Punkt widzenia sezon 2 odcinek 2 cz.1

Atmosfera była gęsta. Gęstsza od zimnego budyniu albo truskawkowej galaretki. Palące słoneczne promienie topiły asfalt i przechodniów na ulicy. Selekcja odbywała się za pomocą nikomu nieznanej maszyny losującej do totka. W chwilę kolejnych dziesięć osób zmieniało się w krwawy budyń płynący następnie do ścieków. Na chodnikach pozostawały jedynie ubrania; marynarki, spodnie albo fioletowe slipy z motywem delfinów zombie. Howard Shogun wykazywał niezwykłe znużenie całą sytuacją. Mijał kolejne czerwone kupki płynące leniwie w stronę studzienek coraz bardziej zmęczony i wynudzony. Pierwszą myślą było samobójstwo. Świat schodził na psy. Nic, zupełnie nic nie mogło już go zaskoczyć. Był ledwo po trzydziestce, całe życie przed sobą, a nawet nie złapał żadnego syfu od lokalnych prostytutek. Nuda. Na szczęście w mieszkaniu czekał już lniany sznur ze sklepu dla zdesperowanych kawalerów. Zakupił go tydzień wcześniej, kiedy dzień było równie upalny i nużący. Kasjer przyjął dodatkowy napiwek, a Howard już miał w głowie obraz własnego ciała dyndającego radośnie na gałęzi starej wierzby, tuż przy drodze do jego ukochanej wsi, skąd zagrabił niegdyś swoją lubą. Wprawdzie dziewczyna rzuciła go sześć godzin później, ale przynajmniej słuch o niej zaginął. Jak jej było? Amandea? Jakoś tak.

Opcja z pierwiastkiem niespodzianki zawitała do Howarda, kiedy przechodził obok baru. Był to zwyczajny bar, jakich było w okolicy na pęczki. Wszedł mimowolnie pchany jakąś magnetyczną siłą pochodzącą prawdopodobnie z jego podświadomości, która uparcie chciała zgłębić wnętrze lokalu. Poczuł to. Połączenie odrazy i nieuzasadnionej sympatii do tego miejsca na raz. Od pierwszego kroku. Usiadł w rogu, przy stoliku dla trzech osób mając panoramę na cały bar, w którym roiło się od innych jemu podobnych osobników. Jedni wydawali się bardzo rozgoryczeni tym miejsce, inni przeciwnie – żywiołowo dyskutowali nad jego zaletami. Howard na razie był nowym, zupełnie nieznanym tam gościem, który przy zakurzonym stoliku próbował ogarnąć myślami wszystko wokoło.

— Coś podać? — usłyszał i aż podskoczył czując jak twarz przeszywają ciarki strachu.

— Myślałem, że to bar.

Kelner nie uśmiechnął się. Raczej lekko posmutniał, jakby słyszał to zdziwienie tysięczny labo nawet dwutysięczny raz.

— Szyld to szyld, a wnętrze jak sam widzisz — różnorodne. Ode mnie mała rada, bo widzę, że jesteś nowy. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Po prostu coś zamów i będzie po problemie.

— Nie wiem, macie colę?

— Taa, chyba gdzieś jest jeszcze mała puszka. To nawet ci na koszt… baru postawię. Poczekaj.

Facet odszedł pośpiesznie. Howard, ty idioto, w co, żeś się wpakował tym razem, pomyślał siedząc i obserwując. Po chwili kelner przyniósł puszkę coli i z lekkim uśmiechem opuścił Howarda, znikając za ladą. Na zewnątrz mini apokalipsa trwała w najlepsze. Efektywnie nużący koniec. Ale to miejsce miało coś w sobie, jakąś elektryzującą magię, chodź wyglądało dość topornie. Okna zdobiły stare, zakurzone firany, a krzesła i stoliki były podrapane, prawdopodobnie widelcami i nożami. Do tego gwar jak na trybunach. Słowa zlepiały się w jeden szmer, zupełnie niezrozumiały. Howard nie usłyszał nawet, że kilka chwil wcześniej osobliwa postać w czarnej bluzie z naciągniętym kapturem stanęła obok niego. Kiedy ją spostrzegł, jedynie grzecznie się ukłonił. Umarł ze strachu w środku. Wystarczyło.

— Ty też nowy? — zapytał mężczyzna. Starał się przy tym nie ruszać zbytnio wargami, chowając je w ciemności pod kapturem z resztą twarzy.

— Zależy, co masz na myśli.

— Powiedzmy, że jesteś tu mnie niż tydzień.

— Jeśli o to chodzi, faktycznie jestem nowiutki, zupełny żółtodziób. A tym? Nie wyglądasz na takiego.

Facet przysiadł się obok Howarda.

— Jestem tu od dwóch minut. Szukam, chodzę wszędzie, do każdych drzwi pukam, ale nigdy nie zabawiam dłużej niż dwa tygodnie. Tutaj pewnie będzie podobnie.

— Fantastycznie. Wiesz, mnie to trochę nie obchodzi, więc chyba bym wolał żebyś sobie już poszedł.

Facet pokręcił nerwowo głową. Miał przy tym niekontrolowany atak drgawek, przez co strącił ze stolika puszkę coli.

— Jeszcze to! Facet, o co ci chodzi? Jesteś ze zgrupowania antyszczepionkowców? Spokojnie nie zabiję cię, jak się dowiem jaką masz twarz! Ale wisisz mi kasę za colę.

— Jestem jak wiatr jak anonim. Raz tu, raz tam. Nie ufam temu miejscu ani tobie. Wszystko jest dla mnie obce. Idę się rozejrzeć. Bywaj druhu.

Naciągnął kaptur jeszcze mocniej, po czym zniknął a drzwiami do damskiej toalety. Zaczął rekonesans ryzykownie, nie było wiadomo czy wróci stamtąd żywy. Howard jeszcze prześledził wzrokiem stoliki zapełnione ludźmi. Uwagę zwrócił szczególnie jeden, przy którym siedziała trojka energicznych biesiadników. Dwa faceci i kobieta. Ona była z nich najbrzydsza i najgłośniejsza. Inteligencją też nie grzeszyła. Co jakiś czas chwytała w dłoń widelec i dźgała nim jednego z facetów, który najwyraźniej znosił to bardzo dobrze, ba, nawet się cieszył, kiedy kolejna rana zaczynała obficie krwawić. Ten drugi, wyraźnie młodszy typ wydawał się istotą wielowymiarową. Błądził z jednej strony w obłokach innego świata. Z drugiej zaś dyskutował zawzięcie, wplatając w swoje kwestie wątki politycznie. Dodam, że dość nieudolnie.

Dziwaczny tercet. Jedli tylko brukselki i popijali je sokiem z kiszonej kapusty. Howard poczuł, że żołądek zaczyna w brzuchu fikać koziołki. Ktoś musiał to zauważyć, bo po chwili usłyszał czyjś ciepły głos.

— Przepraszam, coś się stało? Jesteś blady jak dupa mojego byłego.

— Nie, to tylko kapusta i brukselki — odpowiedział, przełykając zawartość żołądka, która już wysiadała z windy.

— Brukselki?! Straszne. Zaprowadzę cię do toalety.

Kobieta wydawała się bardzo przejęta stanem Howarda. Ten jednak bał się, iż jej dobroć będzie tylko pierwszym etapem dużo gorszej i dłuższej gry. Na wszelki wypadek spławił ją tuż po przestąpieniu progu toalety. Zdążyła mu wyjawić, że ma na imię Magda.

Pisuar przyjął całe śniadanie i obiad Howarda dość kwaśno. W kiblu od razu powietrze stało się niezdatne do oddychania, tym bardziej że w środkowej kabinie nadal pływał czyjś balast. Otarł usta i skierował się do ostatniego sedesu zabudowanego najlepiej, z drzwiami zamykanymi na haczyk. Kiedy owe tekturowe wrota otwarły się, z ust Howarda dobiegł krzyk przerażenia, niczym ostatnie wzniecenie sił przed egzekucją.

— Nie graj mi tu krzyku, marny aktorzyno, tylko zamknij te cholerne drzwi! — Posiwiały staruszek siedział na sedesie w starych łachmanach. Był chudy i wyglądał, jakby ten dzień był dla niego pisany już niedługo.

— Chciałem skorzystać z twojego sedesu.

— Jak wszyscy gamoniu. Ale ja się nie dam tak łatwo. Zawsze się znajdzie jakiś albo jakaś, co mnie chce przerodzić. Ostatnio była tu taka baba. Ale nie dałem się jej. Ha, niedoczekanie.

— Zawsze mogę iść do innej kabiny.

— Nie! — ryknął starzec. — Wszystkie trzy są moje i tylko moje. Od tylu lat.

— A konkretnie? — Postanowił, że jeszcze nie ucieknie. Nie zademonstruje swoich zdolności sprinterskich.

— Nie wiem ile dokładnie, ale byłem tu, zanim nastała ta ponura era bettonu. Zanim zaczęło wszystko umierać, tracić sens. Zaszyłem się z tego powodu w tej kabinie i nigdy już nie wyszedłem.

Howard powoli skierował się w stronę wyjścia. Układ pokarmowy najwyraźniej dał sobie spokój z figlami i zadowolił się jedynie jednym wystrzałem.

— Gdzie idzie? Co, boisz się mnie?

— Chyba, trochę. Nie mam zaufania do ludzi w kiblach, wiesz? Nie obwiniam cię za to, że jesteś w tym miejscu. Ale już pójdę.

— Ja jestem początkiem i końcem, byłem tu przed nimi i będę po nich, oj długo po nich!

Dziadyga wrzeszczał jeszcze kilka sekund po tym, jak Howard opuścił toaletę. Miał w głowie bałagan porównywalny z tym jaki się dział na zewnątrz. Podszedł do drzwi i chwycił za klamkę. Była zimna, a potem ciepła. Następnie była ciemność, po czym zobaczył sufit. Leżał obezwładniony przez jakiegoś gościa z ulicy. Facet wbiegł na pełnej do baru i staranował Howarda jak rozjuszony byk. Krzyczał wniebogłosy. Nie można było nic zrozumieć. Kelner, który zdążył już nabić mu dwie śliwy pod oczami, teraz cierpliwie nasłuchiwał.

— Ósme piętro. Ósme piętro się pali — powtórzył po nim.

— Co to takiego? — spytał Howard, ocierając nos z krwi.

— Podobno jakiś bar, ale ja kojarzę pod taką nazwą tylko wysypisko śmieci.

Nużący świat? Nic z tych rzeczy. Wszystko zaczęło nabierać kolorów, sznur musiał jeszcze poczekać, oj musiał.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • marok 19.04.2020
    Oho, ktoś już grzmoci pioruny na mnie :)
  • Shogun 19.04.2020
    Marok bardzo ciekawy "punkt widzenia" i ile nawiązań :) Cóż, to prawda, czasem się można znudzić tym wszystkim, tą monotonią, i nie reagować, ale jak nie reagować, gdy dzieje się coś czego nie przewidziałeś? Bardzo dobry tekst. Nie taki zabawny, a bardziej refleksyjny, co jest w tym przypadku jego zaletą.
    Pozdrawiam Maroku :)
    Ps: Ode mnie piąteczka, a i gdybyś mógł wstawić swoją część pod wątek na forum byłoby super ;)
  • marok 19.04.2020
    Nie szło mi ze śmiechem, to uznałem, że trochę refleksji nie zaszkodzi :)
  • Kocwiaczek 19.04.2020
    tym miejsce- miejscem
    jesteś tu mnie - mniej
    A tym - A ty
    Dwa faceci - dwaj
    //
    Jak by to powiedział osioł ze Shreka - ja chcę jeszcze raz :)
  • marok 19.04.2020
    będzie, będzie już niedługo :)
  • A. Hope.S 19.04.2020
    " Naciągnął kaptur jeszcze mocniej, po czym zniknął a drzwiami do damskiej toalety." = zniknął a , te a niepotrzebne.

    "Howard poczuł, że żołądek zaczyna w brzuchu fikać koziołki. " = Howard poczuł, że żołądek w brzuchu zaczyna fikać koziołki"

    " — Nie, to tylko kapusta i brukselki — odpowiedział, przełykając zawartość żołądka, która już wysiadała z windy." = XD mega!
  • Kocwiaczek 19.04.2020
    Zniknął za drzwiami - chyba miało być. Fakt , to że brukselka z windy wysiadała zdecydowanie na plus ;)
  • A. Hope.S 19.04.2020
    Kocwiaczek winda the best, aż monitor ze śmiechu oplułam.
  • Kocwiaczek 19.04.2020
    A. Hope.S ;)
  • marok 19.04.2020
    Brukselki to koszmar, musiałem je tu umieścić :)
  • A. Hope.S 19.04.2020
    marok aj tam od razu koszmarne. zatkać nos i połknąć. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania