Pożegnalna

-Chciałbym choć na chwilę zasnąć;

Chyba przecież stać mnie na to.

-Chyba przecież da się zaszyć

W kącie własnej wyobraźni.

 

-Wyobraźnia mnie przytłacza

Nie mam już do czego wracać.

 

-Przygnębiony jesteś nieco.

Niech cię smutki już nie męczą.

Przecież wino masz tu całe

Jutro ich nie będzie wcale.

 

-Pleciesz brednie jak co wieczór.

Chciałem tylko poczuć w sercu

Czy kochanym zostać mogę.

O niepewne deski powinąłem nogę...

 

-Daj już spokój, głupie dziecko.

Ta godzina jest zdradziecką.

 

-Ta godzina jest jedyną,

W której skończyć mi przybyło.

 

-O kochane, o najdroższe...

Co cię tak okropnie trwożyć może?

 

-Trwoży mnie ten uśmiech sforny

Co go widać na wsze strony...

Nie rozumiem już umysłu,

Co chce śmierć ubrać w cudzysłów.

 

-To są bzdury, ciało drogie.

Więc próbuję im zapobiec.

Bo cię jeszcze zepchną w czeluść,

Abyś tam cierpiał za wielu.

 

-Nie zrozumiesz męki duszy,

Która zawsze ciału służy.

Tylko ona jest oddana

Wiecznej śmierci swego pana.

Będzie więdła razem mną,

W miejscu porośniętym knieją,

Aż sam nie otulę drzewa,

Co o końcu będzie śpiewał.

Może jeszcze, jeśli zdążę,

Ucałuję wielki korzeń,

Zbliżę się bez straty czasu,

Aby stać się częścią lasu.

Wtedy już mnie nie obudzisz

O umyśle tak obłudny...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania