Re/:@:6

Spojrzałem na Lina, który siedział obok mnie i wcinał rybę ze smakiem. Obrzydziłem się, na widok wypływających trzewi, a także na dźwięk chrupoczących ości i chlupotania. Był praktycznie jak zwierzę, dziki i nieokiełznany, jak żywioł wody. Spojrzałem w niebo, zasnute zanieczyszczonymi chmurami, gdzieś w oddali słyszałem syreny wojskowe, a także wystrzały z broni palnej. Ciekaw jestem, jak daleko stąd jest mój dom. Zmrużyłem oczy i oparłszy się o betonowy blok, zagaiłem do Lina:

"Mam pytanie" Nie chcąc widzie makabrycznej sceny rozszarpywania kolejnej ryby, głowę nadal miałem odwróconą.

- Pytah hiao. - Wybełkotał w odpowiedzi, rozszarpując łuski dwugłowego stworzenia.Wszystkiemu towarzyszyła bryzgająca wszędzie krew. Mruknąłem z niezadowoleniem, gdyż lepka ciecz chlapnęła mi na twarz. Zmrużywszy oczy, spojrzałem w lewo, prosto na stary las.

"Jak myślisz, oni tak na serio nie zrobią nam krzywdy? Martwię się o młodego." - zmarszczyłem brwi z wahaniem.

- Hy ia hiem? - Wzruszył ramionami, przełykając jedzenie i klepiąc się po brzuchu. - Twój mały Serafin jest bezpieczny. Wydaje mi się tak, przynajmniej... Chociaż, co do tego niepewny jestem. A nie obchodzi mi, co zrobią nam. Nam mogą zrobić wszystko co zechcieliby. Szczerze to przestało mi zależy już dawno, dawno temu.

"Rozumiem." - pokiwałem ze smutkiem głową. Bloo, Bloo, gdzie jesteś? Cholera, przywiązałem się do tego gówniarza. Niby to zwykły człowieczek z probówki, laboratoryjny gniot, ale mi pomógł. Obdarzył mnie jedną z najcenniejszych rzeczy w życiu każdego człowieka - zaufaniem. Dopiero teraz, kiedy tak naprawdę go zabrakło, doceniłem jego małą, optymistyczną i nadpobudliwą osobę. Bersch kiedyś powiedział: "Wiesz, Axel... Słońce doceniamy w nocy. Bo wtedy najbardziej nam go brak.". Cholerny dziad, miał rację. Pomimo wszystkich swoich zbrodniarczych przewinień, w tej kwestii przyznałem mu rację. Pomimo tego, że nienawidziłem go jak psa i z całego serca życzyłem mu śmierci w męczarniach.

- Nie martw. - Lin położył dłoń na moim ramieniu - wzdrygnąłem się.Spojrzałem na jego przedziwną twarz, umorsaną krwią i śluzem. - Mały jest odważny i ma spryt. Nie ma problemów, żeby dał sobie radę. Ci najsilniejsi wygrają, a on nie jest taki słaby, jak myślisz ty i ja. Musimy mieć dobre my...

-Tutaj. - Usłyszałem za sobą głos, który tak dobrze znałem z Instytutu Trevan. Crono. Jeżeli to był on, to musiał być i Gilbert - pańcio nigdzie nie ruszyłby się bez swojego pupilka. Z przerażeniem zerknąłem kątem oka do tyłu.

Postać była podobna do Crono tylko w krępej budowie ciała. Jej oczy jednak nie były tak bezlitosne jak te, należące do biomechanoida. Ich kolor mógłbym określić jako esencję płynnego miodu. Kolejną różnicą był napis na ramionach. Nie brzmiał on "Trevan Corps INC",a "Grog G INC". Otworzyłem szeroko oczy i uśmiechnąłem się. Byliśmy ocaleni... Tak przynajmniej myślałem z samego początku.

Tytanowy kolos chwycił mnie za szyję i ścisnął mocno. Lin zawarczał głucho i rzucił się mi na ratunek, powalony jednak ciosem w podbródek, runął jak długi na ziemię. Olbrzym złapał go, podobnie jak mnie, za kark. Próbowałem krzyczeć, uciec. Lecz co byłem wstanie zrobić, gdy nie mogłem nawet odwrócić wzroku? Masywne dłonie, niczym kleszcze, zaciskając się na szyi, pozbawiły mnie oddechu. Zemdlałem.

Otrzeźwił mnie kubeł zimnej wody, wycelowany prosto w twarz. Otworzyłem szybko oczy, rozglądając się dookoła z dezorientacją. Siedziałem na krześle elektrycznym i oddychałem w przyspieszonym tempie. Czułem jak krew pulsuje mi w żyłach, a zjedzona wcześniej upieczona ryba cofa się przez przełyk. Cały blady i rozdygotany, zwróciłem posiłek na własne kolana.

- Cześć, Axel. - Głos Bloo. To na pewno był jego głos. Rozejrzałem się dookoła. Stał obok, skuty kajdankami, z oczku płynęły mu łzy. Przytulił mnie i dopiero teraz dostrzegłem obrożę z napisem "LIKWIDACJA" na jego szyi. Zadrżałem. - Przyszedłem się pożegnać... Powiedzieli, że mi tym pomogą. Nie chcę więcej cierpieć. Chcę pomocy. Tobie też mogą pomóc, wiesz?

"Co ty mówisz..." - pomyślałem, wpatrując się w niego, cały blady z przerażenia. Pokręciłem głową, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli.Słowa same popłynęły z mojej obroży. Dopiero teraz zauważyłem, że jest odnowiona:

- Nie odchodzisz. -Złapałem go za rękę. - Nie odejdziesz. Razem mieliśmy uciec, pamiętasz? Razem. Ja, ty... Teraz jeszcze...

Wrzask Lina rozdarł mój cichy szept.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 19.07.2015
    Podobają mi się opisy. Są jak strumień wpadający do rzeki i tworzą fajny dodatek do dialogów. Fajnie na pisane; 5:)
  • Wow, wow i jeszcze raz wow :D 5 !!
  • LinOleUm 19.07.2015
    Dziękuję...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania