Prywatne życie psychopaty - Początek - (1)
Słońce skryło się za horyzontem, jakby przed kimś uciekało. Czerwone od krwi chmury również powoli znikały z oczu Borysa. Nastawała przeraźliwa ciemność, nieogarniona noc, która tylko dodawała siły mężczyźnie. Kochał wieczory, może nawet zbyt przesadnie. Codziennie stawał w oknie swego wiekowego już domu pozostawionego mu przez dziadka i przyglądał się wędrującej po nieboskłonie ognistej kuli oraz drugiej zmieniającej kształty, które dawały życie wszystkim ludziom. Gdy się tak wpatrywał, rozmyślał nad sensem istnienia oraz jego brakiem. Dzisiejszej nocy jednak zmienił swoje plany, przerwał codzienną rutynę na rzecz swojego nowego hobby.
Usiadł wygodnie przed swoim nowo zakupionym biurkiem i otworzył swoją książkę. Stronice nie były zapisane, lecz wcześniej ktoś narysował na nich ołówkiem małe, słabo widoczne znaki. Przypominały one chiński alfabet, lecz nim nie były. Jednocześnie bardzo przerażające jak i tajemnicze. Borys rozglądnął się spokojnie po pokoju. Wszystko leżało bardzo symetrycznie, dokładnie poukładane na swoim miejscu. Czystość i porządek, tylko tak można określić jego sposób prowadzenia posiadłości.
Mężczyzna wziął pióro do ręki i zaczął pisać:
Moja świętej pamięci matka nazwała mnie Borysem, lecz osobiście nigdy nie lubiłem tego imienia, dlatego nadałem sobie nowe. Dragon. Nazwiska nie pamiętam, wyparłem go z pamięci wiele lat temu, kiedy jeszcze mieszkałem w szpitalu.
Z dzieciństwa nie pamiętam praktycznie nic, prócz kilku ostatnich miesięcy mojej wolności, którą tak haniebnie mi odebrano. Miałem wtedy dziewięć lat, gdy stwierdzono u mnie chorobę psychiczną, której nazwy do dziś nie umiem wymówić, a co dopiero napisać. Moja mama zabierała mnie na badania, lecz żaden doktor nie umiał mnie wyleczyć. Żaden z nich nie odważył się mnie przyjąć, do dziś nie wiem dlaczego. Mówiąc szczerze, nigdy nie wierzyłem, że jestem chory. Byłem zdrów jak ryba, lecz każdy z kim przebywałem, bał się mnie, również moja mama. Biedulka, żyła bez męża, samotnie mnie wychowywała, aż w końcu nie wytrzymała. Zastałem ją na strychu, leżącą w centralnym punkcie pokoju, całą zakrwawioną. W prawej ręce trzymała nóż, co było bardzo dziwne, gdyż była leworęczna. Policja uznała to za samobójstwo i sprawę zamknięto.
Po tym wydarzeniu przeniesiono mnie do sierocińca, gdzie spędziłem kilka dobrych lat. Pewnego dnia wdałem się w bójkę z pewnym chłopakiem. Zaczęło się niewinnie. Rzucaliśmy na siebie obelgi, a następnie rzuciliśmy się sobie do gardeł. Dosłownie. Dusiłem go bardzo długo. Czekałem na jego ostatnie tchnienie, lecz nawet ono nie wyszło z jego ust. Zastygł w bezruchu, a mnie oszołomionego całym zajściem zabrano do szpitala psychiatrycznego.
Miałem piętnaście lat, gdy po raz pierwszy poznałem doktora Luiza Franco. To nie był człowiek, lecz potwór. Na moje nieszczęście był konserwatystą. Uważał, że metody leczenia z dawnych czasów odnosiły wymagane skutki. Do dziś oglądam blizny, które pozostały mi po jego badaniach. Pamiętam godziny tortur, kar, a to wszystko miało być przecież dla mojego dobra. Niestety chyba mu to nie wyszło..
Borys przerwał pisanie i zamyślił się na chwilę.
- Po jaką cholerę mam to pisać, skoro mogę pokazać - zaśmiał się głośno i podszedł do szafki w rogu pokoju.
W środku leżały sterty dokumentów, a na samiutkiej górze widniał wycinek z gazety. Zabrał go oraz klej leżący na półce i wrócił do biurka. Przykleił reportaż pod niezakończonym tekstem:
„Z „Domu Psychiatrycznego doktora Franco” wczorajszej nocy uciekł pacjent. Udał się na policje prosząc o pomoc, a nazywał się on Karol Olkiewski. Okazuje się, że doktor Luiz brutalnie znęcał się nad swoimi podopiecznymi, a jego metody leczenia podchodziły pod katowanie. Zbiegły pacjent określił to słowami: „katorga, więzienie oraz niekończący się strach przed tym co przyniesie jutro”. Calutki odział został postawiony przed sądem. Grozi im nawet do dwudziestu lat więzienia. Wszyscy poszkodowani zostali natychmiastowo przeniesieni do innych oddziałów psychiatrycznych. Miejmy nadzieję, że te straszne przeżycia szybko pójdą w niepamięć, a wszyscy pacjenci wyzdrowieją w jak najkrótszym czasie."
Przykleił pod nim również i drugi, tym razem krótszy:
Do tej pory trwają poszukiwania Borysa Hemigvei, który również był jednym z podopiecznych Luiza Franco. Policja podejrzewa, że psychiatra podczas jednego z eksperymentów, zabił chłopca i pochował jego ciało, nie zapisując tego w dzienniku pacjenta”.
Ponownie wziął pióro do ręki i dokończył rozdział:
Tego dnia, gdy jeden z pacjentów uciekł, w personelu zrobiło się duże zamieszanie. Ja tylko skorzystałem z okazji. Wiele miesięcy spędziłem na dokładnym zapamiętaniu ułożenia korytarzy, kamer oraz położeniu wyjścia ewakuacyjnego. Nikt nawet nie zauważył, że mnie nie ma, a ja spokojnie opuściłem miasto w poszukiwaniu pracy na czarno. Wiele lat podróżowałem po kraju w poszukiwaniu swego celu w życiu, aż przypomniałem sobie, że mój dziadek pozostawił mi swój dom, a razem z nim cały swój dobytek. Przeszukując jego dokumenty i zapiski, które prowadził tak starannie jak ja sam, przypomniała mi się część mojej przeszłości. A tak dokładnie, to te chwile spędzone wspólnie z moim dziadem, Hannibalem Lecterem. Postanowiłem iść w jego ślady, dokończyć to, co on zaczął. Już niedługo. Dziadziuś będzie ze mnie dumny, o ile patrzy na mnie z góry.
Borys przypomniał sobie, że nie nadał tytułu całej powieści, więc zapisał dużymi literami na pierwszej stronie: „Początek końca – historia, która nadchodzi”.
Komentarze (32)
Plus znowu zaliczyłeś wtopę. Skoro ominął kamery, bo wiedział, gdzie są, to czemu nie wpadł poznając ich układ?
Gość udał się na policję i nikt nie pomyślał "Hej, facet uciekł z wariatkowa, zbyt wiarygodny to on nie jest, na wszelki wypadek go zatrzymajmy".
Na komisariacie nie było kamer?
A miejski monitoring?
Widzisz?
„Z „Domu Psychiatrycznego doktora Franco” wczorajszej nocy uciekł pacjent. Udał się na policje prosząc o pomoc, a nazywał się on Karol Olkiewski. Okazuje się, że doktor Luiz brutalnie znęcał się nad swoimi podopiecznymi, a jego metody leczenia podchodziły pod katowanie. Zbiegły pacjent określił to słowami: „katorga, więzienie oraz niekończący się strach przed tym co przyniesie jutro”. Calutki odział został postawiony przed sądem. Grozi im nawet do dwudziestu lat więzienia. Wszyscy poszkodowani zostali natychmiastowo przeniesieni do innych oddziałów psychiatrycznych. Miejmy nadzieję, że te straszne przeżycia szybko pójdą w niepamięć, a wszyscy pacjenci wyzdrowieją w jak najkrótszym czasie.
Do tej pory trwają poszukiwania Borysa Hemigvei, który również był jednym z podopiecznych Luiza Franco. Policja podejrzewa, że psychiatra podczas jednego z eksperymentów, zabił chłopca i pochował jego ciało, nie zapisując tego w dzienniku pacjenta”.
To jeden artykuł. Jest tu napisane, że uciekł jeden pacjent, a potem magicznie zmienia się to na dwóch pacjentów. :) Kapusia i Borysa.
Jak mógł kochać co kolwiek, on uczuć ma nie mieć.
"Usiadł wygodnie przed swoim nowo zakupionym biurkiem i otworzył swoją* książkę."
Drugie swoim nie potrzebne. Powtórzenie.
'Miałem piętnaście lat, gdy po raz pierwszy poznałem doktora Luiza Franco. To nie był człowiek, lecz potwór. Na moje nieszczęście był konserwatystą. Uważał, że metody leczenia z dawnych czasów odnosiły wymagane skutki. Do dziś oglądam blizny, które pozostały mi po jego padaniach*. Pamiętam godziny tortur, kar, a to wszystko miało być przecież dla mojego dobra. Niestety chyba mu to nie wyszło..'
To powinien być nowy akapit. Padaniach :)
"- Po jaką cholerę mam to pisać, skoro mogę pokazać - zaśmiał się głośno i podszedł do szafki w rogu pokoju."
Z czego miał się śmiać? Znowu uczucia.
'Calutki odział został postawiony przed sądem. Grozi im nawet do dwudziestu lat więzienia.'
Dożywocie poniewasz 'zabił' chłopca. Zbrodnia z szczególnym okrucieństwem.
To by było na tyle. Zobaczymy dalej.
Fakt. To też do poprawki.
Tylko, że sam to sugerujesz. Jak zmieniłeś koncept to i tytuł zmień. Nawet jak na schzofrenicznego socjopatę, nie źle. Wtedy emocji nie musisz zmieniać. Ale to i tak już nie psychopatia.
P.S. Uwierz, ciężko ci dogodzić, lecz tym razem myślę, że następne rozdziały Cię zachwycą (przynajmniej mam taką nadzieję) :D miłego czytanie życzę i żegnam ;) do jutra.
Ale nie rozumiem z tym nie okazywaniem uczuć... O.o Dlaczego psychopata nie może mieć uczuć? Uważam, że to właśnie nie radzenie sobie z uczuciami, bądź ich niezrównoważona ilość może sprawić, że człowiek staje się psychicznie chorym... niezrozumianym przez społeczeństwo i odizolowanym przez niego.... INNYM... itp. Są różne przypadki...
Do tego on pisze swoje przeżycia z przeszłości, kiedy to miał te wszystkie terapie itp.... nie mógł się zmienić? Nie mógł kochać wieczorów? O.o ( wiem że to ciężkie zmienić kogoś takiego, ale to też człowiek). Nie mogę znaleźć w tekście fragmentu w którym pisze, że został na zawsze wyprany z jakichkolwiek uczuć... Chyba, że coś przeoczyłam :)
P.S. Nie chcę zdradzać Wam dalszych części, ale kto powiedział, że to Borys, a nie kto inny jest psychopatą. Napisałem tylko, że Dragon jest chory psychicznie, nie podałem dokładnej nazwy choroby :P
Tak jak napisałam w poprzednim komentarzu czekam na więcej *.*
Tekst ów pojawi się najprawdowpodobniej w sobotę, więc szczeże zapraszam i zachęcam do lektóry ;)
Jak na razie mi się bardzo podoba. Lubię klimaty rodem z psychiatryka. Czekam na następną część :))
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania