Pokój bez okien - część I.

Wszystkie osoby i okoliczności w jakich się znalazły w tej historii są fikcyjne, a ich ewentualna zbieżność z rzeczywistością przypadkowa. Opowieść ociera się jednak o prawdziwe fakty historyczne.

 

Rozdział I.

Wrzesień 2018 r. Słoneczny poniedziałkowy poranek, po nocnych opadach deszczu.

Nadkomisarz Olgierd Kozak siedział za kierownicą policyjnego, nieoznakowanego bmw xDrive. Nie był w najlepszym humorze, bo właśnie dostał sprawę, która wydawała się nudna i przewidywalna. W takich przypadkach jak zwykle najwięcej było papierologii, której nie znosił do szpiku kości. Pocieszał się obecnością siedzącej obok, młodszej o piętnaście lat komisarz Sonii Moser. Od pół roku, gdy pracowali razem, miał poczucie misji - przyuczał ją do zawodu śledczego.

Właśnie kończył się odcinek drogi, na którym Kozak mógł poszarżować sześćsetkonnym silnikiem. Teraz wjechali w wąską i krętą asfaltówkę wcinającą się w gęsty las. Zrobiło się jakby ciemniej i bardziej ponuro. Gps wskazywał pięć kilometrów do celu. Jechali do zabytkowego pałacu w Domirowie.

Kozak cenił Sonię za skrupulatność. Zanim przybyli na miejsce, przeszukała sieć w poszukiwaniu informacji na temat zabytkowej posiadłości. Cieszył się, że nie musi tego robić sam. Cierpliwe grzebanie w internecie było ostatnią potrzebną rzeczą, jaką chciał się zajmować.

- Pałac należał do rodu Dramickich. Po wojnie był tu pegeer. Rok temu powrócił do właścicieli na mocy ustawy o zwrocie utraconych majątków. – powiedziała Moser. - Dramiccy… nazwisko jak ten goguś z plakatów z kampanii prezydenckiej?

-Cholera, rzeczywiście...– bąknął Kozak. - Ale jeśli nawet, pracujemy profesjonalnie, choćby chodziło o rodzinę samego papieża.

- Jasne. – odpowiedziała krótko Sonia. Zgasiła ekran smartfona, bo właśnie dojeżdżali do celu.

Wjazdu na teren historycznej posesji strzegła niegdyś brama, po której zostały dwa masywne betonowe słupy, zwieńczone ciężkimi kulami, również z betonu. Na każdym z nich widniały pozostałości płaskorzeźbionych herbów, a z boków wychodziły zardzewiałe kikuty stalowych zawiasów. Bramę od pałacu dzieliło jakieś sto metrów. [opis pałacu]

Przed głównym wejściem do budynku stały obok siebie luksusowy suv, radiowóz policyjny, samochód firmy budowlanej oraz wóz techników kryminalnych. Przy nim stał ich szef, wiecznie palący i zawsze czerwony na twarzy Marian Kania vel Gruby Kania. Był w towarzystwie elegancko ubranej kobiety w średnim wieku, młodego mężczyzny w kamizelce odblaskowej i jednego miejscowego policjanta. Na widok błyszczącego, sportowego bmw, Kania zmarszczył czoło, po czym uniósł teatralnie brwi, wtłaczając do płuc solidny haust dymu marki Marlboro.

- Zawsze się zastanawiam jak to się dzieje, że taki wredny typ jak ty, ma takie względy u szefostwa – zawołał śmiejąc się do Olgierda, spoglądając teraz bardziej na Sonię niż na samochód i witając się z nimi serdecznie. Lekko uścisnął dłoń Soni jakby nie chciał jej zrobić krzywdy. Skąd mógł wiedzieć, że ta niska, szczupła „czarnulka” z włosami grzecznie upiętymi w koński ogon nie jest tak delikatna jak myśli i dwa lata temu zdobyła srebrny medal na krajowych mistrzostwach judo?

- To jest pani hrabina Nina Dramicka, która zawiadomiła nas o odkryciu zwłok. A to starszy posterunkowy Krzysztof Pinieta i kierownik budowy, pan Paweł. - Gruby Kania zaciągnął się papierosem i wykonał dyskretny skręt tułowiem, by wypuścić wiązkę dymu.

Śledczy wymienili z nimi uściski dłoni.

- Proszę mnie nie zawstydzać, czasy hrabiów już dawno minęły – zaśmiała się Dramicka.

- Czy pani pierwsza dokonała odkrycia? - Sonia od razu przeszła do rzeczy, zaskakując Kanię, który chciał jeszcze trochę pogadać, dla rozluźnienia atmosfery.

- Nie - zadzwonił do mnie pan Paweł. Mieszkam pod Warszawą i tylko doglądam remontu raz w tygodniu.

Sonia zwróciła się do kierownika budowy:

- Jak doszło do odkrycia?

- Zaczęliśmy wykuwać otwór w ścianie, gdzie zgodnie z projektem ma być dodatkowe wejście z korytarza do biblioteki. Gdy wyjęliśmy kilka pierwszych cegieł spodziewaliśmy się zobaczyć jej wnętrze. Tymczasem trafiliśmy na ciemną pustkę. Pomyślałem, że natrafiliśmy na niespodziewany kanał kominowy. Kazałem kuć dalej i wtedy to zobaczyliśmy… .

- Czy od razu zawiadomił pan panią Ninę?

- Tak. Kazałem wszystko zostawić. Nic nie ruszaliśmy do przyjazdu policji.

- Dobrze.– odezwał się Olgierd. - To na razie wystarczy. Zobaczmy zwłoki.

Kiwnął w stronę Kani, który właśnie kończył papierosa i udawał, że szuka miejsca, gdzie mógłby kulturalnie zostawić niedopałek. Z oczywistego braku popielniczki przydeptał go butem.

- Pozwolicie państwo, że zaczekam tutaj. Upiorny widok – powiedziała hrabina wskazując w stronę wejścia do pałacu i krzyżując ręce na piersi. Została w towarzystwie posterunkowego i kierownika budowy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • swen norwald 30.10.2018
    Dzięki za ocenę. Szkoda tylko, że nie ma do niej komentarza...
  • Pasja 30.10.2018
    Witam
    Bardzo ciekawie zapowiadająca się opowieść. Dobrze naprowadzona i tajemnicza. Powinieneś zastosować pauza dialogowe i spacje po pauzie i przed.

    Nie. zadzwonił - Nie! Zadzwonił lub Nie zadzwonił obadaj

    Pozdrawiam serdecznie i poczekam na ciąg dalszy
  • swen norwald 30.10.2018
    Okej, faktycznie. Dzięki wielkie i też Pozdrawiam !

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania