Pokój Justynki

Poranny promyk słońca wdarł się bez zaproszenia do pokoju przez niedomkniętą żaluzję i wędrował równomiernie po ścianie niszcząc metodycznie szarość poranka. Gdy udało mu się już pokonać mrok na ścianie to wkroczył na wielkie sypialniane łóżko stojące w centralnej części pokoju. Rozpoczął od ramy, szybko zajął materac, poduszkę, a następnie spoczywającą na niej głowę Mariana. Mężczyzna mlasnął lekko ustami i oblizał spierzchnięte wargi. Alkohol wtłaczany przez ostatnie godziny do organizmu sprawił, że niemal wszystkie jego zmysły przeszły w stan uśpienia. Z powrotem do życia przywrócił je ostry i przeszywający ból głowy, który niczym kolorowy przycisk na pilocie "on/off" wyrwał Mariana z pijackiego letargu i przywrócił go częściowo do życia. Pod zamkniętymi powiekami wyczuł jasne światło tych wrednych promieni słonecznych. Mlasnął jeszcze raz ustami i poczuł smak wczorajszej wódki, koniaków i piwa. Próbował wytrzymać ten drażniący ból głowy, wiedział jednak, że jak otworzy oczy to ból będzie jeszcze bardziej nieznośny.

- Wody - mruknął żałośnie jakby właśnie konał samotnie na rozgrzanej diabelsko pustyni. Dotarło do niego, że po raz kolejny nie wypił nawet szklanki wody zanim urwał mu się film. Ten prosty trik - jeśli udało mu się go wdrożyć - ratował go przed olbrzymim jak dziura budżetowa kacem, który właśnie rozgaszczał się w jego organizmie. Oboje wiedzieli, że spędzi tam co najmniej kilka godzin.

Muszę wstać i jak najszybciej napić się wody - próbował ratować się przed wewnętrzną zagładą suszy, która właśnie pustoszyła jego organizm. Powoli budziły się także pozostałe zmysły, które lekko oszołomione bólem głowy próbowały stawiać opór przed powrotem do pełnej sprawności. Marian już miał otwierać oczy i zwlec się z łóżka do kuchni po tę życiodajną wodę kiedy do jego uszu dotarł cichy, ale ostry i stanowczy odgłos chrapania, który dobiegał zza jego pleców. Już miał się odwrócić i sprawdzić kto to jest, ale budzący się do życia rozum szybko zareagował: poczekaj chwilę. Weź to na chłodno i spróbuj przypomnieć sobie co się wczoraj wydarzyło. A jak się okaże, że ona nie śpi, tylko wlepia w ciebie swój wzrok i czeka aż się odwrócisz? Wiesz sam jaki jesteś po pijaku, prawda? Dlatego przygotuj się również na inną ewentualność. Przecież ta chrapiąca za twoimi plecami postać może być facetem. I co wtedy zrobisz?

Na samą myśl Mariana aż przeszedł dreszcz. Był na siebie wściekły, bo obiecał sobie, żeby odpuszczać już takie wyskoki z panienkami. Przecież to już wiek nie ten, żeby się tak bałamucić z obcymi kobietami wyrwanymi przy barze lub podczas tańców. Seksu i tak nie pamięta, a i problemy potem same z tego są i niesmak zostaje. Ile to już razy podczas swojego kawalerskiego żywota budził się w obcych łóżkach, a obok niego leżała jakaś stara baba w jego wieku z rozmazanym makijażem i chichocząc cicho pod nosem zapewniała go, że miniona właśnie upojna noc był cudowna. One przecież szukały kogoś na stałe, kto wesprze ramieniem i pomoże przetrwać samotność podczas długich zimowych wieczorów. Tymczasem on nigdy nie pamiętał nawet ich imion, ani jak w ogóle znalazł się w ich mieszkaniu. Podczas pierwszych kilku razy próbował nawet się tłumaczyć i przepraszać, ale po jakimś czasie już zobojętniał, bo tak naprawdę to, za co miał przepraszać. Przecież nic tym kobietom nie obiecywał - a tak mu się przynajmniej wydawało. Do niczego ich nie zmuszał. Oboje musieli chcieć tej jednonocnej przygody, więc skoro było fajnie, to fajnie. On się teraz ubierze i pójdzie do siebie. Nie patrzył wtedy na miny porzucanych w łóżkach kobiet, które zszokowane czekały aż on pozbiera swoje porozrzucane rzeczy i opuści ich mieszkanie, żeby mogły w samotności wybuchnąć płaczem. Marian nigdy nie pamiętał tego co mówił po pijaku, a mówił bardzo dużo i wzniośle - szczególnie o miłości. Skąd miał zatem wiedzieć, że niemal każdej z tych jednonocnych kobiet obiecał miłość i wierność. Zapewniał je, że właśnie przed chwilą zakochał się od pierwszego wejrzenia. On, Marian zatwardziały kawaler właśnie zmienił swoje życiowe plany, bo właśnie spotkał kobietę swojego życia, z którą chce spędzić resztę swoich dni. Z nią chce dzielić smutki i radości, noce i dni, które jeszcze mu pozostały. Przez całe życie był sam, ale właśnie do niego dotarło, że nie chce tak dłużej żyć. Właśnie dla tej poznanej przed kilkoma kwadransami Krysi, Zosi, Janiny, Barbary, Marzeny, Heleny, Jadzi, będzie opoką i wsparciem jakim tylko będzie potrafił być. Przytuli, pomoże przy obiedzie, zabierze na kawę i ciasto do słynnego "Cafe Kwadrans" na rogu Cichej i Buraczanej, czy obejrzy z nią jej ulubiony serial. Zresztą, dla niego nie będzie ważne co będzie miał robić, byle tylko mógł to robić właśnie z nią.

Tym razem jednak postanowił posłuchać swojego rozumu i nie otwierać jeszcze oczu. Spróbował odtworzyć wydarzenia z minionej nocy. Pamiętał, że zadzwonił Jureczek z propozycją spotkania, więc jak zwykle wziął pół litra czystej i poszedł do niego. Tam czekali już na niego Stefan, Kazik i Mietek. Każdy oczywiście z biletem wstępu w postaci półlitrówki. Znali się od niepamiętnych lat, więc nie musieli już nic ustalać. Wystarczył telefon od Jureczka z krótkim zaproszeniem, a każdy z nich już wiedział o co chodzi i co ma ze sobą przynieść. Po krótkiej posiadówce wybrali się do ich ulubionego lokalu "U Goździkowej", gdzie byli już bardzo dobrze znani przez obsługę. To było ich miejsce, gdzie przy dobrej muzyce, większym towarzystwie i tańcach mogli spokojnie i z pełną kulturą upodlić się na całego. Uwielbiali ten lokal, który może i był już naruszony przez ząb czasu, ale właśnie to było w nim najpiękniejsze. Wszystko na około się zmieniało, powstały nowe lokale, markety spożywcze i ręczne myjnie samochodowe, a "Goździkowa" trwała niezmieniona, dokładnie taka jaką pamiętali ze swojej młodości. Wystarczyło, że przekraczali jej próg, a czuli się z powrotem tym młodzieniaszkami ekscytującymi się jeszcze dopiero co poznanymi przed chwilą kobietami, które podczas tańca pozwoliły im złapać się za pośladek lub musnąć - oczywiście przez przypadek - podskakującą energicznie pierś. To tam zazwyczaj poznawał te wszystkie kobiety, u których potem budził się zdezorientowany z rozpoczynającym się właśnie kacem.

Dobiegające zza pleców Mariana chrapanie na chwilę ustało. Przez sekundę miał wrażenie, że postać, z którą dzielił łóżko nagle zniknęła, bo w ogóle nie wyczuwał jej obecności. Próbował nawet wsłuchać się w jej oddech, ale zapanowała absolutna cisza przerywana jedynie odgłosami toczącego się życia dobiegającego zza okien. Poczekał jeszcze chwilę, aby upewnić się, że sytuacja nie jest tylko chwilowa. Już miał otworzyć oczy i odwrócić się, żeby zlustrować pomieszczenie i spojrzeć w końcu na tę tajemniczą osobę, z którą jeszcze przed chwilą uprawiał seks w alkoholowych oparach, kiedy nagle, bez żadnego ostrzeżenia czy chociażby wcześniejszej zapowiedzi zza jego pleców wyleciał głośny i ciągły jak syrena alarmowa odgłos pierdnięcia. Był tak nieludzko długi, że Marian miał wrażenie, że z kogoś właśnie zeszło całe powietrze i obok niego leżą już tylko same kości i sflaczała jak dętka skóra. Taki rozwój sytuacji całkowicie zbił go z tropu i zawiesił tymczasowo tę zbyt pochopną decyzję o odwróceniu się na drugi bok, żeby spojrzeć temu komuś prosto w twarz.

Jeszcze nie słyszałem, żeby jakakolwiek kobieta puszczała gazy w ten sposób, zakiełkowała nagle w jego obolałej głowie odkrywcza myśl. Zmusił się chociaż do otwarcia oczu, żeby dowiedzieć się w jakim miejscu się znajduje. Zrobił to jednak powoli i roztropnie. Dzięki życiowemu doświadczeniu wiedział, że światło słoneczne jest dla kaca jak oliwa dolewana do ognia. Tak jak wyczuwał, leżał z głową zwróconą w kierunku okna. Bez ruszania głową starał się omieść wzrokiem możliwie jak największą powierzchnię pomieszczenia. Nad oknem wisiał karnisz z różową firanką, która niemal ginęła na tle lekko zaróżowionych ścian.

- Uff... - Marina odetchnął z wyraźną ulgą. Ta kolorystka wnętrza pozwoliła mu być niemal pewnym, że znajduje się w pokoju zamieszkanym jednak przez płeć piękną. Chociaż jeżeli przypomniałby sobie te niedawne pierdnięcie, to zwrot "płeć piękna" może być w tym konkretnym przypadku lekką nadinterpretacją.

Dopiero to, co zobaczył kiedy udało mu się spojrzeć w głąb pokoju uświadomiło mu, że jego radość z różowych ścian była zdecydowanie przedwczesna. Zbladł jakby zobaczył ducha, a na jego czole wystąpiło kilka zimnych, perlistych kropel potu, które od razu spłynęły po czole do oka powodując nieznośne szczypanie.

- To...to nie może być prawda - zaczął bełkotać sam do siebie i wsunął gwałtownie rękę pod koc, którym był przykryty. Szybko sprawdził stan narzuconej na siebie garderoby. Dopiero teraz poczuł, że ma na sobie nie tylko majtki i skarpetki, ale również i szczelnie zapięte spodnie oraz niemal zapiętą pod szyję koszulę. To go zdecydowanie uspokoiło.

- O co do cholery w takim razie tu chodzi!? Gdzie ja jestem!? - powtarzał do siebie w myślach. Delikatnie przewrócił się na wznak, żeby móc jeszcze raz przyjrzeć się wnętrzu i upewnić się, że to co zobaczył przed chwilą jest prawdą. Podniósł minimalnie głowę co spowodowało napięcie sflaczałych mięśni brzucha i nagłą pobudkę uśpionego do tej pory pęcherza, który od razu dał znać o potrzebie natychmiastowego opróżnienia. Marian próbował przetrzymać nagłą potrzebę i skupić się jeszcze przez chwilę na tych wszystkich pluszowych misiach, domkach dla lalek i książeczkach dla dzieci ustawionych równo na półce oraz plakatach przedstawiających nieznane Marianowi postaci z kreskówek. Całe te wyposażenie jednoznacznie wskazywało, że znajdował się nie gdzie indziej jak właśnie w pokoju dziecięcym, a uściślając, w pokoju jakiejś nieznanej mu - a taką miał wciąż nadzieję - dziewczynki.

Złośliwy pęcherz nagle gwałtowniej przypomniał o swoim istnieniu. Te sprawy ostatnio w ogóle Marianowi szwankowały i w tej chwili niczego bardziej nie żałował niż tej odkładanej na niewiadomo kiedy wizyty u urologa. W końcu w tym wieku powinien go odwiedzać równie często jak pozostałych lekarzy, ale ten strach przed wstydem był za każdym razem silniejszy.

- Dobra, dłużej już nie wytrzymam. Muszę iść do łazienki i to teraz. W tej chwili mało mnie już obchodzi kto leży obok mnie. Wysikanie jest dla mnie w tym momencie dużo ważniejsze - Marian walczył sam ze sobą.

Dźwignął się gwałtownie na łokciach i wszystko wokoło zawirowało. Kac po raz kolejny przypomniał o swojej obecności. Marian próbował przetrzymać tę karuzelę, przez którą doznał dziwnego uczucia deja vu. Coś mu podpowiadało, że przecież on tu już kiedyś był. Tylko kiedy i po co?

W międzyczasie, Marian nawet nie zauważył jak postać na łóżku przewróciła się na drugi bok odwracając się do niego plecami. Spojrzał w jej kierunku i widział teraz tylko łysą głowę wystającą spod narzuconej szczelnie na całe ciało różowej kołderki, z której uśmiechała się do niego mała różowa świnka w czerwonej sukieneczce.

- Przecież ja znam tę łysą pałę - zdążył już tylko pomyśleć Marian, bo w tym samym momencie drzwi od pokoju otworzyły się z ogromnym impetem i wpadła do niego kipiąc od złości starsza kobieta w wałkach na głowie i narzuconym na siebie błękitnym szlafrokiem.

- I co nie wstyd wam, stare chlejusy!? Stare chłopy, a na czworakach w środku nocy do domu wracają. Jak tak można w takim wieku schlanym jak świnia wracać!? Matko jedyna, a jaki wstyd przed sąsiadami! - rozpoczęła bez żadnego wstępu rozwścieczona kobieta.

Marian siedział oszołomiony i próbował zebrać porozrzucane po głowie myśli w jedną, w miarę logiczną całość.

- Co się tak tępo na mnie gapisz Marian. Już całkiem Ci się chyba pomieszało we łbie od tej wódy, co!? - kobieta skierowała swoją agresja bezpośrednio do Mariana, który siedział cały czas bez ruchu.

Zapanowała kilkusekundowa cisza. Kobieta podwijała rękawy od szlafroka i widać było, że zbiera siły żeby od słów przejść do czynów. Marian zmrużył lekko oczy i spróbował ostatniego ratunku:

- Halina? A co Ty tutaj robisz? - zapytał, bo coś zaczynało mu świtać w głowie. Był niemal pewien, że kobieta stojąca przed nim i szykująca się właśnie do wywalenia go z łóżka to żona Stefana. A skoro to jest jego żona, to obok niego musi leżeć nie kto inny jak sam Stefan. No tak, przecież ta wystająca łysina musi należeć do Stefana.

- Co ja tutaj robię!? - pytanie zadane kobiecie podziałało na nią jak czerwona płachta na byka - Marian, nie bądź bezczelny, bo jak Ci zaraz...

- Boże, Halina nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę - odetchnął z wyraźną ulgą Marian. Był tak szczęśliwy, że miał ochotę ucałować brzydką i pomarszczoną jak stary ziemniak żonę Stefana.

- Wynoś mi się stąd pijaku jeden! - Halina właśnie wchodziła na najwyższy poziom swojej wściekłości o czym mogła świadczyć jej twarz przybierająca właśnie wojenne, bordowe barwy - Wróciliście o czwartej nad ranem w takim stanie, że wchodziliście na czworakach i jedynie na co starczyło wam sił, to doczłapanie się do pokoju Justynki, naszej wnuczki. Marian, przecież w Waszym wieku powinniście na różaniec do kościoła chodzić, a nie po knajpach się włóczyć! Przecież Wy macie już siedemdziesiąt lat! Nie wstyd Wam!?

- O przepraszam bardzo - dobiegł ich stłumiony głos wydobywający się spod dziecięcej pierzynki - ale ja dopiero niedawno skończyłem sześćdziesiąt dziewięć i do siedemdziesiątki jeszcze trochę mi brakuje, prawda Marian?

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • nunciusz 10.08.2017
    BRAKUJE INTERPUNKCJI-NIE CZYTAM BO SĄ BŁĘDY
    ZASADA OBOWEJSZYN
    i elo ;) chtat z rehulaminu pootrea
  • nunciusz 10.08.2017
    oooo i dostałeś pałę od kogoś
    Jak miło, dzięki podrobeczko kochana
    aż ci całuska wyślę

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania