pokoju.

Ciche pukanie wyrwało go z rozmyślań.

- Proszę – mruknął

Drzwi uchyliły się i do środka zajrzał ojciec.

- Hej, jak się miewasz, mistrzu?

- Wciąż mam złamaną nogę.

- No tak... – ojciec zmieszał się nieco - Pomyślałem, że może miałbyś ochotę na spacer? Możemy przy okazji zajrzeć do pizzerii. Dzisiaj moja kolej na gotowanie –puścił oko do syna.

- Dzięki tato, ale spasuję.

Ojciec zmarkotniał - W porządku, wezmę tę z kurczakiem, jak zwykle – po chwili wahania, wszedł do pokoju i założył ręce na piersiach – Wiesz, że tak nie może być. Ten wypadek to nie koniec świata. W zasadzie to miałeś...

- Mnóstwo szczęścia – chłopiec przerwał mu znudzonym głosem – Po prostu nie mam ochoty wychodzić z domu, okay?

Ojciec westchnął i obrócił się do drzwi – Jak uważasz.

Wyszedł z pokoju. Tomek spojrzał na sufit i próbował odszukać pająka. Dostrzegł go w jednym z narożników pokoju.

Na widok małych odnóży sprawnie przebierających po cienkich nitkach Tomek poczuł irracjonalne ukłucie zazdrości.

Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie masz szczęście, kolego, pomyślał.

****

W jadalni zastał resztę rodziny siedzącą przy stole. Kiedy pokuśtykał do krzesła, matka wykonała zabawny ruch, tak jakby chciała wstać, ale w połowie czynności się rozmyśliła.

- Poradzę sobie– Tomek niezgrabnie odsunął krzesło, opadł na nie i położył kule obok, na ziemi. – Chyba zaczynam nabierać w tym wprawy.

Przez kilka minut jedli w milczeniu. W końcu ciszę przerwała matka, odzywając się do Anety.

- Ciocia Beata poprosiła mnie, bym jutro pomogła jej w przygotowaniu festynu, więc zostaniesz w domu i będziesz miała oko na brata, dobrze?

Tomek wiedział jak Aneta zareaguje, jeszcze zanim matka skończyła zdanie.

- Mamo, jestem jutro umówiona ze znajomymi! - krzyknęła czerwieniejąc na twarzy - Nie będę niańczyć tego bachora!

Tomek po raz pierwszy w życiu postanowił poprzeć swoją siostrę. Perspektywa spędzenia całego dnia z Anetą przerażała go jeszcze bardziej niż zbliżająca się wizyta u dentysty.

- Mam już prawie jedenaście lat – powiedział siląc się na jak najbardziej przekonujący ton – Przecież wcześniej zostawialiście mnie samego w domu. Poradzę sobie.

Ojciec pokręcił głową

- Wiem, że jesteś bardzo samodzielny, ale nie w tej sytuacji. Mam ci przypomnieć, jak wczoraj przewróciłeś się próbując wstać od stołu?

- Nie będę nawet wychodził z pokoju. Proszę!

- Właśnie, gówniarz sobie poradzi – Aneta jeszcze bardziej podniosła głos – Mam lepsze rzeczy do roboty niż bycie cholerną niańką!

- Dość – głos matki niebezpiecznie się podniósł – Zrobisz o co cię prosimy, chyba że bardzo chcesz spędzić resztę wakacji u babci.

Aneta chciała coś dodać, ale najwyraźniej przebłysk rozsądku nakazał jej milczeć.

Tomek stracił cały apetyt. Wstając od stołu napotkał spojrzenie siostry. Dobrze wiedział co ono oznaczało.

Mówiło „Zapłacisz mi za to, gnojku”

****

Po powrocie do pokoju Tomek podszedł do okna i otworzył je na oścież. Wiedział, że nie powinien zostawiać go otwartego na całą szerokość, zwłaszcza wieczorem. W ciągu ostatnich kilku lat jego pokój odwiedziły trzy wróble, sikorka a zeszłej wiosny gościł nawet nietoperza. Problem w tym, że letnie noce potrafiły być naprawdę duszne, więc czasami warto zaryzykować.

Oparł kule o ścianę w pobliżu łóżka po czym niezgrabnie wpełzł pod kołdrę. Włączył nocną lampkę i sięgnął po „Buszującego w zbożu”. Ojciec podarował mu tę książkę, co niezbyt spodobało się mamie. Uważała, że nie jest to odpowiednia lektura dla dziesięciolatka. Tomek nie bardzo rozumiał o co cały ten hałas. Jak do tej pory nie znalazł w powieści nic gorszącego (ku swojemu rozczarowaniu)

Godzinę później wreszcie poczuł ciężar swoich powiek. Odłożył książkę na szafkę, zgasił lampkę i przewrócił się na bok. Starał się nie myśleć o czekającym go dniu, choć bezskutecznie.

Aneta da mu nieźle popalić, wiedział o tym aż za dobrze. Siostra uwielbiała zrzucać na niego winę za wszystkie spotkane krzywdy. I każda kolejna kara, jaką mu wymierzała była bardziej bolesna od poprzedniej.

Dlaczego prześladuje mnie taki pech? - pomyślał powoli zapadając w sen. Dlaczego to ja złamałem nogę, a nie ona?

****

Obudziło go dziwne uczucie, jakby łóżko uniosło się i wybrzuszyło, by po chwili powrócić do poprzedniego stanu. Chłopiec puścił się poręczy, które chwycił odruchowo po przebudzeniu i na powrót położył głowę na poduszkę. Chyba śniło mi się, że byłem na morzu, pomyślał. Fale kołysały moją tratwą i....

- Nie zasypiaj... nie czas na sen.

Chłopiec ledwo powstrzymał się, by nie wrzasnąć. Głos był niski i nieprzyjemnie delikatny, przypominał dźwięk wiatru lekko świszczącego za oknem. Wyraźnie dochodził spod materaca.

- Aneta? – Tomek niepewnie wychylił się i spojrzał na skraj łóżka – To już przesada! Wynoś się stamtąd i wracaj do siebie! Do diabła, ile ty masz lat?

- Nie wiem. Jestem stary, lecz nie wiem... jak bardzo. – głos nie zmienił się ani odrobinę, nie dało się w nim wyczytać żadnych emocji – A... neta. Aneta to niedobre imię, złe.

Tomek poczuł na skórze gęsią skórkę. Jeśli się nad tym zastanowić, jego łóżko było naprawdę niskie. On sam ledwo potrafił się pod nie wcisnąć, a ktoś postury jego siostry (walczącej z „lekką” nadwagą) na pewno nie dałby rady. Strach ścisnął mu gardło. Zostawił otwarte okno i ktoś, jakiś szaleniec wszedł do pokoju, ukrył się i czekał na jego przybycie.

Zboczeniec... seryjny morderca... o Boże, co ze mnie za idiota!

- Posłuchaj mnie – Tomek z trudem panował nad głosem. - W domu są moi rodzice. Jeśli będziesz chciał zrobić mi krzywdę, zacznę się wydzierać. Nie zdążysz uciec, mój ojciec cię złapie.

W głębi ducha wiedział, że to nieprawda. Ten wariat na pewno zdążyłby wyskoczyć zanim Tomek zdołałby zaalarmować domowników. A próba ucieczki, rzecz jasna nie wchodziła w grę.

- Krzywdę... – nastąpiła krótka pauza, która dla Tomka zdawała się ciągnąć przez wieki – Nie chcę krzywdzić. Chcę odpocząć. Wędruję od dawna. Bez snu, bez celu.. całkiem sam.

-K.. Kim ty jesteś? – ogromny strach nie zdołał stłumić ciekawości.

- To nieistotne. Aneta to niedobre imię, lecz wciąż imię. Ja nie mam żadnego. – kolejna pauza - Pozwól mi odpocząć, a odejdę.

Chłopiec pokręcił głową. Czy ty wiesz jak idiotyczna jest cała sytuacja? Obcy facet kryje się pod łóżkiem dziesięciolatka? To przecież nielogiczne, żaden człowiek....

Nagle uderzyła go myśl, przed którą jego umysł bronił się od kilku minut. Strach kotłował się razem z ogromnym podnieceniem.

O mój Boże.... To nie może być prawda. To tylko człowiek leżący pod (bardzo niskim) łóżkiem. To nie jest...

- Jeśli pozwolę ci zostać do rana... – Tomek ledwo panował nad głosem – Potem sobie pójdziesz, tak?

Przez chwilę panowała zupełna cisza. Tomek nabrał nadziei na to, że całe to zdarzenie było tylko dziwacznym snem na jawie.

Po chwili jednak głos znowu przemówił

- Trochę odpoczynku. Potem odejdę.

Tomek zacisnął pięści na kocu i otworzył usta. „Boże, co ja wyprawiam?”, zdążył pomyśleć, i wypowiedział słowa:

- Dobrze, możesz zostać... – nim zdołał dodać „do rana”. blade światło księżyca zgasło zupełnie i w pokoju zapadła nieprzenikniona ciemność. Tomek poczuł na skórze podmuch lodowatego wiatru. Do jego uszu docierał niewyraźny dochodzący jakby z bardzo daleka odgłos przypominający... śmiech?

Wszystko to trwało nie dłużej niż pięć sekund. Blask księżyca ponownie rozświetlił wnętrze pokoju, dziwne dźwięki ucichły, podobnie jak szum wiatru. Tomek był zbyt osłupiały by krzyczeć.

Głos spod łóżka odezwał się ponownie.

- Boisz się mnie, wiem to. Jednak w głębi duszy fascynuję cię. Chcesz bym został z tobą na dłużej.

- Nie... - jęknął chłopiec. Poczuł się bardzo senny – Idź... sobie...

- Dlatego zostanę przy tobie. Jeszcze tego nie wiesz, ale potrzebujemy się nawzajem – nastąpiła krótka pauza. Tomek słyszał słowa potwora, jakby dochodziły z innego pokoju, a może z innego świata.

- Porozmawiamy później. Teraz śpij.

Chłopiec odpłynął w stronę miejsca pełnego dziwnych obrazów i niezrozumiałych scen.

****

Obudził się rano podrywając się z materaca, jakby ten był wyłożony rozżarzonymi węglami. Na krótką chwilę zapomniał o złamanej nodze ale tyle wystarczyło. Wychylił się zza skraju materaca, niezdarnie zamachał rękami, po czym z łoskotem spadł na podłogę. Pojękując, chwycił się nocnej szafki, nim jednak zdołał się podciągnąć, zamarł. Nagle wszystko sobie przypomniał.

Wlokąc zagipsowaną nogę najszybciej jak potrafił, chłopiec odczołgał się od łóżka na drugi koniec pokoju.

To niedorzeczne, pomyślał. To był tylko zły sen. Potwory nie istnieją.

- J.. Jesteś tam? - rzucił niepewnie w stronę łóżka.

Cisza.

- Hej!

Jedynym dźwiękiem jaki mu odpowiedział było brzęczenie muchy krążącej wokół mebli.

Chłopiec odetchnął głęboko i z powrotem podczołgał się do szafki. Z trudem wgramolił się na materac.

Zły sen. Bardzo realistyczny, ale tylko sen. Uspokój się.

Po upływie kilkunastu minut Tomek doszedł do wniosku, że najwyższa pora zejść na śniadanie.

W kuchni zastał matkę i Anetę siedzące przy stole i jedzące grzanki. Aneta przywitała brata lodowatym, nienawistnym spojrzeniem, matka natomiast uśmiechnęła się i sięgnęła po słoik z dżemem.

- Dzień dobry, kochanie.

- Cześć – powiedział, z trudem wślizgując się na krzesło.

Tomek przeczuwał, że Aneta podejmie kolejną próbę wymigania się z przykrego obowiązku i nie rozczarował się.

- Mamo, dlaczego nie weźmiesz go ze sobą?

Matka westchnęła i odłożyła niedojedzoną grzankę.

- Nie wiem, skarbie. Może dlatego, że mam dzisiaj mnóstwo spraw do załatwienia. Może chcę ci jak zwykle uprzykrzyć życie. A może doszłam do wniosku, że wspólnie spędzone kilka godzin na pewno wam nie zaszkodzą. Sama wybierz odpowiedź.

- Ale...

- Żadnych ale – spojrzała surowo na ich oboje – Masz siedzieć w domu, póki ojciec nie wróci z pracy, jasne?

Aneta wstała od stołu i bez słowa udała się do swojego pokoju.

- Uznam to za zgodę – mruknęła matka ponownie sięgając po grzankę – Podaj mi serwetkę, proszę.

****

Pół godziny później matka wyszła z domu zostawiając ich samych. Tomek siedział w salonie, oglądał Iron Mana i modlił się w duchu, by Aneta została w swoim pokoju jak najdłużej.

Niestety, zjawiła się dziesięć minut później, stając pomiędzy kanapą a telewizorem. Jej wielkie ciało całkiem zasłoniło obraz.

- W tej chwili powinnam pić piwo razem z Marcinem. Przez ciebie odwołałam spotkanie i wyszłam na pieprzoną idiotkę!

Tomek zaklął w myślach i powiedział:

- Przecież możesz wyjść, gdzie ci się podoba. Wiesz, że nie nakabluję.

Aneta prychnęła

- Taa, a jeśli stara wróci, bo czegoś zapomniała? Albo zadzwoni do tej pizdy z naprzeciwka by sprawdziła, czy na pewno siedzę na dupie i cię niańczę? O to przecież jej chodzi. Znowu szuka pretekstu, by dobrać mi się do tyłka. A to wszystko przez ciebie, gnojku. Jak zawsze.

Nim Tomek zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Aneta błyskawicznie chwyciła go za ramię i szarpnęła, zwlekając go na podłogę.

- Przestań! - jęknął – To nie moja wina! Przecież nie namawiałem ich do tego!

- Jasne, że nie – powiedziała i z rozmachem kopnęła w gips.

Ból był nie do wytrzymania. Łzy płynęły mu po policzkach strumieniami, krzyk wibrował w uszach.

- Wystarczy że istniejesz, pierdolony bachorze! - wrzasnęła Aneta i kopnęła drugi raz. Ból był odczuwalny niemal w każdej komórce ciała, świat stracił na kolorach i wyrazistości. Tomek zacisnął zęby czekając na trzecie uderzenie, które pewnie pozbawiłoby go przytomności, jednak najwyraźniej Anecie tyle wystarczyło.

Uklękła na jedno kolano i nachyliła się ku niemu.

- Wiesz co się stanie, jeśli powiesz rodzicom?

- Tak... - jęknął Tomek. Pulsujący ból nie ustępował.

Aneta wstała

- To dobrze. A teraz bierz te swoje kijki i wypad do pokoju.

Odwróciła się i odeszła w kierunku schodów, pozostawiając Tomka leżącego na ziemi. Musiał odczekać dobre dziesięć minut, zanim zdołał się podnieść. Najchętniej leżałby tutaj znacznie dłużej, jednak bał się, że Aneta mogła wrócić.

Powoli, bardzo powoli zaczął wędrówkę ku schodom. Nawet stąd mógł usłyszeć donośną muzykę dobiegającą z pokoju jego siostry.

Do jego oczu napłynęły łzy, które nie miały nic wspólnego z obolałą nogą.

Nienawidzę cię, pomyślał Tomek, mozolnie pnąc się w górę.

Jak ja cię, kurwa, nienawidzę.

****

Tomek wszedł do swojego pokoju i niepewnie spojrzał na łóżko. Długie prześcieradło sięgało podłogi całkowicie zakrywając przestrzeń pomiędzy materacem a podłogą. Tomka przeszedł dreszcz.

Wystarczyłoby uklęknąć i rzucić tam okiem... Nie miałbym żadnych wątpliwości...

Wzdrygnął się.

Usiadł ostrożnie na skraju łóżka, odłożył kule i położył się na pościel. Sięgnął po książkę, nim jednak zdołał ją otworzyć, usłyszał znajomy głos.

- Cierpisz. Ktoś zadał ci ból.

Tomek upuścił książkę i skulił się przyciskając plecy do ściany.

O Boże, a więc to nie był sen!

- Mów do mnie – głos był całkiem wyraźny – Musisz uwierzyć, że nie mam złych zamiarów.

- Ja.. - Tomek nie wiedział, co powiedzieć. Bał się, ale jednocześnie... był podekscytowany. Prawdziwy potwór pod jego łóżkiem! No i jeśli ta istota chciałaby zrobić mu krzywdę, mogła to zrobić już dawno temu, prawda?

- Mów do mnie.

Tomek głośno przełknął ślinę. Musiał coś powiedzieć, jeśli nie chciał rozzłościć tego... kogoś.

- To nic takiego... - Chłopiec starał się by jego głos brzmiał normalnie - Zwykła sprzeczka z siostrą i tyle.

- Ona od dawna sprawia ci cierpienie – pauza – Nienawidzisz jej, prawda?

- Nie.. to znaczy, czasami mam jej naprawdę dosyć. Ale to w końcu moja siostra.

Przez chwilę w pokoju panowała zupełna cisza. Potwór przerwał ją po upływie minuty.

- Lubisz opowieści?

- Tak, pewnie – Tomek był trochę zaskoczony zmianą tematu - Czytam sporo książek i w ogóle..

- Zatem posłuchaj tej historii. Może dzięki niej zapomnisz o bólu.

Tomek nie wiedział co odpowiedzieć, więc po prostu czekał. Strach z wolna ustępował rosnącemu zaciekawieniu.

Kilkadziesiąt sekund później potwór rozpoczął opowieść.

****

- Dawno, bardzo dawno temu, daleko od tego miejsca żyło plemię. Prości ludzie, prymitywna kultura. Niezbyt liczni, za to szczęśliwi. Żyli w zgodzie z naturą i nie wchodzili z nikim w zwadę.

- Szczęście nie trwało wiecznie. Wkrótce wszyscy mieszkańcy wioski zaczęli śnić ten sam sen. Ukazywał się w nim diabeł. Przepowiadał on, że od tamtej chwili każda dusza, która opuści ciało w tym plemieniu będzie należała do niego.

-Rany... Naprawdę ukazał im się diabeł? – Tomek nie mógł się powstrzymać. Historia go zainteresowała.

- Tak. Sen powracał każdej nocy i śnili go wszyscy, bez wyjątku, także starcy i dzieci.

Tubylcy popadli w panikę. Nie wiedzieli w jaki sposób uchronić się przed wiecznym potępieniem. Zwołano więc naradę.

W ich kulturze liczba dwadzieścia pięć miała magiczną moc. W tym wieku osiągano dojrzałość, wchodziło się w dorosłe życie. Liczba ta miała też znaczenie duchowe. Symbolizowała czystość i boską ochronę. Po długiej naradzie podjęto decyzję. Był tylko jeden sposób, by ochronić dusze mieszkańców.

- Co postanowili?

- Od tamtej nocy każdy mieszkaniec plemienia w momencie osiągnięcia dojrzałości musiał popełnić samobójstwo.

Tomek poderwał się z poduszek

- Co? Dlaczego mieli by robić coś takiego?

- Dwadzieścia pięć. Boska ochrona. Ci ludzie wierzyli, że ludzka dusza może być chroniona przed złem tylko w dniu dwudziestych piątych urodzin. Wówczas mogła ona udać się na wieczny spoczynek, a diabeł nie byłby w stanie jej dosięgnąć.

Jeszcze tej samej nocy wszyscy ludzie, którzy osiągnęli już pełnoletność przebili swoje ciała rytualnymi ostrzami. Dla nich nie było już ratunku, chcieli jednak stawić czoła złu jak najszybciej.

Od tamtej pory życie wioski toczyło się w innym trybie. O potomstwo starano się możliwie najwcześniej, kobiety zachodziły w ciążę w wieku dwunastu, trzynastu lat. Każdy, bez wyjątku kończył swe życie osiągając pełnoletność. Wówczas dorastające dzieci pozostawione były same sobie i cykl zaczynał się od nowa.

- Boże... to straszne! – Tomek był w szoku – Wybierali śmierć w takim młodym wieku, by uchronić się przed złem... I wcale nie mogli mieć pewności że to zadziała!

- Nie działało. To był podstęp – po raz pierwszy w głosie potwora zaszła pewna zmiana. Tomek przysiągłby, że dało się w nim słyszeć nutkę rozbawienia - Boska ochrona nie istniała. Za to każda dusza, która zakończyła swój żywot z własnej ręki, była pożerana przez diabła. Przez kilka pokoleń ci ludzie dobrowolnie oddawali swe żywota tylko po to, by osiągnąć wieczną zgubę.

Tomek w milczeniu myślał nad opowieścią, którą właśnie usłyszał. Była smutna, ale... podobała mu się. Uwielbiał historie tego typu.

- To... wydarzyło się naprawdę?

- Tak. Wędruję od dawna i widziałem wiele. Znam dużo podobnych historii. Mogę się z tobą nimi podzielić.

- Byłoby super – Tomek nie krył podekscytowania – Mógłbyś opowiedzieć mi coś jeszcze?

- Nie wszystkie naraz. Trochę cierpliwości.

Chłopiec westchnął rozczarowany. Mimo to nie nalegał. Kiedy próbował poprawić się na poduszkach, w chorej nodze ponownie odezwał się ból.

- Cholera! - jęknął, próbując ułożyć się na bok.

- Twoja noga – potwór nie zadał pytania, stwierdził fakt.

Tomek westchnął.

- Tak, tydzień temu próbowałem zjechać na rowerze ze stromizny... No i nie udało się. Teraz marnuję wakacje siedząc w domu. Mam za swoje, co?

Cisza. Potwór, nawet jeśli usłyszał, nie zamierzał dłużej podtrzymywać rozmowy. Przez chwilę Tomek rozważał, czy nie odezwać się ponownie, w końcu zrezygnował.

Ziewnął i zamknął oczy. Zachciało mu się spać. W sumie drzemka to nie taki zły pomysł, pomyślał. Choć wątpię czy zasnę, wiedząc, że kilkanaście centymetrów pode mną mieszka prawdziwy potwór...

Wątpię czy kiedykolwiek zdołam....

Świat rozpłynął się w ciemności.

****

Nie wiedział czy to jawa czy sen. Tomek czuł, że leżał na swoim łóżku, jednak wokół niego panowały nieprzeniknione ciemności. Chciał się odsunąć, uciec jak najdalej, gdyż instynktownie czuł, że za chwilę wydarzy się coś złego. Nim zdołał stoczyć się z łóżka, coś cienkiego i oślizgłego oplotło jego złamaną nogę. Uścisk wzmacniał się stopniowo, sprawiając chłopcu niewyobrażalny ból.

O Boże, jeśli to sen, to chcę się obudzić, proszę, nie zdołam wytrzymać tego dłużej!

Poczuł gwałtowne szarpnięcie, któremu towarzyszyły głośny trzask i kolejna eksplozja bólu.

Moje kości! To coś miażdży mi kości!

Chciał krzyczeć, krzyczeć na całe gardło, jednak nie potrafił wydobyć z siebie najdrobniejszego dźwięku.

W końcu, po czasie, który wydawał się wiecznością, ucisk zelżał, zaraz potem ustąpił zupełnie. Dziwna narośl ześlizgnęła się z jego nogi. Tomek stracił przytomność, albo wpadł w kolejny, jeszcze głębszy sen.

****

Obudził się cały mokry od potu. Na dole słyszał stłumione głosy, co znaczyło, że rodzice już wrócili.

Co za straszny sen. Chyba najbardziej realistyczny koszmar, jaki w życiu śniłem. A ten ból... Był jak prawdziwy. Spojrzał na podłogę i zamarł, z na wpół otwartymi ustami.

To niemożliwe... Jak...

Na pościeli i podłodze leżały szczątki jego gipsu. Połamane kawałki walały się praktycznie wszędzie, od szafki nocnej aż do drzwi.

Tomek poczuł, jak zbiera mu się na wymioty. Spojrzał na swoje nogi, ukryte pod rozkopaną kołdrą. Nie mogę, pomyślał. Nie mogę ich zobaczyć. To się nie zdarzyło naprawdę, ja wciąż jeszcze śnię.

Wiedział, że to nie była prawda. Chcąc nie chcąc musiał stawić czoła temu, co czekało go pod cienką warstwą pościeli.

Wstrzymał oddech i odrzucił kołdrę szybkim ruchem.

- Co do... – zdumienie i niedowierzanie odebrały mu mowę

Jego lewa noga wyglądała na zupełnie zdrową. Tomek delikatnie obmacał ją od łydki po udo. Wszystkie kości były na swoim miejscu, nie wyczuł żadnych nierówności i opuchlizn. Ostrożnie ugiął ją w kolanie i rozprostował. Była jak nowa.

Usiadł na skraju łóżka i spróbował wstać o własnych siłach. Udało mu się to bez żadnego problemu. Przeszedł kilka kroków do szafy i z powrotem. Nie czuł najmniejszego nawet bólu.

- Ja chyba oszalałem. Jakim cudem...

- Wybacz, że sprawiłem ci cierpienie – Tomek prawie podskoczył ze strachu. Był tak wstrząśnięty, że zupełnie zapomniał o potworze – Proces potrafi być nieprzyjemny.

Chłopiec podszedł do łóżka i spojrzał na skraj prześcieradła.

- Ty wyleczyłeś moją nogę? – głupie pytanie, pomyślał. Kto inny?

- Tak. Potrafię uleczyć wiele chorób – przerwa – Chciałem zrobić coś dla ciebie, byś zaczął mi całkiem ufać.

Tomek nie wiedział co powiedzieć. Wciąż jeszcze nie mógł w to uwierzyć.

- Dziękuję ci – spojrzał na swoją nogę, która jeszcze kilka godzin temu była uwięziona w białym kokonie. Nachylił się i podniósł kawałek gipsu leżący na podłodze. Jego dotyk ostatecznie uświadomił chłopcu prawdę

- Dzięki tobie jestem wolny! Nie muszę już spędzać wakacji w tych czterech ścianach! W końcu będę mógł pływać, biegać po lesie... robić co mi się podoba! Anecie zrzednie mina gdy zobaczy...- urwał w pół zdania. Właśnie uświadomił sobie coś, co nieco zepsuło mu humor.

- Coś nie tak?

- Ech, sam nie wiem – podrapał się po głowie – Złamane kończyny goją się naprawdę długo, a ja miałem wypadek osiem dni temu. Jak ja to wytłumaczę rodzicom? Przecież nie powiem im prawdy.

- Cud.

- Co takiego? – Tomek nie bardzo rozumiał.

- Wy, ludzie lubicie wierzyć w cuda. Powiedz im, że zdarzył się jeden.

- Sam nie wiem... To wydaje się trochę naciągane. Moja rodzina raczej nie wierzy w takie rzeczy.

- Uwierzą, jak zobaczą.

- Tak, chyba nie ma innego wyjścia – uśmiechnął się – Zresztą, to nie ma znaczenia! Nareszcie jestem zdrowy! – podszedł do drzwi i chwycił za klamkę – Zrobiłeś dla mnie coś wspaniałego – powiedział, po czym wyszedł z pokoju. Gdy drzwi się zatrzasnęły, głos spod łóżka odezwał się raz jeszcze.

- Zrobię znacznie więcej.

****

Reakcja domowników była niemal komiczna. Matka, która właśnie zmywała naczynia, na jego widok upuściła talerz i przytrzymała się skraju umywalki by do niego nie dołączyć. Ojciec zakrztusił się napojem, przez co kolejną minutę walczył z napadami kaszlu. Aneta wytrzeszczyła oczy ze zdumienia i tylko się gapiła się na jego nogę z na wpół otwartymi ustami.

Tomek próbował to bagatelizować, obrócić w żart, ale nie bardzo mu się to udało.

- Hej, cuda przecież się zdarzają – rzucił zakłopotany siadając przy stole

Rodzice nie podzielali jego dobrego humoru. Wpakowali go do samochodu tak szybko, że nie zdążył nawet ubrać kurtki.

Lekarze w szpitalu byli w prawdziwym szoku. Wykonali serię prześwietleń i badań, które jednoznacznie potwierdziły rzecz dla wszystkich oczywistą: Noga była zupełnie zdrowa.

- Muszę państwu przyznać, że nie bardzo wiem, co jest grane – powiedział szpitalny ortopeda podczas spotkania w jego gabinecie - W całej mojej długiej karierze nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym. Nie zdziwiłbym się, gdyby ten incydent okazał się ewenementem w historii medycyny. Gdyby pozwolili mi państwo opublikować ten przypadek...

Rodzice jednak się nie zgodzili. Tomek nie chciał marnować wakacji na spotkania z dziennikarzem z pisma medycznego, udzielaniem wywiadów stacji telewizyjnej z pobliskiego miasta i tym podobne bzdury. Sława go nie interesowała. Dla niego liczyło się tylko to, że nareszcie był zdrowy i mógł cieszyć się wolnym czasem.

Zajęło to trochę czasu, ale jego rodzina w końcu oswoiła się z tą całą sytuacją. Pewnego dnia ojciec podszedł do Tomka i powiedział:

- Wciąż z mamą sądzimy, że musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie – spojrzał na zupełnie normalną nogę swojego syna – ale póki żadne nie przyjdzie nam do głowy, uznamy to za cud. Ktoś chyba nad tobą czuwa, synu - zmierzwił mu włosy – Musimy częściej chodzić do kościoła.

Tomek spędzał dnie na zabawach od rana do wieczora. Grał w podchody i chowanego w zagajniku, brał udział w zawodach pływackich (zajął trzecie miejsce), zakradał się do sadu i nocował na polanie, pod czystym, letnim niebem.

Wieczory spędzał na rozmowach ze swoim nowym sublokatorem. Potwór wywiązywał się z danej obietnicy i raczył chłopca niezwykłymi opowieściami. Tomek uwielbiał te historie. Groza i mrok, które się z nich sączyły czyniły je bardzo pociągającymi. Chłopiec ani razu nie wątpił w ich autentyczność. Doszedł do wniosku, że skoro istnieją potwory, to wszystko inne też mogło być prawdą.

Tak, to z pewnością były dobre czasy. Zabawy całymi dniami, rodzinne wycieczki w góry i pyszne posiłki wieczorami. Dni były słoneczne a woda w potoku orzeźwiająca. Później, kiedy Tomek wracał myślami do tamtego okresu, żałował, że nie potrafił bardziej go doceniać.

Wkrótce bowiem szczęście zgasło.

****

Aneta siedziała w salonie i oglądała serial bez specjalnego zainteresowania. Była sama w domu. Ojciec wyjechał na delegację a matka zabrała Tomka na zakupy do miasta. Aneta cieszyła się, że dom przynajmniej na kilka godzin należał tylko do niej. Lubiła udawać, że mieszka w nim sama, bez rodziców stale patrzących jej na ręce oraz przede wszystkim bez durnego brata, który zawsze dostawał to, o co prosił.

Tomek to, Tomek tamto. Całe życie w jego cieniu. Może poza tymi kilkoma latami zanim się urodził, ale to było dawno. Dzieciak osiągał świetne wyniki w nauce, podczas gdy ona ledwo zdawała z klasy do klasy. Był grzeczny aż do porzygania, ona zaś wciąż była zawieszana w prawach ucznia za palenie, wagarowanie oraz wszczynanie bójek. No i jeszcze ta sprawa z nogą. Gdy gówniarz ją sobie połamał, starzy skakali wokół niego jak pieseczki, a gdy jakimś cudem wyzdrowiał – stał się prawdziwą gwiazdą. Plusem tej sytuacji było to, że prawie nie było go w domu – wciąż gdzieś się szwendał.

Aneta miała wszystkiego dosyć. Wiedziała, że rodzice planują wysłać ją do szkoły z internatem. Podsłuchała ich rozmowę jakiś miesiąc temu.

- Może w nowym otoczeniu zmieni się na lepsze – mówił ojciec – Tutejsi nauczyciele nie dają sobie z nią rady. My zresztą też.

Na lepsze, dobre sobie. Aneta miała gdzieś ten dom i tych, którzy w nim mieszkali. W przyszłym miesiącu skończy osiemnaście lat, a wtedy wszyscy będą mogli jej naskoczyć. Wyjedzie do Londynu, Paryża, czy gdziekolwiek. Znajdzie pracę i jakoś to będzie. Świat jest duży i pełen możliwości.

Wyłączyła telewizor i poszła do kuchni, by zrobić sobie kanapkę. Kiedy otwierała lodówkę usłyszała donośne trzaśnięcie, które rozległo się gdzieś na piętrze.

Pewnie ten szczeniak nie zamknął okna w pokoju. Powiał wiatr i...

Wyjrzała przez okno. Dzień był słoneczny i spokojny. Liście krzewów wisiały nieruchomo niczym zatrzymane w czasie.

Dziwne, pomyślała Aneta. Może się przesły...

Kolejne trzaśnięcie, zaraz po nim następne.

- Co jest, do diabła? – warknęła pod nosem. Zamknęła lodówkę i ruszyła w kierunku schodów.

Kiedy znalazła się na górze zobaczyła, że drzwi od pokoju jej brata były otwarte na całą szerokość.

Weszła do środka i sprawdziła okno. Było zamknięte. Wzruszyła ramionami. Pewnie to nic takiego, tylko...

- Aneta... Aneta. Cóż za brzydkie, niedobre imię.

Dziewczyna podskoczyła ze strachu i rozejrzała się po pokoju.

- Kto to powiedział?!

- Jednak Aneta to wciąż imię. Dlaczego taka zepsuta, tłusta mała dziwka zasłużyła sobie na imię, podczas gdy ja nie mam żadnego?

- Tomek? Jesteś tam? – Aneta spojrzała niepewnie na łóżko swojego brata. Głos wyraźnie dochodził spod materaca.

- Bez imienia, bez przyjaciół zawsze sam – głos przerwał – Ale nigdy więcej. Twój brat pozwolił mi zostać, a ty byłaś dla niego bardzo niemiła. Wredna, niedobra dziewczynka.

- Mam już tego dosyć, gówniarzu! – Aneta krzyknęła piskliwie. Coś było nie w porządku. Głos w niczym nie przypominał jej brata – Wyłaź stamtąd, albo sama cię wyciągnę!

- Wedle życzenia.

Spod materaca wysunęły się dwie oślizgłe, cienkie macki, które zaczęły sunąć powoli w kierunku Anety. Dziewczyna wrzasnęła i rzuciła się w stronę drzwi. Będąc w połowie odległości poczuła, jak coś oplata się wokół jej nóg. Próbowała złapać równowagę, ale na próżno. Przewróciła się z krzykiem na ustach. Odwróciła głowę i zobaczyła, że jedna z macek była owinięta wokół jej kostek, druga zaś pełzła w kierunku tułowia.

- Ratunku! Boże, Pomocy!!!! – Aneta krzyczała na całe gardło. Chciała się wyrwać z uścisku, jednak pętla była zaciśnięta niezwykle mocno.

- Krzycz, krzycz jak najgłośniej. Nie zasługujesz na to, by umrzeć z godnością – druga macka owinęła się wokół lewej ręki dziewczyny – Chodź do mnie. Mam kilka pomysłów.

Macki zaczęły ciągnąć Anetę po podłodze. Kiedy jej nogi znalazły się pod materacem, pętla wokół kostek poluzowała się, potem puściła zupełnie. Nim dziewczyna zdołała się wyczołgać, poczuła potężny nacisk na łydki, tak, jakby ktoś wsadził je w imadło. Sekundę później nastąpiła potworna eksplozja bólu.

Aneta wrzasnęła wysuwając nogi spod skraju prześcieradła. Z niedowierzaniem patrzyła na poszarpane, tryskające krwią kikuty.

Próbowała się odczołgać, jednak macka owinięta wokół jej ręki trzymała mocno.

- Mamo, Tato!!! Błagam, pomóżcie mi!!!

- Za mało bólu – powiedział głos, po czym macka zacisnęła się jeszcze mocniej a następnie szarpnęła.

Ręka oderwała się na wysokości stawu łokciowego, w akompaniamencie donośnego, trzeszczącego dźwięku i fontanny jasnoczerwonej krwi. Aneta czuła się bardzo słabo. Resztkami sił próbowała dostać się do drzwi.

Telefon. Muszę zadzwonić na pogotowie. Oni mi pomogą. Potem przeproszę rodziców za wszystko... i będzie dobrze. Będę dobrą córką.

- Więcej cierpienia – spod materaca wysunęły się trzy kolejne macki, które owinęły się wokół torsu i szyi dziewczyny. Powoli zaczęły ciągnąć ją ku skrajowi łóżka.

Materac wybrzuszył się, kilkukrotnie powiększając przestrzeń pod łóżkiem. Aneta zobaczyła wiele par oczu o różnych kształtach, kolorach i rozmiarach. Część z nich wyglądała na ludzkie, niektóre jarzyły się zimnym, żółtym światłem, jeszcze inne były przekrwione i wytrzeszczone. Wokół tych wszystkich oczu dziewczyna dostrzegła coś, co przypominało olbrzymie szczęki, albo może szczypce.

Ja tylko śnię, pomyślała ze spokojem. To po prostu zwykły koszmar. Już wkrótce się obudzę.

Kiedy macki w całości wciągnęły ją pod łóżko, materac ponownie wrócił do poprzedniego rozmiaru.

- Mam dla ciebie jeszcze trochę czasu – powiedział głos – Jest tu ciemno, brudno i ciasno. To dobre miejsce, by cierpieć.

****

Wrócili z miasta po szesnastej. Matka położyła torbę na blacie kuchennym i krzyknęła w kierunku salonu.

- Aneta, chodź tutaj i pomóż nam rozpakować zakupy! – odpowiedziała jej cisza – Hej, słyszysz mnie?

- Pewnie nie ma jej w domu – powiedział Tomek

Matka pokręciła głową

- Prosiłam ją, by nigdzie się dzisiaj nie ruszała.

- To może zadzwoń do niej – podsunął chłopiec. Myśl o tym, że jego siostra wpędziła się w kłopoty zawsze poprawiała mu humor.

- Tak zrobię – podała synowi karton mleka – Powkładaj wszystko do lodówki, dobrze?

Wyjęła z torebki komórkę i wybrała numer córki. Po chwili rozległ się sygnał połączenia.

Tomek podniósł głowę.

- Słyszysz to?

Matka, wciąż ze słuchawką przy uchu przeszła do salonu. Dźwięk dochodził z piętra.

Wbiegła na górę i zajrzała do pokoju córki. Jej telefon leżał na biurku, dobywając z siebie głośną, skrzekliwą muzykę. Sprawdziła wszystkie pomieszczenia na piętrze, ale Anety nie było w żadnym z nich. Wróciła do kuchni.

- Aneta zostawiła swój telefon. Jeszcze nigdy jej się to nie zdarzyło.

- Dzięki temu ma pretekst, by nie wracać do domu przed kolacją. Przecież ją znasz.

- Sama nie wiem. Martwię się.

- Niedługo wróci – powiedział Tomek wkładając jajka do lodówki – Nie masz się o co martwić.

Minęły jednak cztery godziny, a Anety wciąż nie było. Z każdą minutą matka była coraz bardziej zaniepokojona.

- Może powinnam zadzwonić na policję...- powiedziała krążąc po salonie.

- Na pewno siedzi u jednej ze swoich koleżanek – Tomek podszedł do wieszaka i sięgnął po kurtkę – Podzwoń do nich, a ja pokręcę się po wiosce. Może udała się do zagajnika. – Chłopiec wiedział, że paczka jego siostry często się tam wybierała.

- Dobrze – mruknęła sięgając po telefon.

Tomek zarzucił kurtkę i wyszedł z domu. Kiedy wsiadał na rower pomyślał o tym, jak cholernie nieodpowiedzialna była jego siostra.

Ruszył pustą ulicą. Zachodzące słońce powoli niknęło za horyzontem.

****

Anna z trudem panowała nad drżeniem rąk podczas wybierania numeru. Dzwoniła już do Justyny i Katarzyny, dwóch najlepszych przyjaciółek swojej córki, jednak żadna z nich nie widziała się z nią tego dnia.

W momencie, w którym rozległ się sygnał połączenia, z piętra dobiegło niewyraźne wołanie.

- Mamo? Jesteś tam, mamo?

Anna poderwała się na nogi i biegiem ruszyła ku schodom.

- Aneta?! – krzyczała gorączkowo zaglądając najpierw do gabinetu męża, potem do pokoju córki – Kochanie, gdzie jesteś?

- Tutaj, mamo – głos wyraźnie dochodził z pokoju Tomka.

Anna weszła do środka z uśmiechem na ustach

- Dzięki Bogu, tak bardzo się...

Urwała w pół zdania. Uśmiech na jej twarzy najpierw zastygł, potem zniknął bez śladu.

Aneta wyczołgiwała się spod nienaturalnie wybrzuszonego materaca. Anna niepewnie przestąpiła kilka kroków w kierunku córki. Co ona robiła pod łóżkiem? I jakim cudem się tam zmieściła?

Jej córka powoli, nieporadnie wysunęła tułów, następnie nogi, po czym chwiejnie stanęła w lekko przygarbionej pozycji.

Na jej widok Anna zaczęła wrzeszczeć na całe gardło. Aneta miała na sobie jedynie zakrwawione strzępki szortów oraz podkoszulka. Cała jej posiniaczona skóra naznaczona była licznymi ranami, z których sączyła się czarna, gęsta maź. Lewa ręka i stopy przytwierdzone zostały do stawów za pomocą splotów cienkich czarnych nici – przywodziły one na myśl zepsutą, nieudolnie pozszywaną lalkę. Szeroko otwarte oczy i usta emitowały snopy intensywnego, zielonego światła.

- Tu jestem, mamo – Istota odezwała się głosem Anety, powoli powłócząc nogami. Anna z przerażeniem dostrzegła, że od głowy, rąk i nóg potwora biegły czarne macki, które niknęły pod materacem. – Trochę się zdrzemnęłam, to wszystko – wyciągnęła ręce – Przytul mnie. Tak bardzo za tobą tęskniłam.

- Nie... – Anna ledwo mogła wydobyć z siebie głos – Nie jesteś moją córką! Co z nią zrobiłeś!?

- Dostała odrobinę dyscypliny - głos się zmienił. Teraz był niski i jednostajny – Twoja córka była bardzo niegrzeczna, więc musiałem ją ukarać.

Anna zamierzała odwrócić się i biec przed siebie, jak najdalej od tego monstrum. Za długo jednak zwlekała. Nim zdołała się poruszyć, istota dopadła ją chwytając w niedźwiedzi uścisk. Anna spróbowała się wyrwać, jednak potwór trzymał ją z ogromną siłą. Blask dobywający się z jego twarzy był oślepiający.

- Nie zasługujesz na śmierć. Tej małej dziwce się należało, jednak nie tobie. Problem w tym – głowa powoli nachyliła się ku niej – że jesteś zupełnie zbędna. Dlatego musisz odejść.

Stwór wgryzł się w obojczyk Anny i oderwał spory kawał ciała. Kobieta poczuła falę okropnego, przejmującego bólu. Krew strumieniem spływała po jej ramionach.

Anna krzyczała, póki starczyło jej sił. Straciła zmysły po trzecim ugryzieniu. Potem był już tylko ból, a następnie ciemność.

****

Tomek szukał Anety przez ponad godzinę. Odwiedził wszystkich jej znajomych, oraz miejsca w których lubiła przebywać. W końcu dał za wygraną. Skoro nie było jej w wiosce, musiała udać się do miasta. To oznaczało, że pewnie wróci do domu jutro w południe z ogromnym kacem i durną wymówką. Ostatnio rzadziej wycinała rodzicom podobne numery, ale jak widać, czasem nie potrafiła się powstrzymać.

Chłopiec zostawił rower w garażu i wszedł do domu.

- Mamo? Chyba powinnaś zadzwonić do taty. Aneta najwyraźniej znowu zrobiła sobie wycieczkę do miasta – sięgnął do lodówki po napój gazowany –Ale nie sądzę by trzeba było zawiadamiać...

Urwał. W domu panowała zupełna cisza.

- Mamo? Jesteś tu? – powiedział niepewnie. Rozejrzał się po salonie. Nikogo nie było.

- Cholera – mruknął pod nosem. Najwyraźniej mama nie mogąc usiedzieć w miejscu sama ruszyła na poszukiwanie córki.

Zobaczył, że zostawiła komórkę na stole.

Pewnie zostawiła ją w pośpiechu, pomyślał. I jak ja się mam z nią skontaktować? Chyba czas zadzwonić do taty.

Tomek postanowił, że zadzwoni ze swojego pokoju. Może potwór podsłuchał Anetę, która rozmawiając z jedną z koleżanek zdradziła swoje plany. Warto go zapytać.

Kiedy znalazł się na piętrze, poczuł intensywny metaliczny zapach, który wyraźnie dochodził z jego pokoju.

Czując nagłe ukłucie strachu, chłopiec wbiegł do środka. Widok, jaki tam zastał o mało nie pozbawił go przytomności.

- Co to ma....

Po podłodze pełzało stado cienkich, czarnych macek. Wiły się niczym upiorne węże i wysysały ogromną plamę krwi.

- Nie zdążyłem – odezwał się potwór – Liczyłem że zdołam posprzątać, nim się pojawisz.

- Cz...- Chłopiec ledwo był w stanie wydobyć z siebie dźwięk – Czyja jest ta krew? Ona chyba nie...

- Przykro mi. Chciałem, byś dowiedział się później – przerwał – Po tym, jak dostanę już wszystkich.

- O czym ty mówisz? Jak to wszystkich? Gdzie jest mama? I Aneta? Zrobiłeś im krzywdę!?

- Nie było innego sposobu – macki wyssały całą krew, nie pozostawiając najmniejszego śladu. Powoli zaczęły się wycofywać pod prześcieradło. – Oni nie są ci potrzebni. Ja jestem twoją jedyną, prawdziwą rodziną.

- Nie... – Tomek poczuł, jak łzy spływają mu po policzkach – To nieprawda. Robisz sobie ze mnie żarty. One żyją, prawda? Powiedz, że one żyją!! – wrzasnął z całych sił padając na kolana.

- Nie płacz – jedna z pozostałych macek delikatnie musnęła jego policzek. Tomek odepchnął ją z obrzydzeniem – Zaufaj mi, tak będzie najlepiej. Wkrótce zostaniemy sami, tylko ty i ja. Najlepsi przyjaciele, na zawsze razem.

- Nie... – Tomek patrzył z niedowierzaniem na swoje łóżko – Ufałem ci... Pozwoliłem ci zostać... A ty zamordowałeś moją matkę i siostrę!!! – wrzasnął podrywając się na nogi – Nienawidzę cię! Wezwę księdza, policję, pieprzone wojsko! Pozbędę się ciebie!

Zamierzał wybiec z pokoju i wcielić swoje pogróżki w życie. Zatrzymał go donośny, lodowaty śmiech. Tomka przeszedł dreszcz na całym ciele. Ten śmiech był najpotworniejszym dźwiękiem, jaki słyszał w życiu.

- Głupi dzieciaku. Nigdy nie zastanawiałeś się, co by się stało, gdyby twoja mamusia przypadkiem zajrzała pod łóżko? Jak myślisz, co by zobaczyła?

Tomek stanął jak wryty. Nie przyszło mu to do głowy.

- Nie zobaczyłaby niczego – potwór ponownie się roześmiał – Jeśli nie chcę być widziany, nikt mnie nie dostrzeże. Wezwij pomoc, jeśli pragniesz, ale wierz mi, ktokolwiek się tu pojawi, weźmie cię za wariata. Poza tym... mnie nie da się zabić.

Tomek był zakłopotany. Potwór mógł blefować, to jasne, ale... chłopiec czuł, że to była prawda. Zerknął w stronę drzwi.

- Myślisz, że chcę cię skrzywdzić? A może zatrzymać? Nic podobnego – śmiech rozległ się po raz trzeci – Idź, spróbuj ostrzec tatusia. Możecie też uciec, ale to na nic. Znajdę cię, gdziekolwiek się ukryjesz. Należysz do mnie, i tylko do mnie. Jesteś mój, odkąd pozwoliłeś mi zamieszkać pod tym łóżkiem.

- Prędzej czy później, twój ojciec wejdzie to tego pokoju. A wtedy nareszcie wszystko będzie tak, jak być powinno.

Tomek wybiegł z pokoju. Oczy piekły go, zwiastując kolejną falę płaczu. Nie mógł przestać myśleć o tym, że tak naprawdę to on był odpowiedzialny za śmierć matki i Anety. A jeśli czegoś szybko nie wymyśli, straci również ojca.

****

Tomek siedział w garażu próbując zebrać myśli. Nie było to łatwe. Rozpacz oraz poczucie winy niemal całkowicie zawładnęły jego umysłem. Przez pół godziny po prostu leżał na ziemi i płakał z całych sił. Płakał z tęsknoty za matką oraz siostrą. Nigdy nie przepadał za Anetą, ale w końcu byli rodzeństwem. A to wszystko przez niego... Dał się omamić tej bestii, zaufał jej... Jak mógł być taki głupi!

W końcu jakoś wziął się w garść. Musiał zacząć myśleć, i to szybko.

Ucieczka. To pierwsze, co przyszło mu do głowy. Mógł przenocować u babci a potem jakoś przekonać tatę, by uciekli jak najdalej.

Tomek szybko odrzucił tę myśl. Przede wszystkim dlatego, że nie wiedział, co powiedzieć w takiej sytuacji ojcu. Chłopiec musiał trzymać go z dala od domu, najdłużej jak to tylko możliwe. Jeśli do niego zadzwoni, ojciec natychmiast przyjedzie. A potwór tylko na to czekał.

Podniósł puszkę oleju, która leżała obok krzesła. Tata wraca za dwa dni... – pomyślał oglądając starą etykietę - To oznacza, że mam naprawdę niewiele czasu.

Rzucił puszką w ścianę. Był wściekły i całkowicie bezradny. Jak miał walczyć z tą bestią? Jak...

Przypomniał sobie słowa potwora.

Prędzej czy później, twój ojciec wejdzie do tego pokoju

To oznaczało, że stwór nie mógł poruszać się swobodnie po reszcie domu. Musiał w jakiś sposób zwabić Anetę, a potem matkę do pokoju.

Chłopiec pokręcił głową. Potwór wyraźnie powiedział, że będzie w stanie znaleźć Tomka, gdziekolwiek nie ucieknie. I chyba nie było to kłamstwem. A skoro tak, to mógł się przemieszczać. W końcu wędrował swobodnie po świecie, zanim zawitał w ich domu.

Ale... jedno nie musiało wykluczać drugiego.

Jesteś mój, odkąd pozwoliłeś mi zamieszkać pod tym łóżkiem

Chłopiec przypuszczał, że w momencie, w którym zgodził się na to, by potwór został, wywiązała się pomiędzy nimi pewnego rodzaju więź. To właśnie miał na myśli mówiąc że Tomek należał do niego. Było to coś na wzór... zaklęcia, a może klątwy. Przypomniał sobie stare historie o wampirach, w których bestia nie mogła przekroczyć progu domu śmiertelnika, o ile ten nie zaprosił jej do środka.

Dopóki Tomek mógł nazywać ten pokój swoim własnym, dopóty potwór również należał do tego miejsca. Jeśli by się przeprowadził, stwór w końcu by go odnalazł. W jego nowym domu. I wszystko zaczęłoby się od początku.

Tomek patrzył z namysłem na plamę oleju, którą stworzył rzucając puszką. Dotarło do niego coś jeszcze.

Potwór nigdy nie ruszał się spod łóżka.... Mógł oczywiście wychodzić, gdy Tomka nie było w pobliżu, ale chłopiec mocno w to wątpił.

Mogło ono mieć znaczenie symboliczne. Każdy potrzebuje własnej przestrzeni. Dla ptaków były to gniazda, myszy miały nory, mali chłopcy swoje pokoje, a potwory... łóżka. Co się stanie, gdy jakiś wandal zniszczy ptasie gniazdo? Ptak odleci i zbuduje nowe. Gdzieś indziej.

Chłopiec doszedł do wniosku, że istniał tylko jeden sposób na to, by pozbyć się tej przeklętej istoty raz na zawsze. Nie mógł mieć pewności, że to zadziała, ale musiał spróbować.

Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się przydać. Znalazł to w jednym z narożników garażu.

Spojrzał na zegarek. Była za piętnaście pierwsza. Postanowił poczekać do rana. Potwór i tak nie mógł go tutaj dosięgnąć, a chłopiec bardzo nie chciał mierzyć się z nim w środku nocy.

Zabrał wszystkie niezbędne przedmioty do salonu i położył się na kanapie. Minęło sporo czasu zanim zdołał zasnąć, ale w końcu wyczerpanie wzięło górę nad smutkiem i strachem.

****

Tomek obudził się przed szóstą i od razu przystąpił do działania. Jeśli zwlekałby choć trochę dłużej, mógłby się rozmyślić.

Podniósł metalowe wiadro, które przyniósł z garażu i nalał do niego wody, zapełniając mniej więcej trzy czwarte pojemności. Chwycił za rączkę ważąc je w dłoni. Było trochę ciężkie, ale chyba powinien dać radę. Wszedł do ogrodu, chwycił wiadro jedną ręką za spód, drugą za krawędź, a następnie z rozmachem chlusnął w stronę huśtawki. Woda oblała ją całą, równomiernie. Chłopiec kiwnął głową. Tyle będzie w sam raz.

Wrócił do salonu i przystąpił do właściwych przygotowań. Uklęknął na podłodze, odkręcił kanister, następnie krzywiąc się wlał jego zawartość do wiadra.

Kiedy płynu było wystarczająco dużo, zakręcił kanister i ruszył do kuchni w poszukiwaniu zapalniczki. Znalazł jedną, schowaną w szufladzie na drobiazgi. Szczęśliwie była to jedna z tych, w których dało się zablokować płomień. Chłopiec schował ją do kieszeni i ciężkim krokiem wrócił do salonu.

Boże, spraw, by to zadziałało, pomyślał podnosząc wiadro. Niech ten koszmar się skończy.

Podszedł do pierwszego stopnia, spojrzał w górę, po czym rozpoczął powolną wędrówkę ku swojemu pokojowi.

Będąc w połowie drogi na piętro, usłyszał dźwięk przekręcanego zamka.

****

Nie, tylko nie to, pomyślał obracając głowę w kierunku drzwi wejściowych.

Do domu wszedł jego ojciec. Wyglądał na wyczerpanego i mocno zmartwionego. Rzucił klucze na szafkę i podbiegł do schodów.

- Tomek, wszystko w porządku? Od wczoraj nie mogłem dodzwonić się do nikogo z was. Wcisnąłem wymówkę współpracownikom i przyjechałem najszybciej, jak tylko się dało. Gdzie jest twoja matka? I Aneta?

Tomek odstawił wiadro na stopień i zbiegł na dół. Przytulił się do ojca, oparł czoło o jego pierś i wybuchnął płaczem.

Ojciec niepewnie objął szlochającego syna. Spróbował go uspokoić, głaszcząc po głowie.

- Hej, spokojnie, nie płacz. Powiedz mi, co się stało?

Tomek próbował wziąć się w garść, ale widok ojca który wciąż był cały i zdrowy całkowicie go rozkleił.

- Uciekaj stąd! - krzyknął - Proszę, wsiądź do samochodu i jedź gdziekolwiek, byle jak najdalej od tego domu! No już!

Ojciec uklęknął przy Tomku i chwycił go za ramiona.

- Synu, musisz mi powiedzieć, co tu się wydarzyło. Gdzie są matka i twoja siostra? – pociągnął nosem i spojrzał ponad ramieniem chłopca w kierunku schodów – Dlaczego czuć tu benzynę? Po co ci tamto wiadro?

- Błagam, nie pytaj o nic, tylko uciekaj - chłopiec spróbował popchnąć ojca w stronę drzwi – Kocham cię i przepraszam za wszystko. Jeśli coś mi się stanie to... nigdy nie wracaj do tego domu.

Ojciec wytrzeszczył oczy z przerażenia.

- O czym ty mówisz!? – krzyknął potrząsając synem – Wytłumacz mi co...

- Kochanie, czy to ty? – głos matki rozległ się ze strony piętra. Wyraźnie dało się w nim usłyszeć cierpienie – Błagam, przyjdź tutaj. Tak bardzo mnie boli.

Ojciec poderwał się na nogi i puścił się pędem po schodach.

- Nie! Nie idź tam! – Tomek ruszył za nim - To podstęp! On chce cię tam zwabić!

Chłopiec wbiegł na schody, chwycił wiadro i ruszył w ślad za ojcem. Mimo że starał się biec jak najszybciej, nie potrafił nadążyć za rodzicem, który już zniknął w korytarzu.

Pamiętaj, skup się na łóżku – powtarzał w duchu przeskakując po dwa stopnie - Tylko tak mu pomożesz. Wbiegnij do środka i weź głęboki zamach.

Nim zdołał dotrzeć na samą górę, usłyszał krzyk.

****

Drzwi od jego pokoju były otwarte. Tomek słyszał krzyki swojego ojca.

- O Boże! Ania, Aneta! Kto wam to zrobił?!

Trzymaj się, tato, pomyślał chłopiec. Błyskawicznie pokonał odległość dzielącą go od pokoju, wbiegł do środka i z całej siły chlusnął benzyną w stronę łóżka. Większość cieczy trafiła w cel. Drewniane poręcze i pościel ociekały śmierdzącym paliwem. Tomek kątem oka dostrzegł swojego ojca oraz dwie inne postacie tuż obok, ale jego uwaga była skupiona przede wszystkim na zadaniu. Wyjął zapalniczkę, sprawnym ruchem zablokował płomień i już brał zamach kiedy coś owinęło się wokół jego kostki, przewracając go z hukiem. Zapalniczka wypadła mu z dłoni.

Nim zdążył się podnieść, cała chmara macek oplotła jego ciało. Chłopiec czuł się jak w bardzo ciasnej tubie. Macki zacisnęły się, sprawiając mu wielki ból.

- Co chciałeś zrobić, niedobry dzieciaku? – głos potwora był inny niż dawniej, wydawał się grubszy i głośniejszy – Chyba powinienem dać ci małą lekcję pokory. Ale najpierw... przywitaj się z rodziną. Tak bardzo za nimi tęskniłeś.

Macki przekręciły mu głowę w lewo ukazując obraz rodem z koszmarów.

Jego ojciec opierał się o ścianę i patrzył z niedowierzaniem na swoją żonę i córkę, które chwiejnym, powolnym krokiem sunęły w jego kierunku. Nienaturalne światło bijące z ich twarzy, poszarpana skóra i ciemna ciecz sącząca się z licznych ran czyniły z nich najpotworniejszy widok, jaki chłopiec widział w życiu. Widok, który prześladował go później w koszmarach.

- Myślę że twój tatuś powinien być mi wdzięczny... Nie każdy ma okazję umrzeć w objęciach swoich bliskich.

Chłopiec kątem oka dostrzegł zapalniczkę. Leżała tuż pod nogami jego ojca. Niewielki płomień osmalał podłogę.

- Tato! - chłopiec z trudem wydobył z siebie dźwięk. Macki niemal uniemożliwiały mu oddychanie. – Zapalniczka! Rzuć ją na łóżko! Tato, błagam, zrób to!

Potwór roześmiał się głośno.

- To na nic. W obliczu nieznanego ludzie tracą zdrowy rozsądek. Widziałem to tak wiele razy... – macki ścisnęły się jeszcze mocniej, powodując kolejną eksplozję bólu - Twój ojciec, mój przyjacielu, jest już martwy.

****

Krzysztof czuł się jak bohater bardzo pokręconego, strasznego filmu. Kiedy wbiegł do pokoju, zastał swoją córkę i żonę stojące obok siebie, tuż przy łóżku Tomka. Ale to nie mogły być one. Okrutnie okaleczone, z ohydnymi mackami wyrastającymi im z tyłów głów oraz kończyn przypominały bestie rodem z najczarniejszych koszmarów. Krzysztof widział, jak te kreatury powoli zaczynają sunąć w jego kierunku. Widział, jak Tomek wpada do pokoju, bierze zamach i wylewa jakąś ciecz prosto na swoje łóżko. Widział też, jak spod materaca wystrzelił kłąb kolejnych macek, który oplótł jego syna, od stóp do głów. Krzysztof zobaczył to wszystko, ale jego umysł nie chciał tego zaakceptować. Jeszcze wczoraj był przekonany, że prowadzi udane życie u boku szczęśliwej rodziny. Teraz patrzył na nieobecne, tryskające zielonym blaskiem oblicza kochanych osób i jedyne, czego pragnął to obudzić się z tego koszmaru.

Krzyki rozpaczy jego syna trochę go oprzytomniły. Tomek cierpiał i potrzebował pomocy. Najwyraźniej próbował powstrzymać tę kreaturę, czymkolwiek ona była, ale nie udało mu się.

- Tato! Zapalniczka! Rzuć ją na łóżko! Tato, błagam, zrób to!

Krzysztof spojrzał na zapalniczkę leżącą przy jego prawej stopie, potem na łóżko, z którego wydobywały się te wszystkie macki, w końcu na przewrócone, metalowe wiadro. Pociągnął nosem i poczuł tę charakterystyczną, specyficzną woń. Zrozumiał, co jego syn zamierzał zrobić. Z najwyższym trudem przezwyciężając odrętwienie, spróbował się schylić.

Nie zdążył. Istoty naparły na niego swoimi ciałami przyciskając go do ściany. Krzysztof spróbował je odepchnąć, jednak bezskutecznie. Stwór, który kiedyś był Anetą wgryzł się w jego ramię, potwór – Anna zatopił zęby w szyi szarpiąc nimi z ogromną siłą.

Krzysztof słyszał okrutny, zimny śmiech oraz, co było o wiele gorsze, krzyk swojego syna.

Trzymaj się, mistrzu. Pamiętaj o tym, że cię kocham.

Wziął największy zamach, na jaki go było stać i resztkami sił kopnął zapalniczkę w stronę łóżka.

****

Tomek obserwował jak zapalniczka z cichym szumem sunie przez cały pokój. Niewielki płomyk zetknął się z mokrym prześcieradłem wzniecając ogień, który błyskawicznie zajął całe łóżko.

Chwilę potem rozległ się okropny wrzask, który szybko przerodził się w wysoki skowyt.

Potwory atakujące ojca osunęły się na ziemię niczym marionetki, którym ktoś odciął linki sterujące ich ruchami. Sekundę później rozpłynęły się pozostawiając po sobie niewielkie kałuże czarnej brei.

Macki krępujące Tomka również zniknęły. Chłopiec z trudem podniósł się z ziemi i podbiegł do ojca.

- Tato! - krzyknął rzucając się na kolana - Zaraz sprowadzę...

Jego słowa zagłuszył kolejny wrzask, jeszcze donośniejszy niż poprzedni. Spod płonącego materaca wydobyła się potężna czarna masa, przypominająca gęstą chmurę burzową. Chłopiec dostrzegł na jej powierzchni dziesiątki par wytrzeszczonych i rozbieganych ślepi. Istota zbliżyła się do Tomka na odległość kilkunastu centymetrów. Wśród licznych par oczu chłopiec dostrzegł jedną wielką, jaskrawozieloną źrenicę gapiącą się na niego z niemym wyrzutem.

- Zerwałem więź – szepnął chłopiec – Wynoś się i zostaw nas w spokoju.

Potwór powoli odpłynął w stronę okna, chwilę wisiał tuż nad podłogą, po czym z hukiem przebił się przez szkło i zniknął w oparach dymu.

Tomek nachylił się ku ojcu. Jego tors oraz ramiona były całe zakrwawione, tuż poniżej podbródka widniała wielka jama z której spływał silny czerwony potok.

Chłopiec spróbował zatamować krwawienie przyciskając dłonie do rany, ale niewiele to pomogło. Krew sączyła się pomiędzy palcami.

- Trzymaj się tato! – powiedział ze łzami w oczach – Udało nam się, pozbyliśmy się go! Wszystko będzie dobrze, obiecuję.

Ojciec powoli podniósł dłoń i delikatnie dotknął policzka syna, potem wskazał na drzwi. Nie był w stanie wydobyć z siebie dźwięku, ale jego oczy mówiły wszystko.

- Nie! Dam radę! Uratuję cię! – z całych sił zacisnął ranę – Boże, proszę cię, pomóż mi to zatamować!

Ojciec wykrzywił usta, tak jakby próbował się uśmiechnąć. Jego zamglony wzrok stracił jakikolwiek wyraz, klatka piersiowa znieruchomiała. Tomek jeszcze przez minutę ściskał ranę, w końcu jednak dał spokój.

Ogień powoli zaczął rozprzestrzeniać się po całym pokoju. Najpierw zajęła się szafa, później biurko. Jaskrawe języki lizały tapetę.

Chłopiec położył głowę na nieruchomej piersi swojego taty.

- Nie potrafiłem cię ochronić... Zabiłem... zabiłem was wszystkich... – szepnął – Jestem zmęczony. Po prostu poleżę sobie tu z tobą, dobrze? Za chwilę znowu będziemy razem.

Płomienie były już wszędzie, szalały po ścianach i podłodze. Chłopiec nie zwracał na nie uwagi. Przytulił się do ojca i zamknął oczy.

****

Obudził się w szpitalu z ogromnym bólem głowy. Dwadzieścia minut później do jego łóżka podszedł wąsaty mężczyzna, który przedstawił się jako policjant.

- Uratował cię listonosz, który akurat przejeżdżał obok twojego domu - powiedział siadając na krześle dla gości. Przez chwilę milczał, wyraźnie zakłopotany – Twój ojciec...

Tomek odwrócił się do niego plecami.

- Wiem.

Mężczyzna westchnął ciężko.

- Naprawdę nie chcę cię męczyć, ale musisz mi o wszystkim opowiedzieć. Czy wiesz, kto zrobił to twojemu ojcu? I gdzie są twoja matka i siostra?

Tomek już go nie słuchał. Leżał i patrzył na brudne szpitalne okno. Po jego drugiej stronie, na jednej z gałęzi wielkiego dębu czarny ptaszek, chyba szpak, pracowicie układał suche gałązki, wykańczając swój nowy dom.

Tomek zamknął oczy.

Kiedy zniszczysz ptasie gniazdo, ptak zbuduje nowe gdzieś indziej. Tylko jak daleko odleci, by znaleźć nowe miejsce? I czy zachowa urazę do tego, który mu to zrobił?

Nie, oczywiście, że nie. Ptaki nie chowają urazy.

W przeciwieństwie do potworów.

****

Początek listopada w tym roku był wyjątkowo pogodny, tak bardzo, że można było na chwilę zapomnieć o zbliżającej się wielkimi krokami zimie.

Korzystając z być może, ostatniego naprawdę słonecznego dnia, grupka dziewczynek postanowiła urządzić bankiet dla lalek w piaskownicy.

Zabawę przerwał donośny, szyderczy śmiech.

- Mówię prawdę! Nie kłamię!– krzyknęła Monika wstając gwałtownie.

Kaśka i Natala zaśmiały się jeszcze głośniej.

- Tak, i co jeszcze? Tygrys w łazience? Duch na strychu?

Monika zaczerwieniła się na twarzy

- Mówię wam, że w mojej szafie naprawdę mieszka potwór! Na początku był miły więc pozwoliłam mu zostać ale... - dziewczynka zmieszała się – Ale on chyba nie jest wcale taki dobry. Mówi brzydkie rzeczy o mojej mamusi. Myślę że...on chce zrobić jej krzywdę.

Kaśka wstała i podeszła do Moniki

- I co zrobiłaś? Pobiegłaś z płaczem do taty i poprosiłaś by wygonił wstrętnego potwora?

- No... - Monika jeszcze bardziej się zmieszała. Zaczęła żałować, że cokolwiek im powiedziała – Tata i mama nie chcą mi uwierzyć. Ale ja wiem, że on tam jest! Mówi do mnie, kiedy jestem sama w pokoju!

Natala również wstała, otrzepała spodnie z piasku i klepnęła Kaśkę w ramię.

- Chodź, zostawmy ją. Monia musi wygonić potwora z szafy.

Śmiejąc się głośno obie odeszły w stronę bloków.

Monika z trudem powstrzymywała łzy. Nie wiedziała co ma z tym wszystkim zrobić, z kim porozmawiać. Podniosła swoją lalkę i odwróciła się, by wrócić do domu.

O mało nie wrzasnęła na widok chłopca, który stał kilka metrów od niej.

Był bardzo chudy i chyba ostatnio nie sypiał zbyt dobrze. Jego mocno podkrążone oczy wpatrywały się w Monikę uważnie.

- Cześć – powiedział chłopiec. Nie uśmiechał się.

- Eee... cześć – Monika przytuliła lalkę i cofnęła się o krok. Blada twarz chłopaka nie wyrażała żadnych emocji.

- Przypadkiem usłyszałem waszą rozmowę – powiedział przestępując próg piaskownicy – Nie podsłuchiwałem, ale byłyście bardzo głośne.

- Och, to nic takiego, takie nasze żarty... - Monika cofnęła się jeszcze bardziej i omal nie upadła, potykając się o porzuconą plastikową łopatkę. Ten chłopak ją niepokoił – Mama kazała mi wrócić o trzeciej, więc...

Z pobliskiej bramy wyszła starsza kobieta ubrana w szarą spódniczkę i brązowy sweter. Przez chwilę rozglądała się po podwórku, spojrzała w stronę piaskownicy i krzyknęła:

- Tomek! Chodź, bo się spóźnimy!

Chłopiec odwrócił głowę w jej stronę

– Już idę, ciociu.

Nim odszedł, zbliżył się jeszcze bardziej do Moniki i szepnął jej do ucha:

- Ja ci wierzę. I wiem jak się go pozbyć.

Koniec.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Asami 04.01.2015
    Opowiadanie naprawdę fajnie ;) Choć nigdy nie byłam fanką horrorów, to muszę przyznać, że spodobało mi się, czytałam z przyjemnością :D Trochę za długie twoje dzieło, fajne, ale sądzę, że gdybyś to podzieliła na kilka części, to by czytanie tego mnie nie męczyło. Mówię tu 2 całkiem różne rzeczy, ale tak się czułam, chętnie to czytałam, ale to była taka dość ciężka, przytłaczająca lektura. Muszę przyznać że końcówka godna pogratulowania ;)
  • coralina jons 26.02.2015
    zajefajne :);)
  • Zośka 27.02.2015
    Naprawdę świetnie napisane, wciągające, dużo emocji, napisane lekkim językiem. Tylko pogratulować. Masz zadatki na świetną pisarkę. Trzymasz poziom! :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania