POKÓJ SOCJALNY
Było to pomieszczenie rozległe. O szóstej rano oddziałowa dokonywała codziennego układania pigułek i mikstur. Na tacki z nazwiskami domowników, wędrowały zaordynowane leki. Ci, którzy mogli zjawić się w nim o własnych siłach, otrzymywali bandaże, plastry i ligninę. A ci, którzy nie wychodzili z łóżek, czekali na pielęgniarki w salach.
*
Pomiędzy siódmą, a śniadaniem o ósmej, dyżurka stawała się pomieszczeniem socjalnym. Przemieniona w izbę do prowadzenia swobodnych rozmów, odizolowana od dźwigania i podmywania, zmieniania podkładów i prowadzenia do ubikacji, od wylewania nocnej zawartości kaczorów i opróżniania basenów, od sprzątania, odkurzania i wyrzucania rzeczy zbędnych do zbiornika na gałgany, tchnęła odprężeniem.
Zziajane pielęgniarki i salowe uwalniały się tu od wysłuchiwania ciągle tego samego repertuaru skarg, plotek i pomówień, wyzwalały od wdawania się w nieistotne spory pomiędzy zwaśnionymi mieszkańcami, od bycia ich mediacyjną spluwaczką, od wysłuchiwania ich zwierzeń, orzekania o czyjejś winie i stawania się sprawiedliwą stroną konfliktu.
Równo z zakończeniem porannych toalet, od siódmej do rozbieganych godzin karmienia tych, co nie byli w stanie dojść do jadani, podnieść się z łóżka, ruszać ręką, chwycić za talerz bez rozlewania zupy, czy przełykać bez pośrednictwa wężyka, dyżurka przepoczwarzała się w lokal oderwany od pracy, a zbieżny ze słownym masażem.
Komentarze (5)
Pzdr..
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania