Przewrót

Proszę o konstruktywną krytykę, nie wyzwiska. Poza tym przepraszam za brak akapitów, ale poznikały przy kopiowaniu z worda :(.

Stał w oknie swojego mieszkanka. W ręku trzymał aktywator. Była to technologia skrzatów, zasilana, jak to nazywał, mocą piorunów. Różniła się bardzo od urządzeniem parowych z jakimi miał styczność. Był lekki i mały w odróżnieniu od wielkich, stalowych, ciężkich maszyn. Podobała mu się ta odmiana. Nie mógł jednocześnie uwierzyć, że w tym małym kawałku plastiku jest zaklęty los całego miasta.

Rada Ruchu Oporu (RRO) i Ruch Oporu (RO) zbierali fundusze na ten plan od wielu, wielu lat. Skrzaty były pacyfistami, nie wykonywały urządzeń służących do mordów i zniszczenia. Dopiero po zapłaceniu niewiarygodnej wręcz sumy siedemnastu tysięcy złotych galeonów, nagięły swe zasady i wykonały To. Wespół z aktywatorem otrzymali trzysta zapalników. Każdy z nich miał siłę piętnastu beczek prochu. RO przez kilka tygodni rozkładali zapalniki w strategicznych miejscach. W domach znanych rasistów i oficerów policji. W Centrach Bezpieczeństwa (niektórzy z nieludzi dali się zakuć w kajdany tylko po to by podłożyć zapalnik), w garażach policyjnych. Na końcu, gdy już tracili nadzieję, udało im się podłożyć zapalnik w samej Cytadeli. Dokonali tego zaledwie dwa dni temu.

Oczywiście, zapalnik o sile piętnastu beczek prochu nie zrównałby z ziemią ogromnej fortecy. Dlatego podłożyli go niedaleko miejsca, w którym według donosów szpiegów leży Zbrojownia Królewska. Niewyobrażalnych rozmiarów, ponoć największa w królestwie. To mogło rozerwać Cytadelę na strzępy.

Mimo tych wszystkich niewyobrażalnych wysiłków jakie w to włożono, on Laxus, twórca tego planu, wahał się. W płomieniach, a także zamieszkach które na pewno po nich wybuchną, zginą niewinne elfy, krasnoludy, gobliny, ludzie i wiele innych mniej licznych ras jak mroczne elfy czy krarainy.

Mimo prześladowań, trwających od samego początku jego długiego, ponad pięcio wiekowego życia (mroczne elfy, elfy, a także każde stworzenie mieszane, u którego krew elfów przeważyła, mogły dożywać nawet dwóch tysięcy lat), wahał się.

Mimo jeszcze dłuższego, bo trwającego od ponad tysiąca lat tuszowania prawdziwej historii, od wpychania dzieciom propagandy, dzieci nieludzi uczono gardzić swoimi rasami i podziwiać bezgranicznie rasę ludzką, a młodym ludziom wpajano nienawiść do tzw. Ras niższych. Nie bacząc na to, wahał się.

Mimo trwających od wielu lat mordów na noworodkach nieludzi (rasy niższe mogły mieć tylko do dwóch dzieci), wahał się.

Jednak mimo zwątpienia, wiedział, że jego współplemieńcy nigdy by mu nie wybaczyli, gdyby tego nie zrobił. Znaleziono by go zamordowanego w jakiejś ciemnej uliczce. A, jak każdy tak młody jeszcze mroczny elf kochał życie ponad wszystko. Wcisnął przycisk.

Rozdział 1

Najpierw usłyszał dźwięk. Długi i piskliwy, nieprzyjemnie wwiercający się w ucho. Trwał i trwał. Gdy minęło już ponad pół minuty i zaczął wątpić, że cokolwiek się wydarzy, miastem wstrząsnęła seria wybuchów.

Pierwszy nastąpił trzy minuty po Dźwięku. Wybuchł garaż policyjny, na jego ulicy, może dziesięć numerów dalej. Kamienica zadrżała. Kolejne było Centrum Bezpieczeństwa, na drugim końcu miasta. Usłyszał cichy wybuch, a następnie drugi, o wile głośniejszy, ale nadal wydający się cichy w porównaniu z garażem. Widać ogień dostał się do magazynu prochu. Co chwila wybuchało co innego. Przerwa między każdą kolejną eksplozją wahała się od może półsekundowej, do nawet dziesięciu sekund. Po wybuchu w domu Biforda, starszego oficera policji, wszystko ucichło. Zbliżył się do okna. Miasto stało w ogniu. Jeszcze przed chwilą piękne wille, teraz stawały się w zastraszającym tempie kupami gruzu. Powoli przejeżdżał wzrokiem od prawej ramy okna do lewej. Nagle zatrzymał się. Cytadela! Nadal stoi! Zapalnik w Cytadeli nie zadziałał! Przeklął skrzacią technikę i bogów, którzy zezwolili im na taką pomyłkę.

Nagle usłyszał odległy, nikły wybuch. W jednym z okien cytadeli na drugim piętrze zobaczył łunę płomieni. To pewnie te gobeliny, ukazujące odpoczywających ludzi i usługujące im elfy. Już zaczynał się poważnie niepokoić, od wybuchu minęło już dwadzieścia sekund, a ogień chyba nadal nie dostał się do prochu. Nagle, rozległ się huk niewyobrażalnie potężny, Laxus przestał słyszeć, zatoczył się oszołomiony i upadł. Walnął z impetem głową o kamienną posadzkę. Stracił przytomność. Nie widział już tego, ale z okien jego mieszkania, mimo że było oddalone o ponad trzy kilometry od cytadeli, wyleciały okna, a podłoga zadrżała. Jego izbę wypełnił gorący podmuch.

Cytadela wyleciała w powietrze, jej mieszkańcy i pracownicy zginęli szybko, niemal bezboleśnie. Jednak ulicami w promieniu pięciu kilometrów od niej zawładnęło piekło i zniszczenie. Ludzie i zresztą, jak słusznie przewidział nie tylko, ginęli w strasznych męczarniach, nie raz nie od samego ognia, lecz od dymu czy, stojąc za stalowymi drzwiami, od straszliwego gorąca. Zniszczenia i zamieszanie w ulicach dalszych, natychmiast wykorzystali wandale, złodzieje, mordercy i gwałciciele. Raport wykonany kilka tygodni po Przewrocie, wskazywał, że od wybuchów zginęło "tylko" trzy tysiące ludzi co stanowiło jedynie dwadzieścia dziewięć procent zmarłych i zaginionych.

***

-Tu ktoś leży! -zawołał ktoś

-Pokaż go, młody- powiedział bez specjalnych nadziei Brafrost, elfi medyk. Podszedł do ciała. Mroczny elf, około metr osiemdziesiąt, na oko jakieś siedemdziesiąt kilo. Rozbita głowa, kałuża krwi na podłodze. Sprawdził puls. Serce nadal biło. Po kilku testach ocenił, że ma szansę z tego wyjść. - Ardra! Marki! Zajmijcie się nim! Bandaż, ułożyć w łóżku, sole cucące i próbować obudzić- wrzasnął i poszedł szukać kolejnych rannych. Laxusa uratowała tylko zwykła ludzka (choć w tym wypadku raczej elfia) życzliwość.

***

Ocknął się na własnym łóżku. Stał nad nim wysoki członek jakiejś nieznanej mu rasy. Miał długie blond włosy i zaplecioną w warkoczyki rdzawoczerwoną brodę. Niewyobrażalnie jasna, wręcz biała cera i dziwne wypustki na policzkach.

-Ty żyć-Wydusił, widać było, że z wielkim trudem i uśmiechnął się dziwnie. Wypustki zostały jakby wessane do środka twarzy. Wydał z siebie dziwny dźwięk, coś pomiędzy chrzęstem żwiru a ciągnięciem metalu po kamieniu.

Do izby weszła inna istota, tej samej rasy. Przyglądnęła się dobrze Laxusowi. Jej wzrok zatrzymał się na naszyjniku z płatkiem róży. Po chwili powiedział

-Mój przyjaciel z wielkim trudem uczy się waszego języka, musisz mu wybaczyć- powiedział chrapliwie, ale spokojnie. - Cieszymy się, że przeżyłeś. Medyk ci potrzebny. Jak będziesz się lepiej czuć udaj się do-wydał dziwny skrzek

-Infirmerii-wyrzucił z siebie jego współplemieniec

Rozejrzeli się po pokoju. Zauważyli sakiewkę leżącą na stole. Uczynność uczynnością, ale według Ardri i Markiego, niezabranie niestrzeżonego złota byłoby niemal grzechem. Rdzawobrody pochwycił ją i wraz z przyjacielem wyszli z mieszkania.

***

Laxus długo leżał rozmyślając o tym czego dokonał. Czuł wyrzuty sumienia nasłuchując wrzasków bólu i pomstowań z dołu. Czuł wstręt do samego siebie. Musiał to zrobić, ale mimo to czuł obrzydzenie. Na myśl o tym, że będzie musiał wstać by zdać Radzie relacje, ogarnął go strach. Wątpił, czy uda mu się ustać, nie mówiąc nawet o tym, że będzie musiał przejść ulicą by zamówić dorożkę (zwykle tego nie robił, lecz uznał, że z uwagi na okropny ból i słabość może sobie na to pozwolić). Nie wiedział jeszcze, że jego wybawcy zabrali mu wszelkie pieniądze. Gdyby się o tym dowiedział, nie przemógłby się i nie wstałby. Gdyby chwilę pomyślał, zrozumiałby też, że w chwili zamieszek dorożki raczej kursować nie będą. Nie pomyślał jednak i wstał. Od razu zakręciło mu się w głowie. Poszukał wzrokiem sakiewki. Gdy jej nie znalazł, zaczął wymyślać samego siebie od bałaganiarzy i zapominalskich. Po chwili jednak, przypomniał sobie dźwięk podnoszonej sakiewki, ciche szczęknięcie złota, jakie usłyszał, gdy jego medycy wychodzili. Jęknął w duchu. Jednak był zbyt uparty by teraz już zrezygnować. Chwiejnym krokiem, zataczając się, podszedł do drzwi otworzył je. Zszedł powoli po schodach. Bardzo powoli. Pokonanie dwóch pięter jakie dzieliły go od ulicy zajęło mu pół godziny.

Wyszedł z kamienicy. Była ciemna noc. Nów. Na swoje szczęście był jednym z nielicznych szczęśliwców, nie dość, że mrocznym elfem, obdarzonym wielką siłą ducha, zręcznością, szybkością i sprytem, na dodatek był jednym z ostatnich Marasem, im było ciemniej, tym bardziej jego siły rosły. W tamtej chwili, nadal był co prawda osłabiony, lecz mógł już chodzić bez podpierania się. Zaczął powoli kuśtykać.

Po jego obu stronach rozbrzmiewały krzyki gwałconych kobiet, konających mężczyzn, mordowanych dzieci. Słychać było też okrzyki radości i zwycięstwa, np. Wtedy, gdy któryś złodziej trafił na jakiś wyjątkowo cenny łup. Jeśli był mądry, chował go po kryjomu, jeśli głupi, chwalił się nim głośno, po to, by po chwili dołączyć do konających mężczyzn. Na chodniku i drodze leżały szczątki automobili, gruzy i trupy. On, nie zważając na nie, wytrwale, krok po kroku, metr za metrem parł do przodu.

Dręczyło go sumienie. Czy naprawdę wolność zaledwie pięciu procent miasta (tyle wynosiła populacja nieludzi), warta była tylu krzywd i cierpień? Nieludzi, którzy przeżyją czeka ciężki los, mozolna odbudowa miasta z gruzów, tylko po to by armia Imperium następnie je zburzyła.

Nie oszukiwał się. Była to wygrana bitwa na przegranej wojnie. Imperium miało większe wojska niż wszyscy buntownicy razem wzięci. Ba! Niż wszyscy nieludzie (może z wyjątkiem skrzatów, lecz te nie mieszały się do konfliktów innych ras)!

Imperium miało tysiące miast takich jak to. Przejęcie tego jednego zadziała i na buntowników, i na Imperium. Buntownikom pokaże, że jest szansa, że jest nadzieja. Pokaże, że mogą wyrwać się ciemiężycielom. Tylko w takim wypadku, gdyby wiele miast zrozumiało tą lekcję, wtedy i tylko wtedy, może mogliby coś zdziałać. Niestety, Imperium też to zauważy. Dostrzeże, że nieludzie nadal są silni. Zaczną się kolejne prześladowania. Nie dadzą spokoju. Liczebność garnizonów wzrośnie. Innym miastom nie będzie tak łatwo.

Przechodził właśnie ulicą koło starego centrum ruchu oporu. Nie wiedział, czy dalej się tam mieści, ale było to pierwsze miejsce jakie przyszło mu do głowy. Było daleko od cytadeli, zniszczeń prawie nie było widać. Nie można powiedzieć, że życie toczyło się normalnym rytmem, ale zauważył, że kilka sklepów, banków lub innych tego typu instytucji jest otwarta. Patrząc na tą spokojną uliczkę, nie mógł uwierzyć w piekło, jakie rozgrywa się zaledwie dwa kilometry stąd.

-Pan Laxus? - podbiegł do niego niski goblin

-Panem byłem kiedyś, ale tak, Laxus. -Słysząc to goblin chwycił go do ramię i zaprowadził do pobliskiej kamienicy. W świetle lamp, Laxus wyraźnie osłabł. Rozruszana noga bolała znacznie mniej, ale mimo to pokonanie trzech pięter kosztowało go sporo czasu i wysiłku. Stanął przed dębowymi drzwiami.

-Rada czeka, sir-zatrajkotał szybko goblin i zbiegł po schodach.

Wziął głęboki wdech. Wiedział, że nie będzie to łatwa przeprawa. Pchnął drzwi. Wszedł do środka. Ze zdziwieniem spostrzegł, że miały wyłamany zamek. Kto był tak głupi by włamywać się do siedziby rady? Nie wiedział, ale był pewny, że czeka go los nie do pozazdroszczenia. W małym salonie rozłożono fotele. Widać było, że pochodzą z różnych zestawów, Każdy miał inny kolor i inny szew. Ułożone były w półokrąg. Przed półokręgiem stało proste, drewniane krzesło. Foteli było pięć.

Na pierwszym z nich siedział niski krasnolud. Miał czarne, długie włosy i brodę tegoż samego koloru plecioną w warkoczyki. Miał świdrujące, małe ciemnobrązowe oczy. Uśmiechał się. Był to mistrz Rghul, specjalizował się w materiałach wybuchowych, był niezwykle bystry i pomysłowy. To on pomagał Laxusowi w Przewrocie.

Na drugim fotelu siedział łysy, malutki człowieczek. Nazywał siebie Erle, jednak każdy wiedział, że nie było to jego prawdziwe imię. Erle był postacią z legend, heros. Jak to heros miał niezwykłą muskulaturę jednak za grosz rozumu. Trudno o lepsze przeciwieństwo. Miał może metr dwadzieścia, zaś jego mięśnie chyba nigdy nie istniały. Należał do rasy niziołków. Jedno jednak wiedział każdy. Był najlepszym szpiegiem w całym królestwie. Umiał zmieniać kolor skóry, wygląd a nawet do pewnego stopnia gabaryty swojego ciała. Laxus nie miał pojęcia, czy to jego normalny wygląd, czy też kogoś udaje. Podejrzewał to drugie.

Trzeci był rosłym elfem, Beregost. Siedział rozparty na fotelu jak na tronie. Nie patrzył na Laxusa jak inni członkowie rady. Spoglądał gdzieś w dal i rozmyślał. Laxus jednak doskonale wiedział, że tylko udaje. Jak inni członkowie tej rasy, chciał sprawiać wrażenie spokojnego i zamyślonego, nie chciał rozwiewać wyobrażenia elfa wyrosłego w mitach i bajkach. Miał długie blond włosy zaplecione w jeden warkocz spływający po plecach. Twarz miał gładką, bez śladu zarostu.

Czwarty fotel był pusty.

Ostatni zajmowała wysoka, szczupła kobieta. Nazywała się Ellaine. Nikt nie wiedział jakiej jest rasy. Siedziała pewnie rozparta, przyglądała się Laxusowi jak komarowi, który miał czelność nadpić jej krwi. Spod przymrużonych powiek na Laxusa spoglądało dwoje oczu. Jedno z nich było brązowe. Drugie, większe od pierwszego miało kolor wzburzonego morza. I jak w wzburzonym morzu widać nieraz walczących o życie marynarzy, tak w jej często widać było odblaski zaszlachtowanych ludzi, zamordowanych i poćwiartowanych dzieci, rozerwanych kobiet i starców. Ze slumsów dotarła aż tutaj. Laxus doskonale wiedział, że nie może się z nią równać. Gdyby choć spróbował jej przeszkodzić, rozgniotłaby go, jak wyżej wspomnianego komara. Miała długie brązowe włosy spadające jej na ramiona. Jej nieodłącznym atrybutem był gruby stalowy pierścień, z misternymi grawerunkami. Była jedyną osobą w Radzie której Laxus szczerze się bał. To nie był niepokój. To był paniczny wręcz strach.

-Witaj Laxusie-Powitał go Erle, swym cienkim głosikiem. -Cieszymy się, że dałeś radę. Nie każdy z nas poważyłby się na coś tak, hem, drastycznego.

-Nie zrobiłem tego dla was- Odpowiedział szybko. Za szybko.

-Wiemy, wiemy, to dla dobra przyszłych pokoleń, dla wolności, dla idei. -Przerwała Ellaine.- Nie oszukujmy się, zamordowałeś mnóstwo osób, winnych i niewinnych. Zrobiłeś to jednak tylko i wyłącznie dla pieniędzy-W jej głosie zabrzmiała pogarda. Nie był to dobry znak. -Nie martw się, dostaniesz co ci się należy.

-Spokojnie panowie, i ty pani - Przerwał szybko Rghul. Ellaine popatrzyła na niego jak na robaka, ale dopuściła go do głosu. - Laxus twoje intencje nie są ważne. Powinieneś po prostu wiedzieć, że wyrządziłeś nam wielką przysługę. Gdyby nie ty nadal bylibyśmy w kropce. Nadal jedynie włóczylibyśmy się po ulicach i za szczyt odwagi uchodziłoby zabicie jakiegoś nędznego policjanta. Aby cię wynagrodzić i uciszyć twe wyrzuty sumienia, wypłacimy ci pięć tysięcy złotych galeonów. Na dodatek otrzymasz dworek Dwurożych i tytuł Lorda. Podwieziemy cię tam automobilem, którego, jeśli oczywiście będziesz chciał zabierzesz potem na własność. Nie możemy przecież ryzykować, że cię okradną, gdy będziesz chodził na piechotę po mieście.

-Nikt mnie nie okradł, mimo że szedłem przez największe zamieszki! -zaprotestował szybko

-Bo cię chroniliśmy! -Zawołała oburzona i zdziwiona brakiem jego niewiedzy Ellaine. -Jak to jest, że potraficie wymyślać tak cholernie skomplikowane plany, a zrozumienie podstawowych faktów was przerasta.

-Nasi strażnicy uratowali cię co najmniej trzy razy- dorzucił Erle. - Mógłbyś okazać im wdzięczność.

-Czy moglibyśmy wrócić do naszego głównego tematu do rozmowy? - Przerwał spokojnym, cichym, niemal szeptem głosem Beregost- Dziękuje-Rzucił i znów się odprężył.

Ucichli na chwilę. Patrzyli na siebie nawzajem w milczeniu. Beregost wyglądał na niezwykle znudzonego, jednak reszta aż kipiała z podniecenia.

-Wygląda na to, że mimo mojej niechęci do ciebie to mnie przypadnie zaszczyt-wymówiła słowo zaszczyt tak pogardliwie jak tylko mogła- poinformować cię, że jesteś kandydatem do naszej Rady. -Przewróciła oczami. Laxus stał przez chwilę zdziwiony.

-Co się stało z Marco? -zapytał po chwili

-On, hem, nie dostał strażników do obrony-powiedział cicho Erle.

-Czy oprócz mnie są jacyś inni kandydaci?

-Mamy kilku, na całe szczęście nie jesteśmy na ciebie skazani powiedziała Ellaine.

-Głosowanie odbędzie się jeszcze dziś. Na razie chcieliśmy cię tylko powiadomić. -Powiadomił mnie Rghul

-Kto będzie rządził w mieście?

-Król, którego wybierze Rada, lud i wpływowe rody. -Powiedział Beregost.- Na zewnątrz czeka na ciebie automobil, w nim czek na cztery tysiące pięćset złotych galeonów i pięćset gotówką. Zawiezie cię do twojego nowego domu. Tam czeka na ciebie służka, która powiadomi cię o innych mniej ważnych sprawach. Rzeczy z twojego starego mieszkania dostarczymy jutro. -Westchnął ciężko. -Wyjdź.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Stoner Bart 08.09.2017
    Moim zdaniem, masz talent. Tekst mi się podobał, ale nie powalił. Pisz pisz pisz, a przy okazji zajrzyj i zobacz co ja napisałem - jestem ciekaw opinii drugiego maniaka fantasy :)) Pozdrawiam, 4
  • Jakub 08.09.2017
    Dziękuję, (Tak tym razem już z konta, nie anonimowo), na pewno zajrzę.
  • Karawan 09.09.2017
    brakiem jego niewiedzy - tylko jedna uwaga; podwójne przeczenie to potwierdzenie - czy o to Ci chodziło? Oczywiście uwag byłoby znacznie więcej, ale liczę, że sam znajdziesz część błędów. ;) Poczekam na CD.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania