Poprzednie częściPrzed szarymi oczami 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Przed szarymi oczami 4

Zamknąłem za sobą ostrożnie drzwi. Schodząc po nich usłyszałem ciche stuknięcia, jakby kawałek metalu uderzył o inny. Na końcu pokazało się przede mną małe, ciemne pomieszczenie. Przy ścianie po drugiej stronie stało stare łóżko, zaraz obok niego drewniane krzesło i biurko. Na nim leżało wiele rozmaitych urządzeń powodujących ból, jednak takich, aby nie pozostawiały trwałego śladu na ofierze. Wiele z nich to urządzenia erotyczne, większość z nich rozpoznałem. Po prawej stronie były także ciężkie metalowe drzwi, dużo większe od tych prowadzących do piwnicy. Do tego z możliwością otwarcia tylko z tej strony.

Przy biurku siedział herszt i przeglądał swoje zabawki szukając czegoś.

Briok, bo tak się nazywał, był dokładną personifikacją pedofila, grubas z wąsem ze specyficznym uśmiechem i dziwną radością w trakcie przeglądania narzędzi.

Szukałem go od dwóch tygodni i w końcu znalazłem. Tylko po niego tu przyjechałem, tylko on mi był potrzebny. A co? Myśleliście pewnie, że przybyłem pomóc wiosce. Nie, to tylko przy okazji. Przecież pieniędzy nigdy za mało.

Widziałem tylko jego. Patrząc na wachlarz przedmiotów na stole, nie sądziłem, żeby z takimi zainteresowaniami miał tu więcej współlokatorów. Ciekawe tylko, czy ktoś inny jeszcze tu przebywał.

Nikt nas tu nie mógł usłyszeć.

Wyszedłem zza rogu, przestałem się chować. Skurwiel od razu mnie zobaczył, zerwał się ze swojego krzesła. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, odstrzeliłem mu dłoń, następnym strzałem przebiłem mu kolano. Upadł na brudną podłogę, barwiąc ją czerwienią.

- Powoli, dłonią, która ci została wyjmij i rzuć w moim kierunku broń – rozkazałem mu – wolniej i uważaj, drugą dłoń też możesz stracić. – Posłuchał poleceń. Zawsze lubiłem jak się boją.

- Czy ty wiesz z kim zadzierasz? – wymamrotał w przerażeniu, na większą, grubszą i donioślejszą tonację nie było go stać. – Wiesz kto za mną stoi?

- Wiem – odpowiedziałem mu spokojnie. – W tej sprawie tu jestem.

Podszedłem do niego bliżej i przykucnąłem, wyciągnąłem nóż i wbiłem go pewnie w ranne już kolano. Musiał wiedzieć, że rozmawiamy na poważnie. Briok krzyknął.

– Najpierw mi powiedz czy ktoś tu jeszcze jest, znam twoje zainteresowania.

- Nikogo nie ma – skłamał.

- Kłamiesz, to kurwa nie ładnie.

Za tymi wielkimi drzwiami ktoś musiał się znajdować, jednak nie mogłem go tu tak zostawić.

Rozejrzałem się głębiej po pokoju, pogrzebałem trochę między jego zabawkami i znalazłem długie, metalowe pręty, wystarczą na niego. Szybkimi i silnymi ciosami przebiłem jego nogę i ręce, przygwożdżając do podłogi.

Briok zaczął krzyczeć opętanie.

- Ty skurwielu, zajebię cię, zajebię – krzyknął, emocje wzięły górę nad jego strachem. Potem zwyczajnie się rozpłakał.

Złapałem za klamkę. Tych chwil nie lubiłem najbardziej, zawsze bałem się co zobaczę, co chory umysł wymyślił. Pociągnąłem ją w dół, w małym ciemnym pomieszczeniu, do którego światło nie dochodziło przy szczelnym zamknięciu, siedziała wtulona w siebie mała chuda dziewczynka o nietypowej urodzie. Zakrywały ją tylko długie czarne włosy sięgające aż za pośladki.

Jebany skurwiel, nie przepuszczę mu, będzie cierpiał. Kurwa, kurwa, kurwa. Nienawidzę gwałcicieli, są najgorsi.

- Już ci nic nie grozi – przykucnąłem przy niej.

Pancerz zrzuciłem z siebie w kąt, a ją ubrałem w koszulkę.

Nie wzdrygnęła się, gdy ją dotknąłem. Nic nie zrobiła. Tylko patrzyła na mnie uważnie swoimi wielkimi szarymi oczami. Jej wzrok był zimny, obojętny. Nie mogłem w nim nic zobaczyć. Była inna niż dziewczynki, które znajdywałem.

- Poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę.

Briok leżał tak samo kiedy do niego podszedłem. Przerażony, szlochający z nieustannie wypływającą krwią z ran.

- Wiesz kim jestem?! – zapytałem się go, krzyczałem, nie mogłem się powstrzymać od krzyku.

- Wiem kim jesteś – roześmiał się paranoicznie. – Myślisz, że coś możesz? Ja jestem nikim, mnie zabijesz, ale go dorwać nie zdołasz.

Zdążył już się oswoić z całą tą sytuacją.

- Powiedz mi gdzie on jest.

- Czemu mam to zrobić? Przecież i tak mnie zabijesz.

- Tak, umrzesz. Jednak ty zdecydujesz jaka będzie do tego droga. Może stać się to zaraz lub nie. Decyduj.

Podszedłem do niego i zacząłem bawić się wbitym nożem, aby jego myślenie nie trwało zbyt długo, niech się pośpieszy.

Nie ukrywam, że to jednak fajna zabawa.

- Myślisz, że mnie przestraszysz?

- Już jesteś przerażony, srasz po gaciach. Dobrze, nic nie mówisz. – Mocnym pociągnięciem oderwałem kawałek jego spodni i zawinąłem w kulkę, potem włożyłem ją w jego usta. – Niestety nie mam wody, lepiej ją naśliń jak najbardziej, inaczej mózg ci się spali.

Zaczął próbować coś mówić, jednak nie mógł, słychać było jedynie drażniące buczenie. Z pasa wyciągnąłem metalową kulę, wcisnąłem przycisk z napisem ‘’START’’, rozłożyła się, wysunęły się z niej oczy oraz ręce. W powietrzu unosił się mały dron.

- Poraź tego pana prądem – rozkazałem.

Robot złapał go za ręce i volty przypłynęły przez jego ciało. Jego mięśnie spięły się, a twarz wykrzywiła w grymasie bólu. Nie mógł krzyczeć. To dobrze, za ścianą była mała dziewczynka, która niekoniecznie musiała tego słuchać.

- Starczy – rozkazałem i spojrzałem na niego gniewnie. - Zaczniesz mówić?

- Pierdol się!

Kurwa, gdyby nie dziecko za ścianą...

- Jeszcze raz – poleciłem dronowi.

Powtórzył działanie. Rażenie prądem miało to w sobie, że za każdym razem męczyło coraz bardziej i bardziej miało się tego dosyć. Tym razem potrzymałem trochę dłużej, aż dotarł do mnie zapach palonego mięsa. Za słabo naślinił.

- Już. – Dron odpuścił. - Powiesz?!

- Powiem. – Rozpłakał się znowu, szybko się złamał. Trochę szkoda, trochę dobrze. – On często się przemieszcza, dla bezpieczeństwa, ma trzy bazy, które nie mam pojęcia gdzie się znajdują.

- Lepiej powiedz mi coś konkretnego. – Denerwuje mnie.

- Mogę ci powiedzieć kto daje mi towar! On na pewno wie!

- Mów!

- Nazywamy go Łysym. Kontroluje handel narkotyków oraz niewolnictwa, w zasadzie kontroluje cały nasz handel, wszystko przechodzi przez niego. On na pewno coś wie.

- Jak się nazywa?

- Jodok – zająknął się – Jodok Łysy.

- Gdzie go znajdę?

- Wiem gdzie będzie. Jest nowa dostawa niewolników, są transportowani na Ilorad, Łysy to wszystko kontroluje. Wiesz, to ta stacja kosmiczna.

- Wiem co to jest.

- Powiedziałem już wszystko, więcej nie wiem.

- Dobrze, w takim razie przejdźmy do kolejnego punktu w planie.

Wyciągnąłem pistolet i przyłożyłem mu do czaszki.

- Nie musisz tego robić. – Znowu się rozpłakał.

- Ale chcę.

Najpierw jednak musiałem pozbyć się jego broni. Zsunąłem spluwę w dół, celując w jego krocze.

- Nie, proszę. – Rozpłakał się bardziej niż do tej pory.

Strzeliłem i odstrzeliłem. Zaczął krzyczeć i płakać jednocześnie, obie rzeczy wykonane paranoicznie. Zmieszane uczucia. Z tego miejsca lała się prawdziwa pożoga, zalała podłogę. Odsunąłem się, nikt by nie chciał paplać się w krwi z chuja.

Podniosłem pistolet i znowu wycelowałem w jego czaszkę.

Nastąpił kolejny strzał, huk rozniósł się po pomieszczeniu. W głowie powstała dziura, z której spłynęła krew i zasłoniła jego twarz.

Jednak to nie ja strzeliłem.

Odwróciłem się pośpiesznie. Zobaczyłem dziewczynkę trzymającą w ręce pistolet. Musiała podnieść go, ten, który kazałem mu wyrzucić. Niepotrzebnie to zrobiłaś, nie musiałaś. Każdy się zmienia po pierwszym odebraniu życia, już nie będziesz taka sama. Kogo ja okłamuje? Po tym co przeszłaś, już nigdy nie będziesz taka sama.

Przykucnąłem ponownie przy niej, w jej oczach nadal nie było nic widać. Spokoju, nie spokoju, jakiegoś bólu lub ulgi. Nie mogłem zobaczyć nic.

Delikatnie złapałem za pistolet i wyciągnąłem z jej dłoni.

- Jak masz na imię? - zapytałem.

Nic nie odpowiedziała, nadal tylko na mnie patrzyła tymi szarymi, wielkimi oczami wyglądającymi jak otchłań bez dna.

- Zabiorę cię stąd.

Złapałem jej dłoń i wyprowadziłem po schodach na górę. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, że są metalowe i muszą być dla niej zimne. Posadziłem na fotelu w salonie, a sam zajrzałem do szafki. Musiałem ją w coś innego ubrać.

Jak ja wyprowadzę stąd tego dzieciaka? Kurwa, cały plan poszedł się pierdolić. Przecież nie mogę jej stąd wyprowadzić. No kurwa. Ani też zostawić.

Znalazłem jakąś koszulkę, grubas miał je wielkie, więc pewnie całą ją zakryje. Nie katowałem małej zbyt dużymi spodniami. Ściągnąłem z niej obecną i założyłem następną. Wyglądała prawie jak sukienka.

Sam ponownie przywdziałem uniform.

Będę musiał wyjść w nocy. Może jakoś uda się przemknąć. Ciekawe czy mój przyjaciel nadal będzie czekać. Jak nie to wysadzę go ze wszystkimi innymi.

Złapałem ponownie dziewczynkę za dłoń i posadziłem na fotelu w salonie.

- Poczekaj tu – rozkazałem.

Sam wróciłem schodami na drugie piętro i usiadłem przed komputerem. Zajrzałem w historię, ułożyłem treść podobnie i wysłałem rozkaz do warsztatu. Teraz zostało tylko poczekanie do wieczora.

Wróciłem na dół i usiadłem obok dziewczynki.

*

Nocą patrolowała znacznie mniejsza straż. Gdy wyszliśmy przez okno, nikogo nie było widać, wszyscy spali. Złapałem ją za rękę i ostrożnie przeprowadzałem między domami. Po drodze nikogo nie zobaczyłem. W zasadzie nie było to dziwne, warta była ustawiana na zewnętrznych rejonach.

Zatrzymałem się dopiero przed warsztatem. Stał przed nią jeden z nich. Wyciągnąłem pistolet, potem tłumik, połączyłem obie te rzeczy ze sobą.

Nie dam rady jej przeprowadzić. Będę musiał ich wszystkich zabić.

- Schowaj się za domkiem, zakryj oczy i uszy – rozkazałem.

Kiwnęła głową na tak i wykonała polecenia.

Kogo ja okłamuję? Zakryj oczy i uszy? Była trzymana i gwałcona, zabiła już bez wzdrygnięcia, bez emocji.

Pistolet schowałem za plecami i podszedłem do strażnika warsztatu.

- To ty masz wyjeżdżać w nocy? - zapytał.

Spojrzałem przez jego ramię do środka. Zobaczyłem jeszcze dwóch, w nocy na pewno ich tak dużo się nie kręci.

Wyciągnąłem gnata i strzeliłem mu w czaszkę, kolejnym krokiem doskoczyłem do niego i pchnąłem w przeciwnika po prawej. Sam się skuliłem za jego ciałem w nadziei, że chociaż jako tarcza się nada. Warsztatu nie obronił.

Strzelałem w tego po lewej. Zobaczyłem czwartego, był tuż za rogiem. Nie zdążył jednak nic zrobić, kolejna kula trafiła jego. Potem nastąpił głośny huk. Jako tarcza dobrze się spisał.

Kurwa. Zjebałem, teraz wszyscy się pobudzą, zobaczą co się dzieje. Trzeba się śpieszyć.

Kiedy ciało upadło, zabiłem ostatniego.

Pobiegłem po dziewczynkę. Nie miała zakrytych oczu i uszu. Złapałem ją za dłoń i ruszyłem z powrotem. Po drodze zobaczyłem zapalone światło w jednym z domu. Może pomyśleli, że coś upadło. To niewiarygodne, ale gdyby ktoś w warsztacie naprawdę pracował i wydarzyłby się wypadek, dźwięk byłby podobny. Ale przecież i tak ktoś przyszedłby sprawdzić co się dzieje.

Chciało ci się kurwa bohatera zgrywać. Mogłeś ją tam zostawić, wszystko poszłoby zgodnie z planem. Spokojnie byś wyjechał, a na koniec oglądał fajerwerki. I znowu się okłamujesz, wiesz przecież, że nie mogłeś.

Dotarliśmy do samochodu, którym tu przyjechaliśmy. Domamir nadal siedział za kółkiem. Nawet na dźwięk strzałów nie ruszył się. Wierny skurwiel. Wystarczyło tylko odpowiednią obrożę znaleźć.

Usiadłem obok kierowcy, a dziewczynkę posadziłem z tyłu.

- Jesteś – wyjąkał – i to nie sam.

- Musisz szybko ruszać.

Zapalił silnik.

- Co tu się dzieje? - wykrzyczał nowo przybyły.

Ktoś jednak przyszedł zobaczyć co się stało. Dopiero potem zauważył ciała i spróbował uciekać.

- Ruszaj! - krzyknąłem.

Ruszył, na rozkaz wcisnął gaz do samego końca. Uderzyliśmy w sprawdzającego i zmieliliśmy pod kołami. Już nie wstanie. Skręciliśmy na lewo i wjechaliśmy do jaskini.

- Tutaj zwolnij. Nasi strażnicy na pewno jeszcze o niczym nie wiedzą. W obozie jeszcze dochodzą do tego co się stało.

Ale i tak trzeba będzie ich zabić.

- Skąd ją masz?

- Nie twoja sprawa – warknąłem.

Ściągnąłem z siebie zbroję i koszulkę.

- Schowaj się pod tym - powiedziałem do dziewczynki i rzuciłem na nią.

Była taka malutka i chudziutka, że bez problemu wczołgała się pod to.

Zatrzymaliśmy się przed bramą. Tym razem podszedł do okna ktoś inny.

- To wy – powiedział z obojętnością. – Dostaliśmy wiadomość, że będziecie przejeżdżać.

Wrócił do swoich i zaczęli rozmawiać, jeden z nich szybko machał rękoma, a kolejny wykonał gest pukania w głowę. To wszystko trwało za długo. Może się spóźniliśmy. Po chwili brama zaczęła się otwierać. Za nią ponownie zobaczyłem zwykłą jaskinię.

Domamir powoli ruszył. Wszyscy nas obserwowali, gdy wyjeżdżaliśmy. Aż sam nie wiedziałem czy wiedzieli czy nie.

- Gaz do dechy – rozkazałem kiedy tylko troszkę się oddaliliśmy.

Wyciągnąłem granat, odbezpieczyłem i wyrzuciłem go przez okno, zanim brama się zamknęła. Wybuch pchnął samochód do przodu, a jaskinia zaczęła się walić.

- Jedź! - krzyknąłem.

Dziewczynka wyjrzała zza kryjówki i patrzyła z ciekawością jak wszystko za nami waliło się i przestawało istnieć. A to dopiero wstęp do atrakcji. Ja też zahipnotyzowałem się tym widokiem. Można było pomyśleć, że przecież zaraz mogliśmy zginąć, głazy mogły nas dogonić, walnąć w samochód albo zagrodzić drogę. Ale to się nie stało. Jechaliśmy za szybko, a widok upadającej jaskini znikał w oddali. Być może nawet unieruchomił się nim dotarł do końca.

- Zatrzymaj samochód – powiedziałem zaraz po tym, jak opuściliśmy tunel.

Wykonał polecenie momentalnie. Wyciągnąłem wtedy gnata i strzeliłem mu w bok głowy. Mogłem go poprosić abyśmy się przeszli, żeby dziewczynka tego nie widziała. Ale po co? Zobaczyła już wystarczająco dużo.

Trochę szkoda. Nie lubisz faceta, uważasz go za najgorsze gówno, a mimo to gości w twoim życiu i kiedy znika, pozostawia po sobie taką małą pustkę.

Wysiadłem z samochodu i przeszedłem na drugą stronę. Otworzyłem drzwi, wyciągnąłem ciało i wyrzuciłem na zewnątrz. Nie ja jestem od sprzątania, potem odpowiednia ekipa z rządu tu przyjedzie.

Dziewczynka wyszła za mną, obserwując dokładnie co robię. Potem stanąłem patrząc w stronę miejsca, gdzie znajdował się obóz. Ona ustała obok mnie.

Na kluczu wcisnąłem przycisk „bum”. Eksplozja wystrzeliła w niebo dając światło w nocy. Elementy z obozu, deski, blachy, kawałki ciał rozniosły się na jakieś dwa kilometry od centrum. Lubiłem patrzeć na wybuchy. Takie fajerwerki na koniec zabawy.

No to został jeszcze burmistrz.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania