Prawda
Codziennie włamuję się do wnętrza, by otrzymać okruchy nigdy niezdobytej wiedzy. Oni to wiedzą, tak mówią, nie znając moich usilnych prób.
Konfabulacja degeneracja, konfabulacja degeneracja ta pieśń wpycha się w mózg, usiłując zmienić moje pozytywne postrzeganie. A przecież tu nie chodzi o oczy innych, myśli, które są zbyt proste, by mnie zranić. Pracuję nad czymś wielkim: snami umykającymi o poranku, które stają się poszlaką. To one prowadzą krętą ścieżką możliwości do nieistniejącego rozwiązania. Lustra wydają się dostrzegać inną formę, mimo iż dokładnie odwzorowują rzeczywistość. Milczą jednak zacięcie i podmieniają kierunki, co tak utrudnia postrzeganie.
Ustawiałem je kiedyś, by zwielokrotniły doznania i tak się działo, tylko co z tego, jeżeli wciąż byliśmy sami, nawet w dwójkę samotność doskwierała każdego wieczora. Zrezygnowany porzuciłem je, zanurzając się w bezkresnej, pustej medytacji. Ona zaś dawała ukojenie, nie przybliżając jednak do prawdy. Mogłem tam kształtować psychikę, ale przecież nią nie byłem, bo czym do cholery jestem, szukając każdego dnia prawdziwego siebie? Byłem niewzruszony, gdy słońce pojawiało się zza horyzontu, bo przecież byłem w innym, obojętnym świecie medytacji, który tyle obiecywał, a dawał jedynie spokój.
Może właśnie o to chodziło? Fałszywe myśli chciały spłycić i uprościć prawdę, w którą wierzyłem. Kluczem były sny. Nimi nie można było sterować, bo taka niedopuszczalna ingerencja, gmatwała rzeczywistość. Jak jednak stać z boku, gdy ma się możliwości o niebo lepsze, niż oferuje rzeczywistość? Ja jednak wyzbyłem się pokus i uważnie obserwowałem siebie, którym tak często nie byłem. Stawałem się kimś innym, a jednak doznania wlewały się w duszę, a uczucia falowały lub stawały się tsunami, ostatecznie doprowadzającymi do wybudzenia. A wtedy notowałem każdy szczegół i analizowałem, bo przecież gdzieś musiała być prawda.
Nie mogłem wykluczyć, że jestem jedynie wirtualnym bytem pełnym błędów programisty, ale czy to oznaczało, że nie jestem samodzielnie myślącą jednostką? I czy wtedy nie mogłem odkryć prawdy? W końcu dochodzę do wniosku, że Bogów jest wiele i każdy ma swojego, tego jedynego, którego nigdy nie może poznać, bo wiara jest kluczem do prawdy, a to zaś znaczyło, że w prawdę należy wierzyć, a nie ją odkryć. To zniszczy wszystko.
Z biegiem lat stawałem się magazynem wspomnień przemijających, bliskich mi ludzi, a to niechybnie prowadziło do utraty woli walki. Depresja czaiła się za zniszczonymi marzeniami, jednak wiara pozwalała to przetrwać. Pozostał jedynie niewielki dylemat, czy poznawać siebie i wnętrze za cenę upływających dni, czy też pozwolić nieść się podnietom rzeczywistości i chłonąć wszystek możliwości, bo przecież to tutaj zostałem porzucony? To jest moje miejsce, jedyny pewnik, na którym się opieram. I co mam z tym zrobić? Może wrócę do luster? Tak wtedy wszystko się ułoży.
A moje wspomnienia zostaną na ukrytych kartkach papieru.
Komentarze (10)
Pozdr
Gdzieś czytałem, że jest takie ćwiczenie pomagające zapanować nad snem. Należy sny zapisywać bezzwłocznie po obudzeniu się. Powoduje to (podibno), że łatwiej jest uświadomić sobie obecność we śnie i wyciąć wydarzenia.
Zastanawia mnie ucieczka do luster...
Bardzo ciekawy tekst! 6
Pozdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania