Podróż: Nowy Dom (I)

Rozdział I

Maria

Siedziałam skulona na fotelu, zagłębiając się w świat powieści. Raz za razem poprawiałam moje rude włosy, które opadały na moje wielkie okrągłe okulary i piegowatą twarz. Mój nieobecny wzrok dawał sygnał otoczeniu że, zniknęłam z myślami w świat przedstawiony na kartkach papieru. Moja przyjaciółka układała talerze na stole, spoglądając przez okno na dwóch chłopaków, którzy kopali piłkę upchaną ze starych ubrań i oklejoną taśmą, między dwoma dużymi dębami. Zdenerwowana podchodzi do okna, kilkakrotnie stuka w szybę. Przestaje kiedy chłopaki odwracają się w jej stronę, kiwają głową i idą w stronę domu. Odwraca się od okna, podchodzi do fotela i zabiera mi z rąk książkę. Przy tym uśmiecha się, gdy udaje jej się mnie zaskoczyć. Ja natomiast szybkim ruchem wyskakuję z fotela i swoim zielonymi oczami za szkła, próbuję wziąć ją na litość.

-Wiktoria, tylko jeden rozdział. Potem zjem. Mogę zjeść nawet po ciemku.- mówiąc, złączyłam dłonie i przyciskałam je do ust, by uzyskać zgodę. Wiktoria jednak była obojętna na moje prośby i odłożyła książkę na najwyższą półkę, gdzie nie dosięgałam z powodu niskiego wzrostu.

-Idź po Adama. Zaraz będzie kolacja.- powiedziała i wyszła z pomieszczenia, krzycząc po drodze. -Próbuj wziąć tą książkę, to następna pójdzie do pieca.

Rozczarowana wyszłam z pokoju, kierując się w stronę schodów. Znałam jej charakter. Byłaby zdolna do popełnienia takiej zbrodni. Zaczęłam ją po cichu kląć. Cóż w nocy ukradnę jedną z nowych świec i zamknę się w schowku pod schodami. Podeszłam do drewnianych drzwi i zapukałam głośno trzy razy. Jednak jak zwykle nie odzywał się. Zaczynałam coraz bardziej wściekać się na niego że, jak zawsze drwi ze mnie. Moja wściekłość po krótkich sekundach doszła już do punktu kulminacyjnego. Szeroko otworzyłam drzwi z zamiarem wykrzyczenia na niego. Ale wszystko zniknęło kiedy spojrzałam na Adama. Leżał na wielkim dwuosobowym łóżku, który należał do mojej zmarłej pięć lat temu matki. Kiedy jego waga zaczęła rosnąć i nie mieścił się w swoim jednoosobowym łóżku, zdecydowaliśmy, głównie Wiktoria i Daniel że, Adam przeprowadzi się do pustego pokoju. Do jej pokoju.

Jego twarzy była cała biała i mokra. Z tej odległości widziałam krople potu płynące w stronę poduszek. Jego brązowe oczy, które zawsze się śmiały, teraz patrzyły na mnie błagalnie i były całe czerwone. Jednak najbardziej zdziwiło mnie, gdy zobaczyła jak Adam masuje brzuch. Podeszłam bliżej do niego i cichym głosem zapytałam.

-Dobrze się czujesz? Boli cię brzuch?

Chłopak mrugnął powiekami, gdy chwilę później zaczynał mocno zaciskać ręce na brzuchu. Z jego czerwono-brązowych oczu wypłynęło na wierzch kilka wielki kropli łez. Słabym niewyraźnym głosem powiedział.

-Maria, zawo… łaj. Wiktoria.

Zaczęłam przeklinać samą siebie za brak myślenia. Szybko wybiegłam z pokoju, wołając krzykiem moją przyjaciółkę. Wiktoria wraz Danielem i Jankiem szybkim biegiem pokonywali schody po dwa stopnie i mijając mnie, weszli do pokoju. Przez chwilę zostałam sama na korytarzu, wzdychając. Próbowałam odsunąć od siebie ciemne chmury myślowe i wspomnienia. Kiedy wreszcie się uspokoiłam, weszłam do pokoju. Wiktoria siedziała koło Adama, lewą ręką dotykała głowy. Znała się na tym, dzięki książek, które kiedyś Adam przypadkowo znalazł w piwnicy. Teraz ona z pomocą tych książek, musiał mu pomóc.

-Masz gorącą głowę. Jesteś cały mokry. Chyba masz gorączkę. Daniel przynieś zimną wodę. Maria znajdź czyste ręczniki i suche prześcieradła. Janek poszukaj czystych ubrań.-rzekła i ciepło uśmiechając się do chorego. A ja zamiast wykonywać powierzone zadanie, stałam i zastanawiałam się czy wspomnieć jej o brzuchu. Szeptem wypowiedziałam jej imię. Kiedy się odwróciła, wskazującym palcem wskazałam na brzuch. Spojrzała tam i znów odwróciła się do Adam, nie ukazując nic na twarzy.

-Idź przynieś, to o co prosiłam.-rzekła, nie odwracając się od Adama. Wyszłam z pokoju, kierując się do małego pomieszczenia pod schodami, gdzie planowałam spędzić noc z książką. Po drodze zauważyłam zdenerwowanego Daniela, który rozlewał wodę na podłogę, biegając na górę. Szybko znalazłam to co potrzebowała Wiktoria i pobiegłam na górę. Kiedy tam dotarłam Adam siedział na krześle, przytrzymany przez swojego brata, Daniela. Wciąż miał na sobie mokre ubrania. Podstawiłam wszystko na podłogę i jak głupia czekałam na rozkaz. Wiktoria musiała mnie zauważyć bo kazała zmienić pościel. Sama wraz Danielem zdjęła koszulkę Adamowi i zaczęła myć go ręcznikiem, zanurzając go zimnej wodzie. Dopiero wtedy zauważyłam małe czerwone zaczerwienie. Moje myśli szybką prędkością przywołały wspomnienia o mamie. Miała coś podobnego, tyle że, na lewej nodze. Ale od czego…

-Maria co ty robisz?- zapytał Janek, szturchając mnie za ramię. - Tutaj masz kołdrę.

Dopiero teraz zorientowałam się że, próbowałam nałożyć prześcieradło na mokry koc. Zaczerwieniłam się i pozwoliłam Jankowi wykonać te zadanie. Postanowiłam stanąć koło starej rozwalającej się szafy i nie przeszkadzać. Wiktoria skończyła i wraz z chłopakami ubrali go a potem położyli na łóżko. Podeszła do mnie i cicho wyszeptała.

-Na dole, w kuchni, gdzie są produkty z pudełka, przynieś takie białe tabletki. Są bez opakowania. Łatwo je znajdziesz.

Miałam wyjść z pomieszczenia, gdy odezwał się Janek.

-Ja pójdę, zostań tu.

Kiedy wyszedł z pokoju, Wiktoria usiadła koło łóżka i patrzyła w okno, które stało obok łóżka. Daniel stał nad nią i przyglądał się bratu. A ja? Stałam tam gdzie wcześniej i wszystko obserwowałam. Popatrzyłam na złote włosy Wiktorii, które od nie dawna zaczynały mi się podobać i czasami wyobrażałam sobie jak bym w nich wyglądała. Przypomniało mi się jak kiedyś Adam znalazł w piwnicy starą gazetą, gdzie były żarty o blondynkach. Zupełne przeciwieństwa Wiktorii. Wcale się nie zdziwiłam, kiedy stery po mojej matce i Janku przyjęła ona. Była do tego zadania tak jakby stworzona. Czasami mam wrażenie że, jest idealna i nieskazitelnie czysta. Nie znosiła sprzeciwu a każda z jej próśb była traktowana jak świętość. Nawet Daniel wkrótce uznał wyższość dziewczyny i nie buntował się. Kiedyś nawet, kiedy jej pobliżu nie było, twierdził że, gdyby umarła albo nie było by jej w naszym życiu, to by sobie nie poradzili. Wtedy pamiętam że, zaprotestowałam ale teraz w duchu i bez upokorzeń musiałam mu przyznać rację. Bez niej byliśmy jak dzieci we mgle. Próbowałam sobie przypomnieć skąd znałam to powiedzenie, gdy do pokoju wrócił Janek i wręczył dziewczynie tabletki oraz szklankę z wodą.

-Och. Dzięki za wodę. Adam masz, musisz to połknąć, to ci pomoże. Daniel pomóż mu usiąść.

Daniel bez wyraźnego wysiłku, pomógł bratu. Wiktoria dała mu dwa tabletki, Każdy stał wokół łóżka, patrząc jak Adam wkrótce zasypia.

-Chodźmy już.-rzekła Wiktoria, wychodząc z pokoju. Reszta ruszyła za nią, do salonu,

Każdy z nas usiadł przy stole i oczekując nie wiadomo na co.

-Jedzcie.-odezwała się Wiktoria, jednak nikt nie miał ochoty jeść. Każdy z nas myślał o Adamie i mojej matce. Żadne z nas nie chciało to mówić na głos. Spojrzałam na świeczki. Było ich już tylko pół. Tyle czasu przebywaliśmy w pokoju Adama. Wreszcie widząc niepewny wzrok Janka, zamyślonego Daniela i patrzącej w swój talerz Wiktorii, zapytałam.

-On umrze jak moja matka, prawda?

-Twoja mama miała takie same objawy. Ale nie wiem czy to samo.-powiedziała spokojnie, nie odwracając wzrok od pustego talerza.

-On nie umrze! Nie ma szans! To mój brat! On nie zachorował jak jej matka!- krzyczał Daniel, wstając z krzesła, które głośnym hukiem upadło na podłogę i wskazywał na mnie, mówiąc o mojej matce. Co sprawiło że, zaczęłam się kulić. Po tym zaczął kląć i wyzywać wszystkich, a potem rozpłakał się jak dziecko. Janek wstał i zaczął go pocieszać, klepiąc po ramieniu.

-Płacz. Dobrze co to zrobi. Adam nie umrze. Nie ma szans.- powiedział z przekonaniem. Jednak kiedy spojrzał na nasze twarze, zdał sobie sprawę że, my go przekreśliłyśmy i uśmierciłyśmy. W jednej chwili z cichego pocieszyciela zamienił się w wściekłego psa.

-Nie wiem jak to zrobicie, ale nie chcę na waszych twarzach to widzieć! Rozumiecie mnie?!- krzycząc wybiegł z domu. Daniel ruszył za nim, wycierając po drodze łzy rękawem koszuli. Wiktoria wstała z krzesła i zaczęła posprzątać na stole. Pewnie nie chciało już o tym myśleć.

-Będziesz coś jadła?-zapytała zimnym i martwym głosem. Spojrzałam najpierw na nią, potem na jedzenie i odmówiłam. Wstałam i poszłam na górę do pokoju. Tam się przebrałam i położyłam się na łóżku, zamiarem uśnięcia. Nie mogłam zasnąć, moje myśli krążyły wokół zmarłej matce i prawdopodobnie przyszłym cierpieniu Adama. Po dłuższym czasie usłyszałam kroki na schodach. Odwróciłam się w stronę okna, aby udawać przed Wiktorią że, śpię. Weszła ona do pokoju, przebrała się i położyła się do łóżka. Ale tak samo jak ja nie mogła zasnąć. Dosyć długo później usłyszałam kroki na schodach. To Daniel i Janek wrócili do domu. Wkrótce uspokoiłam się i zasnęłam. Z tych wydarzeń kompletnie zapomniałam o książce. Przypomniałam sobie dopiero następnego dnia.

 

,,To moje pierwsza książka podzielona na rozdziały. Na tym rozdziałem pracowałem dwa tygodnie szukając odpowiedniego rozpoczęcia. Mam nadzieję że, się wam spodoba. Liczę na wasze doświadczenie i pomocne wskazówki :).

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Frank Underwood 02.03.2017
    zasłużona 4 czekam na następne bardzo intrygujące

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania