Portfel
Wstał powoli z niechęcią. Była dopiero czwarta rano, ale sen utrudniała mu niska temperatura w pokoju spowodowana wybitym oknem. Przez nie wdzierało się lodowate powietrze. Mrucząc coś pod nosem, podszedł do szafy i wyjął z niej stary płaszcz, którym zamierzał zasłonić miejsce wybitej szyby. Ogarniała go wściekłość. Lampy stojące w idealnie równych rzędach po obu stronach ulicy oślepiły go jasnym światłem. Chwycił cokolwiek i rzucił w stronę jednej z nich. Minęło kilka chwil, zanim zorientował się, że wyrzucił swój własny portfel.
Do tego czasu zdążył jeszcze wbić w stopę leżącą na dywanie pineskę, która spadła z półki, kiedy chwilę wcześniej uderzył w nią, kiedy próbował włączyć światło.
— Zasrane życie!! — wrzasnął, zakładając roboczą marynarkę.
Po niej przyszedł czas na spodnie. Leżały na połamanym krześle obok drzwi. Podarte i brudne a do tego jedyne, jakie miał. Gdy je założył dopił jeszcze stojące na stoliku piwo, po czym wyszedł. Na korytarzu paliła się jedynie jedna mizerna lampka. W półmroku usłyszał znajomy głos.
— Spacerek o tej porze?
Sąsiadka spod siódemki wracała z nocnej zmiany. Zawsze, gdy go spotykała nie mogła się powstrzymać, żeby nie zagadać, choć kilka minut. Nie chodziło tu o jakąś formę sąsiedzkiej przyjaźni. Babka uwielbiała wypominać mu wszystko złe, a przez te dwanaście lat jego pobytu w tej zapyziałej kawalerce trochę się tego nazbierało.
— Nie spacerek, tylko siła wyższa — burknął, przyśpieszając.
— Siła wyższa? Chlania się zachciało.
— To wszystko? Mam sprawę do załatwienia.
— Ty? Wóda się skończyła, a Małgosia już od trzeciej w spożywczym siedzi. Głupia mówiłam jej, żeby uważała na ciebie, ale jej do łba nic nie dociera. Jej problem może w końcu tak się spijesz, że problem sam się rozwiąże.
— Wracaj kobieto do swojego chlewa i mi dupy nie zawracaj — machnął ręka i odszedł.
Kobieta tylko uśmiechnęła się pod nosem. Na zewnątrz panowała błoga cisza. Wszystko pogrążone było we śnie. Nawet bezpańskie psy, które zazwyczaj biegały o tej porze, szukając żarcia umilkły. Portfel leżał po drugiej stronie ulicy obok jednej z lamp. Zrobił pierwszy krok. Był nadal zaspany, ale szedł dalej. Po chwili wyciągnął rękę, wydawało mu się że już go ma, kiedy nagle z jednej strony oślepił go blask reflektorów.
Słychać było pisk opon i ten charakterystyczny dźwięk upadającego bezwładnie ciała. Z auta wybiegła przerażona kobieta. Mężczyzna już nie żył.
— Pomocy niech ktoś wezwie pogotowie! Nie mam telefonu.
Usłyszała jedynie klaskanie. Klaskali ludzie na balkonach bloku, w którym on mieszkał. Wszyscy wiwatowali.
— Niech pani go zostawi i przyjdzie do nas. Jesteśmy wdzięczni.
Kobieta spojrzała na niego jeszcze raz, ale po chwili odeszła. Został sam, martwy. W dłoniach trzymał zakrwawiony portfel.
Komentarze (56)
,,paliła się jedynie jedna mizerna lampka. '' - i tu zamieniłabym na: tylko jedna, żeby nie było masło maślane
Bardzo ciekawy tekst, choć finał smutny. Masz 5 ode mnie. Pozdrawiam :)
A tak: ale zgniłe, zapyziały, zajebiście mroczny klimat.
Końcówka, kiedy klaszczą, wykurwiśvie mroczna.
Az (sorry) ciężko mi uwierzyć że to Ty.
Zajebiście Ci to wyskoczyło, Marok.
Oceny mówią same.
Ładnie :) A nawet bardzo, bym rzekła :)
Zdanie: "Kobieta spojrzała na niego jeszcze raz, ale po chwili odeszła." zmieniłbym na:"Kobieta spojrzała na niego jeszcze raz i po chwili odeszła." Nie wiem dlaczego, ale tak wygląda mi ładniej. 5
:)
bardzo dobre, chyba najlepszy Twój kawałek jaki dotąd czytałem. Potem wpłynie 5
Ps Twój fan od jedynek gdzieś zaginął :)
No, niezłe to i spore pole, co do określenia sąsiadów.
No, kwa, tak absurdalne to ich czatowanie w oknach na nieszczęście współmieszkańca, że parsknęłam śmiechem
Przejdźmy jednak do rzeczy, opowiadanie jest niezłe. U mnie wywołało napływ refleksji. Generalnie bardzo podobał mi się dialog mężczyzny z sąsiadką, wyszedł naprawdę naturalnie. Nie takiego zakończenia się spodziewałam, zatem zaskoczyłeś mnie. Zostawiam piątkę.
"Mrucząc coś pod nosem, podszedł do szafy i wyjął z niej stary płaszcz, którym zamierzał załatać dziurę. Ogarniała go wściekłość. Lampy stojące w idealnie równych rzędach po obu stronach ulicy oślepiły go jasnym światłem." - żeby uniknąć zdublowania "go" w drugim przypadku możesz synonimem np. "mężczyznę" - podmienić.
"Minęło kilka chwil, zanim do jego głowy dotarło, że wyrzucił swój własny portfel." - zapisałbym: "nim zrozumiał, że wyrzucił swój własny portfel.
"Do tego czasu zdążył jeszcze wbić w stopę leżącą na dywanie pineskę, która spadła z półki, kiedy chwilę wcześniej uderzył w nią, kiedy próbował włączyć światło." zdążył wbić w stopę sugeruje działanie rozmyślne. Może inaczej. Pozostawiam pod osąd jak.
DObra, zatrzymamy się. Tekst jest dobry, klimatyczny, przeszły. Tera jesteś na innych już klimatach. Mam inny plan.
Podam we pitoleniu.
Z Pogromu przybywam ;)
Wsparcie techniczne:
„Gdy je założył dopił jeszcze stojące na stoliku piwo” – przecinek po „założył”
„Zawsze, gdy go spotykała nie mogła się powstrzymać” – przecinek po „spotykała”
„Po chwili wyciągnął rękę, wydawało mu się że już go ma” – przecinek przed „że”
„Jej problem może w końcu tak się spijesz” – po „problem” przecinek, bo to raczej dwie oddzielne myśli, ale a propos tego zdania jeszcze niżej się odniosę
„- Pomocy niech ktoś wezwie pogotowie. Nie mam telefonu” – po „pomocy” przecinek i w zasadzie można by pierwsze zdanie potraktować wykrzyknikiem, wszak łona w szoku, chłopa zabiła i na pewno histerycznie krzyczy
Myślniki, panie Marokok, kreseczki dialogowe długie winny być, wystawiasz tekst na przeczesanie komentarzowe - wystaw elegancki.
„Do tego czasu zdążył jeszcze wbić w stopę leżącą na dywanie pineskę, która spadła z półki, kiedy chwilę wcześniej uderzył w nią, kiedy próbował włączyć światło” – 2 x kiedy, może lepiej: „Do tego czasu zdążył jeszcze wbić w stopę leżącą na dywanie pineskę, która spadła z półki, kiedy chwilę wcześniej uderzył w nią, próbując* włączyć światło”.
„Głupia mówiłam jej, żeby uważała na ciebie, ale jej do łba nic nie dociera. Jej problem może w końcu tak się spijesz, że problem sam się rozwiąże.” – tragedia, 3 x jej, 2 x problem, to nie jest gra na napisanie jak najdłuższych zdań jak najmniejszą ilością słów ;D Dżołk, zdarza się, pogrzeb w tym.
„Lampy stojące w idealnie równych rzędach po obu stronach ulicy oślepiły go jasnym światłem. Chwycił cokolwiek i rzucił w stronę jednej z nich. Minęło kilka chwil, zanim do jego głowy dotarło, że wyrzucił swój własny portfel” – git, ładnie
Kurde, tak czytam, czytam i zajebiście przejrzyście. Tak jak lubię.
„Usłyszała jedynie klaskanie. Klaskali ludzie na balkonach bloku, w którym on mieszkał. Wszyscy wiwatowali” – cudo (!)
Ok, nawypisywałam duperelków, wszak to Pogrom, ale to nie zmienia faktu, że ten jednostrzał to najlepsze, co u Ciebie czytałam. Jest pomysł, jest realizacja, prostota i przejrzystość, klimat i to "coś", jest w punkt.
Bardzom, bardzom na tak, Marok. Świetny tekst.
Dzięki za poprawki ;)
I końcówka: "Z auta wybiegła przerażona kobieta. Mężczyzna już nie żył." - myślę, że tego mężczyznę to od "akapite jaśnie panie", bo tak można skojarzyć, że samochodu-sprawcy wybiegła kobieta a wewnątrz auta został trup. :) No tyle gromienia ;)
Fajnie, lekko uśmiechnięcie - pozostawiam piątunię dziękując za tekst.
Pogrom czas zacząć
Dobry tekst, taki życiowy. Gość wyrzucił własny portfel żeby zgasić lampę która mu przeszkadzała, to już prawie absurd. Pokazujesz obraz takiego prawie kloszarda, który mieszka w zapyziałym pokoju z wybitym oknem. To obraz człowieka który już chyba jest na granicy poza którą już tylko jest świat bezdomnych i bezrobotnych. Kiedy ów człek postanowił odzyskać swój wyrzucony przez głupotę portfel wpada pod samochód. Końcówka przybija człowieka do fotela. Kobieta, która kierowała pojazdem chciała pomóc, ale okazało się, że człowiek już nie żyje. Napisałeś „Niech pani go zostawi i przyjdzie do nas. Jesteśmy wdzięczni - Kobieta spojrzała na niego jeszcze raz, ale po chwili odeszła. Został sam, martwy. W dłoniach trzymał zakrwawiony portfel" To już obraz całkowitego braku jakichkolwiek ludzkich uczuć. To taki mroczny do bólu klimat, a do tego pokaz totalnej znieczulicy. To taka proza życia zabijająca wszystkie uczucia. Pokazałeś jak można być samotnym w tłumie i jak ten tłum reaguje na śmierć kogoś kogo znał od lat.
Reasumując pokazałeś kawałek życia i to taki bardzo mroczny, ukazujący bardzo dobrze ludzkie ułomności.
Napisałeś „Usłyszała jedynie klaskanie. Klaskali ludzie na balkonach bloku, w którym on mieszkał. Wszyscy wiwatowali" – kurde jak można wiwatować na widok wypadku śmiertelnego. To chyba już jakaś patologia, a ci klaszczący nadają się wszyscy do psychiatryka i to zamkniętego. To taki absurd pokazujący najbardziej chamskie zachowanie jakie można sobie wyobrazić.
Reasumując bardzo dobry tekst, pokazujący ciemne strony ludzkiej natury, takie dno psychologiczne, czyli tam gdzie już niczego poza pogardą nie ma.
Czas na POGROOOOM.
„Wstał powoli[,] z niechęcią.” – tu aż się prosi o przecinek, albowiem „z niechęcią” jest doprecyzowaniem dlaczego wstawał „powoli”.
„.... sen utrudniała mu niska temperatura w pokoju[,] spowodowana wybitym oknem.” ‘ to jest zdanie złożone, odpowiada konstrukcji z „który” (-którą spowodowało wybite okno-), musi więc być przecinek między zdaniami składowymi.
„Mrucząc coś pod nosem, podszedł do szafy i wyjął z niej stary płaszcz, którym zamierzał załatać dziurę.” – po pierwsze powinno to być od akapitu, albowiem od wybitego okna przechodzisz znów do bohatera. Inaczej brzmi, że powietrze z okna, mrucząc... itd.
Druga rzecz – napisałeś „wybite okno”, od razu zobaczyłem brak okna całkowity, łącznie z ramami, dziura w ścianie. A teraz piszesz o „łataniu” dziury, może chodziło Ci o szybę w oknie? Bo łatanie otworu po całym oknie płaszczem jest pomysłem dość kuriozalnym. Poza tym samo „załatać” dałbym w cudzysłów, w przypadku okna bądź szyby dosłowne byłoby „zatkać”, od biedy „zasłonić”. „Załatać” jest już pewnego rodzaju przenośnią.
„...wyrzucił swój własny portfel.” – skoro „swój”, wiadomo, że „własny”; skoro „własny” wiadomo, że „swój”. Jedno do wyrzucenia.
„Do tego czasu zdążył jeszcze wbić w stopę leżącą na dywanie pineskę...” – czym wbijał? Młotkiem? Zdanie jest niezręczne. Sugeruję:
„Do tego czasu zdążył jeszcze wejść na leżącą na dywanie pineskę...”.
Poza tym, co znaczy „do tego czasu”? O jaki czas chodzi? Myślę, że lepiej (jeśli już musi być o czasie) zabrzmi „w międzyczasie”.
„...która spadła z półki, kiedy chwilę wcześniej uderzył w nią, kiedy próbował włączyć światło.” – dwa razy „kiedy”. Zdanie do przebudowania. Może „próbując włączyć”, chociaż bardzo mnie drażnią imiesłowy.
„...roboczą marynarkę.” – tu sprawa dyskusyjna. Marynarka to strój wyjściowy, elegancki, natomiast robocza może być kurtka. Robocza marynarka... no chyba, że to korpoludek i marynarka to u niego strój roboczy. W każdym razie przemyśl.
„ Podarte i brudne[,] a do tego jedyne, jakie miał” – przecinek przed „a” konieczny. Poza tym korpoludek już nie pasuje, czyli podtrzymuję wersję z kurtką.
„Gdy je założył[,] dopił jeszcze stojące na stoliku piwo” – poczytaj o konstrukcjach z „gdy/kiedy”. Musi być przecinek.
„Na korytarzu paliła się jedynie jedna mizerna lampka. W półmroku usłyszał znajomy głos.” – napisałeś, że wyszedł, ale nie zaznaczyłeś, że (chyba) z mieszkania. Korytarz skojarzył mi się z częścią mieszkania, a tu nagle znajomy głos sąsiadki. Czyli chodziło o korytarz na klatce schodowej. Musisz to jasno sprecyzować, bo korytarz niejedno ma imię.
„Zawsze, gdy go spotykała[,] nie mogła się powstrzymać...” – „gdy go spotykała” jest tu dopowiedzeniem/wtrąceniem, trzeba je wydzielić przecinkami z obu stron. Z drugiej strony konstrukcja: „Zawsze nie mogła się powstrzymać”, jaka zostaje bez dopowiedzenia, jest trochę kulawa. Ja bym zamienił „zawsze” na „nigdy”. Tylko wtedy źle brzmi to „gdy go spotykała”. Sugeruję:
„Nigdy, ile razy/ilekroć by go nie spotkała, nie mogła się...”.
„...przez te dwanaście lat jego pobytu w tej zapyziałej kawalerce trochę się tego nazbierało.” – za blisko „te/tej/tego”, przynajmniej jedno do wywalenia.
„...Głupia[,] mówiłam jej, żeby uważała na ciebie, ale jej do łba nic nie dociera. Jej problem[,] może w końcu tak się spijesz...” – tak wstawiłbym tu przecinki, bo te „Głupia” i „Jej problem” to w zasadzie równoważniki zdań i mogłyby być po kropce, ale przecinki dodadzą tu płynności w wypowiedzi sąsiadki.
„— Wracaj[,] kobieto[,] do swojego chlewa i mi dupy nie zawracaj” – „kobieto” jest tu wtrąceniem, a do tego, jako wołacz, musi być wydzielona przecinkami.
„Kobieta tylko uśmiechnęła się pod nosem. [akapit]Na zewnątrz panowała” – zdanie „Na zewnątrz...” dotyczy już nowej sytuacji, kobietę zostawiłeś w korytarzu. Tu aż się prosi o akapit.
„Nawet bezpańskie psy, które zazwyczaj biegały o tej porze, szukając żarcia[,] umilkły.” - jeśli nie dasz przecinka, gdzie zaznaczyłem, wyjdzie, że psy umilkły szukając żarcia. A one przecież biegały tu szukając żarcia. Wybór należy do Ciebie.
„Portfel leżał po drugiej stronie ulicy obok jednej z lamp. Zrobił pierwszy krok.” – kto? Portfel?
Zrób akapit przed „Zrobił pierwszy krok”, wrócisz w ten sposób do bohatera, chyba że ożywiłeś nieożywione.
„...wydawało mu się[,] że już go ma...” – przed „że” przecinek, no błagam!
„— Pomocy[!] [N]iech ktoś wezwie pogotowie...” – ewidentny wołacz „Pomocy!” aż się prosi o podkreślenie wykrzyknikiem.
Przypomniałeś mi film „Lokator” Polańskiego, chociaż tam bohater, gnany paranoją, sam rzuca się chyba nawet dwukrotnie ze swojego okna na oczach sąsiadów. Oni też cieszą się z tego i biją brawo. Ty sytuację odwróciłeś.
Powiem tak: takie teksty pisze się najlepiej. Nie wiadomo, o co chodzi, niczego nie wyjaśniamy, nawet nie usiłujemy, bo po co? Zagadkowość podkreśli atrakcyjność. Ale czy na pewno? Tu przypomina mi się inny film, „Dom wariatów” Koterskiego. Tam reżyser pyta widza, jakby się czuł, gdyby nagle znalazł się w obcym domu wśród obcych ludzi? Jak oceniłby ich wszystkich, nic na ich temat nie wiedząc? Co by o nich pomyślał? Tytuł daje odpowiedź. Ty zrobiłeś coś podobnego. Wrzuciłeś czytelnika w środek jakiejś afery, jakiejś dziwnej, a może wcale nie, bo wszyscy w tym bloku doskonale są zorientowani, tylko czytelnik nie, sytuacji. No po prostu wyjąłeś go (czyli czytelnika) z ciepłych, bezpiecznych pieleszy i postawiłeś w obcym miejscu wśród obcych ludzi i powiedziałeś „Patrz”. I tyle. Przekornie nazwałeś tekst „Portfel”, choć nie o portfel tu chodziło, o nie. Okazałeś się spryciarzem, do tego wyrachowanym (ale spokojnie, to komplement), bo udało Ci się stworzyć odrealniony klimat, pełen niepokoju (vide „Dom wariatów”) i zostawiłeś czytelnika z tym wszystkim plus otwarta gęba.
Szkoda, że nie zadbałeś bardziej o walory estetyczne tekstu. Piszesz dużo, bo widziałem masę Twoich tekstów, ale nie doskonalisz się odpowiednio. Sam publikując, stajesz się jednocześnie swoim korektorem i redaktorem, a to już wymaga szperania, zgłębiania nikomu niepotrzebnych pierdół o interpunkcji, budowie zdań, itp. Nawet najlepsze danie nie będzie smakować, kiedy na talerzu będą zaschnięte resztki poprzedniego, czyż nie?
Pozdrawiaki ;)
POGROM (1/2) z rana jak...
Na wstępie. Oczywiście, pamiętam ten tekst. Jeden z moich ulubionych.
Lecim.
"Była dopiero czwarta rano, ale sen utrudniała mu niska temperatura w pokoju spowodowana wybitym oknem. " - przemyśl usunięcie słów "w pokoju". Średnio coś wnoszą.
"Mrucząc coś pod nosem, podszedł do szafy i wyjął z niej stary płaszcz, którym zamierzał załatać dziurę. " - coś jest zbędne. Poza tym pokazujesz go w dość biernej sytuacji. Mało dynamicznej. Takie: "mając zamiar, chcąc – nie są dobre.
"Zamruczał i starym, wyciągnięty z szafy płaszczem, próbował załatać dziurę"
Albo.
Mruczał, kiedy okazało się, że wyciągnięty z szafy płaszcz nie bardzo pasuje, by załatać dziurę. - Tu trochę przeinaczony sens, ale chodzi bardziej o zdynamizowanie.
"Ogarniała go wściekłość. Lampy stojące w idealnie równych rzędach po obu stronach ulicy oślepiły go jasnym światłem." - drugie "go" zbędne.
"Minęło kilka chwil, zanim do jego głowy dotarło, że wyrzucił swój własny portfel. " - a tutaj jak chcesz, ale "swój własny" też bez straty można zutylizować.
"Po niej przyszedł czas na spodnie. Leżały na połamanym krześle obok drzwi. Podarte i brudne a do tego jedyne, jakie miał. " - wiadomo, że w tej materii żadne ze mnie wzór, ale być może przecinek przed a.
" Gdy je założył dopił jeszcze stojące na stoliku piwo, po czym wyszedł. " - tu również można zdynamizować (ale nie trzeba) typu: Założył je, dopił stojące na stoliku piwne szczyny i wyszedł. Graj obrazami. Choć w tym akurat tekście dużo do mnie trafia. Na pewno nie będę sprawiedliwy, bo lubię ten tekst.
Ok. To tylko kawałek. Reszta wieczorem, bo zaczynam już pracę, a nie chcę tego robić na odpierdol. Baj
"Minęło kilka chwil, zanim do jego głowy dotarło, że wyrzucił swój własny portfel."
Faza, faza, faza xD
Nie wierzę, że ktoś mógłby być takim kretynem.
Dobra, przyjmuję, że mógłby być, na rzecz fabuły.
"Podarte i brudne a do tego jedyne, jakie miał." - po "brudne" przecinek.
"Gdy je założył dopił jeszcze stojące na stoliku piwo, po czym wyszedł." - przecinek po "założył". Oddziela on bowiem dwa zdania. Masz jedno orzeczenie ("założył") i drugie ("dopił").
"Zawsze, gdy go spotykała nie mogła się powstrzymać, żeby nie zagadać, choć kilka minut. "
przecinek po "spotykała". Jak wyżej. Zdanie podrzędne oddzielone od nadrzędnego.
Zawsze, gdy go spotykała (I), nie mogła się powstrzymać, żeby nie zagadać (II) ..."
"Jej problem może w końcu tak się spijesz, że problem sam się rozwiąże."
Przed "może" albo przecinek, albo kropka. Coś musi być, bo inaczej czyta się to źle, na bezdechu. W dodatku masz powtórzenie słowa "problem". I teraz, w zależności, czy wolisz być bardziej purystyczny czy naturalny, zostawiasz je, albo to drugie zastępujesz zaimkiem.
Jej problem. Może w końcu tak się spijesz, że sam się rozwiąże (w domyśle ten problem)
" Nawet bezpańskie psy, które zazwyczaj biegały o tej porze, szukając żarcia umilkły."
przecinek po słowie " żarcie". "Szukając żarcia" to wtrącenie, więc z obu stron przecinek.
"Pomocy niech ktoś wezwie pogotowie. Nie mam telefonu."
Przecinek, bądź wykrzyknik po "pomocy". Najlepiej też dać wykrzyknik po "pogotowiu", żeby zaakcentować emocje kobiety. Ona jest przerażona, roztrzęsiona. Nie umie mówić spokojnie, z kropką na końcu.
"Słychać było pisk opon i ten charakterystyczny dźwięk upadającego bezwładnie ciała. Z auta wybiegła przerażona kobieta. Mężczyzna już nie żył."
Brakuje mi jakiegoś spójnika, czegokolwiek w ostatnim zdaniu. Dziwnie ono brzmi, nie pasuje.
Sugeruję np.:
Niestety, mężczyzna już nie żył
Ale było już za późno. Mężczyzna nie żył.
Całość absurdalna. Jakoś brakuje mi puenty, takiego uderzenia. Ale może to specyfika gatunku, nie wiem.
Niemniej ciekawie i dość przyjemnie się czytało. Pozostawiam bez oceny.
Pozdrawiam ciepło :)
I tak...
Brakuje mi tutaj emocji i, jak tak cofam się wstecz, zauważyłam, że z Twoich tekstów często bije obojętność. I teraz nie wiem, czy jesteś tak znudzony otaczającym Cię światem czy może zwyczajnie taki już masz styl.
Tekst czytało się dobrze, ale brakowało mi kilku elementów. Ta cała końcówka - w moim odczuciu - wymagałaby dopracowania. Było za szybko, za absurdalnie i trochę dziwnie. Wiem, że chyba raczej chodziło Ci o absurdalność, ale brakowało słów, opisów.
Podepnę się częściowo pod komentarz Adama, bo publikujesz dużo tekstów, ale to przekłada się na jakość, która nie jest za wysoka. Spróbuj coś napisać i dać temu poleżeć, tak z dwa dni. No i cały czas wracaj, grzeb, poprawiaj, zmieniaj... Marok, masz chęci do pisania i zazdroszczę Ci tego, ale pochyl się trochę dłużej nad tekstami, które publikujesz :)
Wiem, wiem. Już Ci to kiedyś pisałam, ale po prostu mam dobre intencje. Możesz naprawdę dużo osiągnąć :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania