Re/:@:2

♋ Słów ode mnie kilka. Przy każdym fragmencie umieszczę jakąś muzykę, by czytało się przyjemniej (mi się przy tym super pisze, to moja inspiracja, taka tam inicjatywa).

♋ https://www.youtube.com/watch?v=eGDGkUbmMZs ♋ https://www.youtube.com/watch?v=ovouUskc3YQ ♋ https://www.youtube.com/watch?v=r5yaoMjaAmE ♋ https://www.youtube.com/watch?v=LSKAPvhMIlA ♋ No i to tyle ode mnie ♋

♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋♋

Chwyciłem kurczowo filar, przygryzając jednocześnie wargę - ból przytłaczał mnie całego i ledwo pozwalał mi na jakiekolwiek ruchy. Zacisnąwszy powieki, napiąłem wszystkie mięśnie i z jakże wielkim trudem zwaliłem z siebie betonowy filar. Zdyszany i oblany krwią i potem stanąłem na jednej nodze. Rozejrzałem się dookoła a przed oczami majaczyły mi czarne plamki. Do nozdrzy uparcie próbował wedrzeć się swąd dymu. Odgarnąłem włosy z czoła i podążyłem przed siebie. Słyszałem krzyki dogorywających Serafinów - nie interesowały mnie. Budynek był ruiną, wszystko się paliło. Brnąłem przed siebie, brama wyjazdowa był już tak blisko. Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie. Byłem... Szczęśliwy, mimo iż nie było tego po mnie widać -zziajany i oblepiony pyłem i sadzą, powłóczący za sobą lewą nogą.

Z każdym kolejnym krokiem byłem coraz bliżej wyjścia, pewność siebie przejęła nade mną kontrolę i przyspieszyłem. Zahaczywszy stopą o jakiś miękki, wystający obiekt, runąłem na ziemię. Syknąłem z niezadowoleniem i obejrzałem się za siebie. Ten widok był przytłaczający, ale i urokliwy jednocześnie. Bo oto właśnie ujrzałem najpiękniejszego chłopca, jakiego kiedykolwiek widziałem. Jego bladziutka i wychudzona twarzyczka pokryta była pyłem i błotem.Miał długie rzęsy i lekko zarysowane brwi, a także włosy o odcieniu bardzo jasnego blondu.

Był chudy, można powiedzieć, że nawet przesadnie, a jedynym jego odzieniem była szmaciana tunika, spod której dało się dostrzec dwa tatuaże na plecach, przedstawiające wielkie skrzydła, oplatające jeszcze drobne ramiona. Jego wiek oceniłem na około dwunastu lat. Przygryzłem wargę. I co teraz? Z jednej strony mogłem go tu zostawić - niech zdycha, pies korporacji. Poczułem rosnącą nienawiść, która przez moment została naruszona przez współczucie. Wstałem, spoglądając to na bramę, to na chłopca.Moje dłonie kurczowo zaciskały się na koszulce. Oceniwszy szybko odległość, chwyciłem chłopca w ramiona i ruszyłem kulawym biegiem w stronę wyjścia.

W oddali majaczył las iglasty, słońce niemiłosiernie grzało z góry. Bałem się nawet spojrzeć za siebie - nie chciałem widzieć mojego Salem. Miejsca, które zabiło we mnie resztki człowieczeństwa. Zacisnąłem powieki i przyspieszyłem kroku. Dotarłszy do pierwszego drzewa, ukryłem się za jego potężnym pniem i opadłem na ziemię, oddychając ciężko.

Obrzuciłem spojrzeniem chłopaka - jego klatka piersiowa unosiła się w stabilnym rytmie wdechu i wydechu. Czyli Serafinowie nie byli nieśmiertelni - pomyślałem. Tym lepiej dla mnie - w razie zagrożenia po prostu się pozbędę dziecka. Nie miałem dla niego litości, chociaż wydaje mi się że takową posiadać powinienem. Położyłem go obok siebie i dotknąłem brzucha. Głód coraz bardziej dotkliwie objawiał mi swą obecność mocnymi skurczami i burczeniem. Mruknąłem pod nosem i spojrzałem ponownie w niebo. Oczy mrużyły mi się ze zmęczenia.Ciało powoli drętwiało. Jeszcze tylko godzinka...

Z przyjemnego stanu półsnu wyrwał mnie chłopięcy kaszel. Pewnie mój towarzysz się obudził. Spojrzałem na niego, prosto w jego delikatne, duże, brązowe oczęta. Nie wyglądał groźnie. Bawił mnie fakt, że w tym momencie rozglądał się wystraszony dookoła i kulił się, w obawie przed ciosem, który prawdopodobnie nigdy nie miałby miejsca.

- Kim jesteś?! - Wrzasnął, patrząc na mnie szeroko rozdziawionymi oczyma. Drżał jak osika, chyba jednak jego uwadze nie umknęło to, że znajdujemy się poza zakładem. Po chwili się uspokoił, jednak nie przerwał wlepiania we mnie przerażającego spojrzenia wytrzeszczonych oczu. - T-to ty nas uwolniłeś? - Odczekał chwilkę, by po chwili mego milczenia, które widocznie uznał za potwierdzenie, rzucić mi się na szyję z krzykiem - dziękuję! Naprawdę, dzięki!

Uniosłem brwi. Muszę przyznać - byłem nieco zaskoczony jak i skołowany jego reakcją. Na jego miejscu bym uciekał - coś dziwny z niego osobnik. Dopiero gdy dostrzegłem czerwony tatuaż za uchem chłopca - 'Failed' - domyśliłem się, o co chodzi. To uszkodzony egzemplarz, zapewne poddany kwarantannie. Szarpnąłem się i prychnąłem cicho - chyba załapał aluzję, bo odsunął się ode mnie i rozejrzał dookoła.

- To gdzie teraz pójdziemy..? - Spytał, patrząc mi z nadzieją w oczy. Trwałem przez chwilę w bezruchu, po czym odwróciłem wzrok. - Proszę pana? Słyszy mnie pan? - Wstałem i ruszyłem w las. Słyszałem jego kroki - podążał za mną. - Jest pan głuchy?! Ej! Gdzie idziesz!

Zacisnąłem dłonie w pięści i zerknąłem na niego gromiącym wzrokiem. Skulił się i wycofał, patrząc na mnie chybotliwym wzrokiem. Fuknąłem i kontynuowałem swoją wędrówkę. Głód nadal dotkliwie mi dokuczał. Próbowałem zignorować Serafina, który krok w krok podążał za mną, bardzo dobrze ukrywając się przed moim wzrokiem. Trochę mnie to irytowało - no cóż, zabije się go kiedy indziej. Słysząc głośniejszy szelest, zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła. Wciągnąłem przez nos zapach krwi. Nieopodal rozległ się chrzęst i ciche, zduszone piszczenie. Ruszyłem bezszelestnie w tamtą stronę, próbując być jak najmniej widocznym. Zwierzę - to na pewno było zwierzę. Polujące zwierzę albo ofiara złapana w sidła myśliwego. Jeżeli tak - miałem niesamowite szczęście.

Odór krwi nasilał się z każdym pokonanym metrem. Rozchyliłem gałęzie, a widok, który ukazał się moim oczom, wstrząsnął mną do głębi.

Ten sam Serafin, którego ocaliłem, siedział na ziemi i łamał kark zającowi. Skrzywiłem się, słysząc głuche chrupnięcie. Obok chłopca piętrzył się stos martwych zwierzaków, obdartych ze skóry. Ostrożnie się zbliżyłem, na co blondyn zareagował skrajnym entuzjazmem.

- Cześć! - Przywitał się. Skinąłem w ciszy głową.Usiadłem obok niego. - Czyli jednak wróciłeś? Byłem trochę głodny, ty pewnie też jesteś. Zjesz? To dobre. Naprawdę, próbowałem!

Wysunął w moją stronę dłoń z oskalpowanym truchełkiem. Przełknąłem ślinę, pomimo wszystko jednak szybko wgryzłem się w mięso. Chrząstki i kości chrobotały i zgrzytały pod naciskiem mojej szczęki. Surowe mięso nie było jakimś wykwintnym posiłkiem - jednak na tyle sytym, by głód ustał. Podczas wspólnego posiłku, Serafin paplał jak najęty:

- Wiem, dlaczego nie mówisz. - Przechwalał się. - To mutylacja języka, prawda? Słyszałem, że Przeszczepieni jej doznają, bo nikt nie może wiedzieć o eksperymentach w Treven Corps. Ja jestem Y.2314GHXBLOOD. Ale możesz mówić mi Bloo albo Blue... Ale słyszysz, prawda? Bo nie słyszałem o pozbawianiu słuchu.

Pokiwałem na znak, że dociera do mnie każde słowo, które wypłynęło z jego ust. Westchnął głośno i spojrzał w niebo.

- Nigdy nie widziałem Świata Zewnętrznego. Tak tu ładnie, tyle tu różnych zapachów... Tam mogłem wąchać tylko substytuty, które dawały mi chociaż trochę danych o tym miejscu. A ty tu żyłeś prawda? Fajnie tu jest? Podobało ci się?

Kiwnąłem z uśmiechem, gdyż wróciły do mnie nostalgiczne wspomnienia. Bloo przyglądał mi się badawczo, po chwili także i na jego twarzy zagościł uśmiech. Czułem jak coś wwierca mi się do czaszki - chłopak próbował przejąć moje wspomnienia. Nie wzbraniałem się przed tym - wręcz przeciwnie - w całości pozwoliłem mu na wgląd w moje życie. Niech wie, co to znaczy być prawdziwym człowiekiem - z krwi i kości, urodzonym przez prawdziwą matkę.

- Gdzie teraz pójdziemy? - Zapytał, patrząc na mnie z wyczekiwaniem.Zamyśliłem się, po czym wyskrobałem paznokciem w piasku: "Nie znam tutejszej okolicy, ale preferowałbym udawanie się przed siebie, w kierunku, w którym do tej pory podążałem, czyli na zachód. Tam jest West City.Młody, to nie ja nas uratowałem. Budynek został zbombardowany, nie miałem z tym nic wspólnego..."

-Aaaa... - Jego entuzjazm widocznie osłabł. Wstał i wyciągnął do mnie rękę. - Jeżeli chcemy dotrzeć do West City, musimy się pospieszyć.Było jeszcze czterech takich, jak wy. Oni na pewno przeżyli, dlatego trzeba się spieszyć. Mogę się mylić, ale niekoniecznie każdy z nich jest tak pokojowo nastawiony jak ty.

Pokiwałem w skupieniu głową i wstałem, otrzepując się z igieł i resztek ściółki. Spojrzałem na mojego towarzysza podróży, którego głowa ledwo dosięgała mojej piersi. Był uśmiechnięty. Warknąłem - nadal za nim nie przepadałem, chociaż moje nastawienie zaczęło się powoli zmieniać. W oddali zadudniły strzały, co tylko nas ponagliło. Wyruszyliśmy w drogę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Slugalegionu 29.06.2015
    Dobra, skoro ma nie być całowania to może chociaż przytulaka? A tak na serio, leci piątka. Napisałeś chyba jedyne sfi-fic które mi się podobało.
  • LinOleUm 29.06.2015
    Przytulaka owszem, chociaż nie lubię tulić panów ;^; Ale dobrze :3
  • Slugalegionu 29.06.2015
    *przytulak*
  • LinOleUm 29.06.2015
    *Tuuuuliiiiiiimyyyy*
  • Anonim 29.06.2015
    poprzednia część najbardziej psychodeliczna tu już się sprawa normuje, zaczyna być zwyczajnie
    ale nie przestane czytać kolejnych części
    kto mnie przytuli?
  • LinOleUm 29.06.2015
    Dużo schiz będzie, pamiętajmy o żyjących Przeszczepionych *tuliiiimyyyyyyy*
  • Lucinda 29.06.2015
    To dopiero pierwsze twoje opowiadanie jakie czytam, ale przypadło mi do gustu. Na pewno zajrzę do pozostałych. Ode mnie 5:)
  • LinOleUm 29.06.2015
    Dzięki Luci~
  • Grilu 29.06.2015
    No nie powiem, podoba mi się :) Bardzo mnie ciekawi co będzie dalej, ode mnie 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania