Przyjaźniłam się z kochankami obłąkanych
Kiedy sny na poduszce tańczyły flamenco,
falbaną sukienki przeganiając niepokój,
stukanie obcasami nie było udręką.
W wyciszonej muzyce sennych kastanietów,
odgrodzony od świata przez ramion ostrokół,
edenem stawał się biały kaftan – opiekun.
Odpływałeś w cichy bezkres zapomnienia
czasu, kiedy weszłam bezbronna i naga,
piękniejąc od zachwytu twojego spojrzenia.
Wtedy podarowałeś mi szpilki, czerwone,
zbyt duże - to pierwsza twoja zniewaga -
nosiła je tamta, czy masz coś na obronę?
Dziś nie jesteśmy razem, lecz patrząc przez kratę
już nie wiem, czy widzę niewinnego człowieka.
Mój rozsądek, twój szał, jak świśniecie batem.
Odtąd,
sarnookie, blade kochanki obłąkanych,
wieczorami kładą ci dłonie na powiekach
przywołując sny szeptem - zaśnij ukochany.
Komentarze (9)
Znam, ale nie pamiętam, na którym portalu czytałam.
Dawno.
Pozdrawiam.
*
Wiersz piękny.
Ale to już wiesz.
Bardzo ładne. W treści i zapisie.
Przyjemne w odbiorze. Dużo kolorów, emocji, obrazów...
Bardzo ładny utwór.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
pięknie dziękuję za słowo, a już szczególnie spodobało mi się - "Rymy bardzo, bardzo spoko".
Pozdrawiam
p.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania