Psyche #1

-- Hej Keira, tu Colleen. Miałyśmy się umówić na drinka, pamiętasz? - biiiiippp,

 

-- Cześć Keira. Steven pewnie już do Ciebie dzwonił. Wykopaliska zaczynają się w przyszłym tygodniu, wyrobisz się? Zadzwoń! - biiippp.

 

 

Przycisk kliknął cichutko zawiadamiając o braku nowych wiadomości. Przeszłam przez sypialnie luksusowego hotelu, w którym pokój wynajął dla mnie Uniwersytet w Kairze. Jutro miałam prezentować podczas jednej z konferencji dotyczącej wykopalisk w pobliżu Gizy. Przechodząc przez sypialnie przyjrzałam się sobie w lustrze. Pełne usta, lekko wystający zaokrąglony podbródek, wyraźne kości policzkowe i zielone oczy mogły śmiało sprawić, że niejeden mężczyzna się mi nie oprze. Co ważniejsze i dużo bardziej ciekawe w tym przypadku, intelekt szedł w parze z urodą. Należałam do elity, w wieku dwudziestu dwóch lat osiągnęłam więcej niż chciałabym przez całe życie. Jednak przez to zaniedbałam rodzinę i przyjaciół. Jak to powtarzała mateczka? "Patrz na czubek własnego nosa, tylko wtedy osiągniesz wszystko".

 

Otworzyłam drzwi prowadzące na taras. Suche powietrze uderzyło zaraz potem mieszając się z powietrzem pompowanym do pokoju przez klimatyzator. Byłam sama. Nie tylko w pokoju, czy samym Egipcie, tylko ogólnie, w życiu. Matka nie żyła od kilku lat, brat mieszkał gdzieś w Brazylii, a znajomi ze szkoły lub studiów byli zajęci sobą lub odwrócili się po nagłym sukcesie "Pani ARCHEOLOG". Tylko czy brakowało mi ich? Nie. Byłam typem samotniczki, nie lubiłam ludzi, znosiłam ich towarzystwo ponieważ musiałam. Tego wymagały w końcu normy społeczne Petersburga w którym dorastałam. Teraz, po studiach, z dyplomem, stażem i stałą pracą w końcu mogłam być wolna. Chciałoby się krzyknąć "TAK! JESTEM KEIRA DANFORD I JESTEM WOLNA!", ale zamiast tego stałam na tym durnym tarasie i patrzyłam na durne miasto pełne durnych ludzi nie zdających sobie sprawy z tego co właśnie dzieje się na świecie, nie świadomych swojej ignorancji i braku pomysłu na siebie, Jednak. W głębi duszy zazdrościłam im. Tak naprawdę mieli siebie, mieli dla kogo żyć, o co walczyć. A ja? A ja mam tylko tą szklaneczkę whisky, którą dziekan wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Kairskiego kazał zostawić w moim pokoju z serdecznymi życzeniami, na powitanie, tak po prostu. No cóż, w końcu liczył się gest, prawda? Przechyliłam szybko szklaneczkę i wlałam wszystko do gardła krzywiąc się przy tym okrutnie.

 

Ranek nie należał do przyjemnych. Obudziłam się nie tylko z kacem potworem po wieczornym mieszaniu alkoholi, ale także z kacem moralnym spowodowanym sprowadzeniem siebie do tak niskiego poziomu egzystencjalnego. Na dodatek byłam piekielnie spóźniona!

Konferencja zaczęła się trzydzieści minut temu, a ja dalej stałam w korku. Cholera. Jak dalej tak pójdzie to spóźnię się na prezentacje. Keira myśl, myśl dziewczyno!

-- Excuse me - poklepałam kierowcę po ramieniu żeby zdjął słuchawki i zwrócił na mnie uwagę. - Excuse me, how far is the university? The Archeology Department? - mężczyzna w końcu zwrócił na mnie uwagę.

-- Je ne comprend pas - Wzruszył tylko ramionami.

-- U N I V E R S I T Y O F C A I R O. - Zaczęłam pokazywać mężczyźnie nie migi o co mi może chodzić, jednak widząc że dalej nic do niego nie trafia wyciągnęłam telefon i pokazałam mu o który budynek o który mi chodzi. Dzięki Ci dobry Boże za moc Wujka Google i piktogramów!

Zaraz po uzyskaniu niezbędnych informacji zgarnęłam swoje rzeczy i wybiegłam z taksówki płacąc za przejazd. Właśnie skazałem się na dziesięciominutowy bieg z kondycją na poziomie ujemnym i dwunasto centymetrowych szpilkach. Cholera!

Kolejne budynki znikały za moimi plecami a nowe obcasy obcierały moje biedne stopy. Ten rodzaj bólu może znać jedynie kobieta. Przystanęłam na chwile i zdjęłam to narzędzie szatana zwane szpilkami.

Do budynku uniwersytetu wykonanego z piaskowca w żółtawym odcieniu bieli wbiegłam z zakurzonymi nogami oraz torebką w jednej ręce i szpilkami w drugiej. Portier wyglądał na bardzo zdziwionego gdy dopadłam do lady jego małego biureczka ciężko dysząc, z tobołkami w obu rękach i zniszczoną fryzurą.

--Excuse me. In what room is the conference - spytałam swoim łamanym angielskim.

-- Mrs. Keira Danford?

-- Yes.

-- Leading you, students are waiting. - mężczyzna w średnim wieku wyskoczył zza lady jak sprężyna i ruszył w głąb korytarza. Starałam się za nim nadążyć jednak ledwo dawałam sobie radę. Minęliśmy salę sto sześćdziesiąt i skręciliśmy w wnękę, która okazała się wejściem do olbrzymiej auli mieszczącej ponad dwa tysiące ludzi. Całą wypełniali studenci i studentki z całego świata.

-- W końcu! Martwiliśmy się o Panią! Kair to niebezpieczne miasto odkąd rządzi nim ten drań Al Kazar! - Siwiejący mężczyzna będący dziekanem wydziału archeologii podszedł do Keiry i obejmując na wysokości ramion wprowadził na olbrzymią scenę jakby nie zauważając stanu jej kiedyś białej burki którą obecnie była okryta. -- Sam fakt, że podróżuje Pani bez opieki mężczyzny jest wystarczająco niebezpieczny…

-- Jak widać dotarłam cała i zdrowa Panie Doktorze. Poza tym to nie jest moja pierwsza wizyta w tym mieście, więc doskonale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa i ryzyka jakie spowodowało moje zachowanie. - Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco. Mężczyzna ewidentnie nie był przyzwyczajony do dominującej postawy kobiety, ponieważ popatrzył się na mnie z zaskoczeniem, zaraz potem na twarz wpełzł mu wyraz złości, ale nie przejęłam się tym. - Teraz, jeśli Pan pozwoli rozpocznę przemówienie, nie możemy w końcu pozwolić naszym gościom dłużej czekać. Jakby nie patrzeć większość z nich przyleciała do Kairu z bardzo daleka. - Zdjęłam burkę i odłożyłam ją na krzesło, które stało za kotarami z boku sceny, zostawiłam tam także resztę rzeczy wyjmując jedynie swoje notatki dotyczące prezentacji, a przede wszystkim jej planu i stanęłam na podium. Za moimi plecami, na wielkim kinowym ekranie wyświetlił się pierwszy slajd.

-- Szanowni Państwo, mam tą ogromną przyjemność powitać Państwa na pierwszym wykładzie organizowanym w ramach Ogólnoświatowej Konferencji Archeologów Kair 2019. Jestem tym faktem wielce zaszczycona, szczególnie, że jeszcze rok temu sama byłam jedną ze studentek. Nazywam się Keira Danford i dzisiejszy wykład poświęcę XVIII dynastii faraonów egipskich, w tym najsławniejszemu z nich, Tutenchamonowi.

Ponad dwugodzinny wykład minął wyjątkowo szybko, studenci słuchali uważnie co zdarza się wyjątkowo rzadko, mimo tego widziałam momentami zażarte dyskusje w wyższych rzędach. Zaraz po wykładzie i spotkaniu z profesorami tutejszej uczelni wsiadłam w kolejną taksówkę i wróciłam do hotelu aby się przebrać w coś bardziej odpowiedniego do tutejszych upałów. Dalszy plan dnia przewidywał wizytacje na jednym z wykopalisk prowadzonym przez studentów. Dzisiaj mieliśmy schodzić do jednego z świeżo odkrytych grobowców w Dolinie Królów. Ubrana w czarną burke czekałam w holu hotelu na swojego przyjaciela ze studiów. Hazan był typowym egipcjaninem. Mimo tego miał bardzo europejskie podejście do życia i do kobiet. Na drugim roku bardzo się do siebie zbliżyliśmy, jednak po skończeniu studiów nasze drogi się rozeszły. Rozmawialiśmy ze sobą od czasu do czasu jednak było to sporadyczne i nigdy na żywo. On wrócił do Egiptu, aby tu prowadzić wykopaliska, a ja podróżowałam po świecie badając nowe znaleziska jako ekspert od starożytności, a w tym egipskiej i słowiańskiej. Oba zagadnienia były szalenie ciekawe mimo rozbieżności terytorialnej i historycznej. Dwa zupełnie inne światy, a jednak tak niezwykle podobne.

-- Keira? - odwróciłam się w stronę z której dobiegł znajomy głos. - Miło Cię widzieć. Szelmowski uśmiech mojego byłego partnera byłby w stanie powalić na kolana nie jedną kobietę, ale nie mnie. Za dobrze go znałam i wiedziałam ile ma w sobie sprytu i dwulicowości ten człowiek. Mimo wszystko nie wypadało być niegrzecznym.

-- Witaj Hazan! - uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam jak robiliśmy to zawsze w przeszłości. I wtedy zauważyłam młodą kobietę stojącą za nim, która nam się przyglądała, ze złością wypisaną na twarzy. Szybko przerwałam gestvi odskoczyłam od Hazana jak oparzona. - yyy… my się chyba jeszcze nie znamy? Keira Danford. - wyciągnąłem ku niej rękę uśmiechając się szeroko z zakłopotaniem.

-- Nie interesuje mnie jak się nazywasz, ani nawet co tu robisz, ale jeśli jeszcze raz zobacze jak kleisz się do Hazana, to na Mahometa, nie dożyjesz do rana. Przysięgam.

-- Keira, to moja narzeczona Hessa. Hessa, to moja przyjaciółka i była dziewczyna Keira. - Kobieta omal nie eksplodowała na słowa Hazana. Najwidoczniej powstrzymywał ją jedynie fakt, że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym. - Dobrze. Skoro wszyscy się już znamy, to ruszajmy w drogę, czas nas goni.

 

Przed hotelem wsiedliśmy do srebrnego SUVa, który był dość niezwykłym widokiem w Egipcie, mimo że w mieście było ich znacznie więcej, to wyjeżdżając z ścisłego centrum ludzie patrzyli się na nas jak na kosmitów.

Sama podróż trwała prawie osiem godzin. Do At-Tarif dotarliśmy dopiero na wieczór. Wynajęliśmy mały hotelik na obrzeżach miasta utrzymujący się w większości z wizyt turystów chcących przeżyć przygodę życia zwiedzając pobliski Zespół Świątyń Karnaku. Kolacje zjadłam samotnie, wyobrażam sobie jaką burę musiał dostać Hazan gdy tylko opuściłam jego i Hesse. Wieczór upłynął mi na studiowaniu informacji o wykopaliskach prowadzony w dolinie. Od kilku miesięcy nic tam się nie działo. Wykopaliska praktycznie stały w miejscu. Nagły postęp nastąpił tydzień temu, kiedy jeden z studentów imieniem Edgar przez przypadek natrafił na fragment hieroglifu na jednej ze ścian, niemal w dziewięćdziesięciu procentach przykrytej kopcem piachu. Czytając informacje o tym zdarzeniu miałam ochotę pogratulować chłopcu spostrzegawczości, lub szczęścia.

W każdym razie mieliśmy tam schodzić jako pierwsi. Nie wiadomo co tam zastaniemy, być może jedynie gruzy. Ale jeśli dopisze nam szczęście, będzie to skarb na miarę grobowca Tutenchamona. Już czuję dreszczyk na plecach czytając te nagłówki gazet “Keira Danford, pierwsza w grobowcu…”. No właśnie czyim grobowcu? Dowiem się tego zapewne jutro.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania