Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pornoapokalipsa, czyli losy Felka i Margaryny, czyli wspólne dzieło Fanthomasa i Nuncjusza cz. I
Słowo wstępne do właściwego dramatu.
Zanim nastąpiły dramatyczne wypadki, dotykające całą ludzkość, przyjrzyjmy się parze turystów, podróżującej po Układzie Słonecznym, nie wiadomo po co i na co. To znaczy, oni wiedzieli po co. Była to parka: samica i samiec z gatunku Homo Sapiens. Bardzo jurna parka. Chuć ich zalewała, hormony buzowały i jakby tego było mało, zachciało im się eksperymentów seksualnych w stanie nieważkości.
W sumie, sam bym chętnie poeksperymentował w takim stanie z jakąś miłą samiczką, ale spuśćmy na to kurtynę milczenia.
W trakcie wielokrotnych gimnastyk i wygibasów erotycznych, dotarł do nich sygnał kosmiczny. Był to nie byle jaki sygnał, bo wprost od Obcych i tu ciekawostka. Sygnał ów, wydobywał się z całkiem wymarłej, wysmaganej wiatrami słonecznymi i wymrożonej na dziesiątą stronę planetoidy Eros.
Lekkomyślni, kosmiczni turyści prawdopodobnie zbagatelizowali by ten ważny sygnał, gdyby nie nazwa planetki. Eros nasunął im skojarzenia z bożkiem miłości, więc ochoczo pognali tropem obcego listu, aż do źródła jego pochodzenia.
Na miejscu, gdy już tam dotarli, czekało ich małe rozczarowanie. Sama planetka przypominała spaloną w żarze bulwę ziemniaczaną, a tajemniczy sygnał pochodził od zdezelowanej i rozregulowanej sondy, o której wszyscy już dawno zapomnieli. Jednak turyści nie wrócili z tej wyprawy z pustymi rękoma. Mimo wszelkich zabezpieczeń w ich organizmy trafił obcy przybysz z głębin Kosmosu. Był to zagadkowy retro wirus, który wniknął w ich trzewia i tam przycupnął, czekając na lepsze czasy.
Teraz zapewne nadeszły te czasy.
Szkielety dwojga kochanków odnaleziono w wykopaliskach archeologicznych i poddano gruntownemu badaniu, w wyniku czego doszło do uwolnienia uśpionego do tej pory wirusa. Pierwsi zarazili się nieostrożni badacze, którzy dostali pomieszania zmysłów i rzucili się na postronnych obserwatorów by gwałcić i roznosić drobnoustroje na kolejne osoby drogą płciową. Tak rozpoczęła się apokalipsa.
Pornoapokalipsa.
Felek Burdelek i Margaryna.
Nastały dziwne czasy i w takich to czasach przyszło bytować innej parze: Felkowi Burdelkowi i Margarynie.
Felek był bawidamkiem, cwaniaczkiem, który non stop zdradzał swą oblubienicę Margarynę. W sumie, nie ma co mu się dziwić, gdyż Margaryna była rozlazła, pasztetowa i wiecznie senna. Spoglądała na Felka zaślimaczonymi oczkami, w których dobry okulista mógłby dostrzec uwielbienie do Felka, ale że nie było pod ręką żadnego okulisty, więc musicie mi uwierzyć na słowo.
Dla tego dziwnego związku nastały złote czasy: Felek dupczył co popadnie i co nadziało się na jego kozik, a Margarynę dupczył kto ją dopadł, nieważne w jakiej sytuacji. W drodze do Biedronki, gdzie kupowała codzienny salceson; w drodze do kościoła na cotygodniową Mszę Świętą; nawet w drodze do klozetu by wypróżnić się po spożytym salcesonie jakiś desperat ją dopadł i wyruchał.
Margaryna te zaloty przyjmowała obojętnie z niewzruszoną miną i z suchą piczką, czym doprowadzała do srogich boleści nienasyconych gwałcicieli.
No i niestety w końcu doszło do nieuniknionego Margaryna padła ofiarą niecnego nosiciela-gwałciciela, który zaraził ją pornowirusem. Od tego czasu zmieniła się nie do poznania. Stała się blada jak duch i nieobecna jak zombie, a do tego zapragnęła tylko jednego, męskich siurków.
Pierwszy ofiarą padł Felek, który akurat wracał z libacji alkoholowej i terapii leczenia dewiacji, a po drodze między jednym a drugim wstapił jeszcze do gastrologa po receptę na wzdęcia. Wrócił więc mocno zmęczony i niedożywiony, mając ochotę nieco się przespać. Niestety Margaryna już czekała na niego ubrana jedynie w seksowne reformy.
- Nie będzie spania tej nocy - powiedziała, śmiejąc się histerycznie.
- Ale... Nie rozumiem. Czemu masz takie duże cycki?
- Żeby cię bardziej podjarać. A tak jakoś mi urosły w ciągu dnia.
- A czemu masz takie duże majtki?
- Przecież zawsze je noszę. Och, zamknij się, bo robi mi się niedobrze. Jak już masz pieprzyć bez sensu to pieprz chociaż mnie.
I rzuciła się na Felka, roztargała mu koszulę, ugryzła w szyję, włożyła język do ust, aż w końcu dobrała się do Wacka.
A Wacek Felka to był pan Wacek, chłop na schwał. Żylasty, mięsisty i nabiegły krwią - buhaj oczajdusz. Margaryna aż zakwiliła na taki widok i dalej go ssać, miętosić i demolować, co nawet Felkowi się podobało.
Aby nie przeciągać opisu tej niezbyt smacznej sceny dla co wrażliwszych i delikatniejszych, wnikniemy teraz w trzewia kochanków. Po wniknięciu, po przebiciu się przez zwały tłuszczu Margaryny, przez salcesony, golonki i kaszanki docieramy do właściwego celu i cóż widzimy?
W potężnym mateczniku umajonym dzięglem i kąkolem, dają się zauważyć ruchliwe nad wyraz drobnoustroje o kształcie maleńkich, ale żwawych kutasków. I co się dalej dzieje? Oto legiony tych zboczonych wirusów dopadają niewinne skądinąd przyrodzenie Felka. Dopadają Pana Wacława i demolują mu wnętrze, przestawiają meble po swojemu, moszczą się w cewce moczowej wygodnie, panoszą jak na swoim i wszystko mają gdzieś. One się tutaj będą rozmnażać.
Komentarze (9)
Wywołało uśmiech na mojej twarzy i jestem w szoku
Takie czytanie to tylko po 22 h , kiedy wszystkie dzieci już śpią.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania