Rozmowa z pierdolonym Bogiem

Tego dnia deszcz siekał moje ciało. Stałem cały przemoczony na przystanku i pragnąłem tylko znaleźć tego naszego pierdolonego Boga. Miałem parę pytań, na które ten Chuj znał odpowiedź. W dłoniach trzymałem dwie szklanki, a nogi kierowały mnie w stronę sklepu. Stojąc przy ladzie poprosiłem o cztery flaszki alkoholu: dwie czyste i dwie whiskey…

 

Chuj znał odpowiedzi…

 

Następnie powędrowałem do starego szpitala psychiatrycznego, opuszczonego od dwudziestu-trzech lat. W jednej z największych sal, z porozrzucanych rzeczy, stworzyłem prowizoryczny stół oraz dwa krzesła. Usiadłem na jednym z nich, postawiłem szkło na stolę, polałem sobie co nieco i czekałem na naszą Alfę i Omegę…

 

Dwie czyste i dwie whiskey…

 

Z przemoczonego płaszczu wyjąłem jeszcze jedną rzecz: rewolwer myśliwski mojego wuja, który tak jak i Nasz Stwórca, jest także pierdolony. Pięknie komponował się obok nalanego płynu, wraz ze światłem słonecznym, padającym ze szczeliny w dachu wprost na jego stal…

 

Wystarczyła tylko jedna czysta…

 

Naprzeciw mnie usiadła postać ubrana w drogi garnitur. Jej twarz promieniowała niebiańskim blaskiem. Trzeba przyznać, że miała wyjątkowo nieziemską aparycję.

 

- Czyli jednak są inne miejsca prócz Teksasu, w których można Ciebie znaleźć – stwierdziłem i wziąłem łyka otwartej przed chwilą whiskey.

- Dlaczego Teksas? Że niby jedno z najbardziej prawicowych miejsc na ziemi, tak? – zapytała.

- A skądże! Chodzi o Indian i ich Ayahuasce… Wygląda na to, że nie tylko mikstury czerwonoskórych potrafią dosięgnąć tego boskiego pierwiastka siedzącego w nas wszystkich…

 

Dziwnym było, że mimo alkoholu mój głos nadal brzmiał normalnie. Czyżby sama obecność wspaniałego Stwórcy to uczyniła?

 

- Z tego co wiem, chciałeś ze mną porozmawiać, nieprawdaż? – z uśmiechem na twarzy zapytała mnie Eminencja.

- Jasne, że tak! - wykrzyknąłem i podniosłem swoje naczynie. – Mam do Ciebie kilka, kurwa, zasadniczych pytań – rzekłem, a substancja rozpaliła mój przełyk.

- Dosyć wulgarne z ciebie stworzenie.

- Ale przyznaj, że Tobie się to podoba. W każdym z nas jest coś Wspaniałego. Moja Wspaniałością jest właśnie wulgarność i bardzo specyficzne podejście do życia. I nie zaprzeczysz temu bo wiesz, że to tylko słówka i spojrzenie na świat. Widzę, jak się uśmiechasz…

- Niech ci będzie.

 

Nie tylko w Teksasie…

 

- Znasz Amelkę?

- Zna… - nie dałem dokończyć.

- No oczywiście, że, kurwa, znasz! Wszystkich znasz! – ryknąłem. – Nie daj jej umrzeć, dobrze?

- Nikt nie chce jej zabierać z tego świata. Jeszcze wiele lat…

- Wiesz, o co mi chodzi. Jej dusza… Rozumiem, że śmierć to pic na wodę, bo już za życia tak naprawdę umieramy po kilkadziesiąt razy… Że się zmieniamy, zostają jedynie wspomnienia i doświadczenia, a naszą śmierć fizyczną dostrzegają wyłącznie bliscy… – przerwałem i dolałem sobie trunku.

 

Współrozmówca milczał.

 

- To było dziwne… Stała na środku drogi, z porozrzucanymi kartkami. Podszedłem do niej i podniosłem jedną z nich. „Świetne wiersze” – rzuciłem, po czym zapytałem, jak ma na imię i dlaczego płacze. Okazało się, że jakieś dwie jej znajome - stojące dwieście metrów naprzeciwko - naśmiewały się z niej i jej prac… Kurwa, poczekaj – przerwałem i otworzyłem następną butelkę.

 

Strumień otulił wnętrze szklanki, tym samym powodując, że ze spokojem mogłem kontynuować:

- No i ten… Mówię do niej, że te lambadziary to wydmuszki i stanowią jedynie reklamę adidasa, czy innego szajsu. Rozchmurzyła się i pozbierała kartki. Wiesz, co jest najgorsze?

- Tak?

- To, że pewnie jej nie spotkam, a na jej drodze stanie jeszcze więcej takich „znajomych”.

- Twoje pode…

- Wiem, wiem… Mogę się założyć, że jedna z tych lambadziar była podobna do Amelki, lecz… Kurwa… Inni zabili w niej tę cząstkę Wspaniałości…I stała się chodząc plakietką jakiejś firmy od łachów. Kolejnym trybikiem wielkiej machiny, napędzanej masą… Osobą nienawidzącą tych, którym się udaje… Chcącą w nich zdusić zapał…

 

Twarz promieniowała niebiańskim blaskiem.

 

- Życie jest proste jak Tetris… - kontynuowałem. - Z tą różnicą, że wygrywają elementy niepasujące do układanki. Zewsząd otaczają nas ludzie pragnący wyłącznie tego, abyśmy zniknęli… Tak jak i oni to robią… Wiesz co?

- Co?

- Nieraz byłem świadkiem, jak moi bliscy się załamywali. Twoja Cząstka w nich gasła. Stawali się chodzącymi trupami. Takimi zombie… Już za życia… Proszę Cię, nie dopuść do tego, aby ta dziewczyna tak skończyła. Tworzy zajebiste rzeczy… I to w tak młodym wieku! Jeżeli chcesz, to zabierz coś ode mnie… Nawet Anioła Stróża. Chuj tam, dam sobie radę.

- Postawa godna pochwały – oznajmiła z ledwo widocznym uśmiechem na twarzy.

 

Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk metalu. Z zamkniętymi oczami wycelowałem z rewolweru wuja w Boga.

 

- Mogę strzelić? – zapytałem.

- I tak mnie nie zabijesz.

 

Skierowałem lufę pistoletu w stronę swojej głowy. Wziąłem głęboki oddech.

 

- W sumie takim czynem zaprzeczyłbym wszystkiemu, co przed chwilą powiedziałem…

 

Stal ponownie znalazła się na stole, w tym samym miejscu. Otworzyłem oczy.

 

- Zło – rzuciłem.

- Wolna wola – uderzyła w moją twarz odpowiedź.

- Niepełnosprawne dzieci.

- Wolna wola.

- Zgodzę się w połowie – oznajmiłem – Na ziemi jest mnóstwo patusów. Dzieciaki rodzą się pijane i tak dalej. O! Geny też mogą być… Ale nie rozumiem, dlaczego rodzą się w dobrych rodzinach… Oddanym w sumie Tobie.

- Wasza dusza ma wolną wolę.

- Kurwa, wiem to przecież!

 

Ostatnia flaszka… Mikstura czerwonoskórych…

 

- Talent.

- Co „talent”?

- Zastanawiałeś się, dlaczego w niektórych rodzinach zajmujących się od pokoleń daną dziedziną, rodzi się człowiek z całkiem innymi predyspozycjami? Ze smykałką do czegoś innego? Chyba nie sądzisz, ze to mogłoby być genetycznie uwarunkowane?

- No w sumie…

- A zauważyłeś, że zazwyczaj osoby silne psychiczne potrafią rozwijać się w wielu dziedzinach?

 

Pokręciłem twierdząco głową. Promienie słońca rozlały się po całym stole…

 

- No to teraz słuchaj. Osoba z pierwszego przykładu nie posiada talentu od tak! – ściany zadrżały od krzyku. - Nie zasiejesz – nie zbierzesz. Postanowiła również doświadczyć tego, jak to jest, gdy nikt nie podziela zdania do kierunku, jaki obrała. Aby ta Cząstka, jak to nazywasz, nie zgasła, ta osoba musi w pewien sposób wyrobić u siebie siłę psychiczną. Dzięki niej spełni swoje marzenia, a i przy okazji inni członkowie nauczą się tolerancji. Uczycie się wzajemnie od siebie.

- Zajebało buddyzmem albo jakimś New Age… – wypowiedziałem jedyne zdanie, jakie mi przyszło w tamtym momencie do głowy.

- Nie chodzi czy to buddyzm, czy chrześcijaństwo. W prawie każdej religii zasady są takie same: „kochaj bliźniego”, „śmierć to stan przejściowy” i tak dalej. Problem polega na tym, że najczęściej naginacie je do własny celów, które zamiast pomagać - szkodzą.

- Wiesz? Jakoś mi to nie pasuje. Kto by chciał wybierać męczące życie?

- Wy. Nie mogę ingerować w waszą wolną wolę. Macie ją cały czas. Czy to na ziemi, czy w innym miejscu. Tak jak powiedziałeś – nie ma śmierci. A reszta to doświadczenia, na jakie się zgodziliście. Chcieliście je przeżyć. Na czym opiera się wasze życie? Na doświadczaniu. Każdego dnia to czynicie. A po drugie nie wzięło się znikąd stwierdzenie „bratnia dusza”. Każdy z was wybiera swoją rolę, jaką będzie odgrywał w pewnym czasie i z kim. Bez różnicy, czy w danej chwili jesteś pełnosprawny, czy też nie. Wszystko ma swój cel. Tak właśnie rodzą się ludzie z wieloma talentami, z silną psychiką. To pozostałości po innych wcieleniach. Po prostu już kiedyś się tego nauczyli i w teraźniejszym życiu muszą jedynie wytrzeć to z kurzu i rozwijać kolejne cechy, zdolności.

 

- No dobra, jakoś to pojąłem… Tylko pół butelki… Ale jeszcze jedno pytanie, dobrze?

- Dobrze.

 

Wszędzie, nie tylko w Teksasie. Bliżej, niż nam się wydaje…

 

- Dlaczego nie pomagasz tym, którzy się modlą? Rozumiem te doświadczenia dusz… Tylko niektórzy wpadają w kłopoty. Dodajmy, że niezależnie od nich… Chodzi mi o wskazówki w danej chwili…

- Pomagam. Rozwiązania najczęściej są na wyciągnięcie ręki.

- Tak?

- Tak. Tyle tylko, że skupiacie się na tym jak to jest źle, zamiast po prostu ochłonąć. Odpowiedzi porozrzucane są koło was. Wystarczy tylko wyjść z tego mroku, ogarniającym was w tym momencie. Czasami na chwilę, a czasami na trochę dłużej. Nikt nie brał więcej na swe barki, niż dałby radę dźwignąć.

 

Ostatnie strugi światła padały na nasze miejsca…

 

- Napij się ze mną…

- Ja…

- Oj tam, kurwa! Mam drugą szklankę i w sam raz alkoholu…

- W sumie to mogę. Mam trochę spraw do załatwienia z paroma bytami, ale napiję się z takim „wulgarnym” stworzeniem, jak ty.

- Widzę, jak się uśmiechasz! W ogóle to dziwnie wyglądasz… Widzę dużo blasku… i te kawałki Twoich ust…

 

Mój współrozmówca wciągnął rękę i zsunął broń ze stołu.

 

- Teraz lepiej? Słońce odbijało się od stali. Wypiłeś tak dużo, że nawet nie zdałeś sobie z tego sprawy.

 

Serce zaczęło bić mocniej.

 

- Że ja się po głosie nie zorientowałem… Śliczniejszej kobiety to ja nigdy w życiu nie widziałem… Nawet bym się z Tobą ożenił! No ale widzę, że nie lubisz osób, które przeklinają…

 

Po całej sali rozniósł się dźwięk stukającego się szkła…

Wcale nie aż tak daleko…

 

- A i tak przy okazji… Noś suknie. Garnitur jakoś do Ciebie nie pasuje…

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • riggs 25.12.2016
    Nooo. Nic dodać, nic ująć. Kurwa pięknie ujęte przemyślenia teologiczne. Z sensem, a nie ze slepą wiarą. 5
  • Psychol 25.12.2016
    A dziękuję bardzo :D
  • Violet 25.12.2016
    Świetny pomysł, realizacja też ciekawa, jednak jest małe ale... Mogłeś trochę bardziej rozbudować dialog, zbyt płytko potraktowałeś temat. Pomimo tego gratuluję. 4+ czyli 5. Pozdrawiam
  • Psychol 25.12.2016
    Rozmowa pochodzi tak naprawdę z mojego wnętrza, więc nakreśliłem ją tak, jak ją widzę ;)
  • Violet 25.12.2016
    Psychol Ja komentarz piszę do tego co czytam i jak odbieram; tak to widzę ;)
  • Psychol 25.12.2016
    Rozumiem ;) ja piszę tak, jak ja to czuję :D każdy jest inny :D
  • Violet 25.12.2016
    Psychol I o to chodzi w całym tym pisaniu ;)
  • Lotta 25.12.2016
    Hmm, ciekawy... Daje do myślenia. Uważam, że dialog jest dobry; nie jest też płytki, wręcz przeciwnie. Bóg nie mówi wiele, a to dlatego, ponieważ bohater nie pozwala mu dojść do słowa; cały czas Mu przerywa. Myślę, że często tak postępujemy, przecież sami wszystko lepiej wiemy, dajemy sobie radę. Określenie Boga chujem jest... mocne. Tekst staje się negatywnie nacechowany. Na początku mnie to odrzuciło, teraz mam mieszane uczucia. Na pewno skłania do refleksji, co jest dużym plusem. :)
  • Psychol 25.12.2016
    Moim zdaniem Bóg ma wyjebane na słowa. Czyny to argumenty. Skoro jest doskonały to to zrozumie :D mam takie zdanie.
  • Sł.na niedz.tj.pon. 26.12.2016
    Widzę, żeś se znalazł właściwe miejsce na dyskurs z rzeczoną osobą. Trochę to podejrzane, że ci się udało, bo jak wiadomo, bardzo trudno się z tym skurczybykiem umówić na cokolwiek. Wychodzi na to, że bardzo przestrzega ustawy o "ochronie danych osobowych i informacji niejawnych", oraz tp. pierdół, co w jego przypadku zalatuje gównem. Właściwie, to nic nie wyjaśniłeś; "z tego co i owszem". Na pewno ludziów interesi; kto stworzył Boga - bo to jest istotne zagadnienie. Ponieważ wiara w "cuda na kiju", odbiega od logiki, to można se pomachać skrzydłami wyobraźni...
    Wszystko wskazuje na to, że Boga zmajstrował gościu o ksywce - "Słowo". Dla niekumatych przypominam, że "ono" było początkiem i prawdopodobnie, takoż będzie końcem wszystkiego. No dobra... a te "Słowo", to kto taki wykumał? (do jasnej cholery!).
    Na to pytanie, też jest bardzo prosta odpowiedź. Zwracam uwagę, że dla zagadnień natury filozoficznej - zawsze są proste formuły.
    Oczywiście za "pojawienie" się słowa; odpowiedzialny jest człowiek i tylko on. l juuu! - robaczki (dla katolików - owieczki). Twgl.? :)
  • Piri 26.12.2016
    Tekst wyróżniający się wśród tych, które teraz się tu ukazują. Podoba mi się, masz 5 ;)
  • Szudracz 26.12.2016
    Bardzo dobry przekaz. 5
  • Karawan 26.12.2016
    Dla ułatwienia przytoczę: “Is God willing to prevent evil, but not able? Then he is not omnipotent.
    Czy Bóg chce przeszkadzać złu, ale nie jest w stanie? Więc nie jest wszechmocny.
    Is he able, but not willing? Then he is malevolent.
    Jest w stanie ale nie ma ochoty? Więc jest złorobem, zło dziejem,(analgocznie jak czaro dziej!) - dosłownie z łaciny: zła chcący
    Is he both able and willing? Then whence cometh evil?
    Jest i mogący i chcący ? To skąd u licha jest zło?
    Is he neither able nor willing? Then why call him God?”
    Nie jest ani mogący ani chcący? To dlaczego nazywają go Bogiem?
    Duże 5 !

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania