*** (pogwałcone wieko...)

Pogwałcone wieko i spróchniałe deski

bielały w snopie latarki elektrycznej,

kiedy rabuś przykucnięty w stęchliźnie

rozbierał kości ze złotych pierścieni.

 

Blisko do wschodu, więc drżał na szczurze

wędrówki, mimo woli nadając znaczenia

pokątnym chrobotaniom, szybko ścinał

złocone hafty, obrywał okucia aż do chwili

 

gdy postronki zerwało zgrzytanie od bramy,

tak nagle, że upadł na sześcioboczną blachę,

a choć obce kroki już rozbrzmiewały przy portalu

 

kamiennym, jeszcze światłem omiótł cynę

otrzepaną z kurzu i krzyknął ujrzawszy

swój portret trumienny.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • franekzawór 06.10.2019
    Wiersz coś a la Edgar Allan Poe klimaty :)
  • spirytysta 07.10.2019
    Lubię Poego, coś jest na rzeczy :)
  • Morf 06.10.2019
    Intrygująco.
    Historia na dobrą prozę ;-)
  • spirytysta 07.10.2019
    Dzięki, starałem się skondensować scenę w krótkiej formie:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania