Pułap szczęścia
Chciałbym tak, jak ptaki, co każdą chmurę rozprują, poprzebijają swym jestestwem, nakłuwają swoją wolnością. Te gradowe, puszyste, byle je zaliczyć, przemycić ich miękkość na swe ramiona, ześlizgnąć się po nich, stracić oddech, widzenie. Ustanowić swój własny szlak, jak samolot mieć pułap i zapraszać inne ptaki, a niech sprawdzą, czy to nieekscytujące, na własność posiąść obłoki. Nie ważne, że wiatr je przepędza, panuje nad ich kierunkiem, tam ich tyle, że nie żałuję tej porannej z Leska, bo jest już ta z Trepczy.
Albo być takim kwiatem, kołysać się w maju, pić duszkiem rosę z zielonej otuliny, chować się na urodzajnej ziemi, byle do jesieni. Nie zatracać się w pragnieniu, żyć tym momentem, spoić się w bezkresie przestrzeni.
Wystrzelić na wiosnę, porozpychać się, wydzierżawić kawałek przestrzeni, zaistnieć dla Zosi i mamy Kariny, co podlewała, przypilnowała. I do mnie, proszę! Ja urosłem, nie jak ten naburmuszony storczyk, co panicznie boi się cienia, gdy słońca nie czuje spojrzenia.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania