Prolog "Po tamtej stronie świata"

Leżę patrząc w biały sufit. Spoglądam na mój szpitalny pokój. Żółte ściany, bez żadnych ozdób na ścianie. Łóżko, szafka, biurko, umywalka i nic poza tym. Kto by pomyślał, że z takich luksusów w jakich byłam wcześniej przyjdzie mi mieszkać tutaj. Przez moją głowę przebiega tysiąc myśli. Wszystkie wiążą się z jednym: mój braciszek. Dlaczego odszedł z tego świata nawet go nie poznając? Oddałabym za niego życie. Chciałam przeżywać z nim jego pierwsze miłości, wzloty, upadki. Chciałam być częścią jego życia. Dzielić z nim smutki i radości. Dlaczego Bóg na to pozwala? Śmierć dziecka nigdy nie powinna mieć miejsca, nigdy. Brutalne przerwanie życia, które jest w fazie rozwoju lub właśnie się zaczęło jest niewyobrażalnym okrucieństwem. Nie do pomyślenia a jednak się zdarza. Mówili mi, że mam nauczyć się z tym żyć. Jednak nic już nigdy nie wypełni tej pustki, które zostawił po sobie. Wiem, że moi rodzice go kochali. Czasami mi bywało przykro, że mi nie potrafili tej miłości okazać, ale chciałam dla niego jak najlepiej. Był ich oczkiem w głowie, tak jak i moim. To moja wina, że on nie żyje. To ja go wtedy pilnowałam. To tak boli, tak cholernie boli. Pamiętam co mój Ojciec powiedział: dlaczego to nie była ona. Jak Ojciec może tak powiedzieć?. Choć śmierć zabrała mi brata miłość do niego nigdy nie przeminie. Śmierć dziecka jest jednym z najcięższych doświadczeń, z jakim trzeba nauczyć się żyć. Od chwili jego odejścia nie mogę normalnie funkcjonować. Praktycznie nie jem, nie piję. Z nikim nie rozmawiam. Nie jestem tą samą osobą co przed tym okropnym wydarzeniem, nigdy już nie będę. Tylko jedno utrzymuje mnie przy życiu: narkotyki. Jestem narkomanką. Wiele osób się mnie pyta czy tego żałuję. Czy można żałować czegoś, co pozwala Ci chociaż na chwilę zapomnieć o tym bólu. Ale czy to w ogóle możliwe zapomnieć o tak wielkim bólu? Ciągle zadaję sobie te same pytania: jak się czują moi rodzice, czy nadal mnie obwiniają, czy kiedyś mi wybaczą, czy ja będę potrafiła sobie wybaczyć, czy mój braciszek jest w niebie, co słychać u moich przyjaciół. Kiedyś byłam w stanie Bogu powierzyć wszystko, kochałam Go całym sercem. A dzisiaj się zastanawiam jak ktoś tak miłosierny pozwala na takie zło na tym świecie. Dzisiaj do Niego czuję tylko żal, i to ogromny żal, a może nawet nienawiść. Jak on mógł pozwolić na to? Jak mógł zabrać mi jedyne co kocham? Z rodzicami nie widziałam się od roku. Nawet mnie nie odwiedzają. Jak oni się czują ze świadomością, że tracą także drugie dziecko? Sama nie chce żeby mnie odwiedzali. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi. Dzieli nas przepaść, której nie sposób przeskoczyć. Ja już czuje coraz mniej, myślę, że już nie ma rzeczy którą mi można zabrać. Tak naprawdę nikt nas nie może skrzywdzić, z wyjątkiem osób które kochamy. Ja już nie żyje chwilą jak kiedyś, moje życie polega na odliczaniu kiedy w końcu się zaćpam. Tylko to mnie trzyma przy życiu. Życiu? Czy to można nazwać życiem? To nie jest życie, bardziej pasuje określenie: egzystowanie. Na moją twarz padają pierwsze promienie słońca. Jutro się zaczyna lato. Moje życie popadło w rutynę, każdy dzień wygląda podobnie. Właśnie zadzwonił budzik, godzina 8.00. Zaraz muszę schodzić na śniadanie. Jak zwykle usiądę w najbardziej oddalonym stoliku, poskubię śniadanie ledwo je ruszając. Wrócę do pokoju czekając na zajęcia. Przez wolny czas użalając się nad sobą i rozmyślając czy nie łatwiejsza by była śmierć. Jak zwykle kieruję się do mojej szafki, w pierwszej półce leżą ostatnie rzeczy które mnie wiążą ze starą mną. Nasze rodzinne zdjęcie: ja, mama, rodzice, Kubuś, ulubiona zabawka Kubusia, medalion od rodziców, bransoletka od i zdjęcie od Wiktora. Wiktor. Wiktor, czy gdyby sprawy potoczyły się inaczej, gdyby Kubuś żył dałabym mu w końcu szansę? Teraz nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Wiem, że mi go brakuje. Czy on by mnie poznał, czy by poznał tą dziewczynę, w której się kiedyś kochał? Jedyne co mi zostało ze starej mnie to oczy. Wielkie, nienaturalnie błękitne z wachlarzem czarnych rzęs. Pod wpływem ćpania, są jeszcze bardziej niebieskie, o ile to możliwe. Zawsze mi mówił, że pierwsze co we mnie pokochał to oczy. Czy teraz tak mówi innej? Równo rok temu go widziałam, rok. Zdaję mi się jakby to była wieczność. Znamy się od szóstego roku życia, widywaliśmy się praktycznie codziennie, a jak nie to dzwoniliśmy. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że przez rok nie będziemy rozmawiać bym go wyśmiała, myślę, że Wikuś też. Jednak życie potrafi nas zaskoczyć. Czy jeszcze kiedyś go zobaczę? Sama nie wiem czy tego chcę, teraz powoli udało mi się zaakceptować to, że może być szczęśliwy z kimś innym. Kocham go i życzę mu szczęścia. Ale jaki to rodzaj miłości? Czy ja bym była w stanie mu to szczęście dać? Za pół godziny muszę wyjść. Patrząc na siebie w lustrze nurtuję mnie jak człowiek może się tak kolosalnie zmienić. Kiedyś byłam piękna, niesamowicie. Ludzie widząc mnie mówili: „i piękno powinno mieć granice”. Czym właściwie jest piękno? Jest czymś chwilowym, ulotnym. Teraz przy wzroście 164 cm, ważę zaledwie 42 kilogramy. Wszystko mi wystaję; żebra, kości policzkowe, mam wyłupiaste oczy. Zapadnięte policzki, poszarzała cera. Narkotyki zabijają organizm, zmieniają wygląd człowieka o trzysta sześćdziesiąt stopni. Od niechcenia ułożone, zaniedbane włosy. Uwielbiałam je kiedyś, zawsze musiały być perfekcyjne. Długie, kręcone włosy blond bez żadnej zniszczonej końcówki, to był kolejny z moich atutów. Co mnie bardziej wykończyło, ćpanie czy to ogromne cierpienie? Ledwo się poruszam na nogach. Gdzie się podziała ta dziewczyna z uśmiechem na twarzy? Kiedy się ostatnio śmiałam, nawet nie pamiętam. Zapomniałam jak to jest się śmiać. Wzięłam zdjęcie Wiktora do ręki, jest piękny. Czego mi w nim zabrakło? Tak bardzo za nim tęsknie. Bardziej niż za rodzicami, czy w ogóle za nimi tęsknie? Dawali mi pieniądze, lecz nigdy nie dali mi miłości. Zawsze interesowali się tylko pracą, ja miałam ciągle opiekunki. Byli przyzwyczajeni, że wszystko da się kupić. Chyba się w końcu zorientowali jak okropnymi są rodzicami, bo zaczęli ze mną coraz więcej czasu spędzać. Tata, żeby mnie uszczęśliwić ciągle kupował mi zabawki. Już nigdy ich do siebie nie dopuściłam. Czy kiedykolwiek zrozumieli, że miłości nie da się kupić? Później już byliśmy tylko ludźmi którzy mieszkali w jednym, ogromnym domu i nikim więcej. Mimo, że byłam ich córką, mieszkałam z nimi to byliśmy sobie obcy. Dopiero Kubuś w pewnym sensie odbudował naszą rodzinę. Wypełnił pustkę tego ogromnego domu. Pewnego razu mama mnie zawołała na rozmowę, co mnie bardzo zdziwiło. Nie rozmawialiśmy, ja się dobrze uczyłam, nie było ze mną za dużych kłopotów, więc o co im chodziło?

Wiem, że to okrutne ale ich traktowałam tylko jak pieniądze. Tylko tego od nich oczekiwałam.

-Będziesz mieć braciszka. –zostałam poinformowana jak byłam w pierwszej gimnazjum. Matma siedziała z Ojcem na kanapie trzymając się za ręce. Uważnie mnie obserwowali. Muszę przyznać, że to był dla mnie szok. Tego się nie spodziewałam.

-Braciszka? Lepiej będzie dla tego dziecka jak się nie urodzi. Nie macie pojęcia jak być rodzicami. Zrobić dziecko to jedno, a wychować je to drugie. –mówiąc to poczułam jak ktoś uderza mnie w twarz. Dostałam w policzek. Czy zasłużyłam? Jak bardzo by oni musieli dostać, za wszystkie krzywdy, które mi wyrządzili. Złapałam się za piekącą część twarzy i stałam. Ojciec nigdy jeszcze mnie nie uderzył. Nawet jak rok temu stłukłam jego zegarek za czterdzieści tysięcy. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Byłam jak w transie, z tego otępienia wyrwał mnie trzask drzwi. Ojciec wyszedł z domu. Pamiętam co pomyślałam: niech już nie wraca. Niech go potrąci samochód i odejdzie z mojego życia.

-Skarbie tak bardzo Cię przepraszam. Wiesz, że Tatuś Cię kocha. –mówiąc to po jej policzkach spływały łzy.

-Tatuś? To nie jest mój tatuś, tylko ojciec. Na Tatusia trzeba zasłużyć. Tak samo jak Ty nie jesteś moją mamusią. Kim wy w ogóle dla mnie jesteście? Na pewno nie rodzicami. –wiedziałam, że ją ranię. Od dłuższego czasu chciała odbudować nasze relacje. Naprawdę się starała. Ja jednak nie potrafiłam jej wybaczyć. Ciągle pamiętam jak nie było jej na żadnym dniu matki, ja jednak co rok jak głupia zgłaszałam się żeby powiedzieć wierszyk z nadzieją, że jednak ją zobaczę na scenie. Z nadzieją, że w końcu na mnie zwróci uwagę. Ale jak to mówią nadzieja matką głupich. Pamiętam dni, że siedziałam do późna w salonie i czekałam aż wrócą. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałam jak to jest mieć kochających rodziców, tylko z opowiadań. Jednak codziennie rano się budziłam w swoim łóżku, wierząc, że dzisiaj będzie inaczej.

-Znowu zasnęła na podłodze. Mówiłem Ci kurwa, że od tego jest łóżko. –Ojciec zaczął się drzeć do mojej opiekunki. Mimo, że nie spałam nie byłam w stanie otworzyć oczu.

-Nie chciała spać u siebie. Zasnęła czekając na Was, ma tak czekać w nieskończoność? To jest jeszcze dziecko. Nie zapominajcie, że potrzebuje czasem trochę ciepła. –pocałowała mnie w policzek i wyszła. To był ostatni raz kiedy ją zobaczyłam. Miałam wtedy kilka lat. Wiele opiekunek chciało się ze mną zaprzyjaźnić, jednak żadnej na to nie pozwoliłam. Byłam strasznie niedostępna, dla wszystkich bez wyjątku. Nie chciałam opiekunek, chciałam rodziców. Byłam bardzo zimnym dzieckiem. Wiktor był pierwszą osobą której pozwoliłam dotrzeć do siebie. Byłam wtedy w zerówce. Wiki, myśląc o nim zawsze czuję w sercu pustkę.

-Masz piękne oczka. –podszedł do mnie chudy chłopczyk kiedy bawiłam się w piaskownicy. –Mogę się z Tobą pobawić? Proszę, już dawno się z nikim nie bawiłem.

-Ech niech Ci będzie, ale nie niszcz mi babek, rozumiesz ? –Nie wiem dlaczego go do siebie dopuściłam. Może to ta nieodparta chęć ciepła. A może po prostu już od dziecka poczułam, że nigdy nie będę mogła mu odmówić. Pamiętam jak wtedy wyglądał. Był niski i chudy. Miał na sobie brudne ubrania, rozklejające się buty. Pod okiem limo, a na rękach zauważyłam kilka siniaków.

-Tylko, że ja nie mam zabawek. –powiedział skruszony.

-Pobawimy się moimi zabawkami, dobrze? –wtedy coś we mnie pękło. Chciałam się z nim zaprzyjaźnić. Czułam, że nie tylko ja czuję ten ból w sercu.

-Tak! Dziękuję. –mówiąc to mnie przytulił, a ja odwzajemniłam uścisk, tak rzadko ktoś to robił. –A gdzie Twoi rodzice, przyszedłeś sam?

-Tak, wszędzie chodzę sam. -Ja byłam z opiekunką, która w tej chwili była ożywiona rozmową z jakimiś staruszkami.

-Rodzice Ci pozwalają?

-Ja sam sobie pozwalam. Przepraszam, masz coś do jedzenia? –wcale mnie nie zdziwiło to pytanie. Nie wyglądał na takiego co dużo je. Wstyd mi było tak przy nim siedzieć, w najdroższych ubraniach. Sukienka pewnie była warta więcej niż cała jego szafa. Może nawet droższa, od zawartości jego domu. Siedziałam w tej piaskownicy jak jakaś księżniczka. W kapeluszu, z warkoczykami, w pięknej niebieskiej sukience. Czy właśnie tego chciałam? Tak naprawdę te ubrania to ostatnia rzecz, której pragnęłam.

-Chcesz do mnie dziś przyjść na obiad? –spytałam i nigdy jeszcze nie widziałam tak szczęśliwego człowieka.

Od tamtego czasu byliśmy nierozłączni. Zawsze, wszędzie razem. Nawet mając inne przyjaźnie, będąc w innych klasach potrafiliśmy znaleźć dla siebie czas. Przyjaźnie, tyle ich miałam. Ola, moje przeciwieństwo. Tak bardzo ją kocham, ale to ja ją odepchnęłam wyjeżdżając i nie pozwalając nikomu siebie odnaleźć. Czy mnie szukali? Na pewno, nie mam najmniejszych wątpliwości. Po jakim czasie odpuścili? Tak bardzo chcę wiedzieć co u nich, co u Wiktoria, czy nadal na mnie czeka jak powiedział na ostatnim spotkaniu. Czy tak bardzo za mną tęskni jak ja za nim. Czy także nie może zapomnieć o naszym ostatnim i jedynym pocałunku. Poszliśmy na spacer, było bardzo późno. Następnego dnia miałam wyjechać.

Nikt się nie musiał odzywać. Nie czułam się źle milcząc w Jego towarzystwie. Chodziliśmy tak przez dłuższy czas. W końcu stanęłam naprzeciwko niego. Czego właściwie chciałam?

Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czułam jego oddech na swojej skórze, zapach jego perfum. Zapach przy którym nie umiałam się skupić i myśleć. Nagle zapragnęłam, żeby przestały nas dzielić nawet centymetry. Był dużo wyższy więc stanęłam na palcach i dotknęłam swoimi wargami jego ust. Był zdziwiony ale odwzajemnił pocałunek. Na początku całowaliśmy się delikatnie. Lekko muskając się ustami. Jego ręce znalazły się na mojej tali i przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotłam w jego włosy. Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą współpracować, całowaliśmy się coraz namiętniej. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. I nagle oderwaliśmy się od siebie. Oboje ciężko oddychaliśmy. On jednak mnie nie puścił. Przytuliłam się do niego i położyłam głowę na jego ramieniu. Gładził mnie po włosach jedną ręką, drugą cały czas mnie trzymał, jak gdyby bał się, że ucieknę. Nie wiem ile tak staliśmy, na pewno długo.

-Wiki muszę iść. –tak bardzo tego nie chciałam, ale tylko przedłużałam to co nieoczekiwane.

Chciałam mu jakoś powiedzieć, że to pożegnanie, że nie dam rady już tu dłużej żyć. Jeszcze wtedy nie byłam tak bardzo uzależniona od narkotyków, tylko fizycznie. Teraz doszło też uzależnienie psychiczne. Chciałam iść na odwyk, chciałam stąd wyjechać, pozbierać się. Kto by pomyślał, że to właśnie będąc na odwyku zostanę uzależniona tak bardzo. Teraz wszystko inne przestaje być ważne – liczy się tylko przyjmowanie narkotyku. Zaniedbuje wszystkie czynności życia codziennego. Oprócz tego wzrosła u mnie tolerancja na narkotyk, przez co muszę zażywać ciągle więcej i więcej. Czy lekarze się orientują, że ćpam? To nonsens, na odwyku łatwiej zdobyć narkotyki niż na mieście.

-Sylwia będę czekał. Nie ważne jak długo to potrwa. –Widziałam jak po jego policzku spływają łzy. Pierwszy raz zresztą, nigdy nie płakał. Spotkało go w życiu tyle złego, a potrafił się pozbierać, i to właśnie nas kolosalnie różniło. Delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć, ostatni raz spojrzałam na tego wysokiego, niezwykle pięknego chłopca.

-Ja muszę Ci coś powiedzieć, Sylwia ja… –nie pozwoliłam mu dokończyć, położyłam palce na jego ustach.

-Proszę nie utrudniaj mi tego. Ja muszę sama sobie z tym poradzić. Muszę dać sobie z tym sama radę. To ja muszę chcieć nie Wy.

-Obiecaj, mi, że wrócisz, obiecaj! –objął mi twarz rękoma odrobinę za mocno.

-Obiecuje. –pocałował mnie w czoło a ja odeszłam. Wiedziałam, że on się nie rusza, stoi i patrzy jak odchodzę w dal. Tak bardzo chciałam się odwrócić, pobiec do niego i nigdy nie odchodzić. Jednak są drogi, które człowiek musi pokonać sam. Po śmierci mojego braciszka, po rozwodzie moich rodziców nasze kontakty uległy zmianie, ja go odepchnęłam od siebie. Zaczęłam palić, ćpać, chodzić na imprezy. To nie byłam dawna ja. Mimo wszystko, on się nie odsunął, robił wszystko by mi pomóc. Był przy mnie tak jak to było możliwe. Najważniejsze w uzależnieniu jest to, że trzeba chcieć się wyleczyć. Problem jest w tym, że ja tego nie chce. Już mam dość tego życia, tego bólu. Nawet narkotyki nie są w stanie go całego stłumić. Kubuś, Kubuś, tak bardzo go kochałam. Tylko on był tak naprawdę w stanie mnie skrzywdzić. I to zrobił, nieświadom tego, że jest dla mnie wszystkim. To on zapełnił wszystkie luki w moim sercu, on dał mi miłość której tak bardzo potrzebowałam. On był miłością. Jak go zabrakło, zabrakło też cząstki mnie, która walczyła o lepsze jutro. W drugiej szufladzie, mam śmiertelną dawkę leku. Śmierć jest łatwa, to życie jest trudniejsze. Tak, zrobię to, zrobię wszystko żeby być z Kubusiem. Ale czy trafię tam gdzie Kubuś? Myślę, że już gorzej być nie może. Wiki, tylko przez niego jeszcze jakoś próbuję funkcjonować. Stoję właśnie przed szufladą, w której może czekać lepsze jutro. Czy się odważę? Zawsze wiele osób mnie podziwiało za moją odwagę, jednak w tej chwili nie ma tu jej nawet krzty. Ale czy cierpienie nie wymaga więcej odwagi niż śmierć? Zresztą, po co przeciągać to co nieuniknione. Wzięłam tabletki do ręki zastanawiając się, czy to na pewno wystarczy. Nie mogę już dłużej czekać, wrzuciłam je do buzi.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • NataliaO 23.03.2015
    Mogłaś trochę zastosować odstępy, bo początek mi się zlewał, albo to moja winna.
    Opowiadanie jest w nim tyle bólu, żalu i smutku, że czasem nie można go ogarnąć czytając. Czytało mi się zmiennie; raz było lekko a za chwilę trochę ciężko i mozolnie. Historia dość ciekawa. Taka trochę upchnięta zbytnio pod mroczną historię, wiem, ze wiele dziewczyna przeżyła ale trochę więcej balansowania, niech ciemność i jasność mają równanie.
    Historia ogółem jest dobra. 4 :)
  • taka tam ja 23.03.2015
    pisząc dalej wezmę to pod uwagę :)
    tylko nie rozumiem o co Ci chodzi z tym, że zlewał Ci się początek ;)
  • NataliaO 23.03.2015
    chodzi mi o to, że dość długi czas wszystko było pisane ciągiem. I trochę mi się zlewało, ale jak mówiłam może to moja wina mam trochę wzrok szwankujący :)
  • Riyab 23.03.2015
    Ciekawa i potwornie smutna historia. Tak jak mówiła NataliaO, można by było ją jakoś podzielić. Więc uwag nie mam i daję zasłużone 4 :D
  • taka tam ja 24.03.2015
    A czy jest możliwość edytowania dodanych rzeczy?
  • BreezyLove 25.03.2015
    Na początku nie chciało mi się czytać bo uważałam, że za długie. Jednak, gdy zaczęłam, wciągnęlo mnie jak czarna dziura ;) jest parę błędów, ale mimo to jest super, chociaż smutne. Zostawiam 5 ;)
    PS. Nie ma opcji edytowania ;)
  • nightwatcher 25.03.2015
    Podejżałem właśnie Twój profil i z nieukrywaną radością odkryłem, że masz skończone 18 lat. Wiec już ze spokojnym sercem, pełnoletność Twoją przyjmuje, przynajmniej nikt mnie nie zapyta dlaczego nieletnie zaczepiam. Bo z racji wieku to co ja w ogóle w sieci robię....
    Ale do rzeczy. Możesz mi wyjaśnić dlaczego powyższy tekst jest dobry ale tylko do połowy? Bo Twój tekst był monotematyczny. Skoro lubisz pisać o smutasach, śmierciuchach i ogólnie w czarnych barwach no to super!!! nie zapomnij jednak użyć chociaż trochę ciepła, miłości i tych innych cukierków. Dlaczego? Bo pisząc tekst smutny z natury bo ma taki byc koniec kropka. Kontrastując go delikatnym chociaż wspomnieniem o czymś dobrym podkreślasz tragizm tego o czym piszesz. No to się wymądrowszem. Powodzenia
  • taka tam ja 25.03.2015
    Zgadzam się całkowicie! Wiele bym tutaj zmieniła, tylko niestety nie ma opcji edytowania :/ Zapamiętam to na przyszłość :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania