Pustynna gorączka cześć 1

Przez sen nagle przedarła się twarz i krzyk jego kolegi z pryczy. Nie wiedział co się dzieje w Strefie Gazy był pierwszy dzień. Jego wzrok na początek skierował się na zegarek była 5:02 spał nie całe dwie godziny, większość czasu w łóżku przewracał się i myślał o jego świeżo upieczonej małżonce, która w kraju na niego czekała.

- Wstawaj brązowi coś wyjebali!

- Ale co gdzie…?

Powiedział ocierając oczy. Słyszał że na korytarzu większość już jest prawie gotowa do wyjazdu z bazy, krzyczeli i przeklinali. Wyskoczył szybko z łóżka ubrał spodnie oraz buty a na koniec zabrał kurtkę z wieszaka. Wybiegł na korytarz podbiegł dwa kroki do jednego z mieszkających z nim w pokoju .

- Co się konkretnie stało? - powiedział łapiąc oddech.

- A chuj wie. Wiem tylko że na pewno jakiś nasz wóz wyjebali i napierdalają do patrolu na zachodzie.

Nagle zniknął w drzwiach biorąc na siebie karabin. Ruszył dalej nie wiedział gdzie ma wsiąść był zdenerwowany i przestraszony. Wyszedł na plac i zaczął się kręcić w około patrzał po samochodach i nie wiedział czy wsiąść czy zostać, niektórzy przepychali go i uderzali barkami. W końcu podszedł do niego jego przełożony.

- Jak się kurwa nazywacie!

- Kormiński! Mirosław Kormiński!

- Aha… dobra jesteś nowy do samochodu numer osiem, są już ustawione wchodź - policzył samochody od pierwszego i usłyszał jeszcze krzyk za pleców.

- Staraj się nie zginąć!

- Postaram się - powiedział bardzo cicho sobie pod nosem. Wskoczył do samochodu i zmierzył się spojrzeniami z będącymi tam już żołnierzami.

- Masz, wiesz jak z tego korzystać? - jeden z nich podał mu karabin.

- Wiem… - powiedział

Konwój ruszył. Słońce wstawało i oślepiało wszystkich, nikt nie rozmawiał panowała kompletna cisza. Wszyscy obserwowali jak słońce złoci piasek pustyni. Bali się też co spotka ich na miejscu Mirosław nie był jedyny w samochodzie siedziało jeszcze paru takich, którzy nie wiedzieli jeszcze jak jest na wojnie. Biało-czerwona flaga szamotała się na porannym wietrze. Przejechali przez wieś, dzieciaki podbiegły do samochodów. Żołnierze jadący samochodem przed nimi rzucali im cukierki “Michałki” a ich rodzicie patrzeli na ich jak na czyste zło. Wyjechali ze wsi była dość duża jak na takie miejsc. Przed nimi była jeszcze jedna wioska. Mirosław zapatrzał się na flagę i przypominał sobie jak ostatni raz uściskał swoją żonę przed tym kiedy władowali go samolotu i przywieźli do tego piekła. Chciał bym żołnierzem zawodowym marzył o tym od dziecka ale po zrealizowaniu tego marzenia wolałby zostać w poligonie niż jechać na bliski wschód. Nagle pierwszy samochód z konwoju wyfrunął w powietrze a następnie zakryła go chmura dymu i ognia. Z wioski, która była oddalona około pięćdziesiąt metrów od nich nadleciał na nich chmara kul wyglądało to bardziej jakby atakowały ich pszczoły niż gdyby, ktoś do nich strzelał. Dziękowali Bogu w myślach że piaszczysta przestrzeń przed wioską była cała od wielkich głazów. Mirosław padł na ziemie i schował się za najbliższym głazem, usłyszał głos radia po lewej stronie.

- Te psy do nas napierdalają! Kurwa pomocy!

Po prawej stronie chłopak, cały trzęsący się ze strachu trzymał ledwo karabin. On się jednak nie bał nie wiedział czy to przez bezmyślność czy przez odwagę ale sądził że to przez to pierwsze. Poczuł jakby był cały wypełniony. Przebiegł od kamienia do innego zbliżył się do wioski o około dziesięć metrów. Słyszał za głazów okrzyki.

- Pojebało go!

Ręce mu się trzęsły ale nie od strachu. Podbiegł do jednego z żołnierzy, który był najbliżej wioski przy ostatnim głazie jakieś około dwadzieścia metrów przed pierwszym domem z którego leciało najwięcej strzałów.

- Masz granat? - powiedział do chłopaka.

- Mam. - wyciągnął go i położył go na jego ręce zaciskając ją.

Mirosław odczepił zawieszkę i rzucił go w okno pierwszego domu. Wybuch ogłuszył chwilowo go i chłopaka, który z nim siedział. Nie poczekał jeszcze aż do końca przejdzie mu ogłuszenie, złapał za kra babin i zaczął biec do przodu. To co go przeraziło jako jedyne to że nie myślał o swojej żonie wtedy ale o tym w końcu ich wszystkich zabiją jeżeli czegoś nie zrobi. W swoim biegu nie był sam chłopak, który z nim siedział oraz paru innych zrobiło to samo. Przebiegł przez pył, zrobiony przez granat. Strzelał na oślep chodziło mu o to żeby ich wystraszyć nie zabić. Bieg tak po wiosce i strzelał w niebo a arabowie padali na ziemie albo rzucali broń na ziemie i podnosili ręce. Zwolnił zatrzymał się a jego towarzysze brali w skuwali zamachowców. Rozglądał się po domach patrzał przez okna i kiedy jego oczy błądziły po garnkach i blatach ujrzał pasek ludzkiej skóry a na nim dwoje pięknych brązowych oczu. Kiedy one zorientowały się że na nie patrzy ich właścicielka najwyraźniej przestraszyła się i schowała się. Szybko podbiegł do tego domu, wszedł przez zasłonkę do środka. Siedziała pod stołem. Nie znał angielskiego dobrze a po arabsku znał tylko jedno słowo “kebab” nie chciał jej przestraszyć wysunął do niej rękę na, której była bardzo gruba rękawica. Nie wyszła, bała się podkulała nawet nogi tak żeby jej nie dotknął. Wychylił się delikatnie i usłyszał krzyki z radia.

- Czy ci debile nie rozumieją że to już koniec i nie trzeba bombardowania?!

Bez przemyślenia jego słów zapytał.

- Co się stało?

- Amerykanie są już nad nami i zaraz spadną bomby niech Bóg ma nas w opiece…

Wbiegł do domu słyszał już jak pociski lecą. Na zewnątrz przekleństwa latały niczym liście jesienią. Złapał dziewczyne za rękę i przytulił wtedy uderzył pierwszy pocisk. Zaczęła płakać, drugi już ich przewrócił upadli na ziemie. Mirosław leżał na niej, podparł się rękami żeby zobaczyć czy nic się jej nie stało. Wszystko z nią było w porządku, patrzyła się na niego tymi przenikliwymi brązowymi oczami. Dookoła kamienie latały a jęki i krzyki rannych dały się pewnie usłyszeć w bazie. A oni leżeli, dziewczyna nie opierała się, jej ręka zamiast trzymać jego ręce stały się delikatne i wrażliwie przejeżdżały po małych odstępach przed jego łokciem. Patrzyli na siebie aż w końcu… CDN.

 

Nie wiem czy mi to wyszło jeżli tak napiście w komentarzach. Pozdrawiam Paweł Stanisław Malek.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Madierka 22.04.2015
    Ciekawa fabuła :) Nigdzie takiego opowiadania nie spotkałam. Świeży pomysł, nie 'odgrzewany' jak stary kotlet. No nic, czekam na kolejną część, aby przekonać się do swoich uczuć względem opowiadania :) - oceniam na 5
  • NataliaO 22.04.2015
    Zgadzam się z Madierka ciekawe opowiadanie. 5:)
  • KarolaKorman 23.04.2015
    Temat choć męski, wciągnął mnie, ale; przed, że, a, ale, który stawiamy przecinki. Kilka literówek ,, złapał za kra babin'' - jak ta. Niedopatrzeń typu ,,Przebiegł od kamienia do innego zbliżył się do wioski o około dziesięć metrów''(tu też brakuje przecinków), po czym ,, Podbiegł do jednego z żołnierzy, który był najbliżej wioski przy ostatnim głazie jakieś około dwadzieścia metrów '' - w tym wypadku musiał by się cofnąć. I jeszcze jedna granat posiada zawleczkę, a nie ,,odczepił zawieszkę''. Kontynuuj, bo warto, a moją podpowiedź wykorzystaj w przyszłości. Dzisiaj 3 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania