Przemiła podopieczna
Starsza pani, którą się obecnie opiekuję jest z tych oziębłych, rządzących, nieprzyjemnych. Na szczęście lepiej radzę sobie z takimi ludźmi niż z tzw. ciepłymi kluchami. Dlatego też myślałam, że nie odczułam za bardzo jej podłości w stosunku do mnie. Muszę przyznać, że już na samym początku zlecenia kilka razy odpowiedziałam jej tonem podobnym do tego, z jakim ona zwraca się do innych. Dzięki temu stałam się nietykalna. Nie wiem, czy kobieta poczuła to, czego doświadczają inni, gdy ich strofuje, krytykuje, poniża, czy jedynie stwierdziła, że skoro sobie nic nie robię z jej złośliwości, to szkoda na mnie tracić energię. Przez pewien czas uważałam ją nawet za sympatyczną. Już tak mam, że lubię silne charaktery, ludzi z duszą artysty lub po prostu osoby szalone.
Idzie już czwarty miesiąc i muszę przyznać, że kobieta skutecznie zniechęciła mnie do siebie. Ostatnio mam wrażenie, że przebywam w zakonie, w którym jest nakaz milczenia. Nikt się nie odzywa. Ja również straciłam ochotę mówienia czegokolwiek. Za każdym razem, gdy ktoś się odezwie, mój wampirek nieprzyjemnym tonem zaprzecza, że tak jest, krytykuje, czasami jest wręcz oburzona. Sytuacji nie da się wówczas uratować w żaden sposób. Jedyne co można zrobić to zamilknąć. Od czasu do czasu próbowałam być miłą, kulturalną towarzyszką w te upalne dni. Eleonora podobnie jak muchy pod wpływem słońca, stała się jeszcze bardziej agresywna. Chodzi po domu i brzęczy cały czas złośliwie na swojego męża. Jestem zazwyczaj na pierwszym piętrze, a czasami i tak nie mogę tego słuchać.
Wczoraj wygnała podopiecznego, by podlał kwiatki. Mi zabroniono tego robić. W związku z tym podopieczny wychodzi codziennie wieczorem z mikroskopijną konewką i podlewa dwa wybrane przez kobietę kwiatki, ilością wody przypominającą splunięcie człowieka, któremu zalegała w gardle odrobina flegmy. Hary ruszył z tą swoją konewką, którą skubnął pewnie jakiemuś dziecku w piaskownicy. Nawet nie nabrał do niej wody. Od razu pomyślałam sobie, że musi uważać, by tych kwiatków nie zatopił. Rozumiem jednak, że to jest chory człowiek i wiem, że z rana, przed śniadaniem, zanim wszyscy wstaną, muszę wziąć konewkę normalnych rozmiarów i w tajemnicy przez moimi skrzatami podlać część ogródka, którą wypielęgnowałam również w tajemnicy przed nimi. Do Eleonory informacja o chorobie męża chyba jednak nie dociera. Widząc seniora z mikroskopijną, prawie pustą konewką, zaczyna się wydzierać w niebogłosy. Z okna mojego pokoju widzę, jak sąsiedzi zaglądają przez szpary w płocie, by sprawdzić co się u nas dzieje. Hary ze spokojem „spluwa” konewką na kwiatka i ze stoickim spokojem mówi, że jeszcze nie skończył. Rusza krokiem człowieka mającego całą wieczność przed sobą do kuchni, by nabrać wody…
Może kiedyś spiszę wszystkie historie. W sumie to bardzo ciekawe. Pochłonięta innymi sprawami, a może w obronie własnej, by kobieta mnie nie zniszczyła, nie zwracałam dotychczas na to zbytniej uwagi. Ostatnio coraz częściej liczę czas do końca zlecenia. Nadal nic nie robię sobie z „uprzejmości” Eleonory. Jednak zaczęłam zwracać na nie większą uwagę i powoli zamienia się w moich oczach w potwora. Spoglądam na jej męża, który jako człowiek słaby z charakteru nie przypadł mi do gustu i zastanawiam się, jak on mógł całe życie pozwalać na to, by ktoś nim tak pomiatał.
Wbrew pozorom bywają jednak momenty, gdy Hary się broni. Odnoszę wrażenie, że najczęściej ma to miejsce, gdy są na osobności. Czasami zdarzy się to również w mojej obecności. Starzec przyzwyczaił się już do mnie i ma przy mnie mniejsze opory niż przy obcych. Natomiast w obecności innych osób nigdy nie skrytykował, ani nie odpowiedział żonie na jej nieprzyjemne słowa.
Tak mnie naszło, by o tym wspomnieć, gdy przy obiedzie Harry jak zwykle zjadł pierwszy i nie wiedząc co ze sobą począć, stwierdził, że zabawi nas dyskusją. Spojrzał, jak wielokrotnie przy każdym posiłku, w okno i powiedział, że niebo jest niebieskie. Oczywiście dostał zjebkę. Zapadła cisza. W duchu pomyślałam sobie, że też mam już dość gadania o niebieskim niebie za szybą i latających motylach. Na wzór podopiecznych koncentruję się więc na własnym talerzu, by jak najszybciej zjeść swój posiłek i ulotnić się do swojego pokoju.
Chwilę później starzec ponownie otwiera usta ze zdziwieniem widząc, jak wiatr dmuchnął sobie w ogródek z tyłu domu. Również zaobserwowałam ten powiew. Faktycznie ruszyło przez chwilę porządnie krzakami. Harry uznaje, że to wydarzenie jest godne uwagi i głośno oświadcza, że jest silny wiatr. Pech chciał, że Eleonora siedzi odwrócona do całego wydarzenia plecami. Przed nią rozciąga się osłonięty od najmniejszego powiewu, sprażony słońcem, smutny, umierający ogródek. Kobieta patrzy oburzona na męża i ironicznym, nieprzyjemnym głosem mówi, żeby lepiej nic nie mówił, bo ten wiatr głowy mu z pewnością nie urwie. Kilka minut wyrzuca z siebie słowa na temat wiatru i głupoty męża.
Ja ledwo powstrzymuję się od śmiechu. Wiem, że to dramat. Rozumiem, jak czuje się jej mąż. Sytuacja wydaje mi się jednak komiczna. Do tego muszę stwierdzić, że natura jest jednak złośliwa. Z jednej strony przeleciał niemal tajfun, a z drugiej strony roślinki nawet nie drgnęły. I jak tu udowodnić komuś, kto ma zawsze rację, że do ogrodu wpadł wiatr, zahulał i uciekł (pewnie widząc Eleonorę)? Czasami bronię się przed tą wampirzycą. Czasami bronię jej męża, chociaż za nim nie przepadam. Dzisiaj stwierdziłam, że nie mam już siły na to wszystko. Wyssała ona chyba ze mnie całą energię.
Komentarze (50)
"Odnoszę w rażenie, że najczęściej ma to miejsce, gdy są na osobności." - wrażenie.
I gdzieś po drodze masz "Harry".
Wyrabiasz się pod kątem zapisu. Niby najważniejsza historia i tak dalej, ale widać w tym aspekcie progres, co cieszy.
Historia jak te przed nią, ciekawa, choć lżejsza.
Całkiem ciekawe.
Pozdrawiam.
Dlaczego się męczysz i po prostu nie zrezygnujesz z tego :c?
No spoko, zamilne skoro nie jestes zainteresowana tym, jak sie odbiera Twoje, narzekajace na mikroswiat starcow i na nich zorientowane, teksty..
Prostytutki składają podobne deklaracje...
"ludzie w swoim życiu zmuszeni są iść różnymi ścieżkami." - tak, ale nie po najniższej linii oporu.
Najłatwiejsze pieniądze najbardziej kuszą. I oczywiście, kury domowe są złe, bo się nie puszczają, ale prostytutki już są super, bo przecież MAJĄ CIĘŻKO.
Znam masę ludzi, którym jest ciężko, a jednak potrafią ogarniać swoje życie. Kwestia organizacji, odpowiedniego podejścia i dobrej woli.
Kasia P, jesteśmy w podobnym wieku, ale mam wrażenie, że dzielą nas lata świetlne. Twój sposób wypowiedzi i traktowanie czytelników z góry, nie przysporzy Ci chwały. Wydałaś książkę - ok. Ale to nie świadczy o Twojej wielkości. Poszperałam troszkę w sieci, znalazłam na forach niezbyt pochwalne wypowiedzi. Poczekam i poczytam opinie o Twoim dziele. Jak na razie nie zamierzam wydawać pieniędzy na tę książkę.
Porównanie kogoś do prostytutki, jest trochę nie na miejscu.
A dwa, wszyscy się prostytują.
Bardzo szanuję PANIE uprawiający najstarszy zawód.
Pokój, kuchnia i przedpokój.
Nawet za PO. Nie jestem.
No, i tyle.
Na przykład fragment o podlewaniu kwiatków, gdzie dwie części są podzielone dłuższym objaśnieniem w nawiasie. Jeśli nie jest to na prawdę potrzebne, lepiej rezygnować z nawiasów i tak układać zdanie, żeby wtrącona część była po prostu zdaniem. Wygląda to teraz tak:
"Wczoraj, gdy wygnała podopiecznego, by podlał kwiatki (...), Hary ruszył z tą swoją konewką..." - wtrącenie w nawiasie jest dłuższe od samego zdania i to dwukrotnie i w dodatku dzieje się jakby w tym samym czasie. Lepiej będzie to wyglądało po podzieleniu na trzy zdania:
"Wczoraj wygnała podopiecznego, by podlał kwiatki. Mi zabronione jest podlewanie, w związku z tym podopieczny wychodzi codziennie wieczorem z mikroskopijną konewką i podlewa dwa wybrane przez kobietę kwiatki, ilością wody przypominającą splunięcie człowieka, któremu zalegała w gardle odrobina flegmy. Więc Hary ruszył z tą swoją konewką..."
"Od razu pomyślałam sobie, że musi uważać, by tych kwiatków nie zatopił." - ironia powinna być tutaj wyraźniej zaznaczona, na przykład przez dodatek "pomyślałam żartobliwie".
Aha, imię Harry pisze się przez dwa "r". Przejrzyj pod tym kątem swoje teksty, bo możliwe że ciągle powtarzasz ten sam błąd.
"Pochłonięta innymi sprawami, a może w obronie własnej, by kobieta mnie nie zniszczyła" - tu dobrze by było zaznaczyć, że chodzi o tą kobietę a nie jakąś.
"Natomiast w obecności innych osób nigdy nie skrytykował, ani nie odpowiedział żonie na jej nieprzyjemne słowa. " - to zdanie też bym przerobił, bo teraz oba czasowniki - skrytykował i odpowiedział - odnoszą się do tego samego podmiotu. Więc teraz jest to: "nie skrytykował... żonie na jej słowa". Może w wersji:
"Natomiast w obecności innych osób nigdy jej nie skrytykował, ani nie odpowiedział na nieprzyjemne słowa."
"osłoniony od najmniejszego powiewu" - osłonięty
Ólala.
Jestem bardzo odmiennego zdania.
Dlatego uważam ten tekst za takie dno.
W tym wypadku całkowicie zgadzam się z betti.
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania