Poranna Mgła

Poranna mgła spowijała zielone wzgórza, Marthę tak zaabsorbowało przyglądanie się temu wspaniałemu zjawisku że nie zauważyła jak John podszedł do niej od tyłu. Położył jej rękę na ramieniu.

-Zawsze wstaje Pani przed słońcem, Pani Smith?- Zapytał z uśmiechem podchodząc do lady w aneksie kuchennym i nalewając sobie kawy.

-Nie wygłupiaj się, już mówiłam żebyś nazywał mnie tak jak wszyscy- powiedziała, jak zwykle radosnym głosem.

-Jak sobie życzysz Marty.

Słońce powoli zaglądało w okna niewielkiego wiejskiego domu w Karolinie Południowej. Powoli cała "rodzina" zaczynała zbierać się na wspólnie śniadanie. 15 minut później byli już wszyscy oprócz, jak zwykle spóźnionej Rosy, młoda Brytyjka lubiła sobie pospać.

Kiedy Marty wchodziła po schodach żeby ją obudzić, Rosy przecierając oczy właśnie zamykała za sobą drzwi do pokoju. Pokój dzieliła z Ann, starszą od siebie o zaledwie 3 lata dziewczyną z Nowego Yorku. Ann i Rosy przybyły do domu Marty razem z Johnem, poznały się w Nowym Yorku gdzie studiowały na tej samej uczelni. Dziewczyny jednak nigdy nie przypuszczały że przyjdzie im razem walczyć o życie.

 

Część Pierwsza:

Zaraza

Rosy i John

-Rosy, pośpiesz się, umieram z głodu!- Sarah zawołała, jak zwykle spóźnioną blondynkę. Rosy miała piękne włosy których zazdrościła jej każda dziewczyna na roku. W szczególności Sarah, którą do szału doprowadzały jej prawie szare, mocną kręcone włosy. Doprowadzanie ich do porządku trwało zawsze wieki, ale mimo to nie spóźniła się nigdy tak jak Rosy.

-Nie krzycz, już idę!- Powiedziała Rosy, wychodząc z pokoju. Wygląda zjawiskowo, pomyślała jej współlokatorka, zresztą jak zwykle. Miała rację, blondynka zawsze wyglądała dobrze, nawet kiedy się nie starała. Ubrana była w zwiewną, beżową sukienkę. Włosy zaczesała w wysokiego kucyka, na nogach jak zwykle miała średniej wysokości szpilki. Czy ona się przygotowuje już na występy na czerwonym dywanie, zapytała w myślach Sarah po czym uśmiechnęła się sama do siebie.

Dziewczyny szybko wyszły na ulicę i złapały taksówkę. Podały adres małej włoskiej restauracji. Gdy dotarły na miejsce okazało się że wszyscy czekali z pierwszym toastem już tylko na nie. Obie mocno poczerwieniały gdy zobaczyły po kolei każdą twarz znaną i mniej znaną z ich grupy, dziewczyny miały ochotę zapaść się pod ziemię.

Kiedy impreza rozkręciła się na dobre Sarah i Rosy poszły na taras na piętrze zapalić papierosa.

-Mam dziwnie złe przeczucie- powiedziała Sarah, jej złe przeczucia bardzo często się sprawdzały, najczęściej jednak dotyczyły niezapowiedzianego egzaminu.

Była trzecia nad ranem a niebo zaczynała rozjaśniać poranna łuna. Kiedy Sarah oddaliła się z jakąś dziewczyną, którą Rosy kojarzyła tylko z zajęć teatralnych, niebieskooka blondynka wykorzystała moment i podeszła do Johna.

Wysoki, wysportowany brunet o bajecznie srebrnych oczach uśmiechnął się do Rosy.

-Już myślałem że nie dane nam będzie porozmawiać- powiedział z grymasem na twarzy, patrząc w stronę znikającej na tarasie Sary.

-Usiądziemy?

Podeszli do wolnego stolika niedaleko baru, John był przystojnym mężczyzną z Bostonu, miał na oko 190cm wzrostu,, ciemne włosy do ramion zawsze związane w kucyk, nienaganny strój w stylu sportowej elegancji - zazwyczaj była to czarna koszula, ciemne jeansy i eleganckie lub sportowe buty.

-Jak się bawisz?- Zapytał, rozglądając się po sali. Większość jego znajomych wróciła już do domów, część z nich nie umiała pić i musieli zostać odeskortowani przez tych którzy sztukę picia opanowali w lepszym stopniu. Na sali zostało zaledwie 10, może 12 osób, podzielili się na parę grup, siedzieli, pili i śmiali się.

-Bawiłabym się lepiej gdyby Sarah dała mi się rano wyspać, ale oczywiście musiała mnie obudzić żeby się pochwalić że Joshua jednak nie zostanie tatą.- oboje wybuchnęli głośnym śmiechem.

Rozmawiali o występie, zajęciach, swoich zainteresowaniach. Rosy opowiadała Johnowi o tym jak przez pierwszą wizytę w teatrze, miała wtedy może 9 lat, zainteresowała się sztuką. Jak "wystawiała" różne przedstawienia dla rodziny, we wszystkich grała każdą rolę. John opowiadał jej o tym że do aktorstwa właściwie nie był do końca przekonany, ale cieszy się bo dzięki tej szkole poznał Rosy. Opowiedział jej że tak na prawdę chciałby być dziennikarzem, wysyłał kiedyś swoje felietony do New York Times'a i podobały się one ludziom. Przestał pisać po śmierci dziadka który był właśnie dziennikarzem i nauczył Johna wszystkiego co ten umiał w tej chwili.

Dochodziła 5 rano, Rosy i John nie zorientowali się nawet kiedy poranne słońce zaczęło wyglądać z pomiędzy przeszklonych budynków Upper West Side. Sarah wyglądała na bardziej zmęczoną niż zwykle po całonocnej imprezie, miała dziwnie podkrążone oczy i była bardzo blada.Taki widok współlokatorki zmartwił Rosy.

-Sarah, powinnyśmy się zbierać, nie wyglądasz najlepiej.- Sarah zdawała się nie słyszeć, czy też nie rozumieć Rosy.

-Rosy, chodźmy do domu, dobrze?- prawie bezgłośnie wyszeptała Sarah, blondynka ledwo zrozumiała co dziewczyna mówiła, jej głos brzmiał słabo i bezuczuciowo.

-Odprowadzę was!- Rzucił szybko John i okrył Sarę swoim płaszczem. Wyszli razem z restauracji i szybko złapali taksówkę. Nie zauważyli że od dobrych kilku godzin z ławki naprzeciw włoskiego bistro obserwuje ich dwóch mężczyzn.

Mimo iż dni były coraz cieplejsze, poranki były nadal chłodne i wietrzne. Tego dnia jednak nie zapowiadało się ładne popołudnie, gdy wychodzili z restauracji Rosy mogłaby się założyć że czuła lekki przymrozek.

Gdy dojechali pod starą kamienicę w której mieszkały, krople rosy zdążyły już zamarznąć a na dworze było tak zimno że wchodząc na klatkę schodową Rosy i John trzęśli się z zimna. Dziewczyna zaprosiła Johna na herbatę, żeby mógł się zagrzać w ich przytulnym mieszkaniu.

Sarah, wcześniej wyglądająca na po prostu bardzo zmęczoną, teraz ledwo stała na nogach, jakby zaraz miała zemdleć. Odprowadzili ją do pokoju, położyli w łóżku i przykryli kołdrą. Rosy jeszcze nigdy nie widziała przyjaciółki w takim stanie, bała się o jej zdrowie. Przez myśl przelatywały jej coraz dziwniejsze scenariusze co mogło się stać. Może ktoś jej czegoś dosypał do wina, myślała, ale kto mógłby to zrobić.

Wyszli z Johnem do kuchni, Rosy postawiła wodę na herbatę, przygotowała dwa kubki, do każdego nasypała czarnej herbaty. Czekali w ciszy, nasłuchując czy Sarah przypadkiem czegoś nie potrzebuje, drzwi do jej pokoju zostawili delikatnie uchylone, na tyle żeby słyszeć jeśli się obudzi ale żeby ich rozmowa jej za bardzo nie przeszkadzała.

-Myślisz że ktoś mógłby dosypać jej czegoś do drinka?- Rosy podzieliła się z Johnem swoimi myślami.

-Szczerze mówiąc, z tego co widziałem, nie odkładała swojego kieliszka, miała go cały czas przy sobie, a jeśli nawet komuś by się udało zrobić to niepostrzeżenie to zachowywałaby się inaczej, widziałem już dziewczyny po pigułce gwałtu, to mi wygląda na jakiś wirus albo zmęczenie.

Nagle z pokoju wydobyło się słabe kaszlnięcie, zaraz po nim odgłos wymiotowania a potem chwila ciszy i ciężki oddech Sary. Przerażeni Rosy i John wbiegli do pokoju, Sarah leżała na plecach z szeroko otwartymi oczami, wyglądała jakby chciała coś powiedzieć ale trudno było jej złapać oddech. Łzy płynęły po jej policzkach powoli mocząc poduszkę na której opierała głowę. Jej ciałem co chwilę poruszały dreszcze. Rosy chwyciła za telefon i próbowała wykręcić numer alarmowy, wszystkie linie były zajęte, bezpośrednio na pogotowiu również. Nagle zza okna usłyszeli jakieś krzyki, odgłosy kaszlu, płacz.

John podbiegł do okna w salonie.

-Co się dzieje, kurwa?!- Na ulicy panował totalny chaos, ludzie padali jak muchy a całe ulice spowite były ciężką, gęstą mgłą.

Rosy wyglądała przez okno, siedziała na łóżku Sary i trzymała jej głowę na kolanach gładząc jej włosy. Nadal próbowała dodzwonić się na numer alarmowy, na próżno, wszystkie linie zajęte.

John, wyglądając dalej przez okno salonu,, wychodzące prosto na ulicę, zauważył dwóch mężczyzn którzy, jakby nie zauważali co się dzieje dookoła, rozmawiali z wysoką, chudą dziewczyną o kruczoczarnych włosach. Nagle cała trójka spojrzała dokładnie w miejsce skąd obserwował ich mężczyzna. Po dosłownie sekundzie zwrócili wzrok na ulicę, potem przeszli przez nią, nie zwracając uwagi na duszących się ludzi wokół. Czarnowłosa dziewczyna podążała krok za nimi oglądając się dookoła, widać tak jak John i Rosy, dziewczyna nie miała pojęcia co się dzieje. Po chwili John usłyszał pukanie do drzwi.

-Rosy!- krzyknął, na tyle jednak cicho, żeby nie usłyszeli go ludzie stojący przed drzwiami.-Rosy, nie wychodź z pokoju, zostań z Sarą i bądź najciszej jak to możliwe, jasne?- Dziewczyna popatrzyła na niego z przerażaniem w oczach, pokiwała głową. John wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. W tym samym momencie Sarą wstrząsnęła kolejna fala dreszczy, tym razem mocniejsza, z jej oczu płynął potok łez. W kilka sekund łzy Sary zaczęły nabierać szkarłatnego koloru a skóra stawała się najpierw szara a zaraz prawie przezroczysta. Rosy mogła zobaczyć pod nią pulsujące żyły przyjaciółki, pulsujące coraz słabiej.i słabiej.

John wyjrzał przez wizjer, tak jak przypuszczał, przed drzwiami stało troje obcych ludzi.

-Kto tam?- zawołał, jednak odpowiedziała mu cisza. Na ulicy również było już całkiem cicho.

W pokoju Sarah właśnie straciła przytomność, Rosy na próżno próbowała ją obudzić.

John wiedział że nie ma innego wyjścia, musiał otworzyć drzwi. cicho odciągnął zasuwkę ale nie zdjął łańcucha, uchylił drzwi.

-Kim jesteście?

W odpowiedzi czarnowłosa dziewczyna uśmiechnęła się smutno. wyższy mężczyzna o urodzie rodem z filmów o dalekim wschodzie popatrzył na Johna smutno ale po chwili również się uśmiechnął. Tak szczerego i pełnego nadziei uśmiechu chłopak dawno nie widział. Zamknął drzwi i odsunął łańcuszek.Przecież nic gorszego stać się nie może, pomyślał.

Nieznajomi weszli do środka, rozejrzeli się a najwyższy z nich, prawdopodobnie pochodzący z Indii, powiedział:

-Wybacz jeśli cię wystraszyliśmy, mam na imię Abhay, możesz mówić mi Abby- wskazał na niższego, czarnoskórego mężczyznę.-To Akin, dziewczyna to Ann. Wiemy że jest z tobą jeszcze młoda kobieta. Musimy w wami porozmawiać.

Kiedy skończył mówić z pokoju Sary dobiegło nawoływanie, Rosy wołała Johna,, w jej głosie słychać było rozpacz. John szybko pobiegł i otworzył drzwi do pokoju. na łóżku siedziała Rosy, przygarniała do siebie coś co wyglądało jak ziemia, sucha i stara.

-Rosy? Gdzie jest Sarah?- Mówiąc to John podszedł do drzwi łazienki i uchylił je, nikogo nie było w środku. Rosy zanosiła się płaczem tak mocnym że nie mogła wydusić z siebie nawet jednego słowa. próbowała gestami zwrócić uwagę mężczyzny na pył który nadal zagarniała do siebie, jakby próbowała połączyć go w jedną całość.

-To jest Sarah- Abhay wskazał na pył- a raczej to co zostało z niej po zarazie.

Zapłakaną Rosy wstrząsnął dreszcz, poczuła przeszywający chłód. Dziewczyna pokiwała głową. Zdołała z siebie wydusić tylko:

-To prawda.- Głos miała słaby i ochrypnięty od płaczu.

John nie miał pojęcia o co chodzi, co się tak właściwie dzieje i o jakiej, do cholery zarazie mówił Abby. Hindus jakby wyczuł rozbiegane myśli Johna.

-Popatrz- podszedł z Johnem do okna- Wszyscy którzy jeszcze przed chwilą byli na ulicy zniknęli, to właśnie zaraza, zaczyna się jak zwyczajna grypa lub zwykłe przemęczenie ale w ciągu mniej niż godziny zostaje z człowieka kupka proszku.- kiedy to powiedział w jego oczach pojawiły się łzy.- Do Nowego Yorku dotarliśmy wczoraj, w Indiach zaraza była 3 dni temu, w Afryce wczoraj, USA jest ostatnie, to cholerstwo rozprzestrzenia się w zawrotnym tempie, myślę że w każdy możliwy sposób. W powietrzu, wodzie, przez krew. Nie pytajcie jak udało nam się przeżyć, nie wiem. Wiem tylko że odkąd mieliśmy kontakt z zarażonymi widzimy więcej i lepiej.

Rosy i John popatrzyli na siebie, potem na trójkę nieznajomych. Nagle źrenice obojga najpierw się zwężyły żeby zaraz rozszerzyć się do maksimum. Nagle wszystko stało się wyraźniejsze, czystsze i jaśniejsze a postaci przed nimi emanowały jakimś dziwnym ciepłym światłem. Zdumieni znów popatrzyli na siebie nawzajem. Smutek ustąpił miejsca małej iskierce radości. Rosy uśmiechnęła się popłakując nadal po cichu.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania