Poziom jelit
Od autorki: em, nie wiem, może wiesz, że trochę mnie tutaj nie było. Miałam okropną blokadę kreatywną i to co za chwilę przeczytasz okaże się żałosne i nieśmieszne, a nawet słabe jakościowo, lecz naprawdę długo i boleśnie rodziłam ten tekst. Nie jest to wprawdzie żadnym usprawiedliwieniem, ale ta, bardzo długo i boleśnie. Cudem wykaraskał się na zewnątrz, więc może mieć pewne niedotlenienie mózgu, no ale każde dziecko trzeba kochać.
Enjoy i z góry przepraszam.
Kanciaste dłonie tłamsiły skraj betonowego zlewu. Płuca wypluwały dwutlenek węgla, emitując przy żarliwych wdechach trel świstu. Jak na mechanizmy wrodzone, smarki wypełniły dyrektywę łez, nawiedzając kongres spierdolenia. Była nim jej twarz. A może głupi ryj. Nozdrza ziemniaczanego kulfonu wydały na świat przezroczystego gluta, który zjeżdżał w stronę jej krwistych warg. Zamiarem słonego sosu było zaprezentowanie własnych walorów kubkom smakowym. I niczym ławicę plemników, dławiącą opór ziarnistej warstwy macicy z aspiracją do sprostania jedynego przeznaczenia, a zamordowanej działaniem tabletki antykoncepcyjnej, go powstrzymał rękaw swetra. Drżącymi rękoma, okrągłe okulary ulokowała na krawędzi umywalki. Przekręciła metalowy zawór z fragmentami osadów, zgarbiła tułów i utopiła twarz w zimnym strumieniu. Miarowo zaprzestawała sapania, czego zwieńczeniem był głęboki oddech. Nadziała heterochromicznym wzrokiem własne odbicie. Umysł z nadzłożonej machiny przeistoczył się w forum dla fetyszystów stóp w wersji beta. Samoświadomość istnienia została na moment wyeliminowania. Wgapiała się w pulchną twarz pochłoniętą wypryskami, w ciemnobrązową szopę umieszczoną na czyimś łbie, w czyjś ziemniaczany nos i w czyjeś krwiste usta. Z psychicznego zastoju wyrwała ją zwiedziona w dół, metalowa klamka i rozpieczętowujące się drzwi.
— O, Lilcia. — Rozległ się życzliwy głos, kiedy poza niszczejący próg dotarła kudłata blondynka z frędzlowatymi kolczykami.
Pierwsza w odpowiedzi zwróciła się plecami, usiłując zachować pozory mentalnego nierozstroju.
— Kiełbasa ci stygnie — roześmiała się, kierując krok w jej stronę. — Normalnie to zielona szkoła odbywa się poza kiblem, wiesz? — zagabnęła przez ramię, nie uzyskując odzewu. — Boże, w ogóle to zagadałam przy ognisku do Czarusia, on jest taki słodki i kochany. — Wyeksponowała białka, potrząsając kolanami z podniety, a kiedy ponownie nie spotkała się z żadną reakcją, przechyliła nieznacznie głowę.
— Lilcia? — Zbliżyła się na taką odległość, aby ujrzeć coś więcej poza jej plecami. Płuca milczącej zaś, poczęły przepompowywać powietrze ewidentnie prężniej i ewidentnie mniej spokojnie.
— Myszeńko? — parsknęła nerwowo, subtelnie przygłaszając jej ramię.
— Co — wysapała pośród rozpaczliwego zapowietrzenia.
— Ale możesz mi powiedzieć co się stało? — Jej tembr głosu przybrał postać zatroskanego.
Pulduny Lilii ponownie przeorały grube łzy, a krtań wydała agonalny okrzyk. I tak kwiliła żałośnie z przerwami na uzupełnienie wyssanego tlenu w chude ramię Majki, kołysząc się na środku postpeerelowskiej toalety.
— Lilciu... — wyszeptała z wargami przylepionymi do jej włosów. — Cokolwiek to jest, możesz mi o tym powiedzieć. Ulżysz sobie. — Uścisnęła ją w objęciach.
Kiedy zasmarkała nosem po raz ostatni i odcisnęła się od ciała przyjaciółki, ponownie przetarła mordkę rękawem swetra i wetknęła wzrok w jej oczy.
— Stało się coś bardzo złego — wybełkotała.
— Śmiało. — Uraczyła ją gestem rozpostartych dłoni i serdecznym uśmiechem.
Ponownie głęboko westchnęła i spuściła głowę w dół.
— Nie mogę ci tego powiedzieć.
— Nie istnieje nic, czego nie mogłabyś mi powiedzieć. — Przechwyciła jej dłonie.
Trwały w tej niepokojącej ciszy przez dłuższy moment do czasu, w którym Lilia uniosła brodę i zmrużyła oczy.
— Bo po tym jak wróciłyśmy z tej toalety... — Skrzywiła się.
— Tak? — Blondynka zaczesała pojedynczy kosmyk włosów, spływający z czoła Lilii.
— To tak jakby... — Wypuściła z siebie powietrze. — Usiadłam obok Radka przy ognisku. — Nawilżyła wargi językiem. — I Radek wtedy... — Przełknęła ślinę. — Popatrzył się na mnie i zapytał czy n-nie... — Zadrżała, a do oczu ponownie napłynęły łzy. — CZY JA NIE SRAŁAM RĘKĄ — wywrzeszczała płaczliwie.
Maja wgapiała się w ten osobliwy obrazek z dozą zaniepokojenia i dystansu, które chwilę później przeobraziły się w wesołe rozczulenie. Przysłoniła rozbawienie dłonią.
— Z tego powodu ryczysz? — parsknęła — I co niby takiego w związku z tym się stało?
Lilia spuściła pokutnie wzrok i odetchnęła cierpko.
— To nie wszystko — wybąkała.
Maja zmarszczyła brwi.
— A co jeszcze? Złapałaś go za kutasa? Zmasturbowałaś się jego kijkiem od kiełbasy?
— Nie! — wrzasnęła — Nie... — Dziesiąty raz skrzywiła buzię w podkowę. — Gorzej...
— No mów! — Maja nachyliła korpus, spoufalając się.
Lilia wstrzymała powietrze i zamknęła oczy.
— Ja naprawdę miałam osraną rękę.
Maja furknęła nieopanowanym rechotem.
— Jak? — wybełkotała niewyraźnie.
— Oj srak — syknęła impulsywnie, zwężając wzrok. — Kurwa.
Blondynka jeszcze intensywniej zaniosła się powietrzem.
— Jak? — wycedziła przez łzy wzruszenia, drżąc ze śmiechu.
— No Jezu — wybąkała. — Tego nie było dużo, ale teraz rozniesie się, że miałam gówno na palcu — wyjęczała.
— Lilka — uspokoiła się nieco. — On nie wiedział, że to gówno. Pomyślał, że się upierdoliłaś w błocie albo innym czorcie, ale nie w gównie.
Pierwsza wsparła się o zlew.
— A skąd wiesz?! — dopytywała z nieskrywaną irytacją.
— Bo normalnie nie ogląda się ludzi z gównami na rękach. — Wyszczerbiła zęby. — A jak się go później pozbyłaś?
Lilia ponownie zamknęła oczy i wezbrała powietrze do płuc.
— Zlizałam.
Maja osunęła się o popękane kafelki i złożyła tułów wzdłuż nóg, oddając ciało całkowitej woli układowi limbicznemu.
Komentarze (23)
"— Oj srak — syknęła impulsywnie, zwężając wzrok — Kurwa." - przed kurwą kropka. Wyślę tera ten ćwierć-koment, bo żeby wysłać właściwy, muszę coś przekopiować ze swojego opka. Coś co pasuje do Twych literackich zmagań tak ogólnie.
"Uśmiechnęła się, całując go w policzek, czym spuentowała, nie tak znowu odległe, zamierzenia Ukropa. Następnie ruszyła do wyjścia. Merlin uznał, że za kilka ładnych lat będzie z niej naprawdę zdrowa dupa. Piękne, orzechowego koloru oczy i mały zadziorny nos, jeśli tylko nie spotkają się z pięścią jakiegoś przydrożnego zakapiora, pozwolą jej płacić uśmiechem za benzynę w połowie przydrożnych stacji tego hrabstwa. Jej przybarwiona (lecz nie przebarwiona) słońcem skóra będzie obiektem westchnień niejednego lokalnego zatraceńca. Oczywiście, jeśli do tego czasu, jakiś buc nie nauczy jej zabawy ze strzykawką. Jeśli zdoła dorosnąć bez pojebanych przygód, niejedna kula zostanie wystrzelona w jej intencji. Niejeden nóż sięgnie żeber." - znaczy to, że jeśli nigdzie niefortunnie nie skręcisz, niedługo będziesz rozkurwiać.
W sumie już rozkurwiasz. Choć jak mówię, to dotyczy całości. Ten tekst jest ok, ale nie Twój top.
Ta, jasne że nie jest top, ale chciałam w końcu się pojawić i nie być taka zdezaktywowana.
Dzięki jeszcze raz.
Inny tekst, w sensie wagowym od poprzednich (weźmy choćby torturowaną Japonkę, czy Wietnamki), ale wiesz co? Świetnie, że biorąc na warsztat taki 'pryszcz' absolutnie nie straciłaś swojego pisarskiego piętna. Dociekliwości i niesamowitej siły, energii rzucania słowem. Niebanalnym, głęboko drążonym, obracanym w ciemności i pod światło. A poza tym jesteś po prostu cholernie mądrą kobietą.
5!
Świetny pazur na początku, opis bohaterki i jej charakteru. Potem już po problemie. Został zlizany i zaakceptowany przez rzeczywistość. Dialogowa rozkładówka o fizjologicznym przypadku Lilki zakończyła się układem limbicznym. Trzeba przyznać Maji wielką jasność umysłu i zniżenie całej sytuacji do poziomu posadzki, śmiech został zduszony. Bo w końcu takie przypadki mogą się przydarzyć każdemu, ba nawet się przyczepiają w nieodpowiednim momencie. Determinacja powoduje nieobliczalne decyzje chwili. Tutaj nie ważny gówniany deseń, a ważne, że to się rozniesie, no i Radek.
Bardzo dobry spektakl nam zafundowałaś. Młodzieńczy entuzjazm i chwila za którą skrywa się strach przed ujawieniem prawdy.
Pulduny Lilii ponownie przeorały grube łzy, a krtań wydała agonalny okrzyk... piękne
Pozdrawiam
Też pozdrawiam.
Również pozdrawiam.
Pozdrówka :)
Dialog świetny, zabawny. W ogóle jest git, owszem - wymiatałaś już ostrzej, ale nie można zawsze na top. Jest bardzo git.
Pozdrawiam, Nimf :)
Możesz bez wstydu kochać to dziecko ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania