Sabiny życie w PRL-u

Rodzice umarli rok po roku. Mama na gruźlicę, ojciec po wypadku. Młodzi byli, ledwo przekroczyli trzydziestkę. Miała dwoje młodszego rodzeństwa. Zajmowała się nimi ciotka. Dużo powiedziane. Nie zajmowała, mieszkali u niej. Nie było jej to na rękę, miała swoją rodzinę i ogromnie dużo pracy na gospodarce.

Gdy Sabina ukończyła szkołę podstawową, postanowiła wyjechać do miasta. Był 1959 rok, miała 14 lat. Ciotka nie zatrzymywała jej. Spakowała parę ciuchów, dała trochę grosza. Dziewczyna przyjechała do pobliskiego miasta. Gdy wysiadła z autobusu, zgodnie z zamysłem, weszła do sklepu. Była dwa-trzy razy z ciotką w tym sklepie. Poprosiła sprzedawczynię o pomoc w wynajęciu mieszkania. Ta nie była szczególnie zdziwiona, chociaż miała przed sobą wiejskie, chude dziewczątko. Udarła kawałek papieru pakunkowego, napisała adres ołówkiem kopiowym. To było niedaleko. Stara chałupa, pokój i dość duża kuchnia. Właścicielka mieszkała w kuchni, pokój wynajmowała 3 dziewczynom. Sabina była czwarta. Spała na podłodze, na sienniku, ale cieszyła się, że ma dach nad głową. I że mieszka w mieście.

Zapisała się do zawodówki. Szybko zaczęły się praktyki. Dostawali maleńkie pieniądze, ale starczyły na skromne życie. Praktyki były w stołówce zakładowej, jedzenie za grosze. Co miesiąc ciotka podrzuciła parę jaj i ser. Tym pokrywała część należności za wynajem wspólnego pokoju. Po ukończeniu szkoły rozpoczęła pracę w stołówce.

Poznała Mietka. Pracował w dużej fabryce, mieszkał w hotelu robotniczym. Było fajnie. Co miesiąc chodzili na dancing. Po roku wzięli ślub. Już we dwoje wynajęli samodzielny pokój. Za dziewięć miesięcy urodziła pierwszą córkę. Rok później syna. Mietek przed wyjściem do pracy przynosił parę wiader wody ze studni, aby mogła ugotować dla dzieci i dla nich obiad, uprać pieluchy. Za rok kolejna córka. Nie wiedziała przez cały dzień, w co ręce włożyć. Nie stać ich było na zwykłą pralkę Franię. Syn zaczął poważnie chorować. Wilgotny pokój, ciągle suszące się pieluchy, chłód, to wszystko nie sprzyjało wyzdrowieniu. Zdana była właściwie na siebie, mąż dużo pracował, aby utrzymać niemałą rodzinę. Zaocznie uczył się w technikum. Jakoś nawet nie czuła zmęczenia. Dręczyły ją tylko ciągłe choroby dzieci.

Wpłacili wkład na mieszkanie spółdzielcze. Część pieniędzy to pożyczka z kasy zapomogowo-pożyczkowej, część mąż dostał od ojca, część dopłacił zakład pracy męża. Zostało czekać, wtedy nawet 8 lat, na wymarzone mieszkanie. Już minęły 2 lata. Oni nadal w jednym pokoju z trójką dzieci. Gdy syn w ciągu jednego roku dostał trzeci raz zapalenie płuc, wpadła w szał. Ona, odporna baba, która wiele zniosła, pękła. Najpierw zrobiła karczemną awanturę Mietkowi. Potem w nocy wymyślała plan działania. Gdy u syna wyleczono zapalenie, zabrała całą trójkę w wieku 6-5-4 lat i poszła do komitetu PZPR. Nie należała do partii, nic jej ta partia nie interesowała. Wiedziała tylko, że chwalą się, jak to pomagają towarzyszom robotnikom. W komitecie poprosiła o kontakt z samym pierwszym sekretarzem. Żaden inny, tylko pierwszy. Nie było to możliwe, w tym dniu była egzekutywa. Nie wiedziała bardzo, o co chodzi, ale na wszelki wypadek zapowiedziała, że przyjdzie następnego dnia. Poszła. Przyjął ją brzydki i niesympatyczny z wyglądu facet, trochę się wystraszyła. Stanowczo i konkretnie wyłuszczyła problem: nie mogą czekać na mieszkanie 6 lat, umrą im dzieci. Szła za ciosem, zagroziła, że nie wyjdzie, dopóki czegoś nie załatwi, choćby zastępczego mieszkania na te nieszczęsne sześć lat. Sekretarz był gburowaty. Coś tam popytał, patrzył spode łba, w końcu wyszedł. Długo siedzieli sami z dziećmi w pokoju. Pomyślała, że wezwał milicję i czeka na ich przyjazd. Gdy w końcu wrócił, powiedział krótko: w ciągu kwartału dostaniecie mieszkanie spółdzielcze. Dostali. Trzypokojowe.

Wychowali i wykształcili dzieci, doczekali gromadki wnuków. Nadal, we dwoje, mieszkają w swoim, już własnościowym mieszkaniu. Emeryci, wiele czasu spędzają razem. I często wracają we wspomnieniach do pierwszych, wspólnych lat. Niełatwych, ale dających jakąś nadzieję. Bo wprawdzie półki sklepowe nie powalały feerią kolorów i asortymentów, ale czuło się stabilizację. Gwarantowano najświętsze prawo człowieka: prawo do pracy. Spotyka się z opinią, że było to ukryte bezrobocie. A zajrzyjmy do urzędów państwowych teraz. Czyż nie ma sztucznych , na siłę tworzonych stanowisk ? Czy nie spotyka się braku kompetencji urzędników ? Więc też zatrudnieni, aby ukryć bezrobocie.

Lecznictwo, opieka socjalna – to gwarantowało poczucie bezpieczeństwa. Ufało się lekarzom, ufało się rządzącym. Lata siedemdziesiąte, dekada Gierka, był to dobry okres. Jasne, że zapisy na meble czy inny sprzęt domowy, a potem wystawanie w kolejkach , były koszmarem. Potem zakupy na talony. Wytrwali, jak wszyscy, którzy musieli się dostosować do rzeczywistości. Wczasy, kolonie dla dzieci. Koszt niewielki, każdego było na to stać. Drażni ją, jak młodzi ludzie wrzeszczą: precz z komuną !!! Jaką komuną ? Co oni wiedzą ?

Sabina z żalem patrzy na młodych ludzi, którzy błądzą jak dzieci we mgle. Większość z nich z dyplomami wyższych uczelni. I co z tego ? Żadnych perspektyw. Jak już mają pracę, ciągle żyją w stresie; bo dziś jest, jutro można ją stracić. Nie podoba jej się ten polski kapitalizm. Człowiek jest zdany na siebie, jak nigdy wcześniej. Ocenia źle dzisiejszych polityków: to ludzie bez honoru. Mąż śmieje się, że honor jej w głowie. Ale to śmiech smutny. Ona, wiejska dziewczyna, która przemierzyła długą i niełatwą drogę, nie da się omamić. Wie, co jest ważne, a co powinno być najważniejsze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Katerina 10.03.2015
    Podobało mi się. Temat poważny i dobrze go przedstawiłaś. Lekko się czytało, osobiścia nie dostrzegałm błędów :) 5
  • Ostatnio sporo tematów historycznych się pojawia. PRL to ciężki temat nawet dla historyka, poczytałem i daję 5. Pozdrawiam
  • Prue 10.03.2015
    Czytało mi się jak streszczenie większego opowiadania. Historia bardzo dobrze przedstawiona. Czytało się szybki i o dziwo przyjemnie jak na coś skróconego. Ale miałam wrażenie, że skupiałaś się na detalach. Całym przekazaniu szczerości historii. Dobrze napisane. Zdania tworzyły zgrabną całość. Dam z przyjemnością 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania