Rytuał robienia kawy z niespodzianką
Nie wiem, czy zauważyliście ale ostatnio strasznie mało piszę. Chyba jestem znudzona, poddałam się szarej, beznadziejnej codzienności. Początkowo myślałam, że nic się u mnie nie dzieje. Obecnie stwierdzam, że dzieje się, oj dzieje się. Jestem jednak już tak zrezygnowana, że przestałam na wszelkiego rodzaju dziwactwa zwracać uwagę. Cztery lata temu wku… bym się porządnie, trzasnęła drzwiami i wróciła na nogach do kraju. Dziś chyba nic nie wyprowadzi mnie z równowagi. Np. taka sobie zwyczajna kawa…
Pijecie kawę? Ja rok temu odłożyłam. Przyjechałam do Harry’ego i Eleonory i powróciłam do nałogu. Nie będę ich winiła. Aczkolwiek z piciem kawy to moim zdaniem tak samo, jak z jedzeniem – trzeba mieć święty spokój by wytrwać w postanowieniach i czas na przygotowanie normalnych posiłków, czy napoju. A tutaj wszystko na wariackich papierach. Gdy obiad robię dłużej niż 30 min podopiecznych ogarnia niepokój. W sumie ogarnia ich już po 15 minutach. Nie wiem o co chodzi. Czy o to, że się przepracowuję, czy o to że zużywam za dużo prądu, czy być może myślą, że im dłużej gotuję, tym więcej jedzenia przyrządzam? Jednym słowem czeski film. Gotuję więc zazwyczaj ziemniaki, do tego jajko, galareta lub kiełbasa i tak w kółko. Lepsze jest spaghetti, bo ich przyrządzenie zajmuje mi 15 - 20 minut. Uszami mi to wszystko wychodzi…
No ale o kawie miała być mowa. Eleonora i Hary, gdy tu przyjechałam kawę spożywali litrami. W międzyczasie przestawili się i na kolację pijali herbatę a po obiedzie zrezygnowali z czarnego, aromatycznego napoju. W związku z upałami znowu piją trunek z kofeiną na okrągło. No ale to nie moja sprawa. Mój problem zaczyna się tam, gdzie Harry bierze się za robienie kawy. Może bardziej w momencie, gdy schodzę i pytam podopiecznych, czy chcą już ciasto, czy wolą jeszcze poczekać. Muszę pytać, pomimo że jest stała godzina na ciasto. Podopieczna jest tak uparta i pragnie mieć uczucie, że to ona o wszystkim decyduje. Więc pytam, ona mówi, że za pół godziny. Po czym słyszę, jak po pięciu minutach każe mężowi zrobić kawę.
Będąc w moim pokoju dochodzą mnie dźwięki z parteru. Podopieczny bierze się do roboty. Schodzę ponownie, by nakryć do stołu i wykonać czynności, których Harry nie wykona oraz posprzątać po czynnościach, które wykonał. Eleonora niecierpliwi się i pogania Harry’ego, który kawę rozsypuje po całej kuchni. Starzec poganiany przez żonę pogania ekspres do kawy. Ten ze stoickim spokojem w nosie ma wszystkich i przepuszcza wodę w takim tempie, jak mu się podoba – raz szybciej, raz wolniej. Czasami mam wrażenie, że im większy stres, tym urządzenie wolniej pracuje. Harry natomiast zagląda we wszystkie możliwe dziurki ekspresu. Już wtedy wiem, że sprzątając znajdę filiżankę wody w filtrze, która nie zdążyła przelecieć.
Moje przypuszczenia potwierdzają się już przy stole, gdy brakuje kawy i zamiast sześciu filiżanek mamy około czterech. Toczy się więc zawzięta dyskusja, kto wypije ową czwartą filiżankę. Ja jako że miałam roczny odwyk od kawy, w zaistniałej sytuacji zadowalam się jedną małą czarną. Wiem, że Harry ma ogromną ochotę na kawę, ale stara się za wszelką cenę dogodzić swojej pani. Zazwyczaj więc niemal całą zawartość termosu wlewa do filiżanki Eleonory (pomimo że ona się broni). Sobie zostawia łyk. Kawa podopiecznej stoi potem kilka godzin. Nie można jej wylać i muchy beztroską sobie nad nią latają. Harry z tęsknym wzrokiem i z pragnieniem spogląda na filiżankę. I tak dzień w dzień. A właściwie kilka razy dziennie.
Przestałam na to zwracać uwagę. Czasami gdy złapałam filtr z ekspresu automatycznie, nie patrząc co jest w środku, na podłogę wylała mi się jego zawartość. Przyzwyczaiłam się. Człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić.
Ale ostatnio zaobserwowałam nowe zjawisko. Harry wyłącza ekspres nie tylko wtedy, gdy woda jest we filtrze ale również wtedy, gdy znajduje się ona jeszcze w części ekspresu przeznaczonego na wodę. I tym oto sposobem wczoraj rano wlałam do ekspresu (nie sprawdzając, czy jest w nim woda) cztery filiżanki wody (na dwie osoby, gdyż do śniadania nie pijam kawy) i wsypałam dwie duże łyżki kawy. Jakie było moje zdziwienie, gdy nie patrząc, co robię, przelewałam kawę z dzbanka do termosu i zawartość dzbanka od ekspresu nie zmieściła mi się w półtoralitrowym termosie wylewając się na meble kuchenne i podłogę. Szybko się ocknęłam i zorientowałam, że w ekspresie musiała się znajdować już woda.
Dzisiaj przyszedł czas ciasta i deja vu. Jak przy rozmnożeniu chleba i wina przez samego Jezusa Chrystusa – wlewasz sześć filiżanek, wychodzi dziesięć. Spoglądam na przeźroczystą kawę (nasypałam jej przecież na sześć filiżanek a nie dziesięć) i podnosi mi się ciśnienie. Myślę sobie: "jeszcze tylko miesiąc, poza tym kilka razy wylejesz kawę na podłogę, bo ci się nie zmieści do termosu i zapamiętasz, że trzeba sprawdzić, czy poprzednim razem przez ekspres przeleciała cała jego zawartość”.
Tak to wygląda pomoc podopiecznych w gospodarstwie domowym. Aktywizacja na całego. Największa raczej dla opiekunki, która musi myśleć nie tylko na przód ale i w tył, siedzieć w chorych głowach podopiecznych, sprzątać gdy nabroją i koić nerwy na różne sposoby.
Komentarze (8)
Jest kilka powtórzeń i drobiazgów, które jednak nie psują przyjemności w czytaniu :)
Pozdrawiam i 5 :)
"Będąc w moim pokoju dochodzą mnie dźwięki z parteru." -> To zdanie jest zbudowane:
Albo: "Będąc w moim pokoju, słyszę dźwięki dochodzące z parteru. "
Albo: "Gdy jestem w moim pokoju, dochodzą mnie dźwięki z parteru."
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania