Poszukiwanie cz.1

Poszukiwanie cz.1

 

Mimo dość srogiej zimy, która scięła wszystko lodem i przykryła białą pierzyną śniegu, to właśnie to miejsce wybrał osiemnastoletni Dominik na to, by czytając książkę, pomyśleć jak w najdelikatniejszych słowach przekazać matce swój zamiar udania się w świat

na poszukiwanie brata, o którym od pewnego czasu nie było żadnych wiadomości.

- Tu jesteś synku, cały dom obeszłam, by cię znaleść. Zimno tu - rzekła kobieta otulając się bardziej kraciastą chustą. - Mam wrażenie, że od pewnego czasu mnie unikasz.

Powiedz, co się dzieje?

Chłopak podniósł oczy znad książki i odezwał się:

- Daj mi chwilę mamo, tylko skończę czytać tę stronę.

- Może przejdziemy do pokoju, tam jest nieco cieplej? - Kobieta przerwała ciszę, która zapadła.

- Nie. Tu mi dobrze - rzekł znowu chłopak i wrócił ponownie do swej lektury.

- Dobrze, dokończ czytanie, a ja przyniosę koce i coś ciepłego do picia.

- Dobrze mamo - szepnął.

Dziesięć minut późmiej nogi otulały cieplutkie, wełniane koce a na stoliku, który się ostał 

po ciepłym, barwnym lecie, zagościła herbata w imbryku i dwa malusie kubeczki jak dla lalki,

oraz ciasteczka z owocami, i bialutką śmietanką na górze.

- Droga, kochana mamo, wcale cię nie unikam, wyszedłem tu, bo tu jest największy spokój

i biały świat, gdzie okiem sięgnąć, i można bez zbędnych ceregieli sięgnąć do książki. -

Pomyślał jeszcze przelotnie, że matka coś wie i nie da się tak dalej żyć okłamując ją.

Kobieta spojrzała szybko na syna, ale nic nie powiedziała na to, choć zalęgła się w jej głowie straszna myśl, która mogłaby zwalić ją z nóg, gdyby parę lat wcześniej nie przeżyła dwóch, następujących po sobie smutnych zdarzeń. Jednym była nagła śmierć ukochanego męża

a drugim powołanie do wojska najstarszego syna, który miał być jej podporą.

Rzekła do siebie:

- Nie! Nie chcę wspominać, będzie to, co ma być. Tyle zniosłam, to zniosę i to, co nadejdzie.

- Dominik, synku...

- Tak mamo, już odkładam książkę.

- To dobrze. Mam niejasne przeczucie, że chcesz mi coś powiedzieć, ale brak ci odwagi.

Eh, przejrzała mnie na wylot. - Pomyślał, ale po chwili dodał sam do siebie, że po to mama jest mamą, by tak mówić.

- Teraz zamieniam się cały w słuch, mami.

Westchnęła i zaczęła smutnym głosem:

- Tak niedawno byliśmy w komplecie, byłam taka szczęśliwa, a teraz tylko smutek mi został. Miałam dwóch synów, ale zostałeś mi tylko ty, zostałeś mi tylko ty - rzekła kobieta z oczami pełnymi perłowych łez.

- Mamo, proszę nie mów tak. Ja wiem, że on żyje, a póki tak jest, to masz nas dwóch.

- Jak mam nie płakać dziecko. Jeden syn, Bóg wie gdzie, a teraz jeszcze i drugi chce odejść.

Hm, skąd ona o tym wie? Przecież nie powiedziałem jeszcze nic o mych planach. - pomyślał.

- Mamo, skąd, na Boga, taka myśl, że chcę gdzieś iść? Przecież ja nie... - urwał przypomniawszy sobie plecak, który od dość dawna stał przygotowany i spuścił głowę.

- Mam dość mamy chlipania i łez! Chcę znaleść Darka!

- Dziecko, to, co zamierzyłeś, może okazać się niewykonalne. Nie wymagam tego od ciebie. Zostań tu ze mną, obiecuję już nie chlipać i nie okazywać łez.

- Mogę zostać, ale wtedy nie dowiesz się droga mamo, czy twoje czarne myśli są prawdą,

czy nie. Chcesz tego czy nie?

Zapadła cisza, po której kobieta odezwała się cicho:

- Chcę to wiedzieć. Ruszaj chociażby zaraz. Przygotuję ci prowiant na drogę.

- Dobrze mamo, choć teraz jest zima, drogi są zawiane i przedzierać się będzie ciężko.

Musisz wiedzieć, że może mnie nie być nawet trzy tygodnie.

- Trzy tygodnie?! To wielki szmat czasu! Co ja sama zrobię? Tyś mi tylko został, nie mogę stracić także ciebie. Stara już jestem, na nogi nie mogę, kto mi niebodze w biedzie dopomoże?!

- Matuś droga nie rozpaczaj. Natenczas, co mnie tu nie stanie, pani Klara pomoc swą obiecała. Czemu mina taka, lubisz ją przecież mamo.

- Ona ma inne zwyczaje synku, nie zna moich.

- Czy to źle, że poznacie inne rzeczy i zwyczaje?

- Ależ nie, dziecko, nie?

- Czas mi ruszać, trzymaj się matuś, bywaj zdrowa.

- Czekaj chwilę synu, dam ci list oraz mały pakunek, dasz to bratu, gdy się spotkacie - rzekła kobieta podchodząc i podając zawczasu przygotowane rzeczy.

- Dobrze mamo, przekażę to, jeśli będzie dane nam się spotkać.

- Niech dobry los cię prowadzi drogie moje dziecię, idź i wracaj prędko.

Szedł wytrwale dniem i nocą nie śpiąc prawie wcale. Gdy był blisko kresu drogi, która wydawała się nie nieć końca, zaczął wątpić w to, że odnajdzie tego, o którym słyszał tyle dobrego.

Z zamyślenia wyrwał go ostry jak brzytwa głos:

- Stać, kto idzie?!

Przyszło mu do głowy, by powiedzieć ( swój), ale nie powiedział tak, więc wartownik usłyszał tylko ciszę. Ponowne pytanie rzucone w przestrzeń czarną i bezdenną:

- Kto idzie?!

Wiedząc już, gdzie jest, zdał sobie sprawę, że nie może dalej milczeć, powiedział więc śmiało:

- Nie jestem szpiegiem, przysyła mnie tu matka.

- Tutaj matka?! - Usłyszał głos cichy, ale szyderczy. - Podejdź bliżej szpiegu, zaraz zerknę

na ciebie.

- Mówiłem, że nie jestem szpiegiem i przysłała mnie tu matka - powtórzył cierpliwie.

- Po co tu?!

- Tu stacjonuje generał Chmurny, to do niego mam iść, nie kłamię, naprawdę.

- A przepustkę masz?!

- Co za przepustkę? - zapytał cicho i spuścił głowę, wiedział już, że źle trafił, i że będzie musiał się nieźle postarać, by móc wejść.

- Nie mam nic takiego, ale generał czeka na mnie.

Zaryzykował mówiąc tak, ale był zmęczony, nogi zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa

i wiedział, że jak nie spróbuje tej małej sztuczki, to będzie musiał odejść z kwitkiem i ten wielki szmat drogi, który przebył, będzie na marne. Dlatego powiedział raz jeszcze cicho,

ale stanowczo.

- Muszę widzieć się z generałem.

Blefował już drugi raz, a wartownik to wiedział, dlatego rzekł po dłuższej chwili:

- Generał to nie markietanka, która przyjmuje byle kogo, on jest... - urwał słysząc tupot nóg.

- Kto zakłóca tę piękną noc? - Usłyszał inny, bardziej chrapliwy głos.

- Jakiś włóczęga, domaga się rozmowy z Chmurnym.

- Co! Z samym dowódcą?

- Tak, a ja nie wiem, co zrobić. Słychać po głosie, że to ktoś młody.

- To go nie widziałeś? - zapytał chrapliwy głos.

- Nie, uznałem, że go tak przegonię, ale nie odchodzi uparta sztuka.

- Nie odchodzi? To trzeba przegonić kijem jak niechcianego psa. Jeśli nie masz na tyle dobrych oczu, by ocenić w ciemności, to weź latarnię i niezbyt ostry kij, i zobacz.

Ja tu tą chwilę popilnuję za ciebie.

Wojak skoczył do namiotu i wynurzył się z przysłoniętą lampą.

- No a teraz zobaczymy, coś ty za jeden, kochasiu - rzekł podchodząc bliżej do chłopaka

i odsłaniając bardziej lampę. Dominik skurczył się pod bacznym wzrokiem wartownika.

- Odpowiadaj, ale tylko na zadane pytania i bez wykrętów, czy to jasne?

- Tak jest! - rzekł z wahaniem.

- Kto cię tu przysłał i po co? W bajeczkę o zaginionym bracie nie uwierzymy.

Zbyt prymitywna i mało przekonująca. Masz inną wersję?

- Nie mam niczego poza tą prawdą, którą powiedziałem.

- Dla ciebie to prawda, a dla nas to wierutne kłamstwo i bajka bez pokrycia.

- Dobra, skończ już z tym dowodzeniem nieprawdy, chce do samego Chmurnego, to go tam zaprowadź, chce wejść w paszczę lwa, niech idzie, ale niech wie, że szczątków, które po nim zostaną, nikt zbierać nie będzie.

- Słyszałeś?

- Tak, ale myślę, że nic gorszego spotkać mnie nie może od tego, czym poczęstowaliście mnie tutaj - odezwał się śmielej nieco.

- Niejeden tu przychodził i nie najlepiej skończył - odezwał się ponownie chrapliwy głos

a po chwili dodał zrezygnowany:

- Tylko przydaj mu ochronę naszych dzielnych chłopców i uprzedź wszystkich, że to szpieg.

- Ja nie jestem żadnym szpiegiem, po prostu szukam brata, to wszystko! - krzyknął zdenerwowany. Spróbował raz jeszcze swej linii obrony, ale niestety na nic to się nie zdało, usłyszał krótki rozkaz:

- Ucisz go, bo wszystkich pobudzi i będzie alarm, a taka piękna ta noc.

- Masz się zamknąć, bo my nie chcemy alarmu, gdyż ta noc jest pierwszą, cichą nocą

od trzech lat.

To jest życie, stale rozkazy i rozkazy, nie wiem, czy ja bym dał tu radę wytrzymać,

taa, ale Darek wytrzymał i ponoć został oficerem. - pomyślał.

Przerwano mu brutalnie rozmyślanie innym krótkim rozkazem.

- Chłopcy otoczyć go i naprzód marsz!

Znowu szedł, ale tym razem nie sam, tylko z eskortą przynajmniej tuzina osób.

- Jak myślisz Joe, iść teraz z nim do generała czy umieścić go w naszej tajnej więźniarce

i pójść z nim tam rano? - zapytał jeden z żołnierzy przyciszonym głosem.

- Teraz idziemy. Generał sam zdecyduje, co z tym gagatkiem zrobić.

- Przecież jest strasznie późno, on na pewno smacznie sobie śpi - perorował żołnierz.

- Jak powiedziałem, tak ma być! - rzekł i ruszyli dalej.

Po tych słowach zapadła cisza, której nikt nie odważył się przerwać.

Kwadrans później.

- To ty Johnie, co się stało? Wyglądasz tak, jakby cię miano rzucić dzikim psom na pożarcie. Zapomniałeś języka?

- Ja panie generale... - mruknął żołnierz przykładając palce do czapki w geście pozdrowienia dowódcy. - Prowadzą tu jakiegoś młodego chłopaka, ale on... - znów urwał.

- Eh Johnie, ja nie mogę niczego dowiedzieć się od ciebie,myślę, że jesteś zmęczony i uroiło się coś w twej głowie, jak odpoczniesz, to pogadamy. Teraz idź do siebie, weź pigułkę na sen i śnij o lasach, plażach i kobietach

- Nie generale, nic mi się nie przyśniło, za chwilę sam pan się przekona o prawdzie moich słów, bowiem są już niedaleko.

- Wyjrzyj no Johnie i sprawdź, czy to ci, o których mi powiedziałeś parę chwil temu.

- Tak jest generale! - rzekł żołnierz i podskoczył do okna, ale z tego względu, że była ciemna, bezgwiezdna i bezksiężycowa noc, nie zobaczył nic.

- Eh, baran z ciebie Johnie. Co chcesz zobaczyć przez to okno, przecież ono wychodzi na drugą stronę placu, a poza tem jest czarna noc - powiedział i sam podszedł do ciężkich, okutych drzwi, ale nim przekroczył próg, odwrócił się i powiedział do wyprężonego

na baczność:

- Myślę, że możesz udać się na spoczynek.

- Co się dzieje? Cóż to za nocne wycieczki się wyprawia? Mało zajęć macie,

że wałęsacie się po nocy?! Mało wam alarmów prawie co noc, że i teraz zakłócacie ciszę nocną?!

-Generale - odezwał się żołnierz, który szedł na przedzie i zobaczył stojącego w świetle, które padało z wnętrza izby. - Nie przychodzilibyśmy o tej porze, ale niedawno ten tu wtargnął na teren koszar. - Mówiąc to wskazał na chłopaka, który stał między żołnierzami,

a był prawie niewidoczny spomiędzy ciemnych mundurów mężczyzn, dlatego rozkazał mocnym głosem, który poniósł się daleko w ciszy, jaka była:

- Dać go tu.

Żołnierze, między którymi stał młodzieniec, opchnęli go w przód, a ten nie utrzymał równowagi i runął na ziemię przed generałem.

- Głupcy! - krzyknął i pochylił się nad chłopakiem. -Nie tak, delikatniej trochę, mogliście połamać mu coś. Widziałem, że ledwo stał na nogach, a teraz jest bez przytomności,

i waszym zdaniem, jak mam go teraz przesłuchać?

Mężczyźni tylko spojrzeli po sobie i milczeli jak zaklęci.

- Którzy to zrobili, niech wystąpią bardziej na środek placu - rzekł pochylając się nad leżącym.

Nie usłyszał żadnego ruchu. Dlatego powiedział:

- Niech no dwóch mi pomoże natychmiast, to jest rozkaz! Trzeba go przenieść do mojej izby.

Żaden nawet nie drgnął, stali jakby wrośli w ziemię.

- Cóż za niesubordynacja, chyba będę musiał inaczej się za was zabrać, wygląda na to,

że mam bunt na mym koszarowym pokładzie, ale ja nie z takim buntem umiem sobie poradzić. - Zaśmiał się, a śmiech ten zabrzmiał szyderczo i dodał słowa, które zabrzmiały

jak smagnięcie batem.

- Jutro karne pompki i alarm dla wszystkich bez wyjątku!

Po tych słowach rzekł w przestrzeń:

- Johnie podejdź no tu i pomóż mi go wnieść.

- Tak jest generale! - odparł żołnierz, który przezornie nie poszedł jeszcze spać. Gdy wymieniony pomógł unieść chłopaka, dowódca zwrócił raz jeszcze głowę w stronę żołnierzy i rzekł surowo:

- Jeśli zrobiliście coś temu dziecku, kara was nie minie, dopilnuję osobiście. A teraz, A teraz koniec przedstawienia, rozejść się!

- Jesteś tu jeszcze Johnie? - rzekł po umieszczeniu chłopaka na jedynym w izbie posłaniu zdatnym do spania. Odwrócił się, by wziąć karawkę z wodą i zwilżyć usta chłopaka.

- Jestem generale - rzekł stając w postawie wyrażającej posłuszeństwo i szacunek.

- Daj no bliżej lampę, przyjrzymy się z bliska temu tu niecodziennemu zjawisku jakim jest dziecko.

- Tak jest!

- To nie dziecko, myślę, że może mieć siedemnaście, osiemnaście lat - sprostował generał

po chwili.- Zobacz, co oni mu zrobili! Eh, niech no ja ich dorwę, popamiętają mnie ruski rok,

tak okaleczyć nic im nie winne stworzenie - biadał dowódca oglądając wszystkie ranki, nawet te najmniejsze.

- Ciekawe co skłoniło go do tej wędrówki?

- Tak ciekawe generale, ale obawiam się, że prędko się nie dowiemy,bo nadal jest nieprzytomny - rzekł wojak ze smutkiem w głosie.

- Zobaczymy - rzekł krótko spoglądając także w stronę rannego. - Widzę, że coś cię trapi, powiedz, o co chodzi.

- Nic takiego, tylko zastanawia mnie, gdzie pan będzie spać? Oddał pan swoje posłanie temu rannemu.

- Ah, o to ci chodzi, nie martw się, poradzę sobie, mi sama podłoga wystarczy Johnie,

ale dzisiaj wcale nie będę spać, a jeśli trzeba będzie, to będę tu nawet tydzień, muszę czuwać.

- Przy nim? - zapytał wskazując na chłopaka, który wyglądał cały czas na nieprzytomnego.

- Tak, - rzekł krótko dowódca - ale ty możesz spać. Aha, dopilnujesz tych baranów, by odbyli karę, którą zadałem.

- Tak jest!! Dobrze, zatem dobrej nocy panu generale.

- Tobie także drogi Johnie.

 

Nieprzytomność tajemniczego chłopaka trwała cały długi tydzień i przez cały ten czas generał nie opuszczał go na krok. Miał czas, by przyjrzeć się dziecku, ale nie dziecku. Aż raz, gdy sięgał po kubek z wodą, by po raz nie wiadomo już który zwilżyć wargi nieprzytomnego, dowódca zauważył, że poszkodowany ma odwarte oczy i rozgląda się bacznie. Odezwał się do niego cicho.

- Leż i odpoczywaj. Bardzo zostałeś poturbowany, rano porozmawiamy.

- Pan jest tu dowódcą? - spytał jakby nie słyszał ostatnich słów.

- Tak, jestem - padła cicha odpowiedź.

- To może pan mi pomoże?

- Miałeś spać i regenerować siły - rzekł z niezadowoleniem generał, ale po namyśle dodał.- Dobrze tym razem ci odpuszczę, ale jest to pierwszy i zarazem ostatni raz, zapamiętaj.

- Tak jest!

- W czym miałbym pomóc?

- Brata szukam - rzekł ponownie chłopak.

- Brata, tutaj? Skąd pomysł, że on może znajdować się tu?

- Wiem to od matki, która kiedyś otrzymywała listy z tych koszar, ale od roku jest cisza,

i chociaż matka pisze, to odpowiedzi brak, wzwiązku z tym, że matka jest trochę posunięta w latach i na nogi nie może, to nakazała mi ruszyć w ten bliski, ale zarazem daleki świat i dowiedzieć się, co i jak.

- Piękne to i szlachetne z twej strony, że chcesz pocieszyć starą matkę, ale powiedz,

co zrobisz, jak dowiesz się na przykład, że twego brata już na tym świecie nie ma?

Wrócisz do matki i co jej powiesz?

- No... prawdę - powiedział posmutniały.

- Zatem dobrze pomówimy jeszcze o tym, ale rano, bowiem niebawem wzejdzie słońce, trzeba nieco odpocząć.

- Generale? - odezwał się cicho chłopak jakiś czas później.

- Tak? O co chodzi? Nie regenerujesz swych nadwątlonych sił w śnie?

- Nie, nie mogę już spać, czuję, że rozwiązanie zagadki mego brata jest bardzo blisko, może o jeden malutki krok.

- Eh ty znowu o tym, nie rozumiem, możesz jaśniej?

- Mogę, tylko muszę wiedzieć, czy mogę mówić otwarcie, bez żadnych zahamowań

i ciągłego wtrącania " Panie generale".

- Nie jesteś żołnierzem, w dodatku jesteś moim hmmmm gościem, dlatego jesteś zwolniony ze zwyczajowej wojskowej formuły. Mów zatem, słucham.

- Matka moja wysłała mnie, bym dostarczył pewien pakunek i list do tych koszar. Powiedziała, na odchodnym, że jak znajdę się w owym miejscu, to mam odszukać kogoś

na kogo wołają Chmurny i mam to oddać w jego ręce, a on przekaże to dalej, jeśli uzna,

że może to pójść dalej albo zwróci i wrócę do mej matki bez otrzymania informacji. Rozmyślałem nad tym, jak odnajdę owego człowieka, gdy zatrzymano mnie i doprowadzono tutaj.

- Ciekawa hiistoria. Nie wątpię ani trochę w prawdziwość twych słów, zastanawiam się tylko, dlaczego właśnie teraz. Otóż wiedz, że ja noszę miano, które wymieniłeś.

- Nie może to być! - zawołał chłopak otwierając jeszcze bardziej oczy ze zdumienia.

- A jednak to prawda, leżysz w mym ( królestwie). Jeśli mi nie wierzysz, to zawołam któregoś z żołnierzy, by potwierdził, że mówię prawdę.

- Nie... już wierzę - rzekł blednąc nagle.

- Zbladłeś, wszystko ok? - zapytał roztrzęsionego od gorączki, która nie chciała ani trochę zejść, utrzymując chłopaka w niezbyt dobrym stanie.

- Poza tym, że raz czuję się jakbym był w rozpalonym piecu, a raz w podkręconej na maksa lodówce, to czuję się znośnie - powiedział i przymknął oczy.

- Powiedz, jak masz na imię?

- Na imię mi Dominik - rzekł trochę sennie.

- Dominik, ładnie - rzekł po chwili generał. - Znałem kiedyś jednego chłopca o tym imieniu,

ale to było tak dawno temu, że ledwo sobie przypominam. Ciekawe ile on teraz może mieć lat? Ty ile masz lat?- zapytał niespodzianie wyrywając chłopaka ze wspomnień, w których biegał po drzewach z bratem, który zawsze był dla niego jak guru.

- Co proszę? Nie słyszałem pytania, byłem daleko we wspomnieniach.

- Pytałem, ile masz lat?

- Aaa, osiemnaście obecnie mam lat.

Chwilę panowała cisza, ale taka, w której można było usłyszeć skrobanie myszy.

- Mam paczkę. - Przypomniał.

- Aa paczka, gdzie ona teraz jest? Czy aby nie wziął jej nikt z mej strasznej straży? - zapytał puszczając oko do leżącego.

- Nie, jest bespieczna w kieszeni plecaka, który stoi w koncie sali.

- To dobrze, ulżyło mi. Wiesz, że przekopanie wojskowego archiwum zajmie całe tygodnie?

Spodziewał się takiej odpowiedzi, ale odezwał się:

- Dla pana generale to nie będzie stanowić problemu, ja to wiem. Tym bardziej, jeśli najpierw zajrzy pan do owej paczki.

- Tak - padła kródka odpowiedź.

Gdy podchodził do plecaka, serce waliło mu jak młot, choć nie wiedział jeszcze dlaczego.

- Masz tu te jego listy? - zapytał niby mimochodem starając się ukryć dziwny stan,który go nagle ogarnął. tknięty nagłym, nie odpartym przeczuciem, czegoś znanego, ale rozmytego

i zapomnianego.

- Mam, ale obawiam się, że będą już nie do odczytania.

- Pokaż sprawdzę - rzucił szybko. - Eh przepraszam, zapomniałem, że nie możesz się ruszać.

Sam sprawdzę dobrze?

- Tak generale, niech pan zerknie.

Mężczyzna spojrzał dziwnie na chłopaka, gdy ten wyrzekł te słowa przecież tak zwyczajne w tym miejscu, gdzie byli obecnie.

- Gdzie je masz?

- W kieszeni spodni w specjalnej folji, która miała je chronić, ale nie wiem czy to zrobiła.

- Są, już patrzę.

Gdy wyciągnął kartkę i przybliżył do światła ogarnęło go ponownie wzruszenie

i przez moment siedział w całkowitej ciszy próbując wszystko poukładać sobie na nowo

w głowie.

- Stało się coś? Zawołać tego barczystego mężczyznę? - zapytał leżący na skleconych paru deskach chłopak, który nie rozumiał, co się właśnie stało.

- Nie, nie ma potrzeby, wszystko jest dobrze.

Ton mówiącego się zmienił nieco teraz stał się tak samo dźwięczny jak chłopaka, który leżał.

- Nie wierzę! Darek to ty? - zapytał chłopak myśląc, że to sen, z którego trzeba się będzie zaraz obudzić i brat, którego odnalezienie kosztowało tak wiele zachodu i pieniędzy, zniknie teraz już na dobre.

- Tak bracie to ja. Jak widzisz, wysłużyłem sobie stopień najwyższy, bo generalski.

- Dlaczego nie dałeś znać, że żyjesz? Matka w domu od zmysłów odchodzi, płacze po nocach, a ty tutaj siedzisz niemal jak król. - W tonie mówiącego dało się wyczuć wyrzut.

- Dominik, bracie, gdybyś tu pobył nieco dłużej, dowiedziałbyś się, że życie tutaj nie jest lekkie, łatwe i przyjemne. Pytasz czemu napisałem tamten list tak jakbym się żegnał i zarzucasz mi,

że nie sprostowałem informacji o mej śmierci? Wiedz, że długi czas chciałem, ale wrogowie, których nie brakuje nawet tutaj, wykończyliby mnie, bo wielu z nich bardzo dałem się we znaki.

- Teraz rozumiem, dlaczego wartownicy mówili o groźnym Chmurnym i o paszczy lwa - rzekł Dominik.

- Naprawdę tak mówią?

- O tak naprawdę. Szczerze powiedziawszy to są pewni, że nie wyjdę stąd żywy.

- To rozczarujemy ich. Mało, że ty wyjdziesz stąd w lepszym zdrowiu niż przyszedłeś, to jeszcze ja ruszę z tobą, by pokazać się matce. Jak się czujesz? Rany bardzo bolą? - zapytał z troską zmieniając temat.

- Już nie, dzięki tobie ból minął prawie zupełnie.

- Przecież nie zrobiłem prawie nic.

- Jak to, a kto oddał mi swoje hmmmm posłanie i teraz nie ma gdzie położyć głowy. Kto wniósł mnie na rękach, gdy byłem bez zmysłów? Kto inny zostawiłby tam mnie na pastwę ciemności

i mgły, a ty nie. Zachowałeś się jak brat i tak jak Bóg chciał, by ludzie czynili innym.

- Mówiąc szczerze to nie wiem, dlaczego to ja wyszedłem, gdy prowadzili cię, przecież równie dobrze mógł wyjść inny generał, w końcu nas tu trochę jest.

- Tak, to prawda, ale oni nie mają w sobie dobra a jedynie rozkazy i siłę. A w tobie Gdzieś na dnie został maluśki okruch dobra, który rozdmuchany może dać niezły ogień.

- A ty skąd to wszystko wiesz? Nie było cię ze mną przez te lata.

- Czułem o tu. - Mówiąc to wskazał oczami na serce, gdyż ręki wyjąć nie miał jeszcze siły.

- To nie będziesz przekopywał archiwum w poszukiwaniu mego brata? - zapytał Dominik

z figlarnym błyskiem w oku.

- Nie, ale jeśli uważasz, że muszę je przekopać, to zrobię to, ale uważam, że nasza mama wystarczający dowód umieściła w tej hmmm paczce.

- Dobrze, dosyć na dzisiaj gadania i wzruszeń, czas na drobną drzemkę. Trzeba nałapać mnóstwo sił, bo czeka nas daleka powrotna droga.

- Czy nie zostawisz nas znów? - zapytał jeszcze Dominik przed snem.

- Zzaczekaj chwilę bracie, muszę na momęt wyjść, muszę wydać rozkazy memu podwładnemu.

 

- Johnie! - zawołał generał uchylając lekko drzwi.

- Tak, generale? Wzywał mnie pan?

- Owszem, wejdź i zamknij szczelnie drzwi.

- Tak jest! - rzekł i postąpił parę kroków w głąp baraku.

- Przysiądź obok mnie na moment proszę. Muszę tobie coś powiedzieć.

- Czy chodzi o tego chłopaka? Stan jego uległ zmianie? - zapytał wojak.

- I tak, i nie.

- Jak to rozumieć?

- Cierpliwości, za moment wszystkiego się dowiesz. Wiesz, tobie jednemu mogę zaufać tak

w pełni, ty jeden znasz moje wszystkie tajemnice i proszę, by tak zostało nadal, z tym, że tym razem idzie o większą sprawę.

- Rozumiem, ale przysięgam, że nie zawiodę - rzekł wojak wstając i kładąc prawą rękę na sercu.

- Ta przysięga była zbyteczna, ale dobrze, przyjmuję ją - rzekł Chmurny i kontynuował dalej:

- Widzisz tego chłopaka? Wiem, że go widzisz, to pytanie retoryczne, nie chcę na nie odpowiedzi. - kontynuował swą myśl generał. - Wiedz drogi Johnie, że chłopiec ten jest mym zaginionym kiedyś bratem. Traf zechciał, że to on mnie, a nie ja jego, odnalazł, ale do rzeczy mój drogi, tu niebawem zaczną się dziać rzeczy, które nigdy wcześniej nie miały miejsca.

- No dobrze, ale po co pan mi to wszystko mówi, przecież pan tu będzie i zaradzi na te nieszczęścia, co mają nadejść.

- Otóż mnie tu nie będzie i chłopca też nie będzie, ale tym lepiej.

- Nie rozumiem, strasznie pan kluczy zamiast powiedzieć jasno, o co chodzi. Proszę powiedzieć, czy chodzi o rzekome jego wtargnięcie tutaj na teren koszar?

- Nie mój drogi, on akurat z tym, co mam zamiar ci powiedzieć, nie ma nic wspólnego, tu idzie tylko i wyłącznie o mnie.

- Więc? - zapytał spokojnie, choć cały w śrotku latał z nerwów.

- Johnie powiedz proszę, jakim byłem dowódcą, dobrym czy złym? Tylko proszę szczerze,

bez ściemniania i kłamstw.

- Odpowiem na wszystko, ale dlaczego takie pytania, i to akurat dzisiaj, kiedy ma pan generale brata przy sobie? Czy ta rozmowa nie może zaczekkać?

- Mój drogi druhu nie tak dawnych walk, nie rozumiesz, że ta noc, która niebawem dobiegnie końca, jest jedną z ostatnich spokojnych nocy? Wiem, że jestem dowódcą tego rozległego miejsca i powinienem być tu i bronić, ale nie mogę, muszę ukryć gdzieś jego, najlepiej w domu przy matce.

- No dobrze, to rozumiem, ale co ja mam robić? Jakie zadanie ma pan dla mnie?

- Musisz dostarczyć nam cywilne ubrania i [pamiętaj sza - powiedział kładąc palec na ustach.

- Dobrze dostarczę te ubrania, ale proszę jaśniej. Ktoś chce was zabić? To dlatego ta konspiracja i potajemna ucieczka z koszar jest zaplanowana?

Generał spojrzał przeciągle na wojaka i odezwał się cicho:

- Tak, zgadłeś, generał Czarny chce zająć moje miejsce, a wiesz, że on jest taki, że nie cofnie się przed niczym. pamiętam byliśmy razem na "misji pokojowej" a on wybił cywili zamiast ich bronić.

- To straszne, co pan opowiada.

- Tak, ale widziałem, że chciałeś o co innego zapytać - rzekł generał.

- Tak, chciałem, czy wiadomo, od kiedy on szykuje na pana generale pułapkę, i od kiedy pan

o tym wie?

- Wiem od początku jak tylko przekroczył bramę tych koszar, a po czym to poznałem,

po dziwnym błysku w oczach podczas prezętowania oddziałów i potem, gdy byli typowani kandydaci do objęcia tego jakże ważnego, ale i niebespiecznego zadania, miał nadzieję, że wybiorą jego, bo przecież już wtedy był najstarszy stażem w tej jakże chwalebnej służbie,

ale nie i tym razem się zawiódł, bo wybrano mnie, który wtedy jeszcze byłem przez niektórych zaliczany do hmm jak to rzec, żółtodziobów.

- I już wtedy powiedział sobie, że pana zniszczy, jak nie militarnie, to oszczerstwem

i trucizną?

- Tak rozszyfrowałeś wszystko trafnie. - Po tym zdaniu zapadła cisza, po której generał odezwał się znienionym głosem:

- A może i ty należysz potajemnie do jego ludzi, i gdy tylko stąd wyjdziesz, pójdziesz i ogłosisz to wszystko wspólniką?

- Generale, słowa te zraniły mnie do samego dna serca. Ja pana kocham jak brata i ojca zarazem. Ja bym za pana, jak by było trzeba, i w ogień wskoczył.

- Wiem, dałeś nie raz tego dowody, przepraszam Johnie, ta noc jest wszystkiemu winna, mógłby już wstać dzień.

- Generale, proszę iść położyć się spać, jest pan przemęczony, dlatego gada pan takie głupoty. Zamienimy się teraz ja przy nim posiedzę.

Następne częściPoszukiwanie cz. 2 i cz. 3

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania