Pośpieszne serce #1

Odkąd pamiętam wokół mnie pojawiały się ciągle te same zmartwione twarze, z nutą zmęczenia bądź bezradności. Najzabawniejsze jest to, że to z mojej przyczyny. Śmieszne, prawda? Ponoszą się przy mnie jakbym umierała, a ja żyję, czuję bijące serce i słyszę kłótnie dobiegającą z kuchni. Przyszła ciotka, to jedna z powtarzających się twarzy, wejdzie tu za kilka minut i jak to często bywa olśni mnie swoim pięknym, ale jakże udawanym uśmiechem. Tak właśnie się stało, Eliza, bo takie właśnie nosiła imię siostra matki, przywitała się i zadała standardowe pytanie.

- Jak się czujesz słoneczko?

Ileż ja razy to już słyszałam i bez ustanku ta sama odpowiedz. Zadziwiające, że zawsze się na to łapią.

- Bardzo dobrze

Jednak ciotka nie pojęła mojej niechęci do rozmowy, co też bywa rutynowe.

- Mama się o ciebie martwi, podobno nie chcesz jeść, rozmawiać, a nawet wychodzić z nią na spacery.

Widziałam jej martwy wzrok na szybie, brak entuzjazmu, krzty przyjemności z bycia tu. Zawsze mi wmawiano, że Eliza wiedzie dostojne życie, niczego jej nie brakuje, miłości, domu nad głową wart miliony, posiada wspaniałych, uczonych dzieci. Więc skąd ten chłód? Ciotka należała też do grupy pięknych kobiet, nawet po trzydzieste, krótkie kasztanowe włosy, ciało modelki, delikatne piegi i ciemna karnacja, na której tak pięknie odznaczały się błękitne oczy.

- Mama nie musi się przejmować, sądzę również, że powinna ze mną porozmawiać, a nie obarczać Cię, ciociu.

Spojrzała na mnie obojętnym spojrzeniem, popatrzyła, po czym ruszyła w stronę drzwi. Cisza, słychać tylko powolne bicie serca, coraz wolniej i wolniej, aż w końcu ciemność.Po kilku godzinach ponowne uderzenia, tym razem głośne i bolesne, nadchodzi fala krzyku i cierpienia. Dwie twarze wyłoniły się zza drzwi, jedna krzyczy, druga podbiega, pragnę ich uspokoić, szepnąć, że czuję się dobrze. Nie mogę, to serce mówi za mnie. Dwie minuty, pierwsza dawka podana, zaraz będzie druga, ta kojąca, ratująca przed spadkiem w otchłań. Trzy minuty, brak czucia i życia.

 

Leżąc bezwładnie na krańcu łóżka, powtarzam utrwalony od lat schemat, żar odszedł, pustka została. Czy da się ją jakoś załatać? Drzwi ponownie się

otworzyły, a ja nie chciałam nikogo widzieć. Zapach perfum, tych słodkich jak miód, rozprzestrzenił się po nieudolnie zaprojektowanym pokoju.

- Mamo nie chcę, proszę, nie - szepnęłam, nie unosząc powiek.

- Zjedz, chociaż trochę, napij się, córciu. To ja Cię proszę, błagam

Krucha postać, usiadła na krańcu mojego łóżka, zupełnie różniąca się od rodzonej siostry. Siwe włosy, związane w pedantyczny sposób, zapłakane oczy i tkające usta. Jej matczyna dłoń, dotknęła mojej i ogarnęło mnie ciepło, wręcz gorąc, przyjemność. Nie chcę na nią patrzeć, czuję złość na samą

siebie, że ta cudowna kobieta spędza życie przy chorej córce, gdzie ojciec uciekł, jak tchórz. Chciałabym jej, pomóż, wstać, iść do pracy, żyć, pragnępo prostu żyć.

- Zjem, obiecuję - przemawiam, łkającym głosem - ale wyjdź, wyjdź!

Unoszę powieki, blask słońca mnie oślepia, który to już dzień? Dziesiąty? Piętnasty? Nie, to już sześć tysięcy dwieście dwudziesty dzień, tyle czasu w tym zakłamanym życiu. Wstałam i podeszłam do okna, zauważając moich dawnych znajomych, pukam w szybę, lecz oni spoglądają tylko z obojętnością i idą dalej.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ritha 04.07.2018
    Błędy - źle zapisane dialogi, myślinki na końcu zdań, pociachany tekst, enter, entrer, enter, czy było czytane po opublikowanie? Rzut okiem autora na estetykę tekstu? Bo chyba nie ;) Nie oceniam.
  • Zagubiona 04.07.2018
    Dziękuję za wypisanie błędów, tak się skończyło u mnie pisanie na laptopie gdzie było wszystko w porządku, ale to nie wytłumaczenie. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania