Radiacja
z nudów rozdrapuję chmury. przez rany na wodzie
przecieka chłodne, październikowe słońce
chciałbym pójść na wieś, wykrzyczeć
jak szaleńczo cię kocham
ale czuję, że jestem złudzeniem optycznym
kimś między zorzą a błędnym ogniem
widzialnym jedynie przez pryzmat
nikt nie uwierzyłby zwidowi na słowo
ludzie mijaliby z pół - pogardą, pół -zażenowaniem
chyba pragnę zbyt wiele
być może wolno mi jedynie milczeć
niewypowiedziane uczucia mutują, biały cień
migocze przed oczami
rytuał zamarzania: im bliżej do zimy
tym bardziej czuję, jak pod skórą
rodzi się Coś. jest słodkie i święte
krainy szczęścia, nieprzemierzone Antarktydy
na których panuje wieczny upał
Oksymoronia, planeta z zapomnianej galaktyki
dwa wyrazy, po wypowiedzeniu których
nastanie wieczna wiosna
nie mów
Komentarze (7)
Zła (choć w sumie nie wiem czy taka zła) jest taka, że ten wiersz w ogóle mi nie usiadł, a wśród Twoich to rzadkość. Dobra natomiast jest taka, że nie ma co dłubać i czekać do końca miecha, więc przesyłam talariany już tera. Piszę tu, bo nie wiem czy często ogarniasz maila. Ja ze 3 razy do roku, dlatego mam fobię, że robi tak każdy.
Robię przelewa, jak dotrą dziamdziary, puść pakuna.
Ciao.
Świetny wiersz, już pierwsza metafora wywołuje zachwyt.
Masz mega talent.
Skąd ja to znam w jeszcze dosadniejszym wydaniu? - nie pamiętam.
Nie będę obniżał oceny dając cztery - wstrzymuję się a wszystkie gwiazdy błyszczą .
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania