Przyzłuda

zdawało się, że jesteśmy przygotowani.

przynajmniej duchowo. mało kto bał się powodzi,

praktycznie nikogo nie obszedł

trzask pękających tam,

zapory obracające się w gruzy.

 

gdy nadeszło najgorsze - rozpłak, szloch,

i zgrzytanie siekaczy.

zdążyłem uciec na drugą wieś.

 

cokolwiek miałem cennego (rubryki, puste tabele,

nieotwieralne terminarze, kilka magazynów

o kruchych kartkach, annały zbyt delikatne,

by je choćby przejrzeć) — poszło tonąć,

rozmiękać na dnie.

 

siedzę na dachu czyjejś obórki pogrążony

w czarnowidztwie. schwycił mnie tak

wielki pesymizm, że to aż śmieszne.

na oczy nasunęły się czarne szkła lenonek

(skrzywienie typu: widzisz fajne auto

i myślisz: "chciałbym je rozbić,

najchętniej bym nim dachował").

 

zalało cmentarze, na powierzchni pojawili się

wypłukańcy. wczoraj widziałem całkiem ładną

dziewczynę. płynęła razem z rodziną na mumii

Bieruta (mało kto wie, że został zabalsamowany,

niczym Wołodia L.). pomachała mi,

używaną jako wiosło, małą ikoną.

 

uśmiechnąłem się gorzko. pozornie niespajalne

łączy się. w bagnie. w bagno.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • il cuore 3 miesiące temu
    ponoć był z niego niezły 🐓
    jednakże zawsze jakiś brak, ponton niekoniecznie...
    cul8r
  • Florian Konrad 3 miesiące temu
    dzięki za koment.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania