Rekreacyjne Przypomnienie Sobie Treści Relaksujących Snów

"Rekreacyjne Przypomnienie Sobie Treści Relaksujących Snów"

 

gatunek: sny/fantastyka/podróże/surrealizm

 

Lata 2018-2020.

 

U oceanicznych wybrzeży jednego z kilku kontynentów dziurawej planety, z której bezustannie wydostawały się strumienie kolorowego światła, rozprzestrzeniające się na cały wszechświat, znajdowało się nieduże miasto. Pewnego słonecznego, wiosennego dnia, po otaczających miejscowość wietrznych, kwitnących, śpiewających i śmiejących się łąkach, spacerowały cztery genetycznie zmodyfikowane, dwunożne, szponiasto-płetwiaste ambystomo-dinozaury, które potrafiły zarówno chodzić, pływać, jak i fruwać.

 

Jednego razu, istoty postanowiły pojechać do wielkiego tropikalnego miasta, leżącego u innych wybrzeży kontynentu. Duża miejscowość oferowała mnóstwo imprez, plaż, basenów kąpielowych, ciepłych dni, słonecznej pogody i ciekawych, zaskakujących stworzeń, wypoczywających właśnie tam, a pochodzących z wielu różnych planet, wszechświatów i wymiarów.

 

Nieduże, oceaniczne, plażowe miasto.

 

Na centralnym placu, wokół którego fruwały jasne, metaliczne, śmiejące się trąby oraz śpiewające muszle wielkich ślimaków morskich, wylądował duży statek kosmiczny, od czasu do czasu zmieniający swój wygląd. Zmutowane płazo-gady podeszły z ciekawości bliżej, a wtedy nagle zostały wciągnięte przez ściany tajemniczego obiektu do jego wnętrza, gdzie czekał zaskakujący komitet powitalny w postaci ośmiu istot pozaziemskich, pochodzących jednocześnie z dalekiej galaktyki i innego wymiaru.

 

Cztery stworzenia zostały oprowadzone po pokładzie pojazdu pozaziemskiego, a następnie zabrane na ekscytującą wycieczkę dookoła galaktyki. Kiedy podróż dobiegła końca, to pozaziemianie odstawili dwunożne ambystomo-dinozaury z powrotem na plac, skąd je wcześniej wzięli. Fantazyjne zwierzaki mieszkały w otoczonym tropikalną dżunglą pałacu, dumnie stojącym na jednym ze wzgórz na przedmieściach. Zaszły więc przed niego, przeskoczyły przez płot, przespacerowały się po dżungli i w końcu znalazły się wewnątrz eleganckiego, luksusowego budynku, utrzymanego w stylu neoklasycznym, afrykańskim, polinezyjskim oraz plażowym.

 

— Chcemy odlecieć wysoko pod nieboskłon, tam gdzie świecą wesołe, barwne gwiazdy! — krzyknęły radośnie istoty nie z tego świata, po czym statek, we wnętrzu którego się znajdowały, wzniósł się wysoko i odleciał za magiczny horyzont.

— Co zrobimy z czasem wolnym, który nam pozostał? — spytał jeden ze stworów.

— Może jakoś poszerzymy nasze horyzonty? — zaproponował drugi.

— Tylko jak? — zastanawiał się trzeci.

— Na przykład przeprowadzając się do innego miasta — zasugerował drugi.

— Tylko którego? — spytał trzeci.

— Na pewno jakiegoś w miarę ciepłego i z wielkim klimatem.

— Może do tamtego znanego, lubianego, przebojowego, subtropikalnego plażowego miasta, pełnego architektury w klimatach starożytnych, renesansowych i neoklasycystycznych? — zaproponował ten, który wcześniej spytał o to, co można by było zrobić z czasem wolnym.

— Myślę, że to optymalna opcja

— My też — zgodnie stwierdziły trzy pozostałe.

— Lecimy? — spytał drugi.

— Lecimy! — odpowiedziały pozostałe.

 

Nagle zerwał się dziwny wiatr, który wiał mocno, ale niczego nie uszkadzał ani nikogo nie ranił. W powietrzu zaczęły być słyszalne donośne dźwięki jakby trąb, wydobywające się z wysokiego nieba, które właśnie przybrało żółtych, pomarańczowych, różowych i piaskowych barw. Spośród chmur wyłoniła się czerwono-złota karoca, ciągnięta przez pięć czteroskrzydłych pegazów. Pojazd wylądował nieopodal czworga istot, które następnie wsiadły do wygodnego wnętrza eleganckiego wozu, po czym ten wzniósł się na sto metrów nad powierzchnią planety pełnej podziemnych pomieszczeń oraz kryjówek.

 

— Lecimy w górę aż pod same chmuuuuryyyy! Lecimy w górę aż pod same obłooookiiii! — pasażerowie śpiewali piosenkę, którą sami wymyślili.

 

Wiatr przestał wiać. Karoca przefrunęła nad miastem, wypełnionym niezwykłym nastrojem i niezwykłymi zjawiskami oraz zdarzeniami, a także wspaniałymi, fantastycznymi imprezami i przygodami. Wylądowała ona na kanciastym, otoczonym dużymi palmami placu. Wszystkie cztery ambystomo-dinozaury przebojowo wyskoczyły oraz od razu poszły podziwiać rewelacyjne dzieła epickiej sztuki i zwiedzać monumentalne ruiny, podczas gdy karoca wzbiła się w powietrze na wysokość stu kilkudziesięciu metrów i zniknęła w kolorowej świecącej chmurze, szybko w owym momencie przelatującej po nieboskłonie.

 

W mieście, w przeważającej większości utrzymanym w stylu antyczno-luksusowo-leśno-łąkowo-ogrodowo-plażowo-wypoczynkowo-rekreacyjno-imprezowym, często zdarzały się niezwykłe zjawiska, a w domach, ogrodach oraz na plażach kilka razy w roku miały miejsce wspaniałe imprezy, podczas których nad miejscowością przelatywały samochody ze śmigłami helikopterów i mastodonty z szyjami waranów, ogonami samców lirogonów oraz skrzydłami gęsi.

 

Tymczasem w niezwykłym, niesamowitym, rewelacyjnym mieście-ogrodzie, spoczywającym na magicznych wyspach-obłokach, krążących nad planetą, na tle nieboskłonu...

 

Czteroskrzydłe pegazy z ogonami tuńczyków fruwały nad rozległymi, kwitnącymi, słonecznymi łąkami i nad sadami, gdzie rosły wielkolistne drzewa, na których obficie rosły owoce z kilku różnych gatunków na raz. A były to na przykład: banany, mango, kokosy, winogrona oraz pomarańcze. Miasto było otoczone kilkoma wzgórzami, w pobliżu których znajdowały się jeziora, zasilane przez wodospady, mające swoje źródła w skałach, tkwiących u szczytów właśnie tych malowniczych wzniesień lądu.

 

Około pół kilometra od jednego z jezior, stał pałac w stylu neoklasycznym. Na trawniku otaczającego go ogrodu znajdował się basen kąpielowy w kształcie wielkiej muszli przegrzebka. Kąpało się w nim osiem trzydziestokilkuletnich syren, które wesoło kołysały się na boki, śpiewając niezwykle piękne pieśni, słyszalne z odległości nawet dwudziestu trzech tysięcy kilometrów.

 

Na latającej pustynnej wyspie, powoli przemieszczającej się nad pełnym wielkich budowli eleganckim miastem, znajdowała się Poszukiwaczka Przygód, będąca w wieku syren. Słyszała ich olśniewający śpiew. Właśnie siedziała na taborecie i grała na potężnej harfie. Postanowiła więc zagrać do melodyjnych dźwięków, które słyszała. Tymczasem nad tajemniczą daleką sawanną, po której biegało nieduże stado roześmianych pawianów, krążyło dwadzieścia kilka sępów, którym było wszystko jedno.

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Sufjen 9 miesięcy temu
    Hmm... ciekawe. Tak bym określił całościowo ten tekst. Nie jest zły. Pozdrawiam :)
  • Piotrek P. 1988 9 miesięcy temu
    Dziękuję za odwiedziny i komentarz, oraz również pozdrawiam 🙂
  • Dekaos Dondi 9 miesięcy temu
    Piotrek P.1988↔Mieć takie sny, to jakby na ucztę, doznań dziwnych i różnorakich, zaprosić własny umysł, do własnego umysłu. Chociaż co prawda, ostatnie zdanie, nieco... nieoptymistyczne, to tak jak w życiu.
    Równowaga zazwyczaj jakaś być musi, by docenić, co dobre... :)↔Pozdrawiam🙂:)
  • Piotrek P. 1988 9 miesięcy temu
    Dekaos Dondi, ostatnio często mam sny w których pierwszy raz odwiedzam kolejne krainy i w których pierwszy raz spotykam kolejne istoty oraz postacie. Inspirujący komentarz. Jeśli chodzi o równowagę, to myślę, że masz rację.

    Dziękuję i pozdrawiam 🙂

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania