Przemyślenia Paulo

Siedzimy przy naszym ulubionym już chyba stoliku w naszej ulubionej już chyba pizzerii. Nie wiem, czy na początku faktycznie podobała się nam tak jak teraz. Bawię się plastikową słomką, za pomocą której co jakiś czas pociągam łyk piwa z sokiem. Trzymasz ręce na stoliku, chociaż często gestykulujesz nimi, z uśmiechem na ustach wpatrzony we mnie, wciąż wesoło o czymś opowiadając.

Pamiętasz? Kiedyś zapytałam, z czego tak stale się cieszysz. Odparłeś jedynie, oczywiście z tym samym uśmiechem, może trochę szerszym, że taki masz wyraz twarzy. Co mogłam wtedy zrobić… Nie mogłam nie odwzajemnić tego zaraźliwego uśmiechu, pomimo że znów miałam beznadziejny humor.

Tak często mi taki towarzyszył. Swego czasu marudziłam, że nie mam na „to wszystko” siły. Tylko ty dobrze wiesz, że z moich ust padały czasem gorsze słowa odnośnie mnie samej, podobnie jak tylko ty wiesz, że czasem jeszcze gorsze były moje działania. Nie działo się to znowu tak dawno, jednak dla mnie wydaje się to być teraz odległymi wspomnieniami – chociaż momentami nadal odczuwam to, co wtedy. Pamiętasz, jak wtedy głupio mówiłam, że nie ma cię przy mnie? Ty wtedy jedynie stwierdzałeś prawdę:

– Jestem przy tobie.

Pamiętasz? Tak często, gdy słyszałeś te same już słowa, powtarzałeś to samo, co i obecnie. Potrafiłeś twardo powiedzieć, że nie chcesz żyć z osobą przepełnioną tak negatywnymi emocjami. Potrafiłeś też wesoło zagaić na banalny temat, przekształcając moje marudzenie w swoje żarty, które w szybkim czasie pomagały mi oderwać się od ponurych myśli. Potrafiłeś także poważnie podejść do problemów, które mnie dręczyły, albo sam starając się znaleźć ich rozwiązanie, snując monologi, albo często niemal zmuszając mnie do rozmowy. Potrafiłeś również zwyczajnie mnie przytulić, gdy spoglądałam na ciebie oczyma pełnymi łez, sama nie do końca wiedząc, dlaczego tak się czuję.

Na początku… Pamiętasz, jaki był początek?

Nieśmiały. Czy za naszego swata mogłabym niestety uznać alkohol? Widzisz, sam wiesz, że początek był niezbyt romantyczny. Zaczepiłam cię, chociaż nigdy pierwsza nie podeszłam do żadnego mężczyzny. Chyba chciałam poczuć się jak Grucha z „Chłopaki nie płaczą”.

– Kim ty w ogóle, kurwa, jesteś?

Pamiętasz? Stwierdziłeś kilka miesięcy później, że w pewien sposób i tak miałam szczęście, nie dokańczając cytatu.

– No, chyba nie mielibyśmy o czym rozmawiać, gdybyś nazwała mnie pajacem.

No, chyba tak. A pamiętasz drugie spotkanie? Raczej nie do końca wtedy wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Posyłaliśmy sobie nieśmiałe spojrzenia, a nasza imitacja rozmowy co kilka minut zmieniała się w cholernie krępującą ciszę. Sami chyba nie potrafiliśmy określić, co jest gorsze. Kiedy nareszcie się pożegnaliśmy, mieliśmy złe przeczucia odnośnie naszej późniejszej relacji. Jak to może tak dalej wyglądać?

Pamiętasz, co się działo kilka miesięcy później? Kiedy zapadała cisza w trakcie naszej luźnej pogawędki, każde z nas zajmowało się własnymi myślami, nie zastanawiając się panicznie nad tym, jak przerwać przedłużające się milczenie. Wydawało się być wtedy takie naturalne.

Kilka miesięcy później… No właśnie. Pamiętasz nasze pierwsze Walentynki? Chociaż oboje twierdziliśmy, i zresztą nadal twierdzimy, że to żadna okazja do świętowania ani w ogóle żadne „święto”, czułam jednak jakąś odmienność tamtego dnia od innych. Znów wtedy siedzieliśmy w naszej ulubionej już chyba pizzerii, z uśmiechem dyskutując głównie o błahostkach, ponieważ tamtego popołudnia knajpka była wręcz „wypchana” ludźmi. Pamiętasz, co było później? Trochę wstawieni dotarliśmy przez zaśnieżony las do mojego domu. Tam dopiero odbyła się prawdziwa romantyczna randka… Wypiliśmy razem grejpfrutową wódkę, jedząc prażynki i oglądając „Drogę Bez Powrotu”. Byliśmy i chyba nadal jesteśmy dość nieszablonowi.

Pamiętasz nasze kolejne romantyczne spotkanie? A jakże… Tak, do dzisiaj pamiętam ten słodki smak orzechowej wódki pomieszanej z mlekiem. Smakuje jak monte, stwierdziłeś wtedy, a ja nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko przytaknąć. A później… Leniwie rzuciliśmy się na kanapę, by po chwili oglądać wspólnie MMA. W międzyczasie udzielałeś mi wykładu z historii Polski, a ja, chociaż nie powiedziałabym, że jestem głupia, wtedy czułam się zbyt onieśmielona, by cokolwiek powiedzieć na omawiany przez ciebie temat.

Pamiętasz, kiedy znów byliśmy w naszej ulubionej już chyba pizzerii? Tak często tam bywaliśmy, jednak najbardziej zapadł mi w pamięć dzień, w którym nasze usta po raz pierwszy nieśmiało się ze sobą zetknęły. Co wtedy czułam? Co wtedy czułeś ty?

Wiesz, przypominam sobie jeszcze, że właśnie w tym zimowym okresie ponownie siedzieliśmy przy naszym stoliku. Kiedy na chwilę od niego odszedłeś, zaczęłam się już ubierać, z wielką pieczołowitością oplatając dokoła szyi szalik. Oplotłam nim nie tyko szyję, ale również światełka choinkowe, które wisiały niestety nie na drzewku, a na ścianie tuż za moimi plecami. Zrobiłam się cała czerwona i z zawstydzonym uśmiechem próbowałam uwolnić się z lampek, aż w końcu na moje dzikie tańce zwrócili uwagę mężczyźni, siedzący przy stoliku naprzeciwko. Usłyszałam tylko „patrz, zaplątała się w lampki” i już po chwili wpatrywali się we mnie z wesołymi uśmiechami na twarzach. Gdy tylko zostawiłam w spokoju te przeklęte światełka, wróciłeś i stwierdziłeś jedynie, że jestem bardzo czerwona. Sama nie wiem – chyba żałowałam, że tego nie widziałeś. Uśmiechnąłbyś się wtedy jeszcze szerzej niż tamci mężczyźni, a później pewnie przytuliłbyś mnie, z tym samym wyrazem twarzy.

A pamiętasz…? Leżeliśmy wtedy wtuleni w siebie na łóżku, oglądając nasz kolejny ulubiony film, „Wzgórza Mają Oczy”. Długo wahałam się, czy w ogóle się odezwać, chyba bojąc się twojej odpowiedzi, jakoby miała być przyczyną kolejnego ukłucia bólu, pomimo tego, że były to jedynie słowa.

– Kochasz mnie?

Wiem, znów objawił się ten brak romantyzmu. Jakże efektownie wyglądałoby wyznanie miłości w strugach deszczu, z zapłakanymi twarzami po długiej rozłące. A jednak. Nasz brak romantyzmu uważam w pewien sposób za romantyczny.

Wydawało się, że czekałam na odpowiedź zbyt długo, chociaż nie minęły nawet dwie sekundy, jak usłyszałam:

– Tak.

Zamknęłam oczy, czując, jak przytulasz mnie do siebie jeszcze mocniej.

A pamiętasz…? Tak, to na pewno pamiętasz… Staliśmy wtedy przed przystankiem na opustoszałej drodze, przytuleni do siebie, czując, jak słońce obejmuje nasze sylwetki. Początek lata. Pogoda była wymarzona wręcz na długi spacer, na który, jak podejrzewam, z chęcią byśmy się wtedy wybrali, mając tę wspaniałą świadomość, że przed nami ten niezwykły czas – pierwsze wspólne wakacje. Cóż, niestety, wtedy było to niemożliwe. Nie mogłam powstrzymać łez, które nieprzerwanie przesłaniały mi twoją twarz. Jednak nie na tyle, bym nie widziała, że i twoje oczy zachodzą wilgocią. To mnie ostatecznie złamało. Nie sądziłam, że jakikolwiek mężczyzna będzie w stanie spojrzeć na mnie takim wzrokiem.

– To tylko dwa miesiące. Dasz radę – usłyszeliśmy kobiecy głos zza moich pleców. Nie chciałam, żebyś wypuszczał mnie ze swoich ramion, ale w końcu musieliśmy się pożegnać. Odeszłam w swoją stronę, próbując powstrzymać łzy i starając się przybrać maskę „twardziela”. Udawało mi się tego dokonać wyłącznie, gdy wokół mnie byli ludzie.

Sam wiesz, że nie było wtedy łatwo. Ani u mnie, ani u ciebie. Ja w zasadzie nawet nie chciałam bez ciebie funkcjonować. Całe dnie przeleżane w łóżku nie były w sumie niczym dziwnym. Przez pierwsze tygodnie próbowałam się jakoś starać, by to wszystko wyglądało lepiej, później właściwie poddałam się tej pustce, która mocno zaczęła panoszyć się w moim życiu. Byłam wtedy taką egoistką – znów marudziłam, że nie daję rady sama, chociaż wiedziałam, że przecież ty też nie czujesz się dobrze, będąc w zaistniałej sytuacji.

Ale pamiętasz, co było po tych dwóch ciężkich miesiącach? Siedziałam na tym samym przystanku, co kilkadziesiąt dni wcześniej, z trzęsącą się od zdenerwowania nogą. Bałam się, bardzo się bałam tego, czy wszystko znów będzie wyglądało tak dobrze jak dawniej – chociaż ty wciąż mnie zapewniałeś, że nie ma powodu do obaw. Znów miałeś rację. Wszystkie natychmiast wyparowały, gdy tylko ponownie znalazłam się w twoich ramionach. Już wtedy wiedziałam, że nigdy więcej nie będę chciała doświadczać takiej przymusowej rozłąki.

A pamiętasz ten ciepły wrzesień? Pamiętasz ten dzień, gdy przed powrotem do naszych obowiązków, spacerowaliśmy leśną dróżką, na którą padały promienie przyjemnego jeszcze, wczesnojesiennego słońca? Przemierzyliśmy las, cudownie wtedy tętniący życiem, a później wyszliśmy na rozgrzaną polną ścieżkę, wciąż dyskutując o naszych obawach związanych z przyszłością. Uwielbiałam te rozmowy. Czułam, że nie jestem sama z moimi niepewnościami, ponieważ ty jednocześnie dzieliłeś się swoimi. Nadal je mamy i nadal o nich rozmawiamy, wciąż usiłując znaleźć przyświecający nam w życiu cel.

Pamiętasz, kiedy po raz kolejny słyszałeś z moich ust wypaczone przeze mnie już „przepraszam”? Byłam na siebie tak wściekła, gdy powiedziałeś, że nie wiesz, czy masz w ogóle ochotę się ze mną widzieć. Wściekła i przestraszona. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, siedziałam więc na łóżku, próbując, dość zresztą nieudolnie, odmóżdżyć się za pomocą gier komputerowych. Gdy w końcu się zobaczyliśmy, wystarczyło tylko jedno twoje pytanie, by doprowadzić mnie do łez:

– Czy ja kiedykolwiek cię tak potraktowałem?

Znaliśmy odpowiedź, za co wtedy nienawidziłam siebie.

Nie tylko ja popełniałam błędy, o tym również wiesz. Pamiętasz nasze kolejne romantyczne spotkanie? Butelka rumu, naprędce przygotowane spaghetti, mikołajowa czapka na mojej głowie, w tle „Otherside” * . Chyba oboje sądziliśmy, że nasze spotkanie miło się zakończy, jednak przypominasz sobie, co było później i następnego dnia. Czułam się wtedy opuszczona i zostawiona sama sobie, pomimo twoich późniejszych słów.

A pamiętasz…? Ten najpiękniejszy w moim życiu Sylwester. Sam wiesz, jak bardzo się stresowałam przed przyjazdem do ciebie – w końcu zapowiedziałeś mi, że będę w dość licznym, przynajmniej jak dla mnie, otoczeniu twojej rodziny. Bałam się, że zrobię coś głupiego – zdajesz sobie sprawę z tego, jaka bywałam czasem nieprzewidywalna. Ale wiesz też, że później czułam się wyjątkowo dobrze, mogąc w spokojnej atmosferze porozmawiać z sympatycznymi osobami. Jedyną przyczyną, dla której byłam potem przygnębiona, to koniec tamtego świątecznego i noworocznego okresu.

Pamiętasz ten zimowy spacer wśród oszronionych drzew? Wspólnie narzekaliśmy, że mój pies szarpie się na smyczy, jakby za każdym krzakiem wyczuwał czającą się zwierzynę. Pamiętasz naszą rozmowę? Wiem, że wtedy wcinałam się w niemal każde twoje zdanie, przewracając znacząco oczyma, jednak naprawdę doceniam to, co wtedy od ciebie słyszałam. Z kolejnymi chwilami zwątpienia przypominam sobie te słowa, które potrafią choć trochę podnieść mnie na duchu. Zdaję sobie sprawę z tego, że za ich pomocą próbujesz mi uświadomić to, co powtarzasz od dłuższego czasu – powinnam bardziej w siebie wierzyć. Chociaż braknie mi tej wiary, cieszę się, że przynajmniej ty wydajesz się ją mieć za mnie.

Znów spoglądam na twoją uśmiechniętą twarz. A pamiętasz, jak dokładnie kilkanaście miesięcy temu zadałeś mi to ważne pytanie? Pamiętasz. Pamiętasz też moją odpowiedź, za którą wtedy mogłam być na siebie wściekła.

– Chyba tak.

Wiesz, nie wybaczyłabym sobie, gdybyś moje „chyba” potraktował naprawdę wiążąco. Zastanawiam się czasem, co czułeś, gdy usłyszałeś to z moich ust. Smutek? Złość? Zastanowienie?

Pamiętasz?

Być może teraz niepotrzebnie to roztrząsam. Obecnie jest dobrze tak, jak jest.

Siedzimy przy naszym ulubionym już chyba stoliku w naszej ulubionej już chyba pizzerii. Nie wiem, czy na początku faktycznie podobała się nam tak jak teraz. Bawię się plastikową słomką, za pomocą której pociągam łyk piwa z sokiem, wciąż wpatrując się w twoją uśmiechniętą twarz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • KarolaKorman 09.01.2016
    Nachodzi człowieka czasem taki moment, kiedy cisną się do głowy wspomnienia, pytania i roztrząsamy je rozkładając na części pierwsze. Nie umiemy jednoznacznie stwierdzić czy to wszystko będzie mieć wesoły ciąg dalszy, czy może coś co wydarzyło się kiedyś zaważy niefajnie na naszej przyszłości. Fajnie to opisałeś. Dziewczyna, nie wiem czemu, wydawała mi się pełna żalu i niepewności. Zostawiam 5 :)
  • Constantine 09.01.2016
    uf, cieszę się, że nie wyszło jednak źle, to taki mój mały eksperyment. a odnośnie pierwszej części Twojego komentarza, racja, myślę, że każdy ma takie momenty i to jak najbardziej naturalne. dziękuję za komentarz i ocenę ;)
  • Zorro 09.01.2016
    Jakie przyjemne i lekkie opowiadanie! Nawet wzruszające, ale przyznaję, że czytałam Twoje wcześniejsze teksty (uwielbiam psychopatów itd.) i jakbym miała przed oczami słowa totalnie innego autora. W każdym razie, wyszło ładnie. Poza tym, ,,Chłopaki nie płaczą'' to genialny film. :)
  • Constantine 09.01.2016
    o, nawet wzruszające? ;) to trochę zdziwienie mnie bierze, chociaż raczej pozytywne :F cieszę się również, że czytałaś moje poprzednie teksty, widzę tutaj kolejną osobę, która uwielbia psychopatów :F no, a odnośnie ostatniego zdania, zgadzam się mocno :D dziękuję za komentarz ;)
  • Amy 09.01.2016
    Przed "czy" nie stawiamy przecinka, a przed "jak" tak, ale tylko wtedy, gdy w dalszej części zdania występuje czasownik. Brakuje mi też znaków zapytania po każdym zdaniu z "pamiętasz" :)

    Podobało mi się, choć z tego co mówisz, to nie Twój styl. No cóż, każdemu przydaje się taka odskocznia.
  • Constantine 09.01.2016
    dzięki za zwrócenie na to uwagi - więc i tym razem moje starania, by zredukować te przecinki poszły na marne :F za chwilę przejrzę tekst. dziękuję za komentarz i cieszę się, że przypadło do gustu ;)
  • Amy 09.01.2016
    Constantine, oj tam od razu na marne. Po prostu kilka potknięć. :)
  • Constantine 09.01.2016
    chociaż z tym przecinkiem przed "czy" mam pewne zastrzeżenia, z racji że po tym przecinku jest czasownik, chyba że w jakimś innym przykładzie jest błąd.
  • Lucinda 09.01.2016
    Przeczytałam już wcześniej, ale nie zdążyłam skomentować. Tekst jak i pomysł ciekawy. Ładnie ująłeś stan dziewczyny, którą nachodzą różne myśli, wspomnienia, jakby analizuje wszystko jeszcze raz, być może szuka odpowiedzi na pytania. Fajnie tak czasem zobaczyć autora od innej strony, choć bardzo lubię Twoje kryminały, ogólnie masz bardzo przyjemny styl, Twoje opowiadania lekko się czyta. Znalazłam chyba parę niezbyt rzucających się w oczy zastrzeżeń, których jednak już nie pamiętam. 5:)
  • Constantine 10.01.2016
    Po raz kolejny, milo słyszeć, że mój mały eksperyment jednak się udał. Dzięki za komentarz i ocenę ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania